Wspaniała seria Skry Częstochowa trwa w najlepsze, dzięki czemu gracze Marka Gołębiewskiego na stałe dołączyli do ligowej czołówki. Po sobotnim, niezwykle istotnym zwycięstwie w Chojnicach, już w środę nasi piłkarze wybiorą się w delegację do Lublina. Na imponującym obiekcie zmierzą się z zespołem Motoru. W związku z powyższym, warto bliżej przyjrzeć się drużynie ze stolicy województwa Lubelskiego. Najbliższy rywal częstochowskiej Skry to klub z ciekawą historią i jeszcze bardziej interesującymi tudzież ambitnymi planami na przyszłość. Motor został założony w 1950 roku, a przez kilka pierwszych lat funkcjonował pod nazwą „Stal Lublin”. Po trzech dekadach, za sprawą trenera, Bronisława Waligóry, wywalczył awans do I ligi. Co ciekawe, „Motorowcy” mieli okazję występować nawet w Pucharze Intertoto. I o ile nie mówimy o europejskich rozgrywkach pierwszego sortu, o tyle możliwość występowania na międzynarodowej scenie z pewnością należy odnotować. Łącznie klub z Lublina spędził dziewięć sezonów w najwyższej klasie rozgrywkowej. Przez wiele lat występował również na zapleczu ekstraklasy. Ponadto warto zwrócić uwagę, że wychowankami Motoru są wielokrotni reprezentanci Polski. Najsłynniejszym „produktem” szkolenia naszych rywali jest utytułowany Władysław Żmuda. Chyba wszyscy kojarzą również Jacka Bąka – innego, rozpoznawalnego gracza, który na szerokie wody wypłynął właśnie z Lublina. Plany Motoru na najbliższe lata sięgają ponownego awansu do ekstraklasy. Drugoligowe realia okazują się jednak wymagające i obecnie zajmowana 10. pozycja w ligowej tabeli z pewnością nikogo w Lublinie nie zadowala. Gracze „żółto – biało – niebieskich” zgromadzili dotychczas 29 punktów. W sztabie sportowo – organizacyjnym naszych rywali nie brakuje rozpoznawalnych twarzy. Dyrektorem sportowym klubu jest Michał Żewłakow, były kapitan reprezentacji Polski, który podobną funkcję sprawował również w Legii Warszawa czy Zagłębiu Lubin. Z kolei rolę pierwszego trenera pełni inny były kadrowicz, iMarek Saganowski. Szkoleniowiec Lublinian pierwsze szlify w nowym zawodzie zbierał przy ulicy Łazienkowskiej, gdzie prowadził drużynę juniorów, a także był asystentem pierwszego trenera. Pod koniec ubiegłego roku zastąpił w Lublinie Mirosława Hajdę. Saganowski chciałby namalować obraz zespołu długo utrzymującego się przy piłce, grającego w sposób techniczny i ofensywny. Nie będzie jednak przesadą stwierdzenie, iż w obecnej kampanii piłkarze Motoru strzelają niewiele bramek. 26 goli, które zdobyli gracze z ulicy Sportowej jest jednym z gorszych wyników w II lidze. Jednak mimo że drużyna z Lublina wciąż jest w budowie, to w środę z pewnością postawi niezwykle trudne warunki. Świadczyć może o tym chociażby fakt, że Lublinianie dużo lepiej spisują się na własnym stadionie. Ciekawie prezentuje się również statystyka pokazująca, że gracze Motoru strzelili aż 23 gole w drugich odsłonach poszczególnych spotkań. Najskuteczniejszym strzelcem drużyny jest Daniel Świderski. 26 – letni snajper zgromadził na swoim koncie 8 trafień i jest jednym z najważniejszych elementów zespołu. I chociaż nie zawsze wychodził w podstawowej jedenastce, to już niejednokrotnie pokazywał, że koledzy mogą na niego liczyć w trudnym momencie. Liderem bloku defensywnego jest doświadczony Rafał Grodzicki. Piłkarz, który na poziomie ekstraklasy rozegrał ponad 270 spotkań. Obrońca, który zawsze imponował charakterem, a dzięki wielkiemu doświadczeniu, braki szybkościowe bez wątpienia uzupełnia umiejętnością przewidywania i czytania gry. Zimą do zespołu z Lublina na zasadzie wypożyczenia dołączył młody zawodnik Zagłębia Lubin, Dawid Pakulski. Wiele wskazuje na to, że utalentowany pomocnik na stałe wywalczył sobie miejsce w podstawowej jedenastce. Na poziomie ekstraklasy zaliczył blisko 30 spotkań, z których dał się zapamiętać jako zawodnik dobrze wyszkolony technicznie. Powoli przechodząc do podsumowania, warto również zwrócić uwagę na ostatnie tygodnie w wykonaniu Motoru. Przypomnijmy, że wyjazd naszego zespołu do Lublina planowo miał się zmaterializować już kilkanaście dni temu, jednak duża ilość zakażeń koronawirusem sprawiła, że gracze Marka Saganowskiego musieli udać się na kwarantannę. W pierwszym spotkaniu po przymusowej przerwie, „Motorowcy” ulegli Śląskowi II Wrocław 2:3, a trener szczególnie zwracał uwagę na brak dokładności w grze swoich podopiecznych. Z kolei w rozgrywanym jesienią meczu przy ul. Loretańskiej, Skra podzieliła się punktami z Motorem, remisując 1:1. Drużyna z Lublina jest rywalem nieprzewidywalnym, który w swoim zespole posiada indywidualności zdolne decydować o losach spotkania. Mamy jednak pełne prawo wierzyć, że nasi piłkarze po raz kolejny wzorowo sprostają zadaniu, a gospodarze będą musieli przełknąć gorycz porażki. Biorąc pod uwagę wyczyny częstochowskiej Skry w tym roku, aż chciałoby się powiedzieć: sky is the limit! Daniel Flak
Autor: Daniel Flak
Ligowy faworyt z Pomorza. Przedstawiamy Chojniczankę Chojnice
Już w sobotę zawodnicy Skry Częstochowa zmierzą się z zadaniem najwyższego kalibru. Czeka ich bowiem starcie z jednym z faworytów drugoligowych rozgrywek. Piłkarze Marka Gołębiewskiego wybiorą się w daleką delegację do Chojnic, by zmierzyć się z miejscową Chojniczanką. Nadszedł więc dobry czas, by przedstawić i przybliżyć zespół najbliższego rywala naszej drużyny. Choć piłkarze z Pomorza rozgrywają bardzo dobry sezon, to tradycyjnie zaczniemy od historii. A skoro podejmujemy rozważania dotyczące przeszłości, będzie chronologicznie. Chojniczanka została założona w 1930 roku. Stała się klubem wielosekcyjnym, zdobywającym uznanie na polach wielu dyscyplin sportowych. Sekcja piłkarska przez wiele lat pozostawała jednak poza szczeblem centralnym. W 1954 roku gracze z Chojnic wywalczyli pierwszą, historyczną promocję na trzecioligowe poletko. W późniejszym okresie dzieje klubu układały się różnie, lecz chyba nadużyciem nie byłoby stwierdzenie, iż przynajmniej nie pojawiały się większe wstrząsy. Było stabilnie. A jeśli mowa o chwilach, które warto zapamiętać, to wspaniałym wydarzeniem dla kibiców Chojniczanki z pewnością był wygrany mecz 1/16 finału Pucharu Polski z Zagłębiem Sosnowiec. Miało to miejsce w 1971 roku, a na trybunach stadionu w Chojnicach zasiadło wówczas ponad 10 tysięcy osób. Najpiękniejszy okres na kartach historii drużyna z Pomorza zapisała w ostatnich latach. W 2013 roku wywalczyła awans do I ligi. Nie ulega kwestii, że ekipa kilkukrotnie znajdowała się w górnej części tabeli i była kreowana na faworytów całych rozgrywek. W minionym sezonie piękny sen dobiegł jednak końca. Chojniczanka obudziła się szczebel niżej. Obecna kampania pokazuje, że gracze z Pomorza planują szybko powrócić do pierwszoligowego grania. Podopieczni Adama Noconia, wcześniej szkoleniowca min. Podbeskidzia Bielsko – Biała, plasują się na 3. pozycji w ligowej tabeli, wyprzedzając naszą drużynę o sześć „oczek”. A skoro najbliższe spotkanie odbędzie się w Chojnicach, to warto zwrócić uwagę na fantastyczną grę miejscowych na własnym obiekcie. Chojniczanka u siebie jeszcze nie przegrała, notując przy tym aż 9 zwycięstw i jedynie 2 remisy. Imponująca statystyka, która – miejmy nadzieję – po sobotnim spotkaniu będzie wyglądać nieco mniej okazale. „Chluba grodu Tura” – bo właśnie tak brzmi oficjalny pseudonim naszych najbliższych rywali – jest ekipą usposobioną niezwykle ofensywnie. Piłkarza Noconia potrafią grać szybko, kombinacyjnie i efektownie. Zdobyli 41 goli. Nie zapominają jednak przy tym o defensywie, a czwórka obrońców z Chojnic tworzy jeden z najlepszych bloków zabezpieczających bramkę w lidze. Najlepszym strzelcem zespołu jest Szymon Skrzypczak, który w obecnych rozgrywkach dziesięciokrotnie pokonywał bramkarzy rywali. 31 – letni snajper nierzadko bierze na siebie odpowiedzialność za grę zespołu, a oprócz regularności w strzelaniu kolejnych bramek, gwarantuje również asysty. Wyjątkowo istotnym elementem układanki trenera Noconia pozostaje Mateusz Klichowicz. Niewysoki, szybki, lewonożny skrzydłowy w wielu spotkaniach udowadniał swoją wartość piłkarską, do efektownej gry dokładając liczby w postaci wielu ostatnich podań (blisko 10) i sześciu bramek. A gdy już wspominany ofensywnych graczy naszych rywali, to nie sposób pominąć Adama Ryczkowskiego. Młody zawodnik zasilił klub z Pomorza w przerwie zimowej. Jesienią skrzydłowy występował w Górniku Zabrze, lecz nie zdołał przebić się do podstawowej jedenastki. W Chojniczance były zawodnik klubu z Górnego Śląska zaliczył kapitalne wejście i strzelił już 4 gole. I choć jego przygoda z ekstraklasą nie ułożyła się najlepiej, to Ryczkowski już nawet na poziomie pierwszej ligi udowadniał, że biorąc pod uwagę jego umiejętności techniczne – może być prawdziwą afirmacją jakości. Na legendę zespołu wyrasta kapitan, który uzbierał już nieco ponad 250 meczów w koszulce Chojniczanki, Tomasz Mikołajczak. Ponadto w zespole „Chluby grodu tura” występuje wielu innych zawodników z przeszłością na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. To wszystko nie miało jednak większego znaczenia, kiedy jesienią ubiegłego roku piłkarze z Chojnic zawitali do Częstochowy. Podopieczni Marka Gołębiewskiego pokonali wówczas przybyszów z Pomorza 1:0. Pozostaje więc mieć nadzieję, że i tym razem gracze Skry znajdą doskonały sposób na siłę swoich rywali. Sobotnie spotkanie z pewnością niesie ze sobą ogromny ciężar gatunkowy. Jesteśmy jednak pewni, że nasi zawodnicy doskonale udźwigną presję związaną z wagą najbliższego meczu. Niejednokrotnie już udowodnili, że nie mają z tym najmniejszego problemu. Daniel Flak
5 szybkich: Kamil Wojtyra
Dzisiaj w naszej serii „5 szybkich” przyszedł czas na krótką rozmowę z niezwykle skutecznym snajperem naszej drużyny, Kamilem Wojtyrą. Zapraszamy! Twój piłkarski wzór? Kamil Wojtyra: Leo Messi. Lubię także oglądać mecze topowych drużyn i obserwować zachowania zawodników grających na podobnych pozycjach na boisku do mojej jak. np. Lewandowski czy Haaland. Z kim masz najlepszy kontakt w szatni? Myślę, że w szatni każdy ma ze sobą dobry kontakt, ponieważ jesteśmy naprawdę zgraną ekipą. To było wyczuwalne już od pierwszego treningu, w którym uczestniczyłem. Netflix czy dobra książka? Masz jakiś ulubiony tytuł? Raczej Netflix. Jeśli chodzi o tytuł, to nie mam ulubionego, ale bardzo lubię kryminały. Największy „śmieszek” w drużynie? Niekiedy w szatni jest naprawdę wesoło i praktycznie każdy ma w tym swój udział. Daniel Pietraszkiewicz jest dość mocno „odklejoną” osobą – oczywiście pozytywnie! 🙂 Wakacje: na Wyspach Kanaryjskich czy nad polskim morzem? Mimo wszystko jednak Kanary. Jak Polska, to zdecydowanie wyjazd w góry. Daniel Flak
Nieprzewidywalna ekipa z Pomorza. Przedstawiamy Bytovię Bytów
Skra jest jedynym zespołem w drugoligowej stawce, który w 2021 roku jeszcze nie przegrał. W niedzielę przy Loretańskiej imponującą serię drużyny z Częstochowy będzie próbowała przerwać Bytovia Bytów. I choć postawa podopiecznych Marka Gołębiewskiego musi budzić najwyższe uznanie, to przed naszymi piłkarzami stoi kolejne trudne zadanie. Przyjrzyjmy się zatem dokładnie zespołowi naszego najbliższego rywala! Zaczniemy klasycznie, od wątku historycznego. Bytovia Bytów została założona w 1946 roku. Losy klubu były jednak pokrętne. Kilkukrotnie zmieniała się nazwa drużyny. Stałe było jednak miejsce naszych niedzielnych rywali w hierarchii polskiego futbolu. W początkowym okresie drużyna z Pomorza walczyła o prymat w najniższych krajowych ligach. Dopiero początek XXI wieku przyniósł sukcesy, o jakich przez dekady marzyli wszyscy kibice Czarnych Wilków. W 2003 roku zespół pozyskał sponsora tytularnego, firmę DRUTEX, co było prawdziwym zapalnikiem rajdu pomorskiego klubu – zapoczątkowanego awansem do IV ligi w 2005 roku, a zakończonego i przypieczętowanego promocją na zaplecze ekstraklasy dziewięć lat później. W I lidze zespół z Bytowa spędził pięć sezonów. Ponadto do historycznych sukcesów Bytovii z pewnością należy zaliczyć dwukrotny awans do ¼ finału Pucharu Polski. To wszystko miało miejsce w ostatnich latach i choć klub z Bytowa nie jest już finansowany przez byłego sponsora tytularnego, to wciąż pozostaje organizacją ambitną, w której nie brakuje ludzi spragnionych kolejnych sukcesów. Pora jednak przejść do aktualnej rzeczywistości, która na tle historycznych rezultatów z minionych sezonów, maluje się w nieco ciemniejszych barwach. Drużyna Kamila Sochy – bo właśnie tak nazywa się 50 – letni szkoleniowiec ekipy z Pomorza – zajmuje 10. pozycję w ligowej tabeli. Piłkarze z Bytowa dotychczas zgromadzili na swoim koncie 28 punktów, prezentując futbol efektowny w ofensywie, lecz nieco mniej skuteczny w destrukcji. Zespół Czarnych Wilków zdobył wszakże 31 goli, tracąc przy tym taką samą liczbę bramek. Warto również zwrócić uwagę na fakt, że Bytovia bardzo przeciętnie prezentuje się w delegacjach. W meczach wyjazdowych zwyciężała tylko dwukrotnie, co wskazuje na to, że znacznie lepiej czuje się na własnym boisku. W pierwszym spotkaniu, jesienią, drużyna z Bytowa postawiła podopiecznym Marka Gołębiewskiego trudne warunki, prezentując odpowiednią organizację gry tudzież prawdziwą solidność. Kamil Wojtyra ustalił jednak wynik na korzyść naszego zespołu. Najskuteczniejszym graczem drużyny z Pomorza jest autor 13 trafień, Paweł Giel. Rosły, doświadczony napastnik zdobywał gole w trzech ostatnich spotkaniach swojego zespołu. Szczególną uwagę należy zwrócić także na osobę Pawła Zawistowskiego. I choć były zawodnik Arki Gdynia, Korony Kielce czy Jagielonii właśnie spędza na świecie trzydziestą szóstą wiosnę, to momentami prezentuje się tak, jakby przeżywał drugą młodość. Strzelił siedem goli, do swojego dorobku dokładając również kilka istotnych asyst. Z występów w wyższych ligach dał się zapamiętać jako zawodnik kreatywny, zwykle aspirujący do rozgrywającego, który odpowiednio reguluje tempo gry i nadaje odpowiedni kształt kolejnym atakom pozycyjnym swojej drużyny. Ciekawie prezentuje się środek defensywy klubu z Bytowa, który śmiało można określić mianem prawdziwej mieszanki rutyny z młodością. Obok kapitana zespołu, 38 – letniego Krzysztofa Bąka, który na poziomie ekstraklasy rozegrał blisko 170 spotkań, grywa o 19 wiosen młodszy, wypożyczony z Rakowa Częstochowa, Oskar Krzyżak. Swoją drogą, młodzieżowiec doskonale wprowadził się do zespołu, a w poprzednim spotkaniu został autorem jednej z bramek. Dla jednego z graczy Bytovii, Michała Kiecy, niedzielne spotkanie z pewnością nabierze sentymentalnego wydźwięku. Były gracz Zagłębia Sosnowiec spędził w naszym klubie sporo czasu, rozgrywając dla Skry ponad 40 ligowych spotkań. Dał się zapamiętać jako pracowity, świetnie wyszkolony technicznie zawodnik i nawet jeśli pojawi się na boisku z ławki (bo właśnie taką rolę pełnił w ostatnich spotkaniach), to będzie stanowił zagrożenie. Na koniec warto dodać, że podopieczni Kamila Sochy zwyciężyli w dwóch ostatnich meczach, pokonując Olimpię Elbląg (1:0) i Błękitnych Stargard (3:1). Wierzymy jednak z całych sił, że pozytywna passa zespołu z Bytowa zakończy się w Częstochowie. Piłkarze Skry zdążyli już udowodnić, że bez względu na formę rywala, potrafią wygrać niemal z każdą drugoligową drużyną. Daniel Flak
Bohater ze Skry Częstochowa! Mariusz Holik został dawcą szpiku kostnego
Mariusz Holik w ostatnich meczach prezentuje bardzo dobrą formę. Warto jednak pamiętać, że piłka to nie wszystko. Są rzeczy znacznie ważniejsze. Nasz obrońca zdaje sobie z tego sprawę zdecydowanie bardziej niż wielu z nas. Zdobył się wszak na poświęcenie, które uratowało życie innego człowieka. Został dawcą szpiku. Prawdziwym bohaterem, który swoim podejściem dał szansę na długą, normalną egzystencję drugiej osobie. W związku z tym śmiało można go uznać za prawdziwy wzór do naśladowania. Wszystko zaczęło się dwa lata temu, kiedy Mariusz zdecydował się zarejestrować do bazy dawców DKMS. Wypełnił formularz i z nadzieją wyczekiwał dalszych informacji. Nosił się z pragnieniem niesienia pomocy, a finalnie – podarowania komuś nowego życia. Procedura nie była skomplikowana: – Po wypełnieniu formularza, fundacja przysyła Ci patyczki do pobrania twojego DNA (wystarczy samemu zrobić wymaz z jamy ustnej). Patyczki odsyłamy i po pewnym czasie zostajemy wpisani do bazy dawców. Wszystko odbywa się bezpłatnie i nie wymaga od nas żadnego wysiłku. Wystarczą jedynie dobre chęci – opisuje początki swojej drogi Mariusz Holik. Nasz bohater cierpliwie czekał na sygnał, dzięki któremu oferowana przez niego pomoc mogłaby się zmaterializować. W końcu nadszedł TEN dzień. – Na początku roku zadzwoniła do mnie Pani z fundacji informując, że znalazła się osoba chora na białaczkę, która potrzebuje mojej pomocy. Zapytała, czy nadal jestem chętny, by oddać szpik – Mariusz był bardzo zdecydowany. Kontynuuje opowieść – Zgodziłem się. Wtedy rozpoczęła się cała procedura. Fundacja zrobiła mi kompleksowe, bardzo szczegółowe badania, które miały wskazać, czy mój stan zdrowia pozwala na oddanie szpiku. – opisuje nasz obrońca . Lekarski, dokładny rekonesans nie wykazał przeciwwskazań do wykonania zabiegu i oddania szpiku kostnego. To właśnie wtedy Mariusz dowiedział się, że już niedługo jego komórki mogą okazać się zbawieniem dla innego człowieka. Jako przyszły dawca dobrze poznał szczegóły operacji, która wkrótce miała dojść do skutku. – Metody na oddanie szpiku są dwie: oddanie komórek macierzystych z krwi obwodowej lub oddanie szpiku z talerza kości biodrowej. Pobranie komórek macierzystych z krwi obwodowej to metoda stosowana w około 85% przypadków. Zwykle wiąże się z jednodniową bądź dwudniową wizytą w klinice pobrania i trwa około 5 godzin – opowiada Mariusz. Po wykonanym zabiegu nasz bohater dowiedział się, że wszystko poszło sprawnie. Był naprawdę szczęśliwy, jednak w tym momencie oczekuje dalszych informacji dotyczących stanu zdrowia biorcy: – Teraz pozostaje tylko się modlić, aby szpik się przyjął, dzięki czemu biorca będzie mógł wrócić do zdrowia. Czekam na telefon, że wszystko się udało i pacjent wyszedł ze szpitala – z nadzieją kontynuuje Holik. Mariusz został poinformowany, że oddaje swój szpik dla młodej osoby z Włoch. Z pewnością chętnie poznałby osobę, która może zawdzięczać mu swoje życie. Postępowanie jest jednak bardziej skomplikowane niż mogłoby się wydawać. – Przez 2 lata pozostajemy dla siebie anonimowi ze względów regulacji prawnych. Dopiero po tym okresie, jeśli obie strony wyrażą chęć kontaktu, możemy wymienić się wiadomościami, a nawet poznać osobiście – wyjaśnia Mariusz. Nasz obrońca pokazał, że ma wielkie serce i ogromne pokłady empatii. Wszystko zaczęło się niewinnie: od zobaczenia reklamy pokazującej, że istnieje możliwość pomocy drugiemu człowiekowi – Pomyślałem: czemu nie, skoro można uratować komuś życie? Przecież nic nas to nie kosztuje, poza poświęceniem 10 minut wystarczających na wypełnienie zgłoszenia na stronie DKMS. W związku z tym Mariusz zaprasza innych, by również podjęli próbę, która może okazać się przełomowym wydarzeniem w chorobie i życiu drugiego człowieka. – Zachęcam wszystkich jak najmocniej, aby zarejestrowali się w bazie. Cała fundacja działa bardzo sprawnie. Troszczy się o dawców. Pokrywa wszelkie koszty badań, a nawet przejazdów do klinik. Każdy z nas ma gdzieś na świecie swojego bliźniaka genetycznego, który może akurat czeka na naszą pomoc. Działa to także w drugą stronę. Kto wie, czy kiedyś sami nie będziemy potrzebowali pomocy i dzięki temu uda nam się znaleźć ratunek na czas – w ładnych słowach podsumowuje Mariusz Holik. Z pewnością jesteście ciekawi, jak po tym wszystkim funkcjonuje obrońca Skry Częstochowa. Zatem uspokajamy, a Mariusz przesyła dobre informacje: – Po oddaniu czuję się bardzo dobrze. Już po tygodniu mój organizm powinien być w pełni zregenerowany – kończy bohater z Loretańskiej. Historia Mariusza Holika jest niezwykle inspirująca. Reasumując, chcielibyśmy wyrazić wielką dumę, że należymy do klubu, w którego szeregach porusza się piłkarz decydujący się na tak ważny krok. Nie potrzeba jednak już więcej słów tam, gdzie czyny świadczą same za siebie. Chapeau bas, Mariusz! Daniel Flak
Mieszanka doświadczenia z młodzieńczą fantazją. Przedstawiamy Wigry Suwałki
Piłkarze Skry Częstochowa doskonale rozpoczęli piłkarską wiosnę. Po trzech zwycięstwach, swoją drogą, niezwykle istotnych dla układu tabeli, podopiecznych Marka Gołębiewskiego czeka kolejna trudna przeprawa. Już w najbliższą środę, w spotkaniu przy Loretańskiej, punkty naszej rozpędzonej drużynie spróbują urwać gracze Wigier Suwałki. Spróbujmy zatem bliżej przyjrzeć się klubowi z Podlasia, zwracając uwagę na jego historię, a także dokonania w bieżącym sezonie. Na sportowej mapie Polski Wigry Suwałki istnieją od 1947 roku. Początkowo była to organizacja wielosekcyjna i choć nie osiągała sukcesów na skalę międzynarodową tudzież krajową, to wywodzi się z niej kilku reprezentantów Polski w różnych dyscyplinach sportu. Wracając jednak do futbolu, należy wspomnieć, że drużyna z najchłodniejszej części kraju miała spore problemy z wywalczeniem promocji na szczebel centralny. Przez większość czasu występowała w III lidze. Najpiękniejszą kartkę w klubowej historii Wigry zaczęły pisać kilka lat temu. W 2014 roku biało – niebiescy dowodzeni przez Zbigniewa Kaczmarka awansowali do rozgrywek I ligi. Warto dodać, że dokonali tego w wyjątkowo emocjonujących okolicznościach, odrabiając na finiszu wielopunktową stratę do zespołów przewodzących w stawce. Drużyna z Podlasia spędziła na zapleczu ekstraklasy sześć sezonów, w jednym z nich plasując się nawet na szóstej lokacie, co z pewnością należy uznać za absolutnie historyczny sukces. Dopiero w minionej kampanii Wigry zostały czerwoną latarnią ligi, wyraźnie ustępując pozostałym zespołom. Jednak w drugoligowej rzeczywistości piłkarze z Suwałk odnajdują się całkiem nieźle i chyba nadużyciem nie byłoby stwierdzenie, że wywalczenie awansu jest dla nich celem realnym i priorytetowym. Oczywiście nie mielibyśmy ku temu nic przeciwko, byleby tylko nie odbyło się to kosztem naszej drużyny, której ambicje również sięgają niezwykle wysoko. Wigry zajmują czwarte miejsce w ligowej stawce. Zespół Dawida Szulczka – bo właśnie tak nazywa się młody, zaledwie 31 – letni szkoleniowiec biało – niebieskich – zgromadził na swoim koncie 37 punktów (dokładnie tyle, ile Skra), lecz nie sposób pominąć faktu, że rozegrał jedno spotkanie mniej od nas. Nasi środowi rywale szczególnie dobrze radzą sobie w delegacjach, będąc pod tym względem najlepszą drużyną w lidze. Dość powiedzieć, że na w dziesięciu wyjazdowych spotkaniach przegrali tylko raz. Co więcej, wygrywali aż siedmiokrotnie i łącznie w meczach rozgrywanych na terenie przeciwników wywalczyli aż 23 punkty. I choć to tylko suche statystyki, to biorąc je pod uwagę, można stwierdzić, że piłkarzy trenera Gołębiewskiego z pewnością nie czeka spacerek. Po niezłym początku rundy wiosennej – remisie z Olimpią Elbląg i zwycięstwie ze Zniczem Pruszków – ekipa z Suwalszczyzny nieoczekiwanie uległa Błękitnym Stargard. Dopiero w najbliższych dniach dowiemy się, czy była to oznaka zbliżającego się kryzysu, czy jednak tę wpadkę można potraktować jako wypadek przy pracy. Wigry Suwałki to prawdziwa fuzja piłkarskiej rutyny z młodzieńczą fantazją. Trzon kadry pierwszego zespołu stanowią młodzi, często wypożyczeni z lepszych klubów utalentowani gracze oraz zawodnicy z wielkim bagażem futbolowego doświadczenia na plecach. W środku pola porusza się znany z boisk ekstraklasy, filigranowy Bartłomiej Babiarz. Mówimy o zawodniku solidnym, wszędobylskim, który na wyższym poziomie radził sobie dobrze nie tylko w defensywie, ale także w dziale kreacji. Podstawowym wyborem trenera Szulczka jest również doświadczony, znany z występów na najwyższym szczeblu obrońca, Rafał Grzelak. Piłkarskie obycie może imponować również w przypadku innego defensora – pauzującego w ostatnim spotkaniu za kartki – Martina Dobrotki. 36 – letni Słowak rozegrał wiele spotkań w barwach Slovana Bratysława czy Slavii Praga. Dużą rolę w drużynie odgrywa wypożyczony z Górnika Zabrze, Daniel Liszka. Zawodnik obdarzony naturalną szybkością i dobrą techniką użytkową, który mimo młodego wieku także zaliczył przetarcie w ekstraklasie. Ponadto w zespole występują gracze niezwykle utalentowani: Denis Gojko (wypożyczony z Piasta Gliwice, jeszcze niedawno traktowany niemal na równi z Patrykiem Dziczkiem), Mateusz Sowiński czy autor pięciu trafień, Kacper Wełniak. Najlepszym strzelcem zespołu pozostaje Kamil Adamek, który zdobył już 9 goli. Warto zwrócić uwagę, że w pierwszym naszym spotkaniu z Wigrami, szybki napastnik dwukrotnie pokonał golkipera częstochowskiej Skry. Gwoli ścisłości, nasze jesienne starcie z drużyną z Suwałk zakończyło się porażką podopiecznych Marka Gołębiewskiego 1:2. Skala trudności zwiększa się z każdym spotkaniem, lecz piękna passa trwa w najlepsze. Patrząc na układ tabeli, nasuwa się wniosek, że środowe spotkanie będzie miało duży ciężar gatunkowy. Nie mamy jednak wątpliwości, że nasi piłkarze doskonale poradzą sobie w starciu o wysokiej randze. Co więcej, żywimy przekonanie graniczące z pewnością, że gracze trenera Gołębiewskiego po raz kolejny udowodnią, że są jedną z najlepszych drużyn eWinner II – ligi. Daniel Flak
Święto młodych piłkarzy na „Lorecie”. Przed nami turniej rocznika 2010 -„Skra Cup”
Już w najbliższą niedzielę (14.03) do Częstochowy zawitają drużyny z różnych części Polski. A to wszystko za sprawą turnieju „Skra Cup”, który odbędzie się na naszym stadionie przy ul. Loretańskiej 20. W zawodach wezmą udział chłopcy z rocznika 2010 i młodsi. Mimo że synoptycy zapowiadają na ten dzień ulewne deszcze, to na „Lorecie” z pewnością będzie gorąco, a murawa zapłonie od ambicji i walki młodych futbolowych adeptów. Gospodarzy turnieju, Skrę Częstochowa, w rozgrywkach będą reprezentowały dwie drużyny: jedna znajdzie się w grupie A, a druga w grupie B. Skład pierwszej grupy uzupełnią: Górnik Libiąż, Drama Zbrosławice, APN Żywiec i ROW Rybnik. Z kolei w zestawieniu B, oprócz naszego drugiego zespołu, znajdą się także: Pogoń Zduńska Wola, Korab Łask, Płomień Częstochowa i Rapid Wodzisław Śląski. Jak więc widzicie, w turnieju wezmą udział niezwykle ciekawe drużyny, co zwiastuje rywalizację pełną piłkarskich emocji. I choć gospodarze z pewnością nie mogą liczyć na taryfę ulgową, to trzymamy kciuki, aby nasi chłopcy znaleźli się w czołówce stawki. Impreza rozpocznie się o godzinie 9:00. Turniej „Skra Cup” jest współfinansowany z budżetu Gminy Miasta Częstochowy w ramach zadania publicznego „Organizacja Imprez Sportowych Rangi Międzynarodowej i Ogólnopolskiej” w kwocie 1000 zł (jeden tysiąc złotych).
Beniaminek, który walczy o awans. Przedstawiamy KKS Kalisz
Piłkarze Skry doskonale rozpoczęli piłkarską wiosnę. Po dwóch zwycięstwach na Loretańskiej, gracze z Częstochowy wybiorą się w delegację do Wielkopolski. KKS Kalisz to kolejna drużyna, która sprawdzi formę podopiecznych Marka Gołębiewskiego. Warto więc bliżej przyjrzeć się zespołowi naszego sobotniego rywala. Zaczniemy od wątku historycznego. Klub z Kalisza został założony w 1925 roku. Jednak w związku z licznymi problemami trawiącymi nową organizację sportową, dziewięć lat później został przejęty przez braci Muellerów. Przedsiębiorcy, którzy stali się właścicielami drużyny, postanowili zmienić jej nazwę na KKS „Bielarnia”. Przez kolejne dziesięciolecia zespół funkcjonował także pod nazwą „Włókniarz”. Były to jednak burzliwe lata: ubogie w większe, krajowe sukcesy, upływające pod znakiem braku stabilizacji i niepewności. Klub doprowadzono do upadku. Jednak w 2005 roku grupa działaczy zdecydowała położyć podwaliny pod profesjonalny klub piłkarski i reaktywowała KKS Kalisz. Drużyna z Wielkopolski zaczęła niemal od zera, startując z pułapu najniższego szczebla krajowego, lecz spokojnie pięła się w górę. Największym sukcesem wskrzeszonego zespołu jest awans do 1/16 finału Pucharu Polski w rozgrywkach 2015/2016. W minionym sezonie KKS zajął 1. miejsce w 3. lidze i wywalczył awans na poziom centralny. Mimo że Kaliszanie należą do grona drugoligowych beniaminków, to w bieżących rozgrywkach poczynają sobie bardzo dobrze. Zajmują szóstą pozycję, tracąc do naszego zespołu cztery punkty. I choć dotychczas przegrywali ze wszystkimi drużynami aktualnie tworzącymi pierwszą „piątkę” tabeli, o tyle ze spokojem radzili sobie chociażby ze znajdującymi się w górnej połowie stawki Śląskiem II Wrocław czy Sokołem Ostróda. Warto nadmienić, że w pierwszym, bardzo trudnym spotkaniu, podopieczni Marka Gołębiewskiego zwyciężyli z KKS – em 1:0. Trenerem zespołu naszych rywali jest doskonale znany polskim kibicom Ryszard Wieczorek. 59 – letni szkoleniowiec, emocjonalnie związany z Odrą Wodzisław, przez lata swojej kariery prowadził min Górnik Zabrze, Piast Gliwice czy Koronę Kielce. Do zespołu z Kalisza dołączył z początkiem lipca 2019 roku, a więc śmiało można uznać go za prawdziwego architekta awansu na drugoligowe poletko. W składzie zespołu Kalisza nie znajdziemy typowego rewolwerowca z workiem goli na plecach. Prawdziwą siłą naszych sobotnich rywali jest kolektyw. 29 bramek zdobytych przez drużynę z Wielkopolski rozkłada się na wielu zawodników, a najskuteczniejsi gracze w układance Wieczorka – Mateusz Majewski i Robert Tunkiewicz – zanotowali po pięć trafień. W podstawowej jedenastce „Dumy Kalisza” regularnie wybiegają gracze znani z boisk polskiej ekstraklasy. Tomasz Hołota, w przeszłości występujący w Śląsku Wrocław, Polonii Warszawa czy Pogoni Szczecin, jest jedną z kluczowych postaci zespołu. Istotnym elementem w zestawieniu naszych rywali jest również dwukrotny reprezentant Polski, 40 – letni Marcin Radzewicz. W rundzie jesiennej dobrze poczynał sobie także Fabian Hiszpański, co zaowocowało transferem do I – ligowej Arki Gdynia. Zimą w klubowych korytarzach panował jednak spory ruch i mimo utraty jednego z czołowych graczy, działacze KKS – u Kalisz mogą pozytywnie ocenić minione okienko transferowe. Do klubu zawitali między innymi Filip Kendzia czy Nestor Gordillo. Szczególnie interesująco prezentuje się historia drugiego z wymienionych zawodników. Filigranowy, 31 – letni Hiszpan ma za sobą wiele spotkań na trzecim poziomie rozgrywkowym w ojczystym kraju. Po boisku porusza się z gracją i lekkością charakterystyczną dla piłkarskich techników z Półwyspu Iberyjskiego. Co ciekawe, Nestor Gordillo przybył do zespołu z Wielkopolski prosto z Indii. I choć mówimy o państwie pozbawionym imponujących tradycji piłkarskich, to sam zainteresowany nazywa go „śpiącym gigantem futbolu”. Hiszpan doskonale zaprezentował się w ostatnim spotkaniu „Dumy Kalisza”, strzelając dwa gole i walnie przyczyniając się do wysokiego zwycięstwa z Błękitnymi Stargard (4:0). A jeśli już mówimy o postawie zespołu Ryszarda Wieczorka w minionych tygodniach, to należy dodać, że w pierwszymmeczu po przerwie zimowej piłkarze z Kalisza ulegli Olimpii Elbląg 0:1. Naszych zawodników czeka więc kolejna trudna przeprawa, lecz początek rundy wiosennej w ich wykonaniu pokazał, że nawet duże wyzwania nie robią na nich żadnego wrażenia. Miejmy więc nadzieję, że gracze Skry podtrzymają korzystną passę, a swoją boiskową postawą po raz kolejny wymalują entuzjazm na twarzach kibiców z „Lorety”.
Młode wilki zawitają na „Loretę”. Przedstawiamy Śląsk II Wrocław
W najbliższą niedzielę Skra Częstochowa rozegra kolejne ligowe spotkanie. Tym razem na drodze podopiecznych Marka Gołębiewskiego stanie drużyna rezerw wrocławskiego Śląska. Nadszedł więc najwyższy czas, by wziąć pod lupę zespół naszego najbliższego rywala. Klub ze stolicy Dolnego Śląska został założony w 1947 roku. I choć początkowo egzystował w niższych ligach, to po siedemnastu latach funkcjonowania awansował do najwyższej klasy rozgrywkowej. Jednak dopiero dekadę później rozpoczął się wspaniały okres, który zapisał się złotymi zgłoskami na kartach historii wrocławskiego zespołu. W 1976 roku drużyna dowodzona przez Władysława Jana Żmudę, po raz pierwszy triumfowała w finale Pucharu Polski. Ponadto Śląsk jest dwukrotnym mistrzem Polski, a w ostatnich latach, dzięki dobrym występom na krajowym podwórku, Wojskowi mieli okazję podejmować rękawicę w starciach z Club Brugge czy Sevillą. Niedzielnego popołudnia nie przyjdzie nam jednak mierzyć się z pierwszym zespołem Śląska, więc po nakreśleniu rysu historycznego zasłużonego klubu, warto poruszyć kwestie związane z drużyną rezerw. Wrocławianie zajmują szóste miejsce w lidze, a w związku z tym, że notują ostatnio serię sześciu spotkań bez porażki – naszych zawodników z pewnością czeka trudna przeprawa. Trenerem drugiej drużyny Wojskowych jest Piotr Jawny. Szkoleniowiec od lat związany z wrocławskim Śląskiem ma do dyspozycji grupę młodych, zdolnych graczy, którzy każdego dnia pragną zwrócić na siebie uwagę sztabu szkoleniowego pierwszego zespołu. Warto zauważyć, że w związku z tym, iż pierwsza drużyna Śląska również rozgrywa swoje spotkanie w niedzielę, prawdopodobnie przy Loretańskiej nie zobaczymy zbyt wielu „spadkowiczów” na co dzień pracujących z Vitezslavem Lavicką. W ostatnim meczu rezerw Śląska wystąpił co prawda Piotr Celeban, lecz mało prawdopodobne, by w niedzielę ponownie zagościł na drugoligowych boiskach. Piotr Jawny ma jednak w swojej talii kilka asów, którymi może zaskoczyć nasz zespół. W centralnej części boiska zwykle występuje Przemysław Bargiel. Chyba wszyscy pamiętamy, jakie wejście do ekstraklasy miał swego czasu wychowanek chorzowskiego Ruchu. Należy zauważyć, że choć jego kariera delikatnie wyhamowała, to dalej mówimy o zawodniku kreatywnym, zdolnym do rozwiązań niekonwencjonalnych i błyskotliwych. Do Wrocławia zawędrował prosto z drużyn młodzieżowych wielkiego Milanu. Najlepszym strzelcem zespołu z Oporowskiej jest inny, mający za sobą debiut w ekstraklasie, młody gracz. Sebastian Bergier strzelił już w tym sezonie 9 goli. Inna sprawa, że w ostatnim spotkaniu pierwszej drużyny, znalazł się na ławce rezerwowych. Prawdopodobny jest więc scenariusz, że 21 – letni snajper w niedzielę nie pojawi się przy Loretańskiej. Podobnie wygląda sytuacja Adriana Łyszczarza, który ma za sobą sporą ilość spotkań w rezerwach, lecz ostatnimi czasy dołączył do grona wybrańców Lavicki. Co ciekawe, stałym elementem czteroosobowego bloku obronnego Śląska jest były zawodnik Skry, Konrad Poprawa. Powrót do Częstochowy z pewnością będzie dla niego sentymentalnym doświadczeniem. Warto również zwrócić uwagę na fakt, iż podopieczni trenera Jawnego doskonale spisują się na wyjazdach. Z 28 zdobytych punktów, aż 17 wywalczyli na obcym terenie i w tabeli uwzględniającej jedynie delegacje zajmują 3 miejsce w lidze. Tracą jednak sporo bramek jak na zespół piastujący szóstą lokatę. Nie ulega kwestii, że statystyka 24 straconych goli w pierwszych 18 kolejkach sezonu, chluby nie przynosi. Zwłaszcza, gdy liczby Śląska porównamy z doskonałą dyspozycją naszej defensywy. W ostatnim meczu zespół z Wrocławia zremisował 1:1 z Błękitnymi Stargard. Autorem trafienia dla „Wojskowych” był Grzegorz Kotowicz, który zamknął dośrodkowanie z rzutu rożnego. Spotkanie nie obfitowało jednak w zbyt dużą ilość sytuacji bramkowych. Na koniec należy przypomnieć, że poprzednie starcie pomiędzy Śląskiem II i Skrą zakończyło się zwycięstwem podopiecznych trenera Gołębiewskiego. Bramkę na wagę trzech punktów zdobył najlepszy snajper naszego zespołu, Kamil Wojtyra. I choć drużyna z Wrocławia ma swoje atuty, to miejmy nadzieję, że po niedzielnym spotkaniu będziemy w równie dobrych humorach jak po sobotnim starciu z Garbarnią.
Kiedyś mistrz Polski, dzisiaj solidny zespół i niewygodny rywal. Przedstawiamy Garbarnię Kraków
Już w najbliższą sobotę Skra Częstochowa podejmie na własnym boisku zespół Garbarni Kraków. W związku z powyższym śmiało można stwierdzić, że nadeszła idealna pora, by przybliżyć Wam historię drużyny spod Wawelu i przeanalizować jej poczynania w trwających rozgrywkach. Garbarnia została założona w 1921 roku, więc nietrudno dojść do wniosku, że obecny sezon jest dla drużyny z Krakowa wyjątkowy. „Brązowi” świętują stulecie istnienia, zatem bez wątpienia szczególnie zależy im na dobrym wyniku sportowym. Mówimy o zespole z bogatą historią, który jednak największe sukcesy odnosił jeszcze w okresie międzywojennym. W 1929 roku Garbarnia została wicemistrzem Polski. Już dwa lata później zespół prowadzony przez austriackiego szkoleniowca, Karla Jiszdę, okazał się najsilniejszy w kraju. Zdobycie mistrzostwa w 1931 roku słusznie uznawane jest za największy sukces w historii klubu. Warto również nadmienić, że drużyna naszych sobotnich rywali na najwyższym poziomie rozgrywkowym w kraju spędziła łącznie piętnaście sezonów. Skra Częstochowa mierzyła się z Garbarnią już kilkukrotnie. Szczególnie istotne mogły okazać się spotkania z 1959 roku, kiedy drużyny ze „świętego miasta” i „stolicy królów polskich” znalazły się w jednej grupie barażowej o awans do II ligi. „Brązowi” wyszli z dwumeczu zwycięsko, w pierwszym spotkaniu zwyciężając 2:0, a w drugim remisując z naszą drużyną 1:1. Dzięki temu krakowianie ponownie zagościli na ówczesnym drugoligowym szczeblu i spędzili tam kolejnych trzynaście lat. W minionym sezonie drużyny Skry i Garbarni spotkały się ponownie. W pierwszym starciu lepsi okazali się przybysze spod Wawelu. Kilka miesięcy później drużyna z Częstochowy odpłaciła rywalom pięknym za nadobne i wywiozła z Krakowa trzy punkty. W sobotnim spotkaniu na „Lorecie” historia nie będzie miała jednak większego znaczenia. Garbarnia po siedemnastu kolejkach obecnego sezonu plasuje się na 10. pozycji w drugoligowej stawce. Zgromadziła na swoim koncie 23 punkty (Skra zdobyła 28 „oczek”). Z pewnością należy zwrócić uwagę na osobę trenera krakowskiej drużyny. Łukasz Surma – bo właśnie o nim tu mowa – ma za sobą bogatą karierę piłkarską, okraszoną występami w barwach Wisły, Legii czy chorzowskiego Ruchu. Warto dodać, że jest zawodnikiem z największą ilością występów w historii ekstraklasy. Jego podopieczni dotychczas grali „w kratkę”, lecz miejsce w środku stawki świadczy o tym, że mogą okazać się drużyną bardzo niebezpieczną. Choć zespołowi Garbarni rzadko zdarza się urywać punkty zespołom z czołówki, to z pewnością należy odnotować chociażby zwycięstwo z zajmującym obecnie szóstą lokatę KKS-em Kalisz. Siłą zespołu Łukasza Surmy jest kolektyw. O ile Skra posiada w swoich szeregach snajpera, który jest gwarancją bramek (Kamil Wojtyra – 14 goli), o tyle w zespole z Krakowa trafienia rozkładają się na sporą liczbę zawodników. W rundzie jesiennej najskuteczniejsi zawodnicy zespołu – Jakub Kowalski i Jakub Bąk – pokonywali bramkarzy rywali czterokrotnie. Drugi z wymienionych odszedł jednak do Wieczystej Kraków. Być może lekarstwem na problemy „Brązowych” w ofensywie okaże się transfer doświadczonego Michała Fidziukiewicza. 30 – letni napastnik ma za sobą kapitalną rundę w III – ligowej Stali Stalowa Wola. Na zasadzie wypożyczenia zespół Garbarni zasilił Michał Rutkowski, który jesienią w barwach GKS-u Jastrzębie rozegrał dziewięć spotkań na poziomie I ligi. Podczas zimowego okienka transferowego do klubu trafiło również dwóch młodzieżowców: Jakub Górski i Jakub Janik. I choć naszą drużynę z pewnością czeka niełatwe zadanie, to posiadamy w sobie ogromne pokłady wiary, że piłkarze „Brązowych” wyjadą z Częstochowy na tarczy.