Mecz zmarnowanych szans. GKS w końcówce lepszy od Skry

Niewykorzystane sytuacje się mszczą. To stare piłkarskie porzekadło jest już niezwykle wyświechtane, ale niestety nic nie jest w stanie lepiej opisać postawy Skry w Katowicach w meczu z GKS-em. Bez czterech podstawowych zawodników potrafiliśmy objąć prowadzenie, stworzyć sobie ogrom sytuacji bramkowych i momentami naprawdę dobrze grać w piłkę. Permanentny brak skuteczności powoduje jednak, że przegrywamy 1:2 i wracamy z niczym. – Skra miała dziś meczbola, ale nie wykorzystała go i widocznie musiała przegrać – to pomeczowe zdanie trenera GKS-u Rafała Góraka jest tyleż bolesne, co prawdziwe.

Do Katowic na mecz z trzecim w tabeli GKS-em jechaliśmy po serii trzech porażek oraz bez czterech podstawowych zawodników. Szybko jednak się okazało, że nie taki diabeł straszny, a w roli pretendenta może nam się grać całkiem dobrze. Już w 5. minucie w dobrej sytuacji znalazł się Damian Warnecki, uderzył niestety obok bramki. Pięć minut później 100-procentową okazję do zdobycia bramki miał Daniel Pietraszkiewicz po idealnym wręcz dograniu od Krzyśka Napory. Pocelował niestety ponad bramką z pierwszej piłki. Wielka szkoda, że nie zdecydował się na przyjęcie lub poszukanie kolegów. W 30. minucie lewą stroną w pole karne wpadł Dawid Niedbała. Próbował dograć do Milasiusa, ale minimalnie nie w tempo i GieKSa uratowała się wybiciem piłki na rzut rożny. Chwilę później nad bramką uderzył Hubert Sadowski.

W 39. minucie w końcu dopięliśmy swego. Titas Milasius z piłką przy nodze minął kilku zawodników gospodarzy, wpadł w pole karne i precyzyjnym strzałem lewą nogą tuż przy słupku nie dał szans Bartoszowi Mrozkowi. Sytuacje GieKSy w tej części gry? Z dziennikarskiego obowiązku można odnotować groźne uderzenie z 6. minuty, kiedy to uratował nas „Biegan”. Ponadto w 18. minucie z rzutu wolnego w mur uderzył Rafał Figiel. Większego zagrożenia pod naszą bramką nie było.

Jeśli ktoś myślał, że gospodarze rzucą się na Skrę wraz z pierwszym gwizdkiem drugiej połowy to był w błędzie. W drugiej połowie GieKSa mimo niekorzystnego wyniku dalej grała wolno i dość przewidywalnie. Pytanie na ile wpływ na tę sytuację miały ostatnie zakażenia koronawirusem i przymusowa kwarantanna, która dotknęła katowiczan. W pierwszych minutach drugiej części gry akcje toczyły się głównie na naszej połowie, ale wielkiego zagrożenia z nich nie było. Katowiczanie uderzali albo niecelnie, albo za lekko, albo ratował nas Biegański. W 61. minucie mogliśmy i powinniśmy podwyższyć prowadzenie. Po faulu na Pietraszkiewiczu sędzia Marcin Szrek z Kielc nie miał wątpliwości, że należy nam się rzut karny. Intencje Karola Noiszewskiego wyczuł jednak Bartosz Mrozek. W drugim meczu z rzędu nie wykorzystaliśmy rzutu karnego, ale się nie poddawaliśmy. Kilka minut później Titas Milasius po podaniach od Niedbały miał dobre okazje na podwyższenie wyniku. Były fragmenty, w których to Skra totalnie zdominowała gospodarzy raz za razem mając okazje na podwyższenie wyniku. Przykłady? W 77. minucie Krzysiek Napora uderzył z prawej strony, do szczęścia zabrakło kilku centymetrów. Trzy minuty później marnujemy kolejną 100-procentową okazję na podwyższenie wyniku. Napora wystawił piłkę Milasiusowi, ale ten machnął się ze strzałem. Niestety, w tej samej minucie straciliśmy równie Radka Gołębiowskiego, który musiał opuścić plac gry za drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę.

Osłabienie połączone z taka liczbą niewykorzystanych okazji z takim rywalem jak GKS Katowice nie mogła obyć się bez konsekwencji. W 83. minucie Patryk Szwedzik doprowadził do wyrównania dobijając piłkę odbitą od słupka. W tym momencie stało się jasne, że drużyna trenera Rafała Góraka zrobi wszystko, aby wykorzystać szansę i zgarnąć pełną pulę. Niestety dla nas, właśnie ten scenariusz zaczął się spełniać. Zepchnięta do defensywy Skra zaczęła popełniać błędy. W 89. minucie Dominik Kościelniak wyprowadził gospodarzy na prowadzenie uderzeniem głową po dośrodkowaniu z rzutu wolnego. Na wyrównanie w tych okolicznościach zabrakło już nam czas, precyzji i piłkarskiego szczęścia. Po naprawdę dobrym meczu z wieloma okazjami bramkowymi przyszło nam wracać z niczym. – Piłka jest czasami okrutna. Każda porażka jest bolesna, a jeszcze w takich okolicznościach, gdzie do końca mieliśmy nadzieję chociaż na jeden punkt tym bardziej. Stworzyliśmy więcej sytuacji od GKS-u, więc jest niedosyt. Zagraliśmy piątką młodzieżowców, która nie przestraszyła się takiej drużyny jak GKS. W środę mamy kolejny mecz i powiedziałem chłopakom, że nie mogą się poddawać – mówił po spotkaniu trener Marek Gołębiewski.

Szkoleniowiec katowiczan, Rafał Górak choć uważał, że jego drużyna wygrała zasłużenie, to o Skrze wypowiadał się z dużym uznaniem: – W Skrze zagrało dziś wielu młodzieżowców i naprawdę gratuluję wam, bo byliście dobrze zorganizowanym zespołem. Nie mogę powiedzieć, żeby moja drużyna była słabsza, bo tak nie było, jednak to my prowadziliśmy grę. Skra była blisko, ale nie na tyle blisko by wywieźć punkty z Bukowej. Cieszę się z tej wygranej, bo na Skrze zazwyczaj przegrywałem. Skra miała dziś meczbola, ale nie wykorzystała go i widocznie musiała przegrać – spuentował boleśnie, ale jakże trafnie końcowy wynik opiekun GKS-u. Była to nasza czwarta porażka z rzędu. W środę (28.04, godz. 15.00) w meczu z rezerwami Lecha Poznań przy Loretańskiej niezwykle mocno będziemy chcieli się przełamać.

GKS Katowice – Skra Częstochowa 2:1 (0:1)

0-1 Titas Milasius 39’
1-1 Patryk Szwedzik 83’
2-1 Dominik Kościelniak 89’

GKS: Mrozek, Jędrych, Figiel, Woźniak (Koscielniak), Błąd, Kozłowski, Rogala (Szwedzik), Gałecki Ż (Urynowicz), Wojciechowski (Grychtolik), Kiebzak (Sanocki), Kołodziejski

Skra: Biegański Ż, Brusiło, Sadowski, Niedbała, Gołębiowski ŻŻ – CZ, Pietraszkiewicz Z (Smykowski), Napora, Noiszewski, Milasius Ż (Rogala), Holik, Warnecki (Klisiewicz)

Mariusz Rajek