Mecz w Łodzi bez udziału publiczności

Decyzją wojewody łódzkiego spotkanie 23. kolejki II ligi, w którym zmierzymy się z Łódzkim Widzewem, zostanie rozegrane bez udziału publiczności w związku z zagrożeniem epidemiologicznym. Oznacza to, że wszystkie formy wyjazdów na ten mecz zostały odwołane.  Mecz odbędzie się 14 marca o 19:10. O transmisji z tego meczu poinformujemy w kolejnych komunikatach. 

Treningi Młodej Skry zawieszone

Z uwagi na potencjalne zagrożenia dla zdrowia i życia uczestników treningów piłkarskich prowadzonych przez Skrę Częstochowa, spowodowane rozprzestrzeniającym się koronawirusem COVID-19 oraz biorąc pod uwagę stanowisko Minister Sportu o odwołaniu wszystkich imprez sportowych, treningi Młodej Skry, zarówno dziewcząt jak i chłopców zostają zawieszone od dnia 12.03.2020 do dnia 25.03.2020.  Czas trwania zawieszenia może ulec zmianie w związku z poprawą lub pogorszeniem się sytuacji związanej z epidemią.

Turniej Skra CUP 2020 odwołany

Z uwagi na potencjalne zagrożenia dla zdrowia i życia uczestników X Ogólnopolskiego Turnieju Piłki Nożnej Skra CUP 2020 rocznika 2007, spowodowane rozprzestrzeniającym się koronawirusem COVID-19 oraz biorąc pod uwagę stanowisko Minister Sportu o odwołaniu wszystkich imprez sportowych, Turniej zostaje odwołany.  Skra CUP 2020 zostanie rozegrany po ustabilizowaniu sytuacji związanej z epidemią. 

Rozgrywki Ladies i Młodej Skry ruszą z dwutygodniowym opóźnieniem

Poniżej podajemy komunikat Komisji do spraw Nagłych Śląskiego Związku Piłki Nożnej z dnia 10.03.2020. Komisji do spraw Nagłych Śląskiego Związku Piłki Nożnej z uwagi na potencjalne zagrożenia dla zdrowia i życia uczestników piłkarskich, spowodowane rozprzestrzeniającym się koronawirusem COVID-19 oraz biorąc pod uwagę stanowisko Minister Sportu o odwołaniu wszystkich imprez sportowych, uchwałąnr2/20 KdsN z 10.30.2020 roku, przesuwa o dwa tygodnie rozpoczęcie wszystkich rozgrywek – seniorskich od IV ligi w dół, młodzieżowych i II ligi kobiet grupa 3. Pełna treść komunikatu dostępna jest pod adresem http://www.slzpn.katowice.pl/slaski/zpn/aktualnosci/4037/wszystkie-mecze-zaplanowane-na-najblizszy-weekend-zostaly-odwolane?fbclid=IwAR2J8_Od7RU_Co6axpe6fJ2PA6rHA3pcCgkj3vNU-ZG3v805toO0h5jEi9A  

Co musisz wiedzieć o koronawirusie?

W związku z rozprzestrzenianiem się wirusa COVID-19, zwanym potocznie koronawirusem zachęcamy do zapoznania się z materiałem wideo przygotowanym przez Ministerstwo Zdrowia.  W przypadku podejrzewania u siebie zakażenia należy bezzwłoczenie zgłosić się do Szpitala Zakaźnego – w Częstochowie znajduje się on pryz ulicy PCK 7. Pełny adres: Wojewódzki Szpital Specjalistyczny im. N.M.P., ul. Polskiego Czerwonego Krzyża 7 Wszystkie informacje na temat wirusa znajdują się na specjalnie przygotowanej stronie: https://www.gov.pl/web/koronawirus

OGLĄDAJ NA ŻYWO MECZ SKRA – ELANA!

Już dziś (07.03) zainaugurujemy ligową wiosnę na stadionie przy ulicy Loretańskiej. O godzinie 13.30 Skra podejmować będzie Elanę Toruń. Niezwykle miło nam poinformować, że transmisję wideo z tego spotkania wszyscy kibice będą mogli bezpłatnie oglądać na naszym kanale YouTube’a. Zapraszamy do subskrybowania kanału Skry i oglądania transmisji pod tym linkiem:

(6) Ludzie Skry: poznajcie Tomasza Musiała

Śmiało można powiedzieć, że ze Skrą związany jest od zawsze. Jest wychowankiem naszego klubu, występował jako piłkarz na boisku, później łączył to zajęcie z funkcją trenera, następnie prowadził drużynę z ławki, by wreszcie zostać wiceprezesem ds. piłki młodzieżowej. Piłka w wydaniu najmłodszych, szkolenie, akademia czy organizacja klubu to jego największy konik. Inspiracji stara się szukać w różnych miejscach, kilka pomysłów podpatrzonych podczas stażu w Holandii przeszczepił do Skry. O kim mowa? W tym tygodniu przybliżamy postać Tomasza Musiała. Wspólnie z wiceprezesem Piotrem Wierzbickim jesteście najdłużej związani ze Skrą. Pan również występował w Skrze jako zawodnik. Zacznijmy właśnie od tych początków. – Tak, ja jestem w ogóle wychowankiem Skry Częstochowa. Próbowałem sobie to odtworzyć przed naszą rozmową. Mnie do Skry ściągnął trener Marek Pawłowski, obecny trener Ajaksu Częstochowa. Pamiętam, że nabory odbywały się na boisku Włókniarza na Zawodziu, gdzie wówczas mieszkałem. To był jeśli dobrze pamiętam 1986 rok. Było ogłoszenie w szkole, że sekcja piłki nożnej Skry ogłasza nabór dla zawodników. Wtedy poszedłem po raz pierwszy, to był nabór chyba do drużyny trampkarzy. Ta przygoda ze Skrą trwała kilka lat, a potem trener Gothard Kokott ściągnął mnie do Rakowa i tam też kilka ładnych lat spędziłem pod okiem trenerów Kokotta i Dobosza. Dostałem bardzo fajne szlify trenerskie, miałem od kogo się uczyć. Do Skry powróciłem w 1999 roku. Prezes Mariusz Wieczorek zaproponował mi współpracę. Zacząłem od tworzenia grupy młodzieżowej, bo wtedy niewiele w Skrze się działo. Była to grupa, która obecnie jeszcze biega po boiskach, nazwiska takie jak Woldan, Hoffman, Ciszewski. To była bardzo ciekawa ekipa. Zdobywałem wtedy pierwsze doświadczenie trenerskie. Jak dziś na to patrzę, to nie wiadomo kiedy minęło 21 lat jak jestem w Skrze. Rozumiem, że zamiana stroju piłkarskiego na dres trenerski przeszła dość płynnie? – Prowadząc ten zespół pod koniec lat 90-tych byłem jeszcze czynnym zawodnikiem, próbowałem to łączyć, ale wiadomo, że jest to dość ciężka rzecz. Grywałem wtedy jeszcze trochę, choć lepiej chyba będzie powiedzieć – bywałem na boisku niż grywałem. W Skrze obecnie jest pan wiceprezesem ds. piłki młodzieżowej. Skąd pasja właśnie do piłki w tym najmłodszym wydaniu? – Przeszedłem wszystkie te szczeble w klubie, gdzie pod koniec lat 90-tych w zasadzie nic nie było. Brakowało sprzętu, boiska. Musiałem być trenerem, wychowawcą, czasami „rodzicem”, czasami gospodarzem, często musiałem prać stroje drużyny, organizowałem wyjazdy, więc naraz uczyłem się wielu rzeczy, poznając je w zasadzie od kuchni. Cieszy mnie to, bo stworzyliśmy wspólnie z ludźmi, którzy tu pracują coś z niczego. Coś co nie istniało i było w zasadzie do likwidacji przeistoczyliśmy w fajnie działającą firmę. To mnie bardzo cieszy, a kolejne projekty, które rozwijamy zajmują nam mnóstwo czasu. Jednak efekty, które są dają nam radość i zadowolenie z tego co wspólnie tworzymy. Jednym z kluczowych projektów Skry jest Akademia. Pamięta pan pierwszy nabór do niej? – Pierwszym rocznikiem z prawdziwego zdarzenia był 2000. W dwa dni przyszło ponad 80 osób na pierwszy etap selekcji. To był bardzo dobry rocznik i w Częstochowie mieliśmy naprawdę duże sukcesy. Ten rocznik prowadził m. in trener Robert Siuda. Później bardzo konsekwentnie rozwijaliśmy naszą Akademię, a teraz wygląda to już naprawdę bardzo fajnie. Kolejny projekt to Szkoła Mistrzostwa Sportowego „Nobilito”. To chyba kolejny projekt, który daje dużą satysfakcję? – Pomysł narodził się cztery lata temu, jak mieliśmy styczność z GTF-em, czyli Grupą Trenerów Futbolu. Rozmawialiśmy wiele nad tym, jak usprawnić szkolenie, jak ułatwić dzieciom i rodzicom profesjonalny trening. Padł pomysł utworzenia szkoły. Ja zwiedziłem też kilka SMS-ów w Polsce, pojechałem zobaczyć jak to wygląda i na bazie tego zbudowaliśmy program tego wszystkiego co teraz funkcjonuje w „Nobilito”. Cały czas ten program zresztą uaktualniamy i projekty, które być może niedługo ujrzą światło dzienne będą jeszcze fajniejsze. Szkoła się rozbudowuje, widzimy efekt pracy tych wszystkich grup, mamy to usystematyzowane. Dzieci mają czas wolny po szkole o 16.30. Coraz więcej rodziców obdarza nas zaufaniem i dzieciaki z różnych rejonów Częstochowy jak i okolicznych miejscowości mogą trenować. Mamy nawet dzieci, które codziennie dojeżdżają do szkoły ponad 100 kilometrów, to pokazuje że projekt idzie w dobrym kierunku. Dewizą Skry zawsze była gra swoimi wychowankami, ludźmi z Częstochowy. Jak obecnie wygląda scouting w naszym klubie? – Obecnie trzech trenerów zajmuje się scoutingiem. Nie wygląda to może tak jak w tych największych akademiach, ale staramy się działać na miarę naszych możliwości. Cieszy mnie to, bo tej zimy pozyskaliśmy sześciu zawodników do Szkoły, co jest bardzo ważną rzeczą, bo przekonać kogoś w okresie przejściowym między semestrami naprawdę nie jest łatwo. Cały czas pracujemy, trenerzy Czok, Suszczyk i Pikoń robią bardzo fajną robotę. Mamy kolejnych zawodników, którzy przychodzą. Piszą do nas nawet rodzice dzieci z Ukrainy, którzy chcą się przeprowadzić do Polski, kiedy mogą przyjechać na testy. Mieliśmy pismo rodzica zawodnika, który trenuje w Dynamie Kijów. To tylko pokazuje, że nasi scouci dobrze działają. Zobaczymy jak wypadną kolejne testy, które zaplanowaliśmy na 5-6 kwietnia. Na chwilę przenieśmy się jeszcze w czasie. Pamięta pan budowę pierwszego trawiastego boiska przy Loretańskiej? – Minęło już trochę czasu od tamtej budowy, licznik szybko bije. Pamiętam, jak tworzyliśmy to od podstaw. Dużą satysfakcję sprawiało mi jak dosiewaliśmy jakąś trawę, jeździłem za jakąś specjalną agrowłókniną, podlewaliśmy to. Będąc na urlopie zastanawiałem się ile za 2-3 tygodnie tej trawy urośnie. Poznałem działalność klubu naprawdę od podstaw, staramy się dobrze wykorzystać tą wiedzę dalej. To były fajne czasy, bo byliśmy odpowiedzialni za wszystko, mogliśmy dzięki temu zebrać bardzo dużo doświadczenia. W swoim CV może się też trener Musiał pochwalić stażem zagranicznym, konkretnie w Holandii. – Byliśmy w NEC Nijmegen, mieliśmy tam spotkania załatwione przez trenera Jacka Moskwę. Pojechaliśmy z grupą kilku trenerów z województwa śląskiego do zespołu, który grał w drugiej lidze holenderskiej i tam mieliśmy z edukatorem holenderskiego związku tygodniowe wykłady, jeśli dobrze pamiętam nazwisko to nazywał się Van Hoppen. Dało nam to bardzo dużo ciekawych informacji, wykłady odbywały się po angielsku. Mogliśmy zwiedzić ich bazy i przyglądać się treningom, rozmawiać z niektórymi trenerami na obiektach NEC Nijmegen czy PSV Eindhoven. Dla nas było to naprawdę ogromne doświadczenie, to był duży przeskok. Zobaczyliśmy inną mentalność prowadzenia zajęć. Był z nami wtedy również obecny trener pierwszego zespołuCzytaj więcej

(5) Ludzie Skry: poznajcie Piotra Wierzbickiego

Choć nie urodził się w Częstochowie, to ze Skrą jest związany najdłużej z wszystkich obecnych działaczy i pracowników. Zaczynał jako junior na boisku i wkręcił się tak bardzo, że od wielu lat pełni funkcję wiceprezesa. 14 lat temu wspólnie z Arturem Szymczykiem i Tomaszem Musiałem podjęli decyzję, że zaczną pisać nową kartę naszego klubu. Przeszedł ze Skrą drogę od A klasy do drugiej ligi. Który awans zapamiętał najbardziej? Czy przed laty marzył o szczeblu centralnym? Jak przeżywa dzień meczowy? W cyklu “Ludzie Skry” możecie poznać dziś bliżej wiceprezesa Piotra Wierzbickiego. Może nie wszyscy wiedzą, ale wiceprezes Piotr Wierzbicki jest najdłużej związaną ze Skrą osobą pośród wszystkich, którzy obecnie tworzą klub z ulicy Loretańskiej. Początki sięgają kariery zawodniczej. Jak to wszystko się zaczęło? – Chyba spokojnie można powiedzieć, że jestem dzieckiem Skry i faktycznie chyba jestem związany z klubem najdłużej razem z Tomkiem Musiałem. Ja do klubu trafiłem w 1989 roku, kiedy to przyszedłem na pierwszy trening drużyny juniorów do trenera Chojnackiego. Miałem wtedy 14 lat. Dlaczego tak późno? Bo do 1984 mieszkałem w Szczecinie, moim pierwszym klubem była Stocznia Szczecin. Rodzice przeprowadzili się do Częstochowy, mieszkaliśmy na Tysiącleciu i tam praktycznie nie było żadnego klubu. Skra była pod Jasną Górą, Raków na drugim końcu miasta, które słabo znałem. Wybrałem Skrę, bo namówili mnie do tego koledzy z osiedla. W lidze zadebiutowałem w meczu z Pasjonatem Dankowice. To było w czwartej lidze, jeśli dobrze pamiętam w 1993 roku, w klasie maturalnej. To były trudne czasy dla klubu, drużyna została wycofana z rozgrywek. Ja zostałem wypożyczony na pół roku do Kiedrzyna, potem wróciłem do Skry już w klasie okręgowej. Z braku pieniędzy i organizacji poziom sportowy cały czas się obniżał. Nie mieliśmy swojego boiska, graliśmy przy Dąbrowskiego. W pewnym momencie groził nam nawet spadek do B klasy. Pamiętam taki przegrany mecz z Kamykiem, w którym popełniłem duży błąd, zagrałem głową do bramkarza i go przelobowałem. Przegraliśmy mecz o utrzymanie, ale jakaś drużyna się wycofała i nie spadliśmy. Później stałem się członkiem zarządu Skry zastępując Leszka Małagowskiego. Prezesem był wtedy Mariusz Wieczorek. Zacząłem się wtedy uczyć organizacji klubu. Powstawał wówczas zalążek ciekawej inicjatywy, ale do 2006 roku nic nie drgnęło. Była to taka egzystencja. Śmiało można chyba powiedzieć, że 2006 był takim przełomowym rokiem dla Skry? – Tak, wtedy było naprawdę kiepsko. Pojechałem wtedy do Artura Szymczyka z firmy “Michaś”, którego poznałem, bo zgłosił się wcześniej do nas, aby jego drużyna zakładowa rozgrywała u nas mecze. W klubie nie było już na nic pieniędzy. Graliśmy już wtedy przy Loretańskiej. Mieliśmy wtedy tylko melaminę, która była zalążkiem szatni, w której można było po meczu się wykąpać. Groziło nam wycofanie z A klasy, a mieliśmy fajny rocznik zawodników 1988-1989, z którego byli m.in. Mateusz i Przemek Woldanowie. Szkoda było wtedy to wszystko stracić. Poprosiłem Artura o wsparcie w zamian za stanowisko prezesa, on się zgodził i zaczęliśmy budowanie klubu na nowych zasadach. Z Arturem minęliśmy się też w Skrze na boisku, bo jak ja zaczynałem trenować w 1990 roku, to on akurat kończył. Od 2007 roku rozpoczęliśmy lot wznoszący i fajniejsze czasy dla Skry. Przez te wszystkie lata trochę tych awansów było. Od A klasy aż do drugiej ligi. Jakie to były emocje w tych punktach kulminacyjnych, w decydujących meczach? – Bardzo dobrze pamiętam sezon w klasie okręgowej. Z A klasy awansowaliśmy jako drużyna, która nie przegrała meczu. Mieliśmy wtedy młodą drużynę, wrócili do nas z SMS-u Bielsko-Biała Woldan i Ryś. Byliśmy pierwszym klubem w regionie, który przeszedł na płaskie ustawienie 4-4-2. Okręgówkę w tym systemie też wygraliśmy bez przegranego meczu. Na pierwszy mecz jechaliśmy do Boronowa i już w 7. minucie Maciej Szczerba dostał czerwoną kartkę. Jako beniaminek w pierwszym meczu grając w dziesiątkę przez niemal całe spotkanie wygraliśmy 3:0. W drugim meczu graliśmy z Lotem Konopiska uważanym wtedy za jedną z najlepszych drużyn w tej lidze, w której nota bene czołowym strzelcem był Sebastian Rajek… … To nie rodzina (śmiech) – Był to naprawdę niezły piłkarz jak na tą ligę. Mieli mocny skład, a my wygraliśmy ten mecz 4:1. Nasza drużyna świetnie wtedy grała i zrobiliśmy kolejny awans. Po awansie do czwartej ligi zrobiliśmy pierwszy wielki transfer. Postanowiliśmy ściągnąć Remigiusza Hudka, przyjechał negocjować kontrakt na nasz obiekt przy Loretańskiej. Były już na nim ławeczki, płot pomalowany na biało, piłko chwyty, ale szatnie nadal były w melaminach. Ten chłopak przyjechał, zamknęliśmy się w tej melaminie i zaczęliśmy rozmawiać o poważnym kontrakcie (śmiech). To był nasz pierwszy poważny transfer, ale trafił do nas wtedy również obecny zawodnik Widzewa Łódź Daniel Tanżyna. Wypożyczyliśmy go wtedy na rundę wiosenną z Odry Wodzisław, ale z czwartej ligi nie udało nam się awansować już tak szybko, mimo że mieliśmy takie plany. Awansowaliśmy sezon później i w pierwszym sezonie w trzeciej lidze zajęliśmy drugie miejsce w tabeli. Wracając do takich pamiętnych meczów to na pewno przypomina mi się mecz jeszcze z okręgówki z MLKS Woźniki. To była bardzo mocna ekipa, która wszystko wygrywała. Po bardzo emocjonującym meczu wygraliśmy tam 3:2. Po raz pierwszy pojechaliśmy wtedy swoim oklejonym autokarem, z nowym kompletem wyjściowych koszulek. Dla nas były to wtedy duże nowości. clip z meczu MLKS Woźniki – Skra (20.05.2009) – ZOBACZ Zostańmy jeszcze chwilę przy awansach skupiając się na tym ostatnim z 2018 roku do drugiej ligi. – Tego awansu trudno nie pamiętać, to były olbrzymie emocje. Nasłuchiwaliśmy wyniku z Polkowic, gdzie grała Ślęza Wrocław. Jako Radio FON, w którym działasz przeprowadzaliście wtedy bardzo fajną transmisję wideo z tego meczu, była świetna realizacja z kilku kamer. To wszystko było bardzo emocjonujące. Jak już się dowiedzieliśmy, że mamy awans to feta trwała długo. To było ukoronowanie pracy naszego zarządu po 12 latach. Mało kto z nas przed laty się spodziewał, że dojdziemy tak wysoko i będziemy wśród 52 najlepszych klubów w Polsce. Doszliśmy do tego praktycznie od zera, jedynie własnymi chęciami. Przy stosunkowo niskim budżecie wykonaliśmy kawał dobrej roboty. Mamy w Częstochowie wielu działaczy, którzy robią fajne wyniki. Częstochowa może sportem stać, ale bez większego wsparcia magistratu ciężko to będzie zrobić. Potencjał ludzki natomiast jest ogromny.   Jak w 2006 obecnyCzytaj więcej

VI Spotkanie Loży Biznesowej Skra Business Lounge

Gościnne progi Ristorante Club Allegro przy ulicy Czartoryskiego w Częstochowie były miejscem spotkania VI Otwartego Spotkania Loży Biznesowej Skra Business Lounge. Blisko 100 przedsiębiorców, zarówno tych już zrzeszonych wokół naszego projektu, jak i zupełnie nowych miało kolejną okazję do zjedzenia wspólnego lunchu i nawiązania kontaktów biznesowych. To właśnie możliwość rozwoju własnego biznesu jest najważniejszym aspektem tej działalności. Przypomnijmy, że Lożę Skry od innych tego typu projektów wyróżnia to, że szczególny nacisk kładziemy na jakość indywidualnej relacji. Klub dba o to, by wśród członków nie tworzyć wewnętrznej konkurencji. Oczywiście wszystkie kontakty i kooperacje w klubie piłkarskim nie mogłyby istnieć bez piłki nożnej. Tutaj Skra dla swoich członków przygotowała wiele ciekawych propozycji, z których najbardziej atrakcyjną w najbliższym czasie wydaje się być wspólny wyjazd na mecz z Widzewem Łódź (14.03). Możliwość obejrzenia ligowego meczu Skry w komfortowym skyboksie, na jednym z najnowocześniejszych polskich stadionów, w obecności kilkunastu tysięcy kibiców to z pewnością nie lada gratka. Sądząc po wstępnym zainteresowaniu, liczba chętnych może przerosnąć możliwości wydzielonej loży, zatem jak powiedział prowadzący spotkanie Bartosz Błach: „kto pierwszy, ten lepszy”. Klub będzie kontynuował również wspólne oglądanie przy Loretańskiej meczów reprezentacji Polski. Stale rosnące zainteresowanie firm i przedsiębiorców naszym projektem niezwykle cieszy i motywuje do dalszego rozwoju. W najbliższym czasie można się spodziewać kolejnych nowych pomysłów i niespodzianek dla naszych członków.

(4) Ludzie Skry: poznajcie Mateusza Strączyńskiego

W naszym cyklu staramy się wam jak najszerzej uchylić drzwi do naszego klubu i dać poznać osoby, które działają w Skrze. W tym tygodniu czas na rozmowę z osobą, która mówi do was podczas meczów na “Lorecie” – spikerem Mateuszem Strączyńskim. Ta interesująca rozmowa przybliży wam nieco specyfikę tej pracy, dowiecie się czy trudno jest uzyskać certyfikat PZPN, możecie też bliżej poznać prywatne zainteresowania Mateusza. Miłej lektury. Od dłuższego czasu kibice, którzy uczęszczają na mecze Skry są zaznajomieni z twoim głosem, pełnisz rolę spikera podczas meczów. Pamiętasz jak to się zaczęło? – Oczywiście! Dokładnie 14 marca 2015 roku. Wtedy to spikerowałem pierwszy mecz na Skrze. To było spotkanie inaugurujące rundę wiosenną, występowaliśmy wtedy w trzeciej lidze, trenerem był Piotr Mrozek. Wygraliśmy 1:0 z Polonią Łaziska Górne, a bramkę zdobył… chyba Piotr Andrzejewski. Pamiętam, że przed pierwszym meczem lekki stresik był, choć ja już od blisko dziesięciu lat pracuję z mikrofonem. Przed przyjściem do Skry blisko współpracowałem z ośrodkiem sportu w Olsztynie, a kibice częstochowskiej piłki mogą kojarzyć mnie z prowadzenia strony Sokoła Olsztyn, która nieskromnie przyznam w latach swojej świetności była jedną z najlepszych stron klubowych w regionie. Do Skry jak dobrze pamiętam trafiłem przez ogłoszenie. Skra szukała spikera, zgłosiłem się i po rozmowach z Piotrem Wierzbickim i Tomaszem Musiałem, prezesi postanowili mi zaufać i mam nadzieję, że decyzji nie żałują. I tak już od pięciu lat można mnie usłyszeć na Lorecie. Możesz pochwalić się certyfikatem PZPN. Ciężko jest uzyskać uprawnienia spikerskie? – Posłużę się przykładem Mateusza Szuwary, który razem ze mną zdobywał certyfikat spikera PZPN. To chłopak, który jest niepełnosprawny, jeździ na wózku, a mimo to miał w sobie tyle chęci i samozaparcia, że zorganizował zbiórkę pieniędzy, dostał się na kurs, zdobył uprawnienia i teraz jest drugim spikerem Górnika Łęczna. Jak widać zatem dla chcącego nic trudnego. Jeśli chodzi o sam kurs spikerski, który organizuje Polski Związek Piłki Nożnej, muszę przyznać, że zrobił on na mnie ogromne wrażenie. Możliwość zaczerpnięcia wiedzy i doświadczeń od najlepszych polskich spikerów, w tym spikera reprezentacji, cenionych dziennikarzy, językoznawców, to naprawdę świetna sprawa. Widać, że PZPN w wielu aspektach funkcjonuje jak dobrze naoliwiona machina. Powiedz, co takiego jest najfajniejsze w tej pracy? Ludzie, którzy pracują z mikrofonem zazwyczaj mają dużą satysfakcję z pracy. W twoim przypadku jest podobnie? Daję ci to dużo frajdy? – Oj tak, zdecydowanie trzeba to lubić. Ja kończyłem dziennikarstwo, wcześniej pracowałem też w różnych mediach, więc spikerowanie jest dla mnie przede wszystkim pasją i w jakimś stopniu też spełnieniem ambicji. Poza tym atmosfera w klubie, ludzie którzy tutaj pracują, sprawiają, że zawsze z wielką radością przyjeżdżam do klubu. Spiker podczas meczu powinien być bezstronny, ale pracując w Skrze na pewno w jakimś sensie zżyłeś się z tym klubem. Masz czasami z tym problem podczas spotkań, czy zawsze starasz się powstrzymać emocje? – Bywa, że spiker czasem jest mylony z komentatorem. Tymczasem spiker musi właśnie być bezstronny, jakiekolwiek komentowanie decyzji sędziego czy boiskowych sytuacji nie wchodzi w grę. Oczywiście po strzelonych golach można dać upust emocjom. Muszę przyznać, że ja zachowuję zimną krew, chyba jeszcze nigdy nie dałem się ponieść emocjom tak by powiedzieć o dwa słowa za dużo przez mikrofon. Choć mecze z Widzewem Łódź czy Ruchem Chorzów, gdzie atmosfera na trybunach też jest gorąca, powodują dodatkowe emocje. Nie pytam czy interesujesz się piłką nożną, bo to chyba oczywiste, ale może powiesz coś więcej o swoich innych zainteresowaniach? – Potwierdzam, że sport i piłka nożna są na pierwszym miejscu. Obejrzenie minimum 3-4 meczów w weekend to już obowiązek. Na co dzień pracuję w sklepie z branży komputerowej, doradzam klientom inteligentny wybór, praca jest jednocześnie moją pasją, więc nic co jest związane z nowymi technologiami, sprzętem elektronicznym, nie jest mi obce. Do porannej kawy lubię posłuchać dobry podcast o nowych mediach, grach, filmach czy zjawiskach w kulturze. Dla zainteresowanych polecam podcast Rock&Borys. Poza tym jestem kinomanem, potrafię pożerać seriale Netflixa w zastraszającym tempie. Nasza drużyna wzmocniła się pięcioma nowymi zawodnikami. Myślisz, że zbliżająca się runda wiosenna może być udana, a ty często będziesz mógł informować kibiców o bramkach dla Skry? – Muszę przyznać, że „na papierze” przed tą rundą wyglądamy na mocnych i już sparingi pokazują, że możemy z niecierpliwością czekać na wznowienie zmagań w lidze. Na pewno cieszy, że Skrę wzmacniają kolejni zawodnicy związani z naszym regionem czy nawet samą Częstochową. Takie przywiązanie do miasta sprawia, że dużo łatwiej jest się zaaklimatyzować w drużynie. Wierzę i ufam teamowi Pawła Ściebury. To co warto też podkreślić to ciągłość pracy w zespole. Proszę zauważyć, że po trenerze Mrozku drużynę przejął jego asystent Jakub Dziółka, potem z kolei Paweł Ściebura, który był asystentem trenera Dziółki. Uważam, że ta ciągłość pracy i brak nerwowych ruchów to przepis na sukces. Przed meczem przygotowujesz się do niego w jakiś sposób czy wszystko wychodzi spontanicznie? – Dobre przygotowanie to podstawa. Zazwyczaj dzień przed meczem staram się poświęcić godzinę lub dwie na zrobienie podstawowych notatek. Aktualna tabela, rozkład meczów, informacje o drużynie gości, takie zapiski warto mieć pod ręką. W dniu meczu pracę rozpoczynam około dwie i pół godziny przed pierwszym gwizdkiem. Sprawdzam nagłośnienie, później razem z kierownikiem ds. bezpieczeństwa, dowódcą ochrony i ewentualnie Policją mamy spotkanie z delegatem meczowym PZPN, gdzie omawiamy przygotowanie klubu do meczu, ewentualne zagrożenia itp. Przed samym meczem, kiedy trybuny zaczynają się zapełniać też działam według harmonogramu, minutowo mam rozpisane wejścia z mikrofonem. W odpowiednim momencie musi też nastąpić prezentacja naszego składu z udziałem Skrzaków, wszystko musi się zazębiać. Do pierwszego meczu na Lorecie jeszcze trochę czasu. 7 marca gramy z Elaną Toruń. Czekasz już z niecierpliwością na to spotkanie? – Jasne, ja już się nie mogę doczekać. Przy okazji zapraszam wszystkich kibiców na ten mecz, zagramy w sobotę 7 marca, prawdopodobnie o godzinie 13:30. Mam nadzieję, że będziemy mieli okazję usłyszeć się w tym sezonie na Lorecie wiele razy. Rozmawiał Mariusz Rajek