Życzymy Państwu zdrowych, spokojnych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia!
Kategoria: I Zespół
Zagraj w Football Manager 2022 i zostań menadżerem Skry Częstochowa!
Po raz pierwszy w historii Skra Częstochowa jest grywalnym zespołem w kultowej grze Football Manager. Już dzisiaj możecie poczuć się jak szkoleniowiec naszej drużyny! I chociaż mówimy jedynie o grze komputerowej, to prestiż, ranga i poziom zainteresowania produktem grupy Sports Interactive wskazuje, że warto wspomnieć o tym w szerszy sposób. Tym bardziej, że zbliżają się święta, a Football Manager 2022 jawi nam się jako idealny prezent dla osób zafascynowanych futbolem. FM to gra dla prawdziwych pasjonatów piłki. Jako komputerowi menadżerowie, macie wpływ na niezliczoną ilość aspektów dotyczących działalności swojego klubu. Możecie rozwijać klubową Akademię, robić transfery, ustalać taktykę, rozmawiać z zawodnikami, a później – dokładnie tak, jak w rzeczywistości – reagować na boiskowe wydarzenia. Żeby bliżej przedstawić Wam szczegóły dotyczące prowadzenia kariery w grze Football Manager, postanowiliśmy rozpocząć rozgrywkę i wcielić się w rolę menadżera Skry Częstochowa! Dzięki temu, już trochę wiemy, jak czuje się nasz trener, Jakub Dziółka. Już na samym początku gry, tuż po objęciu posady trenera zespołu, serdecznie wita nas prezes, Artur Szymczyk, który gratuluje nam nowego stanowiska. Później przechodzimy do wyboru taktyki. Wybraliśmy ofensywną formację 4 – 4 – 2 z wysoko grającymi skrzydłowymi. W sprawach dotyczących ustawienia podpowiada nam asystent, Jakub Dziółka 🙂 Z kolei jeśli chodzi o sprawy związane ze zdrowiem naszych piłkarzy, poradą służy fizjoterapeutka, Sara Luto. Przed sezonem dokonaliśmy jednego transferu, bowiem nasz silny atak wzmocnił kolejny napastnik – wypożyczony z Legii Warszawa młodzieżowiec, Szymon Włodarczyk. Po ustaleniu taktyki i zwróceniu uwagi na pewne niuanse dotyczące budowy zespołu, rozpoczęliśmy okres przygotowawczy, w trakcie którego nasza drużyna nie przegrała ani razu! Rozegraliśmy m.in. spotkanie z Rakowem Częstochowa, a pewne, spokojne zwycięstwo 3:1 tylko utwierdziło nas w przekonaniu, że zmierzamy w dobrym kierunku. Wraz z końcem lipca przyszedł czas na wyczekiwany start Fortuna 1 Ligi. W pierwszym spotkaniu, po meczu pełnym walki, ulegliśmy ŁKS – owi Łódź 2:3. W drugiej kolejce nasza drużyna się jednak zrehabilitowała, odnosząc zwycięstwo na własnym stadionie z Chrobrym Głogów. Spotkanie odbyło się – uwaga – przy ulicy Loretańskiej w Częstochowie (tak, w FM – ie to możliwe)! Żeby Was nie zamęczać, przewijamy taśmę do grudnia i prezentujemy ligową tabelę, która po jesiennych zmaganiach wygląda całkiem przyjemnie. Skra Częstochowa z dorobkiem 30 punktów zajmuje 7. miejsce w ligowej tabeli. Gra w Football Manager to cała masa przyjemności. To rozrywka, która uczy futbolu, nazwisk i mocnych stron nowych piłkarzy, a także odkrywania tajników budowania klubu. Kupujcie zatem FM – a 2022, wcielcie się w rolę menadżera Skry Częstochowa i dajcie znać, jak Wam idzie:)
„Przede wszystkim normalności i zdrowia” – rozmowa z Rafałem Brusiło
Choć obecne rozgrywki to dopiero trzeci sezon spędzony w naszym klubie dla Rafała Brusiło, to można odnieść wrażenie, że jest tu zdecydowanie dłużej. Wychowanek wrocławskiej Ślęzy to podstawowy zawodnik formacji obronnej drużyny trenera Jakuba Dziółki. „Rafka” poza swą jakością piłkarską znany jest z tego, że również poza boiskiem jest niezwykle otwartym i pozytywnie nastawionym do świata człowiekiem. Zapraszamy do krótkiej przedświątecznej rozmowy. Co słychać u Rafała Brusiło na kilka dni przed Świętami? Jest w końcu czas na wyczekany i zasłużony odpoczynek? – Nie ukrywam, że mocno oczekiwałem tego okresu grudniowego, bo ta runda mocno eksploatowała nas fizycznie i przede wszystkim psychicznie. Cały ten czas przeznaczam na rodzinę, bo mało mnie było w domu. Z synem i żoną ubraliśmy już choinkę, prezenty już kupiliśmy, więc dzieje się. To była dla nas bardzo udana runda i to jest całkowicie bezsporne. Jak myślisz, gdzie był klucz do tego, że Skra była jedną z największych rewelacji jesieni? – Zgodzę się, że za nami udana runda, ale jednocześnie przed nami bardzo trudna i ciężka runda wiosenna. 14 spotkań w których musimy uzbierać jak najwięcej oczek, by osiągnąć nasz cel. Kluczem do tego wyniku była drużyna, świadczy o tym mała liczba goli strzelonych jak i straconych, czyli każdy zawodnik w każdej formacji musiał bardzo mocno pracować na ten wynik. Myślę też, że jako beniaminek w większości meczów mieliśmy o kilka procent więcej takich cech jak zaangażowanie, koncentracja i przede wszystkim cierpliwość, że w każdym momencie meczu możemy zdobyć bramkę i nie stracić żadnej. W tym miejscu duża klasa i szacunek dla „Kosika” za 10 czystych kont. Nasza obrona była prawie nie do sforsowania. Chyba dobrze wam się układała współpraca z Łukaszem Winiarczykiem? Wcześniejsza wspólna gra w Odrze pomagała? – Jak wspomniałem wcześniej, mała liczba goli straconych jest zasługą wszystkich zawodników z każdej formacji. Wielu piłkarzy ofensywnych musiało mocno się angażować w defensywę, żeby jako zespół móc teraz powiedzieć, że ta runda jest udana. Współpraca z Łukaszem, czy później z Kamilem wyglądała dobrze, bo każdy wiedział co ma robić na boisku i przede wszystkim, że każdy jest odpowiedzialny za zespół. Znajomość z poprzednich lat z „Winiarem” tylko potwierdzała fajną współpracę. Wszystkie 20 meczów zagraliśmy na wyjazdach. Wiosną chyba już to nie przejdzie. Myślisz Rafał, że jaki scenariusz jest w tym momencie najbardziej prawdopodobny? Zagramy na Rakowie, w Sosnowcu, czy bierzesz pod uwagę jakiś trzeci wariant? – W obecnej sytuacji my jako zawodnicy musimy być przygotowani na każdy wariant. Wiadomo, że każdy z nas pragnie grać w Częstochowie i na żywo prezentować się kibicom, rodzinom czy ludziom, którzy ciągną klub do przodu od wielu lat. Ta runda pokazała, że nic nas już nie złamie i nie zaskoczy, więc musimy się po prostu dobrze przygotować do rundy wiosennej i czekać na dobre informacje dotyczące rozgrywania spotkań. Ogrom czasu spędziliście tej jesieni w podróży. Jakie sposoby mają piłkarze na ten wolny czas? Męczyły te ciągłe wyjazdy? – Na pewno każdy z nas inaczej znosił te podróże, jeden bardziej fizycznie się męczył, drugi psychicznie, dlatego musieliśmy sobie jakoś radzić. Część zawodników grała w karty, część oglądała jakieś filmy bądź seriale, a kolejni po prostu odpoczywali drzemiąc. Wiadomo, do wszystkiego człowiek umie się przyzwyczaić, ale chcielibyśmy zdecydowanie ograniczyć te wyjazdy tylko i wyłącznie do meczów wyjazdowych. Który wyjazd, mecz, stadion najbardziej zapadł Ci w pamięci i dlaczego? – Trzeba sobie powiedzieć, że większość stadionów robiła wrażenie i jednocześnie sprawiała radość, że można na takich obiektach grać mecze. Szczególnie wspominam mecz w Gdyni, który wygraliśmy z uznaną marką jaką jest Arka, ale również mecz na otwarcie obiektu w Nowym Sączu, bo była to nasza czwarta wygrana pod rząd, a takie serie bardzo cieszą i napędzają do jeszcze większych rzeczy. Za kilka dni Wigilia. Czego Rafał można Ci życzyć na ten czas i Nowy Rok? Jakieś ukryte plany, marzenia? – W obecnych czasach chyba każdy życzyłby sobie i wszystkim dookoła normalności i zdrowia. Bez tego ciężko jest funkcjonować i realizować swoje pasje. Nam jako klubowi Skra Częstochowa życzyłbym spełnienia wszystkich wymogów dotyczących rozgrywania meczów przy Loretańskiej, bo tam się po prostu czujemy najlepiej. Rozmawiał Mariusz Rajek
„Na wspominki będzie czas na emeryturze” – rozmowa z Dawidem Niedbałą
Chociaż dopiero za kilkanaście dni skończy 27 lat, Dawida Niedbałę śmiało można nazwać żywą legendą Skry. Z naszym klubem związany jest praktycznie od początku przygody z piłką, jego udziałem było aż 5 awansów naszego klubu! Początek sezonu w Fortuna 1 Lidze miał niezwykle udany, obecnie dostaje nieco mniej szans na grę, ale to nadal ważny zawodnik w talii trenera Jakuba Dziółki. I przede wszystkim bardzo pozytywny człowiek. Zapraszamy do rozmowy z „Dejwolem”. Od jakiegoś czasu zostałeś Dawid jokerem w talii trenera Dziółki, który zazwyczaj wpuszcza cie w drugiej połowie. Pewnie wolałbyś zaczynać jednak mecze od pierwszych minut? – Jasne, że wolałbym każdy mecz zaczynać od początku, drugą część rundy jednak w większości zaczynałem na ławce. Dla mnie zawsze dobro drużyny było ważniejsze niż swoje własne, dlatego mimo wewnętrznego niezadowolenia, z każdych zdobytych punktów bardzo się cieszyłem. Nie pozostaje mi nic innego jak ciężko pracować i przekonać trenera, żeby znowu na mnie stawiał. Wejście w Fortuna 1 Ligę miałeś naprawdę mocne. Nie dość, że przeważnie byłeś zawodnikiem podstawowej jedenastki, to zbierałeś dobre recenzje za grę i walkę. Działała jeszcze ta adrenalina po awansie? – To prawda, sam po sobie odczuwałem, że jestem w formie. Myślę że działa, może nie czuć już tak dużej ekscytacji tą ligą, ale sytuacja w której obecnie jest Skra i to z czym musi się mierzyć, powoduje że każdy mecz staje się walką o lepsze jutro. Życie sportowe toczy się bardzo szybko, ale wracasz jeszcze czasami do tych pięknych chwil z baraży? Bramka w Kaliszu cały czas jest przed oczami? – Wiadomo, były to piękne chwile, może jedne z najpiękniejszych w moim życiu, ale jesteśmy teraz w innym miejscu, z innymi celami i założeniami. Na tę chwilę nie wracam już do tego co było, a skupiam się na tym co jest i co będzie. Myślę, że na wspominki będzie jeszcze czas na piłkarskiej emeryturze. Za nami dopiero jedna runda, a zdążyliśmy już zwiedzić wszystkie stadiony na zapleczu ekstraklasy. Który zrobił na Tobie największe wrażenie? – Na pewno było takich kilka: Gdynia,Tychy czy Kielce mają piękne nowoczesne obiekty, na których gra to czysta przyjemność. Stadiony w Łodzi również, chociaż na jednym z nich mieliśmy okazję grać jeszcze w drugiej lidze. A patrząc tylko pod kątem sportowym, który mecz tego sezonu najbardziej zapadł Ci w pamięci? – Dla mnie osobiście na pewno pierwszy mecz z Koroną Kielce. Inauguracja na tym poziomie rozgrywkowym, poprzedzona dwoma wspaniałymi awansami, to było spełnienie marzeń. Jeżeli chodzi o aspekt drużynowy myślę, że wygrana z Arką była takim impulsem, że jesteśmy w stanie walczyć z każdym w tej lidze. Jak ty jako osoba, którą chyba bez wielkiej przesady możemy nazwać żywą ikoną Skry reagujesz na to, że musimy ciągle grać na wyjazdach? Bardzo brakuje „Lorety”? – Z tą ikoną to bym nie przesadzał (śmiech). Nie ukrywam, że trochę się cieszę końcem rundy i wolnym. Nasze podróże z każdym następnym wyjazdem stawały się coraz cięższe i bardziej uciążliwe. Myślę jednak, że na tę chwile stawiliśmy czoła wyzwaniu. Na pewno mamy teraz czas, aby naładować baterie. Kiedyś o tym już rozmawialiśmy, ale przypomnij Dawid ile awansów zaliczyłeś ze Skrą patrząc tylko na piłkę seniorską? To chyba ewenement na skalę całej Polski, jak nie Europy? – Pierwszą przygodę i pierwsze treningi z drużyną seniorów zaczynałem już w A Klasie, więc jeśli dobrze liczę to przeżyłem tutaj 5 awansów. Czy to ewenement nie mam pojęcia. Nigdy nie ukrywałem tego jak dużo znaczy dla mnie ten klub. Poznałem tutaj fantastycznych ludzi, którzy albo dalej tutaj pracują, są blisko klubu, albo skończyli swoją przygodę ze Skrą. Myślę, że to wszystko urodziło się po prostu samo na przestrzeni lat. Ciężko się przestawić na grę w pierwszej lidze? Tego miejsca jest zdecydowanie mniej na boisku? – Myślę, że jako drużyna już dawno się przestawiliśmy, jeśli jednak chodzi o różnice między pierwszą a drugą ligą, największej bym upatrywał w szybkości i tempie gry. Dochodzi do tego aspekt organizacji i potężnego zaplecza jakim dysponuje tutaj chyba każda drużyna. Tak szczerze: przed sezonem uwierzyłbyś, że uzbieramy w 20 meczach 27 punktów tylko na wyjazdach? – Wierzyć na pewno w to wierzyłem, tak jak i każdy z zawodników, bo myślę, że bez tego by na się nie udało. Przed sezonem oczywiście brałbym taką ilość punktów w ciemno, ale to jeszcze nie koniec naszej pracy. Przed nami bardzo trudna i wymagająca runda wiosenna. Granie w Polsce na ten rok powoli się kończy? Czego życzysz sobie na ten świąteczny czas? – Życzę sobie naładowania baterii i resetu głowy, który bardzo jest mi potrzebny. Mam na to jednak sporo czasu i mam nadzieję, że ja osobiście, jak i cała Skra z hukiem wejdziemy w Nowy Rok! Rozmawiał Mariusz Rajek
Podsumowanie rundy jesiennej w wykonaniu Skry [CZĘŚĆ DRUGA]
We wczorajszym podsumowaniu jesiennych zmagań naszej drużyny zwróciliśmy uwagę przede wszystkim na aspekt sportowy i przeanalizowaliśmy udaną rundę podopiecznych trenera, Jakuba Dziółki. Dzisiaj chcielibyśmy w większej mierze skupić się na czynnikach dotyczących rozwoju naszego klubu na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy, a także zwrócić uwagę na trudności, z jakimi borykała się Skra Częstochowa. Latem tego roku, po historycznym, wywalczonym w spektakularnych okolicznościach awansie, nasza drużyna obudziła się w zupełnie innej rzeczywistości. Zaplecze ekstraklasy to rozgrywki po stokroć bardziej medialne i złożone organizacyjnie, z pewnością lepiej opakowane, aniżeli 2. liga. Chociaż pod pewnymi względami różnice wydają się znikome, to odpowiednie skonsumowanie promocji do Fortuna 1 Ligi pozostawało prawdziwym wyzwaniem. Mówi o tym wiceprezes naszego klubu, Piotr Wierzbicki: – Przeskok jest duży. Myślałem, że największy jest pomiędzy trzecią a drugą ligą, jednak się myliłem. Zaplecze ekstraklasy to spore wyzwanie. To już zawodowa piłka. W tak uznanych firmach jak Widzew, Arka Gdynia, Korona Kielce, które są wizytówkami swoich miast, na których stadiony przychodzi mnóstwo kibiców, mecz ligowy to święto. Cały klub żyje tym wydarzeniem. Cały klub – od najmłodszego zawodnika po juniora – żyje pierwszą drużyną. To jest mocno odczuwalne – dodaje Piotr Wierzbicki – Na tym szczeblu szanujące się kluby, rzekłbym renomowane, mają narzędzia, środki i zaplecza, które pozwalają im stworzyć widowisko. Stadiony stanowiące swoistego rodzaju teatry. Sceny, na których zawodnicy, jako aktorzy, tworzą spektakl sportowy zachęcają do pójścia na mecz. Są ośrodki, w których nie iść na mecz swojej drużyny do dyshonor! To jest piękne. – Chciałbym, aby w naszym mieście coś takiego się zadziało, jednak… nie mamy teatru. W 1. lidze każdy, nawet najmniejszy błąd organizacyjny w jakimś stopniu rzutuje na formę zespołu. Jestem o tym przekonany. Kto tego nie rozumie, nie jest w stanie stworzyć silnego zespołu. My tych błędów popełniamy jeszcze sporo, nadal się uczymy. Jesteśmy chętni do nauki, do rozwoju, ale bez teatru ciężko będzie osiągnąć wymarzony rezultat. – ocenia wiceprezes naszego klubu. Rozdźwięk natury organizacyjnej pomiędzy zapleczem ekstraklasy i rozgrywkami 2. ligi dostrzega także prezes Skry Częstochowa, Artur Szymczyk, choć przyznaje, iż doświadczenie spotkań rozgrywanych na swoim obiekcie mogłoby tę odmienność jeszcze bardziej uwypuklić: – Nie mieliśmy okazji w pełni skosztować tej różnicy, która wynika z braku meczu w pełni domowych, na swoim stadionie. Ale różnica jest na pewno – musieliśmy oddelegować jedna osobę do kontaktów z ligą i PZPN – em, żeby pilnowała czy realizujemy wszystkie wymogi ligi, czego nigdy wcześniej nie musieliśmy robić. – podkreśla prezes naszego klubu. Nasza drużyna przez całą rundę była zmuszona rozgrywać spotkania na obcych obiektach. Co więcej, podopieczni trenera Jakuba Dziółki – dzięki uprzejmości innych ośrodków – odbywali treningi w kilku różnych miejscach. Ciągłe wyjazdy, można by nawet rzec, życie na walizkach, było z pewnością sporym obciążeniem dla naszych zawodników. Zapytaliśmy o to szkoleniowca Skry Częstochowa: – Utrudnieniem były głównie sytuacje z regeneracją i z powrotami po meczach – w szczególności w mikorcyklach, kiedy w środku tygodnia graliśmy spotkanie. To na pewno było trudne. Do tego dochodziło planowanie dni wolnych, bo w związku z tym, że graliśmy na wyjazdach, spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu na treningach i w podróży. Piłkarze przebywali ze sobą cały czas, więc musieliśmy zwrócić uwagę na aspekt psychiczny. Oczywiście wygrane spotkania przyspieszają tę regenerację. – analizuje sytuację trener, Jakub Dziółka. Wiceprezes, Piotr Wierzbicki, podkreśla, że kwestie logistyczne związane z rozgrywaniem meczów na obcych obiektach należą do aspektów, z którymi poradziliśmy sobie niemal wzorowo: – Jeśli chodzi o logistykę związaną z wyjazdami, to nie stanowiło i nie stanowi to dla nas problemu. Nauczyliśmy się tego wszystkiego już w drugiej lidze, a różnica pomiędzy pierwszą a drugą ligą jeśli chodzi o tę kwestię nie jest duża. – konkluduje wiceprezes Skry Częstochowa. Piotrowi Wierzbickiemu wtóruje prezes naszego klubu, którego również zapytaliśmy o problematykę związaną z ciągłymi występami w delegacjach: – Mógłbym powiedzieć „pytasz, a wiesz” – kierownik drużyny zdał na tym polu prawdziwy egzamin, i to na piątkę z plusem. Organizacja wyjazdów, treningów miała na pewno ogromny wpływ na mikro i mezocykle, ale tak jak Łukasz (przyp. Red. Pietrasiński, kierownik drużyny) zdał swój egzamin, tak sztab i zawodnicy zdali swoje i możemy cieszyć się fajną zimą. – mówi Artur Szymczyk. Zapraszamy także do obejrzenia wywiadu udzielonego przez prezesa Szymczyka dla telewizji Polsat Sport, który dzięki uprzejmości Krystiana Natońskiego pojawił się na naszym kanale w serwisie YouTube. Nietrudno jednak wywnioskować, że zarówno trener naszej drużyny, jak i sternicy klubu są całkowicie zgodni w kwestii związanej z treningami, które – ze względu na sztuczną nawierzchnię i związane z tym ewentualne późniejsze trudności z rozgrywaniem spotkań ligowych na naturalnej murawie – odbywały się poza naszym obiektem domowym. – Wielkim kłopotem jest terminarz i logistyka zajęć treningowych. To dla nas prawdziwa gehenna. Zajęcia niemal codziennie są gdzie indziej. Raz w Blachowni, dwa razy w Kamyku, raz w Łobodnie – lub odwrotnie. – mówi Piotr Wierzbicki – Codzienne przewożenie sprzętu, braki w wyposażeniu sprzętu treningowego ciężkiego, jak np. bramki przenośne, to prawdziwe wyzwanie dla sztabu. Trzeba się mocno napracować, aby dobrać zestaw ćwiczeń do poszczególnych zajęć, nie widząc czym będziemy dysponować. To są fakty, takie od zaplecza, na które kibic raczej nie zwraca uwagi, a jednak one są! Nie mamy komfortu takiego jak na „Lorecie”. Każdy mikrocykl to wielka niewiadoma, jeśli spojrzymy na to przez pryzmat dostępnej bazy treningowej. Oczywiście, dziękuję burmistrz Blachowni, prezesowi Pogoni Kamyk czy Okszy Łobodno za przyjęcie nas i gościnę. Za przychylność i przygotowanie boisk. Mimo wszystko, w tej kwestii jesteśmy ewenementem na skalę ogólnopolską – podsumowuje wiceprezes naszego klubu. Zmierzając do puenty naszego podsumowania, warto przyjrzeć się także aspektom związanym z rozwojem Skry Częstochowa na polu dotyczącym wartości naszej organizacji z punktu widzenia marketingowego. Zwraca na to uwagę prezes, Artur Szymczyk: – Mam estymacje z działu marketingu, że wartość ekwiwalentu marketingowego w trzecim i czwartym kwartale tego roku przekroczy 2 miliony złotych, ale nie mamy wyników badań z lat ubiegłych, więc trudno jest je porównać. Na pewno sam fakt Fortuna 1 Ligi, telewizji Polsat, wpłynął na wzrost zainteresowania klubem, a dobre wyniki sportowe dołożyły swoje. – podkreśla prezes klubu. Wywiad udzielony przez wiceprezesa, Piotra Wierzbickiego, dla telewizji PolsatCzytaj więcej
Mateusz Kos najlepszym bramkarzem Fortuna 1 Ligi według Weszło!
10 czystych kont w 18 meczach, 84 procent obronionych strzałów i 73 skuteczne interwencje. Te liczby mówią same za siebie. Mateusz Kos rozegrał świetną rundę w bramce Skry i nie może w żaden sposób dziwić, że oprócz pochlebnych recenzji zbiera również wyróżnienia za swą grę. Portal Weszło wybrał „Kosika” najlepszym bramkarzem jesieni w Fortuna 1 Lidze! – Grubo zaczynamy? Być może, ale Skra Częstochowa zasługuje na indywidualne wyróżnienie za rundę jesienną. Zwłaszcza w defensywie, bo 19 straconych goli w 20. meczach (wszystkie z nich to wyjazd), to kapitalny wynik jak na beniaminka. Ogromną zasługę miał w tym właśnie Mateusz Kos. Czy to golkiper, który zrobi wielką karierę? – możemy przeczytać w pierwszych słowach uzasadnienia wyboru „jedynki” w bramce. Co na to sam zainteresowany? – Na pewno bardzo fajne wyróżnienie. To pokazuje, że ciężka praca na treningach z trenerem Bledzewskim przyniosła efekty. Ale też reszta trenerów na pewno miała w tym cegiełkę w postaci analiz i przygotowania. Również nie mogę zapomnieć o drużynie, bo razem wygrywamy i razem przegrywamy czy remisujemy w piłce nie wygrywa jedna osoba a cała drużyna – mówi w swoim stylu „Kosik”. Statystyki Mateusza, który w 3. kolejce podczas meczu w Rzeszowie z Resovią zastąpił grającego w pierwszych dwóch meczach Nikodema Sujeckiego wyglądają wręcz rewelacyjnie. Nie wypominając wieku, nasz golkiper jest najlepszym dowodem na potwierdzenie starego piłkarskiego sloganu, że bramkarz im starszy, tym lepszy. – Cieszą te statystyki, bo bramkarza zawsze cieszy czyste konto, ale przy odrobinie szczęścia mogły być jeszcze lepsze. W silnych ligach gra jeszcze wielu bramkarzy starszych ode mnie. Ja się cieszę, że zdrowie dopisuje, bo na treningach pracuję ciężko, niekiedy nawet trener wyzywa żebym uciekał do szatni, ale taki mam charakter – odpowiada. Jak mieć 84 procent obronionych strzałów i 73 skuteczne interwencje? – Widocznie dobrze mnie przeciwnicy trafiali – śmieje się Mateusz Kos. – Gdzieś ta intuicja nie zawodziła. Po rundzie fajnie siąść i zobaczyć te statystyki, bo przeważnie skupiam się na meczu i jak najlepiej chce się zaprezentować, bo mamy swój cel jako drużyna. Jak wychodzę z domu na mecz to starszy synek mówi zawsze: wygraj dla mnie mecz i jesteś najlepszym bramkarzem. Więc muszę dobrze się prezentować, żeby nie był zawiedziony jak zapyta o wynik – wyjaśnia powody motywacji. Wyczyny „Kosika” w minionej rundzie muszą budzić uznanie z jeszcze jednego powodu. Fundamentem gry Skry jest jednak defensywa, przez co okazji do wykazania się miał on więcej niż jego koledzy po fachu w innych klubach. – Wiadomo, każdy trener ma swój styl. Akurat trener Dziółka bazuje na grze takiej, ale to też nie do końca tylko defensywa, bo potrafimy też się utrzymywać przy piłce czy stwarzać sytuacje bramkowe, to zależy od przeciwnika. Jednak mecze wygrywa się głównie dobrą defensywą – dodaje Kos. Czy mimo 34 lat, Mateusz ma szansę dostać jeszcze „ofertę życia” i rozważyć zmianę klubowych barw? – Piłka lubi pisać różne historie. Aktualnie mam ważny kontrakt ze Skra i jakaś drużyna by musiała mnie wykupić. Mamy trzy punkty straty do baraży, więc trzeba bardzo mocno zimę przepracować i my jako drużyna możemy napisać fajną historię. Ja na pewno będę chciał utrzymać również dobrą dyspozycję na wiosnę – kończy nasz bramkarz, któremu raz jeszcze gratulujemy istotnego wyróżnienia. Cały artykuł o I-ligowych wyróżnieniach znajdziecie tutaj: https://weszlo.com/2021/12/12/1-liga-jedenastka-jesieni-2021-najlepsi-pilkarze-ranking?fbclid=IwAR2aNMu8IGHYomrxPzKHR-vUY_W744ksFhg7E5o7uqr0fZShwEWOzOR1F30 Mariusz Rajek
Podsumowanie rundy jesiennej w wykonaniu Skry [CZĘŚĆ PIERWSZA]
Na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy nasza drużyna zdała kolejny, niezwykle wymagający sprawdzian, bardzo dobrze spisując się na pierwszoligowych boiskach i świetnie puentując okres dwunastu miesięcy, które w historii klubu na zawsze zapiszą się złotymi zgłoskami. W związku z powyższym, nadchodzi najwyższy czas, by – zwracając uwagę na niuanse, aspekty czysto sportowe traktując jako jedną z wielu składowych sukcesu – szczegółowo podsumować jesienne zmagania Skry Częstochowa na zapleczu ekstraklasy. Przede wszystkim nie sposób nie docenić zdobyczy punkowej, którą udało wypracować się naszym piłkarzom. Zawodnicy Skry z dorobkiem 27 „oczek” na koncie zajmują 12. miejsce w ligowej stawce i posiadają sporą przewagę punktową nad drużynami ze strefy spadkowej. Gracze szybko nauczyli się wyrównanej i wymagającej ligi tudzież pokazali, że potrafią zagrozić każdej ekipie występującej na drugim poziomie rozgrywkowym w kraju. Trener zespołu, Jakub Dziółka, jest ukontentowany postawą swoich podopiecznych, choć nie ukrywa, iż jego drużynę czeka jeszcze sporo pracy, by mogła zapewnić sobie odrobinę spokoju: – Oceniam tę rundę w miarę pozytywnie. Trudno było nam założyć przed startem rozgrywek jak będziemy wyglądać w poszczególnych spotkaniach, ile będziemy mieli punktów. Ale uważam, że na warunki, z którymi musieliśmy się zmierzyć – myślę tutaj o 21 meczach na wyjeździe, włącznie z Pucharem Polski – to ten wynik jest przyzwoity, ale nie dający nam jeszcze realizacji celu, o który gramy w tej lidze. – ocenia szkoleniowiec naszej drużyny. I chociaż niewielu spodziewało się tak dobrych wyników w pierwszym sezonie naszego zespołu po awansie na zaplecze ekstraklasy, to apetyt rośnie w miarę jedzenia. Mimo że prezesi klubu z ulicy Loretańskiej są naturalnie zadowoleni z postawy drużyny, to w ich słowach wręcz przebija się chęć przełamywania kolejnych barier dotyczących osiągnięć naszego zespołu: – Po ostatnim gwizdku meczu w Rzeszowie byłem zły – brakuje nam trzech punktów do strefy barażowej, co byłoby czymś rzadko spotykanym. Teraz, po kilku dniach, emocje opadły i z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że jestem dumny i życzę każdemu prezesowi w polskiej piłce, żeby mógł taką dumę poczuć – bo słowo „sukces” nie oddaje w pełni tego co drużyna osiągnęła. Wszyscy wiemy w jakiej sytuacji jest klub, a Panowie na przekór wszystkim – i brawo! Ale żeby nie było zbyt cukierkowo – teraz krótki odpoczynek, święta, a potem ciężka praca i cała runda wiosenna, która będzie jeszcze trudniejsza – zwraca uwagę sternik naszego klubu, Artur Szymczyk Prezesowi wtóruje wiceprezes Skry Częstochowa, Piotr Wierzbicki, który ma podobne spojrzenie na ostatnie kilka miesięcy w wykonaniu drużyny: – Na pewno są powody do zadowolenia. Jako beniaminek „zagraliśmy ” trochę na nosach faworytom, a to zawsze cieszy. Mecze przeciwko drużynom, u których do niedawna zabiegaliśmy o zagranie choćby gry kontrolnej dały mnie osobiście wiele satysfakcji, nawet te przegrane. Wyrośliśmy na „czarnego konia” rozgrywek i to też jest miłe. Biorąc pod uwagę fakt, iż wszystko zagraliśmy na boiskach rywali, muszę być zadowolonym ze stanu naszego konta punktowego, choć powiem, że po ostatnim spotkaniu, lekki, malusieńki niedosyt jest. Była szansa na bardzo wysokie miejsce w ligowej tabeli. – kontynuuje Piotr Wierzbicki – Oczywiście obawiałem się startu na zapleczu ekstraklasy. Mając w pamięci nasz debiut na boiskach 2. ligi (6 porażek z rzędu) nie spodziewałem się, że będziemy robić tak szybkie postępy. Cały czas myślę, że zawodnicy i sztab wykonali swoją pracę niemal wzorowo. Oczywiście, jest jeszcze wiele do poprawy, stąpamy mocno po ziemi i wiemy, jakie mamy kłopoty i problemy. Dlatego tym bardziej doceniam starania moich piłkarzy, ich poświęcenie, wielką pracę i zaangażowanie sztabu, bo to dzięki ich pracy to wszystko tak skutecznie zatrybiło. – ocenia wiceprezes naszej drużyny. Prawdziwym atutem naszego zespołu na przestrzeni minionej rundy była defensywa. Podopieczni trenera Jakuba Dziółki stracili zaledwie 19 bramek, co stanowi jeden z najlepszych wyników w lidze: – Wyszliśmy z założenia, że na pewno w tej lidze musimy dobrze bronić, żeby myśleć o punktowaniu. Byliśmy świadomi, że będzie nam dużo trudniej o sytuacje bramkowe aniżeli w 2. lidze. 1. liga jest trudniejsza, dużo bardziej wymagająca. Wiedzieliśmy, że nie możemy tracić bramek. Byliśmy świadomi, że zespoły obecnie występujące na zapleczu ekstraklasy są najlepsze od wielu lat. Nasz plan realizowaliśmy nieźle. Dziesięć razy nie straciliśmy bramki, więc myślę, że jest to przyzwoity wynik. – ocenia szkoleniowiec naszego zespołu, odnosząc się przy okazji do innej charakterystycznej cechy naszej postawy w większości ligowych spotkań – umiejętnego naciskania przeciwnika na jego połowie i wysokich odbiorach piłki: – Po kilku meczach założyliśmy sobie, że chcemy grać wyżej – a tak na dobrą sprawę, zaczęliśmy w ten sposób funkcjonować od spotkania z Widzewem. Ten mecz był nieudany, bo straciliśmy cztery bramki, ale nie zaprzestaliśmy tego robić i dalej kontynuowaliśmy pracę w tym kierunku. I zaczęło przynosić to efekty – podkreśla nasz trener, Jakub Dziółka. Warto jednak przy tym wszystkim pamiętać, iż latem w kadrze naszego zespołu pojawiło się wiele nowych twarzy. Co najważniejsze, większość z zawodników pozyskanych w minionym, letnim oknie transferowym dobrze czuje się w koszulce Skry Częstochowa, prezentując na boisku wysoką jakość. Nie zmienia to jednak faktu, iż nieco przebudowany zespół zawsze potrzebuje czasu, by zgrać się ze sobą i wypracować pewne automatyzmy. Zapytaliśmy o to trenera, Jakuba Dziółkę: – Oprócz zmian kadrowych, po drodze zmieniliśmy również system gry przed meczem z Arką Gdynia. Także na pewno to był proces – nowy trener, liga, piłkarze, na wszystko zawsze potrzeba czasu. Ale z drugiej strony, wiedzieliśmy, że tego czasu nie ma zbyt wiele, bo taki jest sport. I udało nam się pewne rzeczy zrealizować. Jeśli mamy mówić o plusach, to z pewnością należy zauważyć, że udało się w dużym stopniu zbudować zespół i to też było siłą Skry. Ci, którzy grali mniej, na pewno byli rozczarowani, ale pozostawali bardzo ważnymi postaciami tej drużyny i wywierali presję na tych, którzy grali częściej. Była rywalizacja. I myślę, że w tym aspekcie również powinniśmy być zadowoleni. – reasumuje szkoleniowiec naszego zespołu. A już jutro zapraszamy Was na drugą część podsumowania jesieni w wykonaniu naszego klubu! Daniel Flak
Niech przemówią liczby – jesień Skry w Fortuna 1 Lidze
Podczas gdy piłkarze PKO Ekstraklasy toczą jeszcze boje o ligowe punkty, we wszystkich niższych ligach nastał czas zimowej przerwy i oczekiwania na wiosnę. To też dobry moment, aby bliżej przyjrzeć się różnego rodzaju statystykom na więcej niż półmetku sezonu. Poniżej podsumowujemy nasze występy na boiskach Fortuna 1 Ligi za pomocą liczb. Zatem jaki wynik najczęściej padał w meczach Skry? Ile kilometrów mieliśmy na najdalszy wyjazd? Ile lat mają nasz najstarszy i najmłodszy zawodnik? Sprawdźcie sami. 0 – meczów Skra rozegrała w obecnych rozgrywkach w Częstochowie 0 – obcokrajowców jest w kadrze Skry 1:0 – to najczęstszy wynik w meczach Skry. Jesienią aż 8 naszych meczów zakończyło się takim rezultatem 1,35 punktu na mecz zdobywała średnio jesienią nasza drużyna 1,6 gola średnio pada w meczu z naszym udziałem 3 – punkty straty ma obecnie Skra do szóstego miejsca w Fortuna 1 Lidze, które daje baraże o ekstraklasę 3 – miejsce zajmuje obecnie Skra w klasyfikacji Pro Junior System 5 – piłkarzy z obecnej kadry występowało w Skrze w czasach gdy byliśmy jeszcze w III lidze 6 – meczów rozegraliśmy na boiskach rywali formalnie będąc gospodarzem 10 – razy Mateusz Kos zachował jesienią czyste konto pomiędzy słupkami 11 – punktów przewagi mamy obecnie nad strefą spadkową 12 – miejsce w tabeli zajmuje Skra przed ligową wiosną 13 – goli strzeliła Skra swoim rywalom jesienią 13 – nowych zawodników dołączyło do naszej kadry przed sezonem 2021/2022 16 – miast odwiedziła nasza drużyna w pierwszej rundzie rozgrywek 9220 – tyle kilometrów przejechał klubowym autokarem nasz zespół na mecze ligowe i pucharowe 161 – tyle godzin spędzili nasi zawodnicy tylko w samym autokarze w drodze na mecze 16 – to wiek najmłodszego zawodnika w kadrze Skry – Oskara Krawczyka 19 – tyle bramek straciliśmy w 20 dotychczasowych spotkaniach 20 – meczów rozegraliśmy w Fortuna 1 Lidze 27 – punktów zdobyliśmy jak dotąd na boiskach Fortuna 1 Ligi 34 – lata ma najstarszy w naszej kadrze Mateusz Kos 72 – kilometry dzielą nas od stadionu Zagłębia Sosnowiec, to najbliższy nasz wyjazd na zapleczu ekstraklasy 467 – kilometrów mamy na najdalszy wyjazd do Gdyni Mariusz Rajek
„Chciałbym sobie coś udowodnić” – rozmowa z trenerem analitykiem pierwszej drużyny, Łukaszem Ocimkiem
Rozpoczynamy cykl wywiadów z członkami naszego sztabu szkoleniowego. Na początek zapraszamy na dłuższą rozmowę ze szkoleniowcem, który odpowiada za wiele istotnych kwestii dotyczących naszej gry w poszczególnych meczach. Przed Wami analityk pierwszej drużyny, trener, Łukasz Ocimek. Jak zaczęła się Twoja trenerska przygoda? Łukasz Ocimek: Zaczęła się w momencie, kiedy skończyło się granie w piłkę. Przestałem grać przez kontuzje, których było za dużo, żeby grać i koniec końców nie byłem tak dobry, żeby grać na wysokim poziomie. Wtedy zaczęła się ta przygoda i jeszcze nie jestem trenerem, ale chciałbym być (śmiech). Czasami w kontekście uprawiania danego zawodu pada pytanie: na czym się zawiodłeś, skoro to robisz? W takim razie ja mogę powiedzieć, że zawiodłem się na piłce, dlatego chciałem w niej zostać! W tych moich początkach, największą inspiracją był dla mnie trener Tomczyk, który pracował w Victorii. Ostatnio graliśmy z nim nawet mecz, ponieważ obecnie jest asystentem w Resovii. Zainspirował mnie poprzez spotkania, szkolenia, które organizował u nas na uczelni. Zacząłem jeździć do niego na treningi, na dłuższy staż. Pomagałem mu. Jeździłem z nim tak do dwóch miesięcy. Do dzisiaj mamy kontakt i śmiało mogę powiedzieć, że jego osoba zainspirowała mnie do tego, żeby szukać nowych rzeczy i się w tym rozwijać. To jest zresztą w tym wszystkim najważniejsze: że codziennie możesz zrobić coś nowego, coś przetestować, czegoś doświadczyć. Przez to, że nie udało mi się zrobić kariery jako zawodnik, chciałbym sobie coś udowodnić, być może innym też, ale przede wszystkim sobie. Czujesz, że w Polsce możesz się rozwijać tak jakbyś chciał? Wydaje się, że tych narzędzi i możliwości jest coraz więcej. Oczywiście w Polsce idzie to w bardzo dobrym kierunku. Jest dużo więcej szkoleń, sporo daje PZPN, który zmienia program szkolenia. Są nowi ludzie, pomysły i jest coraz więcej takich ludzi jak ja. Jest więcej młodych trenerów, którzy nigdzie nie grali. I mogę z pełną świadomością powiedzieć, że w Polsce jest dużo narzędzi do tego, by zostać trenerem. Jest się od kogo uczyć, ponieważ jest wielu szkoleniowców na poziomie centralnym, którzy mimo braku doświadczenia już się tam znaleźli, jak np. Dawid Szulczek, który prowadzi ekstraklasową Wartę Poznań. W najwyższej lidze czy też na zapleczu jest obecnie bardzo wielu asystentów, którzy mają mniej więcej 30 lat i już posiadają duże umiejętności, można się od nich uczyć. Jest też np. Deductor, platforma, która przekazuje dobre treści i to są naprawdę mega merytoryczne rzeczy. Na czym dokładnie polega Twoja praca dotycząca analizy meczu? Ogólnie to analizę należy podzielić, bo jest ich multum. Jest analiza zespołu, przeciwnika, treningu, grupowa, formacji, indywidualna. Moim zadaniem jest analiza przeciwnika i indywidualne analizy dotyczące naszych zawodników – pomeczowe czy dotyczące treningu. Analiza przeciwnika, jeśli miałbym to mocno skrócić, zaczyna się po rozegranym meczu. Dużo rzeczy trzeba wziąć pod uwagę, żeby dokonać analizy rywala. Na pewno klub – nawet historię, stadion, kibiców, bo to wszystko wpływa na to, jak zespół gra. Trzeba zwrócić uwagę na trenera. Zawsze wchodzę na stronę internetową klubu, fanpejdża, twittera. Szukam wywiadów, materiałów z konferencji, bo tam wielu rzeczy można się dowiedzieć – w jakim momencie jest zespół i klub. Potem dopiero jest dobór meczów – i to jest już dla nas kluczowe, jakie mecze mogę obejrzeć. Już na bazie całej kolejki wiem, czego mogę spodziewać się po poszczególnych drużynach. Jeśli chcę zbadać np. Resovię czy ŁKS w defensywie, to dobieram taki mecz, w którym te zespoły są w obronie. Najczęściej drużyny w defensywie są w spotkaniach z Arką Gdynia czy Widzewem Łódź. Dobór meczów jest najważniejszy. Oglądamy trzy, cztery mecze danej drużyny, do tego jakieś urywki innych spotkań i szukamy rzeczy, które nam się przydadzą. Wiemy, co chcemy znaleźć u przeciwnika. I potem wyciągam te wszystkie wycinki – jest ich 20 – 30 min z ataku, obrony, faz przejściowych. Atak dzielę oczywiście na otwarcia, budowę i finalizację. Szukamy deficytów i mocnych stron przeciwnika, by to wykorzystać. Patrząc na to, jak wygląda nasza organizacja gry, można chyba śmiało dojść do wniosku, że Wasze analizy są niezwykle trafne. Nie wpływają na to analizy, tylko fakt, że mamy bardzo dobrych zawodników, którzy potrafią to realizować. I też mamy bardzo świadomych piłkarzy. A czujesz, że w związku z tym, iż w piłce zaczynają się liczyć detale, niuanse, które są analizowane, świadomość zawodników znacząco wzrasta? Tak. I powiem jeszcze więcej – najbardziej, według mnie, wzrasta świadomość zawodników doświadczonych. Oni chcą znać przeciwnika, chcą wiedzieć, z kim będą grać. Czasami sami zgłaszają potrzebę indywidualnej analizy, by dowiedzieć się, na kogo będą grać. Ale młodzi też są coraz bardziej świadomi. I po naszym zespole to widać. Po analizach, po treningu, bo jeszcze o tym nie mówiłem – analiza bez treningu nie ma sensu, podobnie jak trening bez analizy też nie ma sensu. To musi być spójne i połączone. Oni po tej mieszance analizy z treningiem potrafią się zorganizować, przygotować i jeszcze realizować to w taki sposób, że mamy aż tyle punktów. A jakie masz trenerskie inspiracje z zagranicy? Najbardziej, wiadomo, inspiruje mnie Julian Naglesmann. Ale to już nie jest takie oryginalne. Na początku zaczął mnie inspirować tym, że wszedł do drużyny, która jest w strefie spadkowej Bundesligi w wieku 28 lat. Ten zespół miał ambicje, żeby w tej lidze zostać. On ich utrzymał, wszedł do zespołu z buta, a potem zrobił jeszcze awans do Ligi Mistrzów. Imponuje mi tymi wszystkimi nowinkami, o których sam dużo mówił. To jest człowiek, który cały czas rozwija piłkę, podąża za trendami i ma naprawdę bardzo dobry plan na poszczególne spotkania. Plus jego popularne 31 czy 30 zasad, na których się opiera. Kolejnym trenerem jest Marcelo Bielsa. On mnie inspiruje, bo jest sobą. Żeby być sobą, to trzeba być kimś. A żeby być kimś, to trzeba mieć wartości. I ten gościu ma niesamowite wartości i każda jego konferencja jest lepsza niż wszystkie szkolenia, które istnieją. Warto słuchać i oglądać tego trenera. Kto mnie jeszcze inspiruje? Na pewno Carlo Ancelotti. Siła spokoju, to ciche przywództwo – „przywództwo po kryjomu” – to jest kolejna rzecz, która jest fajną mieszkanką z Nagelsmannem i Bielsą. Ancelotti to trener, który swoim zawodnikom daje chyba wyjątkowo dużo swobody na boisku. ZgadzaCzytaj więcej
„Skra zawsze walczy do końca! To nasz znak” – rozmowa z kapitanem Skry, Adamem Olejnikiem
Pod koniec marca tego roku Skra niespodziewanie zremisowała u siebie bezbramkowo z Bytovią Bytów. Strata dwóch punktów była jednak żadnym problemem w obliczu kontuzji jaka przytrafiła się w tamtym meczu kapitanowi naszej drużyny Adamowi Olejnikowi. Ponad 8 miesięcy temu ani zawodnik, ani nikt w klubie nie zakładał, że okaże się ona aż tak poważna i długotrwała w rehabilitacji. Mamy jednak dobre wieści – Adam wkrótce powinien pojawić się na boisku! O tym, jak i procesie rehabilitacji, wolnym czasie, rodzinie czy przeżywaniu meczów Skry z perspektywy kibica najlepiej opowie jednak już sam zainteresowany. Od 28 marca, czyli dnia feralnego dla ciebie meczu z Bytovią minęło Adam już prawie 9 miesięcy. W tamtym momencie pewnie w najczarniejszym scenariuszu nie myślałeś, że kontuzja wykluczy cię na aż tak długo? Jakie były diagnozy i rokowania lekarzy? – Wracając do feralnego momentu, zawsze ma się tą nadzieję, że czarny scenariusz nie spełni się tym razem. Dopóki nie miałem ostatecznej diagnozy liczyłem, że to nic poważnego. Jednak okazało się, że zabieg operacyjny będzie konieczny. Najgorszy jednak jest chyba czas oczekiwania i swego rodzaju niepewność. Znając już diagnozę byłem świadomy jak będzie wyglądał proces rehabilitacji, że niestety nie przyczyni się do mojego szybszego powrotu. Dostałem szereg wskazówek od lekarzy i fizjoterapeutów. Musiałem uzbroić się przede wszystkim w cierpliwość, co nie było łatwe znając mój charakter. Mogę tylko podziękować osobom ze sztabu, które przyczyniają się do coraz to lepszej mojej formy, bo często dla mnie poświęcali swój prywatny czas za co jestem im bardzo wdzięczny. Bez tej pomocy mój powrót na boisko nie byłby optymalny. Jak obecnie się czujesz? Jak przebiegła rehabilitacja i jakie czynności treningowe możesz już wykonywać? – Sam proces rehabilitacji myślę, że przebiegał pozytywnie co pokazały również testy motoryczne, które wypadły bardzo dobrze. Z końcem listopada zakończyłem proces leczenia i dostałem zielone światło na treningi z drużyną. Aktualnie chłopaki udali się na zasłużony odpoczynek, ja jeszcze do okresu świątecznego pozostaję w mocnym reżimie treningowym, żeby w styczniu rozpocząć przygotowania pełną parą. Kontuzji nabawiłeś się tuż przed świętami Wielkanocnymi. Podczas meczu w Chojnicach, właśnie w tym świątecznym okresie drużyna wyszła w specjalnych koszulkach i niezwykle cenną wygraną zadedykowała właśnie tobie. To chyba dobrze oddaje atmosferę Skry, gdzie kolegami się jest nie tylko na boisku? – Kiedyś już wspominałem, że takie momenty są wzruszające i łza kręci się w oku, że ma się oparcie w drużynie. To bardzo cementuje zespół. To co dzieje się w szatni daje niezwykłą siłę do działania. Zawsze chętniej człowiek wraca do grona osób, z którymi się fajnie pracuje i gdzie ma się wspólny język. Takie chwile jeszcze bardziej wzmacniają fundament drużyny, dają wolę walki. Każdy z drużyny może liczyć na pomoc szatni, co pokazuje ostatni mecz gdzie chłopaki zagrali dla Kamila, który teraz przechodzi przez ten sam proces co ja. Jestem przekonany, że wróci silniejszy, a my mu w tym pomożemy. Jak sobie radziłeś w tym wolnym czasie? Mecze? Seriale? Na pewno pojawiła się okazja spędzić więcej chwil z rodziną, ale na boisko pewnie ciągnęło? – Na pewno nie mogę powiedzieć, że ten czas był stracony. Miałem okazję spędzić go z rodziną, widzieć jak rozwija się moja córka, a to bezcenne chwile. Wolnego czasu w przypadku takich kontuzji jest stosunkowo mało, oglądałem poczynań drużyny i przeciwników z ligi, ale z perspektywy kibica jest to trudniejsze niż będąc na boisku. Zdecydowanie towarzyszy mi wtedy więcej emocji, a każdy kto przeżył podobną sytuację, wie o czym mówię. Bierna pomoc drużynie to nie to samo co aktywne uczestnictwo w rozgrywkach. No własnie, z powodu urazu dalszą część sezonu mogłeś obserwować jako kibic. Jak duże nerwy były z boku patrząc na tą szaloną w naszym wykonaniu końcówkę? – Jak wspomniałem przed chwilą nerwy i adrenalina to nieodzowny element kibicowania, szczególnie gdy jest się zawodnikiem, który przez jakiś czas jest wykluczony i może tylko oglądać poczynania drużyny z boku. Końcówka w wykonaniu Skry dostarczyła nie lada emocji, ale ja zawsze wierzę, że chłopaki wychodząc na boisko wiedzą o co walczą. Zawsze jako drużyna dajemy z siebie 100 procent. Lubimy zaskakiwać jak już udowodniliśmy nie raz, a ja cały czas wierzyłem, że uda nam się awansować! Gdzie te emocje, napięcie były największe? W ostatnim ligowym meczu z Garbarnią? Półfinał w Chojnicach czy historyczny finał baraży w Kaliszu? – Gdyby nie remis z Garbarnią nie byłoby baraży… Gdyby nie potem wygrana z Chojniczanką nie byłoby finału z Kaliszem. Każdy kolejny krok był równie ważny i emocjonujący. Finał z Kaliszem to apogeum jeśli chodzi o poziom wrażeń, ale przy drugim golu na koncie Skry już wiedziałem, że chłopaki nie wypuszczą tego zwycięstwa z rąk. Mimo, że w piłce nie można do ostatniego gwizdka przesądzać o wyniku to jednak w tym przypadku miałem pewność, że witamy właśnie pierwszą ligę. I tak się stało! Skra po blisko 70 latach wróciła na tak wysoki szczebel rywalizacji, ale śmiało można powiedzieć, że obecne rozgrywki to najlepszy sezon w historii. W Fortuna 1 Lidze, gdzie są naprawdę wielkie firmy radzimy sobie bardzo dobrze. Tak szczerze to spodziewałeś się, że grając tylko na wyjazdach uzbieramy 27 punktów w 20 meczach? – Sport to jedna wielka niewiadoma. Czasem wychodzisz dobrze przygotowany, a mimo to wynik tego nie odzwierciedla, nieraz drużyna gra gorsze spotkanie a zdobywa trzy punkty. Nigdy nie można z góry założyć jak potoczą się losy i ile punktów się zdobędzie. Skra ma to do siebie, że zawsze wychodzi zmobilizowana i walczy do końca, to jest naszym znakiem rozpoznawczym. Nie boimy się wielkich drużyn, znanych nazwisk. Ostatnio Piotrek Nocoń powiedział w wywiadzie, że do wszystkiego można się przyzwyczaić. Popieram jego słowa, jednak ta telenowela z naszym stadionem nie może trwać wiecznie. Wielki szacun dla chłopaków za to co zrobili w tej rundzie będąc cały czas na walizkach… Te wyjazdy na pewno są uciążliwe. Jakie jest Adam twoje zdanie na ten temat i czy wierzysz, że wiosną w końcu będzie nam dane zagrać w Częstochowie? – Kwestia regeneracji odgrywa tutaj kluczową rolę. Granie na wyjeździe nawet w roli gospodarza to nie to samo, co gościć przeciwnika na własnym stadionie. Miejmy nadzieję, że ta sytuacja niedługo ulegnieCzytaj więcej