W pierwszy weekend grudnia zostanie rozegrana ostatnia w tym roku – 20. już seria gier na boiskach Fortuna 1 Ligi. Skra kończyć ten niezwykle udany pod wieloma względami rok kończyć będzie na stadionie w Rzeszowie, choć formalnie to my będziemy gospodarzami starcia z Resovią. Wygrana sprawi, że przynajmniej od strony sportowej dla naszej drużyny będzie to spokojna zima. Resovia to pod wieloma względami klub podobny do naszego. W tym samym sezonie – 2017/2018 zarówno my jak i rzeszowianie awansowaliśmy na szczebel centralny – do drugiej ligi. Do bezpośredniego zaplecza ekstraklasy rzeszowianie dostali się sezon wcześniej, zresztą podobnie jak Skra – po barażach. Obecne rozgrywki są dla nich drugim sezonem w Fortuna 1 Lidze. Podobnie jak my gracze Resovii nie mają również stadionu, który spełniałby wymogi pierwszej ligi. Są jednak o tyle w lepszej sytuacji, że taki stadion w Rzeszowie się znajduje. To stadion miejski, z którego na co dzień korzystają żużlowcy oraz lider eWinner w Ligi – Stal. To na nim jutro rozegrany zostanie mecz, którego formalnym gospodarzem będzie nasz klub. Z większością naszych tegorocznych rywali mierzyliśmy się po raz pierwszy, ale akurat z Resovią mieliśmy się już okazję konfrontować, na trzecim szczeblu rywalizacji. Na boiskach drugiej ligi był to dla nas rywal dość niewygodny. W sezonie 2018/2019 przegraliśmy na „Lorecie” 0:2, w stolicy Podkarpacia padł wówczas remis 2:2. Sezon później dla odmiany zremisowaliśmy bezbramkowo u siebie, by polec w Rzeszowie 0:2. Na wygraną musieliśmy poczekać do 12 sierpnia tego roku. Gol Maćka Masa z 57. minuty dał nam zarazem pierwszą, historyczną wygraną na boiskach Fortuna 1 Ligi. Przed startem obecnych rozgrywek Resovia plany miała ambitne, sięgające nawet baraży o ekstraklasę. Patrząc całościowo na 19 kolejek, które za nami rozczarowała jednak nieco swoich kibiców. Z 24 punktami rzeszowianie zajmują 12. miejsce w tabeli tracąc trzy oczka do naszego zespołu. Z powodu wykrytych w klubie zakażeń Covid-19 rywale mieli przymusową przerwę, którą nadrabiają w ostatnich dniach. W środę (1.12) w zaległym spotkaniu z GKS-em Katowice zremisowali 2:2. – Dwukrotnie w tym meczu przegrywaliśmy, dlatego mojej drużynie należą się brawa. Bardzo ciężki mecz, który układał nam się fatalnie. W pierwszej połowie musieliśmy zmienić dwóch zawodników, którzy byli planowani do grania od początku. Szanujemy punkt, jest to kolejny mecz bez porażki. Dwa tygodnie nie mogliśmy trenować, teraz gramy co trzy dni i to na pewno też odbija się na naszej grze. W Tychach zagraliśmy bardzo dobre spotkanie, które kontrolowaliśmy, z GKS-em tak prowadzić gry nam się nie udało. Sił i zdrowia musi nam starczyć jeszcze na sobotni mecz ze Skrą. Będą nas w nim interesowały tylko trzy punkty – mówił po spotkaniu z katowiczanami trener Dawid Kroczek. Rzeszowianie do starcia ze Skrą z całą pewnością podchodzą z nadzieję na wygraną, ale zdają sobie sprawę, że nasza drużyna jest w obecnych rozgrywkach rywalem wyjątkowo niewygodnym. – Z pewnością chcielibyśmy zakończyć ten rok zwycięstwem. Od kilku kolejek stale punktujemy, przeplatając remisy zwycięstwami, dlatego dorzucenie trzech ligowych punktów da nam sporo radości. Wiemy jednak, że przyjdzie nam zmierzyć się z drużyną, przeciwko której gra się ciężko. Pomimo faktu bycia beniaminkiem Skra całkiem nieźle odnalazła w krótkim czasie swoje miejsce w lidze. To groźny i momentami nieobliczalny rywal, który zaskoczyć może dyspozycją dnia. Dorobek 27 punktów nie jest dziełem przypadku. W pierwszym starciu obu ekip musieliśmy uznać wyższość Skry. Myślę, że czas na wyrównanie rachunków. Zwycięstwo, na które liczymy w Rzeszowie da nam jeszcze więcej komfortu pracy w okresie zimowej przerwy. Myślę, że w nowym roku będzie jeszcze ciekawiej – mówi Paweł Bukała, rzecznik prasowy klubu z Podkarpacia. Trener Jakub Dziółka podobnie jak to miało miejsce przed ostatnim meczem z ŁKS-em w Łodzi (0:0) będzie miał do dyspozycji wszystkich zawodników poza kontuzjowanym Kamilem Wojtyrą. Do meczu z rzeszowianami mamy pełne prawo przystępować z nadziejami na zwycięstwo. – Wiemy już czego możemy oczekiwać w tej lidze, znamy przeciwników. Zdajemy sobie sprawę, że wciąż bardzo dużo pracy przed nami. Do ostatniego w tym roku meczu z Resovią chcemy się przygotować jak najlepiej, aby tam po raz drugi zapunktować – mówi szkoleniowiec Skry. Może starcie 9. z 12. aktualnie drużyną nie będzie największym hitem 20. kolejki Fortuna 1 Ligi, ale emocji w Rzeszowie zabraknąć nie powinno. Języczkiem u wagi z pewnością będzie również to, która z drużyn lepiej poradzi sobie w mało sprzyjających grze w piłkę warunkach. Wedle serwisu yr.no w późnych godzinach wieczornych jutro na Podkarpaciu termometry wskazywać będą temperaturę poniżej zera. Pierwszy gwizdek sędziego Alberta Różyckiego z Łodzi zaplanowano na godzinę 20.30. Transmisja tradycyjnie w aplikacji Polsat Box Go. Mariusz Rajek
Autor: Mariusz Rajek
„Powrót do kadry był jak kamień z serca” – rozmowa z Nikodemem Sujeckim
Nikodem Sujecki to 18-letni, uzdolniony bramkarz, który przed obecnym sezonem dołączył do Skry z Olimpii Grudziądz. W pierwszych dwóch kolejkach pojawił się w podstawowym składzie, ale później zastąpił go mający rewelacyjną rundę Mateusz Kos. Młody bramkarz przyznaje, że w pierwszych spotkaniach nie pokazał pełni swych możliwości, a decyzję sztabu oczywiście uszanował. Czy liczy na więcej grania w najbliższym czasie? Jak czuje się w naszym mieście? Ile dały mu powołania do kadry U-19? Odpowiedzi na te oraz inne pytania w tej rozmowie. Zagrałeś Nikodem tylko dwa spotkania w barwach Skry. Nie da się ukryć, że pewnie liczyłeś na trochę więcej występów? – Na pewno liczyłem, że tych minut będzie więcej. Sam wiem po sobie, że w tych dwóch pierwszych meczach nie zaprezentowałem w pełni swoich umiejętności. Po dwóch meczach usiadłem na ławce rezerwowych i musiałem jednak tę decyzję uszanować. Mateusz Kos jest teraz w takiej formie, że chyba ani myśli dopuścić młodzież do bramki. Jak wam, tobie i Bartkowi Neugebauerowi pracuje się na treningach? Można coś podpatrzeć u starszego kolegi? – Atmosfera na treningach jest bardzo dobra. Rywalizacja napędza mnie i „Kosika”. Od samego początku złapaliśmy dobry kontakt i widać między nami dobrą więź, ale przede wszystkim duży szacunek. Każdego dnia można podpatrzeć dużo rzeczy, które staram się wdrażać w swoją grę. Trenerem bramkarzy w naszym klubie został przed tym sezonem Andrzej Bledzewski, w przeszłości duży talent mający sporo występów w ekstraklasie. Jak się oceniasz treningi pod kątem stricte bramkarskim? – Trener Bledzewski jest bardzo dobrym trenerem, ale przede wszystkim dobrym człowiekiem, dlatego te treningi sprawiają dużą satysfakcję i radość. Treningi są bardzo różnorodne, można z nich dużo wynieść. Zapewne jedną z najlepszych rzeczy jesienią były dla ciebie powołania do kadry U-19. Jak wspominasz zgrupowania reprezentacji? Dostałeś sygnały, że możesz liczyć na kolejne zaproszenia? – Powrót do młodzieżowej reprezentacji był w jakimś sensie kamieniem z serca. Bardzo długo liczyłem na kolejne powołanie, na które w pełni sobie zapracowałem. Reprezentowania kraju to wielka odpowiedzialność i zaszczyt. Niestety nie udało nam się przejść turnieju eliminacyjnego, więc nie będzie następnych powołań do kadry U-19, ale ten czas będę wspominał dobrze. Spodziewałeś się przychodząc do Częstochowy, że Skra tak dobrze będzie sobie radzić w Fortuna 1. Lidze? Bardzo ciężko strzelić nam bramkę, prawie ich nie tracimy nie licząc niedawnego meczu z Koroną. – Myślę, że każdy skazywał nas na pożarcie i byliśmy głównym kandydatem do spadku w oczach ekspertów. Mimo wszystkich meczów na wyjazdach radzimy sobie świetnie i pokazujemy, że jesteśmy bardzo dobrą drużyną. Twój poprzedni klub – Olimpia Grudziądz jest już w ćwierćfinale Pucharu Polski i lideruje swojej grupie III ligi. Śledzisz poczynania byłych kolegów? Bierzesz pod uwagę powrót do Grudziądza po sezonie? – Śledzę każdy mecz Olimpii od początku sezonu. To klub, który dał mi szanse i zawdzięczam mu bardzo dużo. Zaczynając od kibiców, po prezesów i piłkarzy – ten klub zasługuje, żeby być na poziomie centralnym. Zawsze będę powtarzał, że Olimpia dała mi wiele i jestem pewien, że awansują do drugiej ligi. Jeśli chodzi o powrót, nigdy nie można niczego wykluczać. A jak ci się podoba Częstochowa? Kilka miesięcy minęło, więc miałeś już chyba okazję je trochę poznać? – Częstochowa jest bardzo ładnym miejscem. W szczególności podobają mi się Aleje oraz Jasna Góra. Szybko zleciały te miesiące, bo jeszcze niedawno poznawałem to miasto i wydawało mi się obce. Zimą weźmiesz pod uwagę oferty z innych klubów jeśli się pojawią? Pytam, bo w takiej formie „Kosik” może pozycji w bramce nie oddać do końca sezonu, a w twoim wieku na pewno chciałbyś grać jak najwięcej. Czy może ta rola bramkarza numer dwa jednak nie jest taka zła? – Nie jestem w stanie powiedzieć co stanie się zimą. Do końca został nam jeszcze jeden mecz i skupiam się na treningach. Oczywiście mam duże ambicje, żeby co tydzień wychodzić na boisko, bo pozycja bramkarza numer dwa nie jest przyjemna. Aktualnie najważniejszy jest mecz z Resovią i musimy się do niego jak najlepiej przygotować. Rozmawiał Mariusz Rajek
„Do spełniania marzeń nie ma dróg na skróty” – rozmowa z Krystianem Kotarskim, II trenerem Skry Ladies
Nasz Klub to nie tylko świetnie radząca sobie w rozgrywkach Fortuna 1 Ligi pierwsza drużyna oraz rozbudowane grupy młodzieżowe, ale też żeńska drużyna Skry Ladies, która podobnie jak panowie jest w obecnym sezonie beniaminkiem zaplecza krajowej elity. Niedawno zakończona runda jesienna to dobry moment, aby zatrzymać się przy Skrze Ladies i całej kobiecej piłce na nieco dłużej. Zapraszamy do rozmowy z Krystianem Kotarskim, asystentem trenerki Marty Miki. Krystian, na początek może uściślijmy wszystkim naszym kibicom jak wygląda skład sztabu Skry Ladies. Ile osób liczy? Za co konkretnie ty jesteś odpowiedzialny i kiedy dołączyłeś do sztabu Ladies? – Zatem wygląda to następująco, nasz sztab na chwilę obecną liczy 6 osób: Marta Mika – pierwszy trener, ja – czyli asystent trenera, Piotr Wacławczyk – trener bramkarek, Wojtek Mesjasz – kierownik drużyny, Anna Modrzejewska oraz Sara Luto – fizjoterapeuta. Moja przygoda za Skrą Ladies zaczęła się na przełomie lipca i sierpnia, kiedy to dostałem propozycję współpracy od Marty. Lubię nowe wyzwania stąd postanowiłem spróbować i nie żałuję swojej decyzji. Ja w sztabie Ladies odpowiadam za analizę przeciwnika oraz stałe fragmenty w ofensywie jak i defensywie. Skra stawiając na powołanie żeńskiej drużyny od początku zakładała, że będzie to robione na poważnie. Czym wyróżnia się nasz klub właśnie pod tym względem? Na co mogą liczyć zawodniczki, które do nas dołączają? – Jestem zdania, że nowe zawodniczki mogą liczyć na duże wsparcie z naszej strony, zarówno sztabu jak i pozostałych zawodniczek. Ta runda pokazała, że pomimo przeciwności stworzyliśmy drużynę przez duże „D”, w której każda zawodniczka czuje się dobrze i chce walczyć od pierwszej do ostatniej minuty. Myślę, że dobra atmosfera w zespole sprawia, że nowe zawodniczki też chcą do nas przechodzić. Na wyróżnienie na pewno zasługuje fakt, że ciągle jako klub się rozwijamy, stawiamy sobie nowe cele i wykonujemy dobra pracę w zarówno w piłce seniorskiej, jak i tej młodzieżowej. Widzisz potencjał w piłce kobiet? Rozwój tej dyscypliny w naszym kraju da się już realnie zauważyć, czy może dzieje się to jednak zbyt wolno? – Gołym okiem widać rozwój piłki kobiecej w naszym kraju. Mamy coraz więcej kobiecych zespołów – seniorskich i młodzieżowych. Więcej niż dawniej dziewczynek chce grać w piłkę i to cieszy. Nasza reprezentacja też gra coraz lepiej, więc można śmiało powiedzieć, że potencjał jest. W chwili kiedy rozmawiamy, nasza żeńska kadra gra właśnie kluczowy mecz w walce o mundial w 2023 roku. Myślisz, że Polki mają szanse w starciu z Belgijkami na wyjeździe? – Polki jeśli zagrają tak jak we wcześniejszych meczach z Norweżkami czy Belgijkami to mają dużą szansę wywieźć cenne punkty z trudnego terenu. (Mecz skończył się niestety porażką 0:4 – dop. red.) Przed objęciem tego projektu w Skrze interesowałeś się trochę piłką kobiecą, czy to zadziało się właśnie dopiero latem tego roku? – Z piłką nożną jestem związanych od najmniejszych lat, jednak tak naprawdę piłkę nożną kobiet poznaję teraz. Analiza przeciwnika powoduje, że mecze naszych rywalek oglądam po kilka razy. Chyba jak każdy śledzę również poczynania naszej dorosłej reprezentacji kobiet, której mocno kibicuję. Skra szybko wykonała dwa awanse. Najpierw z trzeciej ligi, w tym roku z drugiej do pierwszej. Runda jesienna za nami. Jak oceniasz nasze występy, które w 11 meczach dały nam 5 wygranych i 6 porażek? To niezły dorobek jak na drużynę beniaminka czy jednak jest niedosyt? – Okres przygotowawczy jak i początek sezonu nie był dla nas łatwy. Porażka goniła porażkę, jednak wiedzieliśmy jaki mamy potencjał i że dziewczyny potrzebują czasu, żeby w końcu odpaliło. Udało się wygrać pierwszy mecz w 3. kolejce, a dorobek 15 punktów uważam za jak najbardziej na plus. Niedosyt pozostaje, bo w niektórych meczach mogliśmy ugrać więcej. Z przekroju rundy trzeba szanować to co mamy i to co wywalczyliśmy. Ciągle zbieramy doświadczenie a naszym najważniejszym zadaniem jest to, by w każdym meczu grać swoją piłkę. Narzucać rywalkom swój styl, a nie dostosowywać się do przeciwnika. Z postawy naszego zespołu jesteśmy bardzo zadowoleni. W każdym meczu dziewczyny zostawiały dużo zdrowia i serca na boisku, za co należą im się wielkie brawa. W tym sezonie o kolejny awans będzie ciężko, spadek raczej też nam nie grozi. Nie masz obaw, że wiosną może nieco zabraknąć motywacji grając jedynie w bezpiecznym środku tabeli? – Nie ma mowy by zabrakło motywacji. Chcemy z meczu na mecz grać coraz lepiej i do każdego spotkania podchodzimy tak, jakby to miał być dla nas najważniejszy mecz. Każda z dziewczyn ma swoje cele, marzenia do których spełnienia nie ma dróg na skróty. Przed obecnymi rozgrywkami doszło sporo nowych zawodniczek do naszej kadry. Jakbyś ocenił te transfery po rundzie jesiennej i czy zimą możemy spodziewać się tego, że jeszcze ktoś nowy dołączy do zespołu? – Każda z tych dziewczyn, które pozyskaliśmy jest inna, a tym samym wnosi coś innego do szatni. Transfery oceniam pozytywnie zarówno pod względem umiejętności jak i doświadczenia jakie nowe zawodniczki wnoszą w nasz zespół. Staramy się by wzmocnić jeszcze zespół, by rywalizacja była na każdej pozycji, jednak okres zimowy jest trudnym okresem do pozyskania kogoś. Pracujemy nad tym, by do zespołu dołączyły nowe twarze, jednak jak będzie to dopiero zobaczymy. Na zakończenie tego roku zwycięstwem w Zduńskiej Woli nasze dziewczyny awansowały do 1/8 finału Pucharu Polski, co jest naszym największym sukcesem w tych rozgrywkach. Wiadomo już z kim i kiedy zagramy w kolejnej rundzie? – Każdy sukces buduje i tak było tym razem. Po ciężkim meczu, pełnym walki o każdy centymetr boiska udało nam się wygrać i awansować. Takie mecze jeszcze bardziej budują drużynę. Jeśli chodzi o termin i rywala, niestety jeszcze nic nie wiadomo. Moim życzeniem byłoby spotkanie się w 1/8 z Ostrovią Ostrów Wielkopolski lub Czarnymi II Sosnowiec Na koniec pytanie o nasz pierwszy zespół męski. Grając tylko na wyjazdach Skra ma więcej zwycięstw niż porażek i jest bliżej barażów o awans niż walki o utrzymanie. Spodziewałeś się, że w Fortuna 1 Lidze będziemy spisywać się aż tak dobrze? Gdzie twoim zdaniem leży podłoże naszych sukcesów? – Można by rzec, że na przekór wszystkim i wszystkiemu, nasz Klub walczy jak równy z równym na zapleczu Ekstraklasy. Pewnie mało kto zakładał taki scenariusz, a więcejCzytaj więcej
„Pokazaliśmy, że nie musimy się nikogo bać” – Piotr Nocoń po spotkaniu w Łodzi – VIDEO
Nasz kapitan był jednym z najlepszych zawodników na boisku w starciu Skry z ŁKS-em. – Starałem się pomóc drużynie, ale w kilku zagraniach mogłem zagrać lepiej – skromnie przyznał w pomeczowej rozmowie Piotr Nocoń. „Nocek” miał również problem z rozstrzygnięciem czy remis (0:0) z takim rywalem to cenna zdobycz czy jednak żal straconych dwóch punktów. – Z jednej strony graliśmy na terenie bardzo dobrego zespołu, a z drugiej gdybyśmy nasze sytuacje zamienili na gola mogliśmy wygrać. Dlatego waham się czy mamy niedosyt – ocenia kapitan Skry. Zapraszamy do obejrzenia całej rozmowy. Rozmawiał Mariusz Rajek
„Stać nas na jeszcze lepszą grę” – trener Jakub Dziółka po meczu z ŁKS-em – VIDEO
Trener Jakub Dziółka mógł być względnie usatysfakcjonowany po piątkowym (26.11) remisie 0:0 w Łodzi z ŁKS-em. Punkt na trudnym terenie cieszy, ale nasz szkoleniowiec zdawał sobie sprawę, że do wygranej zabrakło niewiele. – Mieliśmy dwie bardzo dobre sytuacje w pierwszej połowie. Przynajmniej jedną powinniśmy wykorzystać – mówił na pomeczowej konferencji. Dziennikarze pytali go również m. in. o wpływ padającego śniegu na grę czy okrzepnięci Skry na boiskach I-ligowych. zapraszamy do obejrzenia pełnego zapisu konferencji.
Remisujemy z ŁKS-em. Cenny punkt z małym niedosytem
Po niezłym widowisku, z dobrymi sytuacjami dla obu drużyn Skra formalnie w roli gospodarza zremisowała bezbramkowo w Łodzi z ŁKS-em. Nasza drużyna na tle czołowej drużyny Fortuna 1 Ligi pokazała, że na dobre okrzepła już na zapleczu ekstraklasy. – Dużo czasu spędziliśmy w obronie, ale w pierwszej połowie mieliśmy też dwie świetne sytuacje – przyznał po spotkaniu trener Jakub Dziółka. Łodzianie byli faworytem spotkania inaugurującego 19. kolejkę Fortuna 1 Ligi i zgodnie z przypuszczeniami to „goście” byli aktywniejsi w ofensywie od początku meczu. Już w 4. minucie Mateusz Kos musiał ratować nas efektowną paradą po uderzeniu głową z bliska Maksymiliana Rozwandowicza. Piękna i zarazem kuriozalna bramka mogła paść w 12. minucie. Antonio Dominguez widząc wysuniętego naszego golkipera postanowił przelobować go… zza połowy boiska! Jego pomysł był bliski powodzenia, mieliśmy dużo szczęścia, ponieważ piłka trafiła w słupek. Kolejna groźna sytuacja łódzkiej ekipy to 23. minuta i uderzenie Javiego Moreno z lewej nogi niewiele obok bramki. Na pierwszą sytuację Skry, ale od razu 100-procentową musieliśmy poczekać do 25. minuty. Mikołaj Kwietniewski dostał świetne podanie od Piotrka Noconia, znalazł się sam na sam z Markiem Koziołem, ale niestety uderzył wprost w bramkarza ŁKS-u. Pięć minut później trybuny stadionu przy Alei Unii Lubelskiej eksplodowały z radości, ale tylko na chwilę, ponieważ Maciej Radaszkiewicz, który umieścił piłkę w bramce po akcji lewą stroną znajdował się na spalonym. Skra odpowiedziała akcją z 34. minuty kiedy to dobrym podaniem Maćka Masa w polu karnym obsłużył Łukasz Winiarczyk. Nasz snajper nieznacznie się pomylił i piłka minęła słupek bramki Kozioła, któremu pozostało jedynie odprowadzić ją wzrokiem. Na soczysty strzał lewą nogą w sam środek bramki tuż przed końcem pierwszej połowy zdecydował się jeszcze po łódzkiej stronie Dominguez, ale „Kosik” pewnie złapał piłkę. Kibice, którzy od pierwszych minut po zmianie stron spodziewali się huraganowych ataków ŁKS-u mogli być mocno rozczarowani. Mecz się jeszcze bardziej wyrównał, nawet ze wskazaniem na naszą drużynę. Szczególnie aktywny w ofensywie i stałych fragmentach był „Nocek”. Pierwszy kwadrans po przerwie należał do Skry, która częściej uderzała na łódzką bramkę. ŁKS mógł zdobyć gola w 60. minucie, ale uderzenie Ricardinho zblokował Adam Mesjasz. Sześć minut później celny strzał lewą nogą w środek bramki oddał „Kwiecień”, na posterunku był jednak Kozioł. W 68. minucie rozgrywający bardzo dobre spotkanie „Nocek” dograł precyzyjną piłkę do Masa, ten wpadł w pole karne, niczym rasowy snajper minął golkipera miejscowych i strzelił do pustej bramki. Tym razem nasza radość trwała tylko chwilę, ponieważ arbiter w tej sytuacji również dopatrzył się pozycji spalonej. Szkoda, bo byłaby to piękna bramka. ŁKS mocniej przycisnął naszą drużynę dopiero w ostatnim kwadransie. W 74. minucie z bliska uderzał wprowadzony niedługo wcześniej Samuel Corral, Kos kolejny raz potwierdził, że jest to dla niego bardzo udana runda. Skra w tym fragmencie gry odpowiedziała jeszcze uderzeniem głową Oskara Krzyżaka niewiele obok bramki w 84. minucie. W naszym polu karnym powiało grozą pięć minut później. ŁKS wymienił kilka bardzo składnych podań zbliżając się niebezpiecznie blisko linii bramkowej. Na szczęście zdążyliśmy wybić piłkę. Mimo wielu sytuacji po obu stronach i generalnie całkiem niezłego widowiska w piątkowy wieczór bramek w Łodzi się nie doczekaliśmy. – Zdobyliśmy cenny punkt w Łodzi, ŁKS w ostatnich meczach rósł z formą. Scenariusz meczu był taki jak zakładaliśmy, łodzianie mieli dużo jakości po stronie swoich zawodników. My mieliśmy swój plan i staraliśmy się go realizować jak najlepiej potrafimy. Dużo czasu spędziliśmy w obronie, ale każdy przeciwnik, który tutaj przyjeżdża gra w taki sposób. W pierwszej połowie mieliśmy dwie bardzo dobre sytuacje i przynajmniej jedna bramka powinna z tego paść. Pytanie czy wystarczyłoby to do zwycięstwa. Chwała zawodnikom za to, że nie straciliśmy bramki, cały zespół w obronie zagrał bardzo skutecznie. Mamy teraz chwilę przerwy do meczu z Resovią i postaramy się do niego przygotować jak najlepiej – powiedział na pomeczowej konferencji trener Jakub Dziółka. – Czy ten remis nas dzisiaj cieszy? To jest dobre pytanie nad którym muszę się chwilę zastanowić, bo z jednej strony graliśmy na terenie bardzo dobrego zespołu, a z drugiej strony gdybyśmy wykorzystali te sytuacje, które mieliśmy to równie dobrze moglibyśmy wygrać. Szanujemy punkt, ale i niedosytu trochę jest – ocenił spotkanie z kolei nasz kapitan Piotr Nocoń, który był tego dnia jednym z najlepszych zawodników na boisku. Remis z ŁKS-em pozwolił nam awansować na 8. miejsce w tabeli, większość spotkań tej serii gier rozegrana zostanie jednak dopiero w sobotę i niedzielę. Za tydzień, w ostatnim tegorocznym meczu zagramy w Rzeszowie z Resovią (04.12, godz. 20.30). Skra Częstochowa – ŁKS Łódź 0:0 Skra: Kos, Krzyżak, Brusiło, Mesjasz, Winiarczyk, Szymański, Nocoń, Sajdak, Kwietniewski (Baranowicz), Napora (Niedbała), Mas ŁKS: Kozioł, Bakowicz, Sobociński, Koprowski, Klimczak, Wolski (Corral), Radaszkiewicz (Jurić), Moreno, Ricardinho (Gryszkiewicz), Dominguez, Rozwandowicz (Kuźma) Widzów: 2342 w Łodzi, Skra gospodarzem Mariusz Rajek, zdj. Grzegorz Przygodziński, Natanael Brewczyński
Kolejny mecz z bardzo silnym rywalem
Olbrzymie wyzwanie czeka naszą drużynę w piątkowy (26.11) wieczór w ramach 19. kolejki Fortuna 1 Ligi. Skra formalnie jako gospodarz zmierzy się bowiem w Łodzi z dwukrotnym mistrzem Polski – ŁKS-em. Na papierze faworytem będą rywale, ale z drugiej strony w tabeli jesteśmy sąsiadami i stać nas na kolejną w tym sezonie niespodziankę. 8 sierpnia tego roku spotkaliśmy się z łodzianami pierwszy raz w oficjalnym meczu. Mimo, że dla Skry było to dopiero drugie spotkanie na tym poziomie rozgrywek od niepamiętnych czasów, a ŁKS przed sezonem stawiano jako jednego z głównych kandydatów do awansu to spisaliśmy się naprawdę nieźle. Już w 12. minucie naszą drużynę na prowadzenie wyprowadził Adam Mesjasz zdobywając pierwszą, historyczną bramkę dla Skry na poziomie Fortuna 1 Ligi. Ostatecznie 3:2 wygrał ŁKS, ale nasi piłkarze zebrali wiele pochlebnych recenzji. ŁKS w poprzednim sezonie był spadkowiczem z ekstraklasy i bardzo szybko chciał wrócić do grona najlepszych w kraju. Wiele nie zabrakło, bo „Rycerze Wiosny” odpadli dopiero w finale baraży przegrywając 0:1 z Górnikiem Łęczna. W trwającej kampanii ich cel się nie zmienił, aczkolwiek w kilku meczach zawiedli swoich fanów i w tej chwili mając zaledwie dwa punkty więcej od naszego zespołu plasują się na 7. pozycji w tabeli. Pamiętać jednak trzeba, że drużyna z Łodzi ma do rozegrania jeszcze zaległe spotkanie z Chrobrym Głogów. W minioną niedzielę poradzili sobie z silnym GKS-em Tychy wygrywając 2:0. – Zagraliśmy lepiej niż ostatnio. GKS Tychy to drużyna, która na pewno będzie walczyła o awans. Mój zespół był jednak lepszy, mieliśmy więcej strzałów na bramkę, nieco większe posiadanie piłki. Bardziej kontrolowaliśmy to spotkanie od przeciwnika – mówił po tamtym spotkaniu hiszpański opiekun ŁKS- u, Kibu Vicuna. Rywale podchodzą do meczu z nami z dużym szacunkiem i można wierzyć, że biorąc pod uwagę nasze dotychczasowe występy nie jest to jedynie kurtuazja. – Skra bardzo dobrze punktuje w tym sezonie, chociaż gra ciągle na wyjeździe. Na pewno nie będzie to łatwe spotkanie, co udowodnił pierwszy mecz, który wygraliśmy 3:2. Mam nadzieję, że w piątek znów zgarniemy komplet punktów – mówi dla mediów klubowych ŁKS-u Maciej Wolski, który pojawił się w drugiej połowie na boisku w meczu z tyszanami i ustalił wynik meczu. – Widać poprawę w naszej grze, wygraliśmy dwa ostatnie mecze. Zamierzamy kontynuować tę serię. To, czego najbardziej teraz potrzebujemy to regularność. Jeśli będzie regularność, z drużyną, którą dysponujemy, pójdziemy do przodu. – dodaje z kolei Javi Moreno, który wyleczył niedawno kontuzję kolana. W naszym obozie przed starciem z tak renomowanym przeciwnikiem nie wypadałoby nawet podchodzić bez właściwej pokory. – Czeka nas mecz z bardzo wymagającym przeciwnikiem, któremu rośnie forma. My będziemy się chcieli temu przeciwstawić, mamy plan na ten mecz. Miejsce w tabeli ŁKS-u jest na pewno nieadekwatne do tego jaki poziom sportowy prezentują. Z drugiej strony my też mamy świadomość, że zdobyliśmy 26 punktów, co daje nam prawo myśleć o równorzędnej rywalizacji z taką drużyną – ocenia przeciwnika trener Jakub Dziółka. Czy jego zdaniem to spotkanie w jakimś stopniu może przypominać sierpniową konfrontację obu drużyn? – Gra ŁKS-u jest bardzo charakterystyczna, wiele rzeczy może być zatem podobnych jak w pierwszym meczu. My na pewno mamy większe doświadczenie. Łodzianie za cel będą mieli zwycięstwo, aby wrócić jak najszybciej do ścisłej czołówki – dodaje nasz szkoleniowiec. Byłym zawodnikiem łódzkiego klubu jest Przemysław Sajdak, który ostatnio regularnie występuję w wyjściowym składzie Skry. Co ciekawe, to właśnie mecz sprzed trzech i pół miesiąca przyniósł owocne rozmowy na temat wypożyczenia Przemka do Częstochowy. – Na pewno fajnie będzie wrócić na stare śmieci, ale ten mecz będzie jak każdy inny. Do każdego spotkania trzeba podchodzić na sto procent. Jedziemy tam, żeby zgarnąć trzy punkty – krótko mówi o nastrojach przed meczem z byłym klubem wychowanek Karpat Krosno. Trener Jakub Dziółka ma spory komfort przed piątkowym starciem. Nikt w drużynie nie pauzuje za kartki, a jedynym nieobecnym z powodu urazu będzie Kamil Wojtyra. Kibu Vicuña z kolei nie będzie mógł skorzystać z usług Pirulo, Jakuba Tosika i Bartosza Szeligi. Cała trójka pauzuje ze względu na nadmiar „żółtek”. Problemy zdrowotne z kolei eliminują z gry Nacho Monsalve, Macieja Dąbrowskiego, Dawida Arndta i Kamila Dankowskiego. Szczególnie brak Pirulo może być odczuwalny dla rywali. W poprzednim meczu obu drużyn miał udział we wszystkich zdobytych przez łodzian golach. Najpierw zaliczył asystę tzw. drugiego stopnia, potem sam trafił do bramki, a na koniec asystował przy golu Macieja Wolskiego. Mecz na stadionie Króla sędziował będzie Łukasz Kuźma z Białegostoku. Pierwszy gwizdek punktualnie o godzinie 18.00. Do oglądania transmisji tradycyjnie zapraszamy do aplikacji Polsat Box Go. Mariusz Rajek
„Nasi młodzi zawodnicy stają przed kapitalną szansą”
W miniony weekend rozegrana została ostatnia kolejka w częstochowskiej klasie okręgowej. To najlepszy moment, aby porozmawiać nieco dłużej o naszej drugiej drużynie z jej trenerem Tomaszem Szymczakiem. Skra II posiadając bardzo młody skład spisała się naprawdę dobrze. 41 punktów w 17 meczach, 13 zwycięstw i tylko dwie porażki to wyniki, które naprawdę muszą cieszyć. Czy wiosną mamy szansę powalczyć o awans do czwartej ligi? Runda jesienna za nami. Drużyna rezerw Skry złożona z młodych zawodników, którzy jeszcze w poprzednim sezonie występowali rozgrywkach juniorskich A1, na boiskach częstochowskiej okręgówki odniosła 13 zwycięstw, 2 razy zremisowała i 2 mecze przegrały. Bez żadnej przesady możemy chyba stwierdzić, że to świetny wynik? – Myślę, że tak. Patrząc na to z perspektywy, że w tej lidze mieli zagrać właśnie młodzi chłopcy z roczników 2003 i 2004, czyli juniorzy naszego klubu to można uznać ten wynik za bardzo udany. Wiem jednak, że z perspektywy szatni jest lekkie rozgoryczenie, bo apetyt rośnie w miarę jedzenia i chłopcy liczyli na jeszcze więcej. Mam tu na myśli mecz z Victorią. Muszą się jednak uczyć, że nie zawsze będzie się wszystko układało tak jakby chcieli. Mecz Victorią rozegrany całkiem niedawno był meczem rundy w naszej okręgówce. Ta porażka 0:1 była chyba jedynym meczem, gdzie trafiliśmy na rywala mocniejszego od nas. Victoria była faktycznie lepsza w tym meczu i jest głównym kandydatem do awansu? – Trzeba się z tym chyba zgodzić. Warto też zaznaczyć, że jak gramy u siebie z różnymi przeciwnikami to znamy swoje boisko, dobrze się na nim czujemy i potrafimy zdominować przeciwnika. Jak jedziemy na wyjazdy to bywa różnie, zdarzają się nierówne boiska. Rywale zazwyczaj mają też przewagę fizyczną przez co do pewnego momentu w meczach miewamy problemy. Z biegiem czasu jednak wychodzimy zwycięsko, natomiast mecz z Victorią pokazał, że ten zespół jest bardziej wyrafinowany. Mają w swoich szeregach 3-4 doświadczonych zawodników i to ci piłkarze zadecydowali tak naprawdę, że Victoria była w meczu od nas lepsza. Na ich korzyść działało też to, że ich młodzi zawodnicy ograli się w poprzednim sezonie w A klasie. Tam też grali już z seniorami i tutaj na pewno mieli przewagę nad naszymi zawodnikami. Victoria nie ukrywała przed sezonem, że interesuje ich tylko awans do czwartej ligi. My z określeniem celu chcieliśmy zaczekać przynajmniej do końca pierwszej rundy. Teraz możemy już chyba zacząć o nim mówić i nie da się ukryć patrząc w tabelę, że na wiosnę nasi zawodnicy powinni powalczyć o zepsucie planów drużynie z Krakowskiej. Zgadza się trener? – Jak najbardziej będziemy chcieli powalczyć, to są tylko cztery punkty straty. Do każdego meczu przygotujemy się jak najlepiej i będziemy chcieli wygrywać tak jak to miało miejsce jesienią. Trzeba też sobie jednak jasno powiedzieć, że Victoria wzmocniła się takimi zawodnikami, że to ona pozostanie głównym faworytem do awansu. Nasi młodzi gracze zrobią jednak wszystko, aby te plany rywalom pokrzyżować. Na pewno nikt nie odpuści. Pomiędzy częstochowską okręgówką a czwartą ligą śląską jest niestety jednak spora przepaść. Najlepiej to widać na przykładzie drużyn z naszego regionu, które po awansie zazwyczaj mają duże problemy i szybko spadają. Patrząc na razie tylko teoretycznie, byłby to bardzo duży przeskok sportowy dla naszych rezerw, gdyby awansować się jednak udało? – Moim zdaniem przeskok byłby spory. Obecnie w okręgówce zazwyczaj chcieliśmy narzucić rywalom nasz styl gry, często graliśmy w ataku pozycyjnym. Każda minuta działa na naszą korzyść, bo jesteśmy bardzo dobrze przygotowani wytrzymałościowo. Rywale po przerwie zazwyczaj nie biegali już z taką siłą i energią jak na początku. Dzięki tej przewadze zdobywaliśmy dużo bramek. Natomiast grając już na poziomie IV-ligowym to ta młoda drużyna miałaby pewnie trochę problemów, co nie zmienia faktu, że byłoby to dla tych zawodników najlepsze miejsce do dalszego rozwoju. Przydałoby się wówczas dołączyć 2-3 zawodników, którzy by ich poprowadzili. Taka mieszanka młodości z doświadczeniem byłaby najlepsza. Wtedy moglibyśmy fajnie pograć na poziomie czwartej ligi. Wynik naszych rezerw tym bardziej musi budzić uznanie, że praktycznie nie korzystał pan z zawodników pierwszej drużyny. A czy patrząc w drugą stronę, widzi trener w swojej drużynie kandydatów do gry w pierwszym zespole Skry już wiosną? – Wydaje mi się, że jest na to jeszcze za wcześnie. Dlatego za wcześnie, ponieważ moim zdaniem kiedy by tam trafili to nie tylko po to, żeby zadebiutować, zagrać kilka minut, ale być branym na poważnie. Jeśli ktoś trafi do pierwszej ligi to powinien posiadać już umiejętności na ten poziom rozgrywek. Wydaje mi się, że na ten moment nie mamy jeszcze takiego chłopaka w rezerwach. Taki przeskok z pewnością byłby bardzo duży. W przyszłym sezonie myślę, że o kilku zawodnikach będzie można już pomyśleć. Wspominał trener, że rywalom czasami w drugich połowach zaczynało brakować sił. Uciekali się wtedy czasem do brzydkich fauli. Do tego dochodziła różna jakość boisk na wyjazdach. To był duży problem dla naszych młodych zawodników? – Może nie nazwałbym tego problemem. Z piłki juniorskiej do seniorskiej jest jednak duży przeskok. Nawet grając z juniorami w seniorach w okręgówce sporo drużyn chciało grać z nami na tzw. „huki”. Starali się nas czasami przestraszyć, ale widać, że z każdym meczem uczyliśmy się tego cwaniactwa i wyrafinowania. Kiedy musieliśmy faulować to faulowaliśmy. W ostatnim meczu w Woźnikach rywale mieli nawet sporo pretensji, że za dużo ich faulujemy. To były faule, które możemy nazwać potrzebnymi, piłkarskimi po prostu. Trzy miesiące na boiskach okręgówki spowodowały to, czego chcieliśmy, czyli nauczenia się walki fizycznej. W przerwie zimowej możemy spodziewać się jakichś zmian kadrowych w naszych rezerwach? Może jakiś zawodnik z drużyn rywali wpadł trenerowi w oko? – Jest kilku takich zawodników, to są również młodzi zawodnicy, którzy nie mają jeszcze 18-stu lat. Grają póki co w swoich gminach, zobaczymy też jak to wszystko się potoczy. Zima to też nie jest najlepszy okres do transferów, nie każdy chce się wtedy przeprowadzać. Ci młodzi chłopcy chodzą do określonych szkół i nie zawsze chcą się zbyt szybko wyrwać ze swojego środowiska, w którym na co dzień funkcjonują. Młodzi ludzie dziś często nie chcą wyrywać się z miejsca, gdzie jest im na ten moment dobrze. Nie chcą o siebie w jakiś sposób zawalczyć. Ja powtarzam to teżCzytaj więcej
„Piłkarze Korony byli bardzo głodni gry” – trener Jakub Dziółka po meczu w Kielcach – VIDEO
– Korona na pewno była tego dnia zespołem lepszym od Skry – nie miał wątpliwości na pomeczowej konferencji trener Jakub Dziółka. Nasz trener przyjął na klatę pierwszą od dłuższego czasu porażkę (1:4) nie szukając usprawiedliwień na siłę, zwrócił jednak uwagę, że drużyna w ostatnim czasie bardzo dużo czasu spędziła w autokarze, wspomniał również o brakach kadrowych z którymi musieliśmy sobie radzić. – Mecze w Jastrzębiu i Nowym Sączu kosztowały nas dużo zdrowia i było to widać na boisku – powiedział opiekun Skry. Zapraszamy do obejrzenia pełnej wypowiedzi. .
Seria zwycięstw przerwana w Kielcach. Korona za mocna
Każda seria musi się kiedyś skończyć. W sobotni wieczór Skra zakończyła passę czterech wygranych oraz pięciu z rzędu meczów bez porażki. Z drużyną, która jest w absolutnej czołówce Fortuna 1 Ligi i interesuje ją wyłącznie awans do krajowej elity próbowaliśmy walczyć i momentami grać otwarty futbol. Korona Kielce okazała się rywalem zbyt trudnym i wygrała z nami po raz drugi w sezonie. Tym razem aż 4:1. Honorową bramkę dla Skry zdobył Maciek Mas. Opromieniona ostatnimi zwycięstwami na starcie z trzecią po pierwszej rundzie Koroną nasza drużyna udała się do Kielc z nastawieniem powalczenia o kolejny dobry wynik i bez bojaźni przed wyżej notowanym rywalem. Już w 2. minucie Maciek Mas wrzucił dobrą piłkę w pole karne gospodarzy, Przemka Sajdaka uprzedzili jednak defensorzy Korony. Miejscowi, którzy formalnie w sobotę grali na wyjeździe odpowiedzieli dwie minuty później. Jako pierwszy poziom rozgrzania Mateusza Kosa sprawdził Jacek Podgórski. W 14. minucie kielczanie niestety objęli prowadzenie. Z lewej strony uderzał powracający po kontuzji Adam Frąszczak, piłkę nieco niefrasobliwie odbił przed siebie „Kosik” i z najbliższej odległości piłkę w bramce umieścił Dawid Błanik. Stracony gol nas nie podłamał i na szczęście dość szybko, bo w 23. minucie Skra doprowadziła do wyrównania. Nasza bramka była zresztą podobna do tej zdobytej przez Koronę. Z lewej strony pola karnego ambitnie o piłkę powalczył Łukasz Winiarczyk, wycofał do Marcina Stromeckiego, jego strzał wypluł przed siebie Konrad Forenc, ale przy dobitce z bliska Maćka Masa nie miał już szans. Bramka wyraźnie dodała nam wiatru w żagle, opanowaliśmy początkowy napór atakiem pozycyjny kielczan i toczyliśmy z Koroną wyrównany bój. Z okazji gospodarzy warto jeszcze odnotować uderzenie z rzutu wolnego w słupek Frąszczaka w 36. minucie. Widać było olbrzymi głód gry pierwszoplanowego zawodnika Korony. Na drugą część spotkania kielczanie wyszli z mocną postawą szybkiego zdobycia drugiego gola i ta sztuka niestety udała im się już w 52. minucie. Jacek Podgórski zdobył gola, o którym można tylko rzec: „stadiony świata”. Rogalem o odpowiedniej paraboli z około 20 metrów wrzucił piłkę za kołnierz Kosowi, ale trudno trudno mieć do naszego bramkarza pretensje o tak straconego gola. Tym razem nie potrafiliśmy odpowiedzieć na stratę i 10 minut później Koroniarze podwyższyli prowadzenie. Nasza defensywa, która niemal w każdym meczu stanowiła monolit i była niezwykle trudną do sforsowania, w Kielcach miała niestety gorszy dzień. Niefrasobliwość obrony strzałem w długi róg wykorzystał Marcin Szpakowski. Trzeba oddać naszej drużynie, że mimo niekorzystnego wyniku się nie poddawała walcząc o bramkę kontaktową. W 76. minucie dośrodkowanie z rzutu wolnego na prawej stronie celnym strzałem zamknął Rafał Brusiło. Niestety uderzył nieco za lekko i Forenc pewnie złapał futbolówkę. W samej końcówce Korona stworzyła sobie jeszcze kilka sytuacji. Wynik na 4:1 gospodarze ustalili w doliczonym czasie gry. Po kontrze piłkarze kieleckiego zespołu zabawili się w naszym polu karnym dosłownie wchodząc z piłką do bramki. Dzieła zniszczenia dokonał młodzieżowiec Jakub Górski. Porażka na razie nie miała dla nas konsekwencji w tabeli. Skra pozostała na 8. pozycji w tabeli, ale może to ulec zmianie po meczach niedzielno-poniedziałkowych. W następnej serii gier zmierzymy się w Łodzi z ŁKS-em (26.11, godz. 18.00). Skra Częstochowa – Korona Kielce 1:4 (1:1) 0-1 Dawid Błanik 14’ 1-1 Maciej Mas 23’ asysta Stromecki 1-2 Jacek Podgórski 52’ 1-3 Marcin Szpakowski 62’ 1-4 Jakub Górski 90+2’ Skra: Kos, Brusiło, Mesjasz, Winiarczyk (Lukoszek), Krzyżak Ż, Szymański (Bronisławski), Nocoń, Sajdak, Stromecki (Baranowicz), Napora, Mas Korona: Forenc, Malarczyk, Łukowski, Danek Ż, Sierpina, Koj, Błanik (Petrović), Podgórski (Lewandowski), Szpakowski Ż, (Górski) Gąsior, Frąszczak (Zebić) w Kielcach, Skra gospodarzem Widzów: 1552 Mariusz Rajek, zdj. Grzegorz Przygodziński, Natanael Brewczyński