Piotr Nocoń: „Długo pracowałem na swoją pozycję”

Ofensywny pomocnik trafił do nas w sezonie 2014/2015 i tak bardzo wkomponował się w klimat Skry, że raczej nie wyobraża już sobie zmiany barw klubowych przed końcem kariery. Piotr, który w czerwcu obchodził będzie 30. urodziny opowiada m. in. o planowanym powrocie do gry, koronawirusie, zgrabnym łączeniu gry na szczeblu centralnym z pracą zawodową czy… zamiłowaniu do pokera. Sytuacja zmienia się dość dynamicznie i na ten moment wszystko wskazuje na to, że obecny sezon uda nam się dograć na boisku. Jak zareagowałeś na informację, że w ostatni weekend maja lub 6 czerwca wracacie do grania o punkty? – Na pewno była to dobra wiadomość z której myślę każdy się ucieszył, bo brakuje już dość mocno każdemu z nas meczy, treningów czy klimatu szatni. Z drugiej jednak strony radość też może płynąć z faktu, że powrót do piłki może powoli oznaczać tzw. powrót do „normalności”. Myślisz, że to przedsięwzięcie uda się doprowadzić do szczęśliwego finału? Trener Paweł Ściebura obawia się np. kontuzji spowodowanych koniecznością gry co trzy dni praktycznie przez dwa miesiące. – Uważam, że nie będzie to łatwe zadanie, bo tak jak trener wspomniał jest duże ryzyko kontuzji, duże ryzyko, że ktoś zachoruje i znowu mogą pojawić się zawirowania wokół ligi. Nie wspominając o organizacji, która też nie będzie prosta dla wielu klubów z drugiej ligi. Na pewno trzeba też w bardzo krótkim czasie na nowo zaprzyjaźnić się z piłką. Trochę obaw więc jest, jednak w ostatnim czasie każdy z nas trochę przywykł do „dziwnych” czasów także trzeba będzie też przywyknąć do tego co nas czeka w piłce nożnej. Kolejnym problemem takiej intensywności w drugiej lidze może być też to, że sporo zawodników łączy grę w piłkę z innym zajęciem. Ty na co dzień jesteś geodetą, do tej pory udawało się to wszystko pogodzić? Opowiedz krótko na czym polega twoja praca. – To też może być problem, jednak myślę, że w tym temacie dużo się zmienia i coraz więcej zawodników w porównaniu do wcześniejszych lat stawia już tylko na piłką nożną. Wiadomo, że jest to też zależne w dużej mierze od warunków w danym klubie. Jednak każdy kto decyduje się na takie rozwiązanie musi zdawać sobie sprawę z konsekwencji takiej sytuacji, na pewno jest to z roku na rok coraz cięższe, ponieważ liga się rozwija, poziom wzrasta, jest coraz większa konkurencja, a często brakuje tego czasu żeby zadbać o siebie w takim stopniu jak by się chciało Mniej jest też czasu dla rodziny, bo ciągle jestem poza domem, jak nie w pracy to na treningu… Jednak tak jak powiedziałem wcześniej, każdy kto decyduje się na taką sytuację musi być tego świadomy. Jeśli będziemy grać w rytmie co trzy dni, do tego dochodzą dalekie wyjazdy, to nie masz obaw o konieczność wielu wolnych dni w pracy? – Mam na tyle dobrze dogadane warunki z moim szefem, on doskonale wie na jakim poziomie gram i z czym to się wiąże, dlatego w większości przypadków szedł mi na rękę. Liczę, że teraz też tak będzie, choć na pewno zadowolony nie będzie (śmiech). Od połowy marca byliście w zasadzie skazani jedynie na indywidualne treningi w domu. Jest już duża tęsknota za powrotem na boisko? W pierwszych meczach po przerwie ten głód piłki może być chyba widoczny? – Myślę, że w początkowej fazie te mecze mogą być dużą niewiadomą, bo tak jak w okresie zimowym gra się dużo gier kontrolnych i wiadomo czego można się po własnej drużynie i rywalu spodziewać, tak teraz po takiej bardzo długiej przerwie może być to dużo cięższe. Początek wznowienia rozgrywek może okazać się dosyć ważny. W czasie wolnym czytałeś m.in. „Poker Mindset”. Rozumiem, że lubisz sobie czasami zagrać partyjkę pokera? Jakieś nowe tajniki tej gry zostały zgłębione? – Nie ukrywam, że lubię zagrać w pokera czy to ze znajomymi czy w sieci, teraz miałem zdecydowanie więcej czasu na to, a co za tym idzie mogłem pogłębić swoją wiedzę na temat gry. Wbrew pozorom nie jest to łatwa gra i w większości przypadków jednak nie zależna od szczęścia. Książka głównie dotyczyła podejścia psychologicznego do gry i na pewno dużo szczegółów dotyczących gry w pokera udało mi się z niej wynieść. W twoim zawodzie w ostatnich tygodniach można było normalnie pracować czy też zostałeś zmuszony do spędzenia więcej czasu w domu? – Ja osobiście nie miałem ani jednego dnia wolnego w tym okresie, więc też tak mocno nie odczułem tej kwarantanny. Czy z tej pandemii koronawirusa można w ogóle wyciągnąć jakieś pozytywy? Jakieś wnioski na przyszłość? – Myślę, że każdy z osobna zależnie od swojej sytuacji wyciągnie wnioski z tej pandemii. Jednym z takich wniosków może być to, że warto się zabezpieczać finansowo, bo życie z dnia na dzień może nas bardzo zaskoczyć. Choć ja osobiście uważam, że w tej całej sytuacji jest jakieś drugie dno… Jesteś Piotrek w Skrze już siódmy sezon. Chyba mocno zżyłeś się już z klimatem „Lorety”? Twoja pozycja w zespole jest w zasadzie niepodważalna. – Na pewno Skra w przeciągu tych lat stała się ważnym elementem w moim życiu, bo tak jak wspomniałeś spędziłem już w klubie naprawdę szmat czasu. Dane mi było poznać naprawdę wielu ciekawych ludzi, przeżyć mnóstwo emocji, zarówno tych dobrych i złych, zagrać w jednej drużynie z wieloma zawodnikami przez ten czas. Mam wiele fantastycznych przygód związanych z klubem, również tych łączących się z życiem osobistym. Mam nadzieję, że dla klubu jestem ważną postacią i nawet jak skończę już przygodę z piłką, będę tu dobrze zapamiętany. Myślę, że nie chciałbym już zmieniać barw klubowych, aby być w środowisku pamiętany z występów w Skrze, bo po tylu latach naprawdę zżyłem się z tym miejscem. Jeśli chodzi o moją pozycję w zespole na pewno długo na nią pracowałem, nic nie przyszło mi łatwo, ale nie ma nic za darmo. Dlatego ciągle muszę mocno pracować na to, by być ważną postacią tej drużyny, bo wiadomo, że młodzież napiera. Szeregi drużyny też zasilają coraz to większe „nazwiska”, dlatego tym bardziej cieszy to, że udaje mi się trzymać określony poziom. Dzięki za rozmowę i mam nadzieję, że za jakiś miesiąc widzimy się przy okazji meczów. –Czytaj więcej

Paweł Ściebura: „Powrót w tych warunkach to ogromny trud organizacyjno-finansowy”

Informacja piłkarskich władz w naszym kraju o wznowieniu obecnego sezonu w ostatni weekend maja (30-31.05) wlała sporo optymizmu w serca spragnionych meczów kibiców, a piłkarzom przywróciła nadzieję na powrót do gry. Jednocześnie od razu postawiła pytania, czy powrót w stosunkowo tak krótkim czasie, przy obecnych obostrzeniach rządu jest możliwy? Czy zawodnicy mogą wrócić do gry z marszu? Jakie niesie to zagrożenia? Zapytaliśmy naszego trenera, Pawła Ścieburę. – Jeżeli uda się wznowić rozgrywki w granicach 30 maja, to myślę że treningi powinny zostać wznowione minimum dwa tygodnie przed tym terminem – mówi szkoleniowiec Skry. Podziela wątpliwości dotyczące tego, jak dokładnie ten powrót miałby wyglądać. – Nie wiemy jakie stanowisko w tej sprawie przyjmie polski rząd, bo sytuacja z epidemią się ciągle zmienia. My, jak wcześniej wspomniałem pozostajemy w gotowości i czekamy na to jaki będzie rozwój sytuacji. Trener zwraca również uwagę na zagrożenia jakie niesie za sobą grą na wielkiej intensywności. – Największe niebezpieczeństwo jakie jest związane z graniem co trzy dni to kontuzje, które w dużej mierze wynikają z kumulowania się zmęczenia i braku odpowiedniej ilości czasu na regenerację. Problem będą miały zespoły z wąskimi kadrami. Jeśli rozgrywki rozpoczęłyby się 30 maja to nie ma najmniejszych szans skończyć ich w czerwcu. Sezon trwałby do końca lipca. Mimo bardzo ograniczonych możliwości treningów, Paweł Ściebura stara się być na bieżąco z formą zawodników. – Piłkarze trenują indywidualnie według przygotowanych rozpisek biegowych, mają obowiązek przysłania raportu z treningów, z czego się sumiennie wywiązują. O ich formę fizyczną możemy być spokojni, gorzej może wyglądać sprawa przygotowania taktycznego, ponownego odświeżenia automatyzmów, których nie da się wypracować i utrwalać biegając w lesie. Skra ostatni mecz ligowy rozegrała 7 marca z Elaną Toruń (1:0). Jeśli sezon udałoby się wznowić 30 maja to przerwa w grze byłaby niewiele krótsza od tej zimowej – 54 dni. Tylko, że w przerwie między rundami drużyny wchodzą w sezon grając mnóstwo spotkań kontrolnych. – Gra bez sparingów nie jest największym problemem. Powrót w obecnych warunkach wymaga ogromnego trudu organizacyjnego i finansowego. Nie jestem pewien czy w warunkach drugiej ligi wszystkie kluby będą w stanie spełnić obostrzenia, które zostaną nałożone na zawodników, sztaby i kluby, które nie zawsze dysponują swoimi obiektami i środkami, aby zapewnić bezpieczeństwo swoim piłkarzom, trenerom i pracownikom. Nie wiem czy w tym przypadku się to uda – nie ukrywa wątpliwości trener Skry. .

Reforma PZPN zostanie przeprowadzona. W której lidze Skra Ladies?

W cieniu debaty o przyszłość piłki na najwyższych szczeblach, toczy się również dyskusja o tym jak będzie wyglądać piłka kobiet w obliczu epidemii. Sternik polskiej piłki, Zbigniew Boniek w ostatnich dniach stwierdził jednoznacznie, że żeński futbol w tym sezonie czeka zaplanowana reforma nawet jeśli drużynom nie uda się rozegrać w tym sezonie żadnego spotkania. – Wypowiedź prezesa PZPN wywołała spore poruszenie w środowisku piłki kobiecej. Wierzę, że los pozwoli nam dalej rywalizować na szczeblu centralnym – mówi Patryk Mrugacz, trener Skry Ladies. Przypomnijmy, że nasze piłkarki po jesiennych meczach zajmują trzecie miejsce w tabeli swojej grupy drugiej ligi. W myśl reformy miało ono oznaczać baraże o utrzymanie na tym szczeblu, który od sezonu 2020/2021 będzie już poziomem centralnym. Szkoleniowiec Ladies jest zdania, że przeprowadzenie reformy mimo wszystko jest konieczne dla rozwoju kobiecej piłki w Polsce. – Trzeba spojrzeć na to realnie – poziom piłki kobiet znacznie wzrośnie na poziomach pierwszej i drugiej ligi. Wykonamy jako cała społeczność milowy krok do przodu, dlatego nie można tego opóźniać o kolejny rok. Mówię to dziś bez względu na naszą sytuację, bo też nie wiemy jaki los czeka nasza drużynę. Każdy z nas chciałby pozostać na tym poziomie. Wykonaliśmy w tym sezonie niesamowitą pracę, stworzyliśmy silny piłkarsko i mentalnie zespół, który swoją grą obronił się przedsezonowym ekspertom skazującym nas na pożarcie. Dlatego wierzę, że los pozwoli nam dalej rywalizować na szczeblu centralnym nowej drugiej ligi. Jako zespół cierpliwie czekamy na 11 maja kiedy to mają zapaść ostateczne decyzję – mówi Patryk Mrugacz. Czekamy zatem na pozytywne wieści dotyczące naszych dziewczyn!

2 Liga może powrócić już w maju!

Polski Związek Piłki Nożnej poinformował dziś, że rozgrywki Fortuna 1. Ligi oraz 2. Ligi mają zostać wznowione w okresie pomiędzy 30 maja a 6 czerwca. Piłkarskie władze w naszym kraju zakładają rozegranie wszystkich 12 kolejek, które pozostały do zakończenia rozgrywek oraz spotkań barażowych. Dopuszcza się zakończenie sezonu po 30 czerwca. Z możliwości powrotu do spotkań o ligowe punty się cieszymy, ale wciąż pozostaje bardzo wiele pytań bez odpowiedzi. Najwięcej wątpliwości na ten moment budzi brak zgody polskiego rządu choćby na trenowanie na obiektach sportowych. Niewiadomo też, kto miałby pokryć koszty testów na koronawirusa. Spotkania odbywałyby się oczywiście bez udziału publiczności.

Podwójne urodziny i powiększona rodzina w Skrze

21 kwietnia to w naszym Klubie kumulacja dobrych wiadomości. 31 lat kończy Rafał Brusiło, 27 Mariusz Holik. Jubilatom, naszym defensorom życzymy wszystkiego najlepszego! To jednak nie wszystko. Właśnie dziś, 21 kwietnia 2020 roku powiększyła się rodzina naszego golkipera Mateusza Kosa. Leoś ważny 3315 g, mierzy 56 cm i ma się dobrze. – Czuję się znakomicie zostając drugi raz ojcem, uczucie nie do opisania – przekazał nam Mateusz. Takie wiadomości zawsze krzepią w tych nienajweselszych czasach. Jedyne nad czym może ubolewać „Kosik” to fakt, że z powodu epidemii nie może być w tych wyjątkowych chwilach obok żony Dominiki. – Widzę Leosia tylko na zdjęciach od żony. Dominika czuje się bardzo dobrze, poród przebiegł bardzo szybko, mały Kosik również jest zdrowy i to jest najważniejsze. Razem z młodszym synkiem czekamy aż wrócą do domu i będziemy mogli ich przytulić – przekazał bramkarz, który znany w środowisku piłkarskim jest z tego, że rodzina jest dla niego bardzo ważna. Czy nie miał obaw związanych z porodem małżonki w tych czasach? – Ryzyko zawsze jakieś jest, ale akurat żona rodziła w Blachowni, bardzo polecamy ten szpital. W sumie to inaczej sobie wyobrażałem to wszystko, bo pierwszy synek urodził się kilka lat temu, dzień wcześniej przed meczem Raków – Nadwiślan, który wygraliśmy 6:0. Wtedy razem z kolegami z drużyny robiliśmy kołyskę, a szkoda że teraz przez taką sytuację nie było mi dane powtórzyć tego na Skrze – dodał Mateusz. Dla całej rodziny Kosów życzymy wszelkiej pomyślności!

Kamil Nowiszewski: „Wielomiesięczny brak boiska odbije się na zawodnikach”

Przedłużający się brak piłki nożnej doskwiera nam coraz bardziej. Możliwości grania, trenowania szczególnie mocno brakuje najmłodszym, a tu niestety przerwa może być najdłuższa. O niechcianej pauzie w szkoleniu, możliwościach zdalnych treningów w domu, reakcjach rodziców i możliwych dalszych scenariuszach rozmawiamy z Kamilem Nowiszewskim, trenerem rocznika 2009 w Skrze. Kamil, w Skrze jesteś trenerem rocznika 2009. Przypomnij jak długo jesteś w naszym klubie? Jak zaczęła się ta przygoda? – W Skrze jestem od sierpnia 2019 roku. Jeśli chodzi o początek przygody to trener Tomasz Musiał zaprosił mnie na rozmowę i zaproponował pracę. Myślę, że organizacja klubu i prywatna chęć wyzwań spowodowały, że przyjąłem tę propozycję. Na ten moment dla mnie to krok do przodu, bo uczę się wielu nowych rzeczy. Od kilku tygodni jesteśmy sparaliżowani epidemią. Masz jakiś kontakt z podopiecznymi? Można w ogóle mówić o jakichś treningach zdalnych, domowych? – Jestem w stałym kontakcie z chłopakami, głównie internetowym. Jeśli chodzi o aspekt treningowy to co tydzień trenerzy wysyłają plan treningowy do zrealizowania w obszarze motoryczno-technicznym. Zdalne zajęcia odbywają się raz lub częściej w tygodniu, a temat zajęć dobiera trener – najczęściej są zajęcia motoryczne lub teoretyczne dotyczące taktyki. Platformy, które mamy do dyspozycji są rozbudowane i – co ciekawe, same spotkania online przebiegają sprawnie i wiele rzeczy można zrealizować. Ostatnio usłyszałem, że dla tych chłopców treningi zdalne to namiastka normalności, co mnie bardzo zbudowało. O ile rozgrywki lig centralnych mają zostać wznowione w czerwcu, to mówi się, że sport dzieci, szkolenie, akademie nie powrócą do końca roku. Bierzesz pod uwagę tak czarny scenariusz? – Szczerze mówiąc z każdą informacją dotyczącą wznowienia działalności czegokolwiek – szkół, przedszkoli, uczelni wyższych, rozgrywek sportowych – jestem coraz bardziej zdezorientowany, jak i chyba większość społeczeństwa. Dynamika z jaką zmieniają się decyzje, przewidywania, prognozy, jest tak duża, że ciężko cokolwiek powiedzieć. Niestety, jeśli taka możliwość to pomysł władz, to biorę to pod uwagę. Zawieszenie w obszarze sportowym to będzie nie tylko bardzo duży problem dla trenerów, zawodników i kibiców, ale również dla osób odpowiedzialnych za budżety klubów sportowych. Jeśli żadne treningi z młodszymi grupami nie wrócą przez wiele miesięcy jak poważne może to mieć konsekwencje? Zarówno szkoleniowe, zainteresowania, jak właśnie ekonomiczne? – Kontynuując myśl z poprzedniej odpowiedzi to konsekwencje w każdym obszarze, który wymieniłeś będą poważne. Jeśli chodzi o szkolenie to wielomiesięczny brak boiska odbije się na zawodnikach głównie młodych, bo nie ma nic ważniejszego w rozwoju piłkarskim jak boisko i drużyna. Co do zainteresowania to obawiam się, że pomimo wznowienia rozgrywek ludzie będą nadal zachowawczy i nie będą chcieli się jeszcze przez długi czas licznie gromadzić na trybunach – obym się mylił. Ekonomicznie kluby mają duże kłopoty. Zawieszenie treningów to problemy ze składkami, miasta muszą obniżać dotacje, a koszty utrzymania obiektów czy pracowników pozostają. Jako klub wspieramy się nawzajem i robimy co w naszej mocy, żeby nie schodzić z poziomu naszej dotychczasowej pracy. Masz kontakt z rodzicami dzieci? Jak oni reagują? – Rozmawiam z rodzicami, głównie konsultujemy jak dodatkowo chłopcy mogą trenować w domu. Dla nich to bardzo trudny czas, bo muszą ciągle tłumaczyć dzieciom dlaczego siedzą w domu, a sami nie wiedzą ile to jeszcze potrwa i jak organizować im czas. A dzieci z reguły cierpliwe nie są. Jeśli będziemy musieli nauczyć się żyć z epidemią, to jak może wyglądać szkolenie w przyszłości? Są jakieś pomysły? – Na ten moment pracujemy cały czas tak, jak sobie zaplanowaliśmy i szczerze mówiąc w przypadku dłuższej przerwy chyba nie będziemy mogli zrobić o wiele więcej. Konsultujemy się zdalnie w gronie trenerów i dyskutujemy co nowego możemy wprowadzić. Przed Skrą mieliśmy się okazję poznać od strony dziennikarskiej. W Skrze oprócz szkolenia opiekujesz się Młodą Skrą również medialnie. Dziennikarstwo to takie dodatkowe hobby? Chyba ciągnie cię trochę w tym kierunku? – Poznaliśmy się w Radiu Fon, gdzie odbywałem staż w ramach studiów z filologii polskiej. Fajne czasy i miło do nich wracam, bo podobnie jak w zawodzie trenera, musisz lubić kontakt z drugim człowiekiem i umieć z nim rozmawiać a na tym stażu realizowałem projekty, nie tylko sportowe. Od niedawna zajmuję się Młodą Skrą, wyszedł pomysł stworzenia takiego projektu i zgłosiłem się na ochotnika. Jest to hobby i to dosyć poważne, bo lubię konfrontować swoje poglądy, a pisanie, mówienie mi na to pozwala. Trener również przedstawia swoje poglądy, wizję gry i konfrontuje je z przeciwnikiem, władzami klubu, kibicami, więc znowu jest ten wspólny mianownik między dziennikarzem a trenerem. Nikt mnie nie zmusił do tworzenia projektu Młodej Skry, także zgadzam się – ciągnie mnie w tym kierunku i cieszę się, że mogę się tu realizować. Dzięki za rozmowę i powodzenia. Mam nadzieję, że niedługo widzimy się na Lorecie! – Bardzo dziękuję! Musimy szybko wrócić, bo jeszcze dużo rzeczy jest do zrobienia. Rozmawiał zdalnie Mariusz Rajek

(9) Ludzie Skry – poznajcie Konrada Geregę

Tej postaci w naszym Klubie chyba nie da się nie lubić. Zawsze uśmiechnięty, chętny do pomocy i z pozytywnym nastawieniem do świata. Spokojnie może o sobie mówić wybitny reprezentant Skry, bo jest w naszym Klubie już 11 lat. Ale nie mówi, bo Konrad Gerega to ponadto bardzo skromny człowiek. Dziś w naszym cyklu rozmowa z byłym piłkarzem, a od kilku miesięcy członkiem sztabu szkoleniowego. Zapraszamy do lektury. Konrad, zanim o początkach to zacznijmy od końca. Pamiętasz kiedy ostatni raz byłeś na obiekcie przy Loretańskiej? Ciężko już wytrzymać bez meczów, bez tego wszystkiego co dzieje się w normalnych okolicznościach wokół klubu? – Dobre pytanie. Ostatni raz na popularnej „Lorecie” byłem trzy tygodnie temu, kiedy zabierałem swoje rzeczy treningowe. Niesamowite uczucie, takiego braku zwyczajnej codzienności, na co człowiek podczas swojej pracy do tej pory nie zwracał uwagi. Na pewno sytuacja, z którą mamy obecnie do czynienia jest bez precedensu. Mam tylko nadzieję, że szybko wrócimy do codzienności, bo nie będę ukrywał, ale brakuje mi takiej normalności, gdzie przychodzisz do klubu, chłopaki już zbierają się na trening, wspólnej kawy ze sztabem czy zawodnikami, adrenaliną meczową. Oj tak, chciałoby się wrócić jak najszybciej! Myślisz, że uda nam się wznowić rozgrywki jeszcze w tym sezonie? PZPN póki co nie podjął żadnych wiążących decyzji. Naszą niepewność w oczekiwaniu determinuje też 15. miejsce w tabeli. Jesteśmy w lepszej sytuacji od Stalówki, Gryfa czy Legionovii ale dalej w strefie spadkowej… – Na pewno to bardzo trudna sytuacja dla Nas wszystkich, bo aktualnie jesteśmy w strefie spadkowej. Poprzez zastopowanie rozgrywek nie możemy się z niej wydostać. Dzisiaj dla mnie ważniejsze jest jednak zdrowie chłopaków i wszystkich osób związanych z klubem, niż to w jakim miejscu obecnie się znajdujemy. Jak sytuacja tylko wróci do normy to wiem, że mamy bardzo dobry zespół, który pozwoli Nam się utrzymać w drugiej lidze. Przyjmując pesymistyczny wariant, że na boiska już nie wrócimy, jakie twoim zdaniem będą, czy też powinny być decyzje piłkarskich władz. Poszerzenie lig kosztem braku spadków z zachowaniem awansów? Czy nie ma zmiłuj i pozostanie nam czekać co najwyżej, że ktoś nie dostanie licencji? – Na pewno decyzje PZPN-u powinny być jak najbardziej sprawiedliwe, natomiast PZPN jest w piekielnie trudnej sytuacji, bo każda ich decyzja na pewno kogoś skrzywdzi. Jeśli nie uda się Nam dokończyć rozgrywek to jestem za tym, żeby anulować rozgrywki. Jest też opcja, aby utworzyć dwie grupy drugiej ligi, to powrót do sytuacji sprzed kilku lat. Według mnie to krok wstecz. Cofnijmy się teraz do przeszłości. Pamiętasz swoje początki na Skrze? Który to był rok? Pierwsze spotkanie? – Jasne, że pamiętam swój początek na Skrze. Przyszedłem w sezonie 2009/2010 kiedy Skra chciała awansować z czwartej ligi. Pamiętam, że był to trudny czas dla mnie, bo przychodziłem do Skry jako wychowanek Rakowa, który wtedy miał bardzo trudną sytuację finansową. Jednak kierowałem się swoim dobrem i chciałem grać jak najwięcej, a w Rakowie bywało z tym różnie. Pamiętam, że w rozmowie z Prezesem Arturem Szymczykiem miałem po prostu pomóc w awansie i odejść gdzie chcę. No i trochę się zasiedziałem, bo mija właśnie 11 lat od tego transferu. Pierwszy swój oficjalny mecz rozegrałem w barwach Skry z Wyzwoleniem Chorzów na wyjeździe, gdzie zremisowaliśmy 0:0. Z obecnych ludzi związanych z Klubem ty jesteś tu chyba najdłużej, nie licząc prezesów. Jakie momenty, mecze szczególnie zapadły ci w pamięć? Powróćmy zarówno do tych najlepszych jak i najbardziej bolesnych momentów. – Tych momentów było naprawdę wiele przez te 11 lat, ale jest kilka takich, które pamiętam jakby były wczoraj. Pierwszym takim wspomnieniem jest mecz w 4 lidze z Myszkowem, gdzie zremisowaliśmy grając u siebie 2-2. Pamiętam, że na bardzo skromnym obiekcie Skry przy ulicy Powstańców zgromadziła się naprawdę spora liczba widzów. Pamiętam, że mieliśmy wtedy naprawdę bardzo dobry zespół z takimi zawodnikami jak Daniel Tanżyna, Bartek Gliński czy inni. I do tej pory nie wiem jak nie udało Nam się wtedy awansować. Kolejnym przykrym wspomnieniem była porażka, także u siebie ze Szczakowianką Jaworzno 1-2. Ten mecz pamiętam do dziś. Z tych pozytywnych wspomnień to na pewno wygrana w Pucharze Polski z Rekordem Bielsko Biała na szczeblu województwa śląskiego, gdzie przy nadzwyczajnych okolicznościach tego spotkania wygraliśmy 1:0 po dogrywce. Idąc dalej wspomnieniami to na pewno awans do drugiej ligi po tylu latach. Na pewno też wszystkie mecze z Widzewem Łódź, które miały swoją historię,. Po rundzie jesiennej stwierdziłeś, że czas zawiesić buty na kołku i bardzo poważnie zająć się trenerką. Jaki był decydujący impuls do tej decyzji? – To była dla mnie bardzo trudna decyzja, ale w dużej mierze po dwóch zerwanych ACL, częściej walczyłem z własnym organizmem niż z przeciwnikiem na boisku. Do tego doszło w jakimś stopniu wypalenie zawodowe. Szukałem nowej drogi, pojechałem na staż do reprezentacji U-20, pod wodzą Jacka Magiery i w dużej mierze to „ Magic” mnie zainspirował, do nowej drogi. Od dłuższego czasu kiełkowała we mnie taka decyzja. Na dzień dzisiejszy uważam, że podjąłem dobrą decyzję. Jak wygląda praca w sztabie trenera Pawła Ściebury? Wymieniacie się pomysłami? W czasie meczu jest burza mózgów? Trener jest skłonny do słuchania sugestii czy raczej woli decydować sam? – To dla mnie nowa rola i na pewno sporo się muszę jeszcze nauczyć, taki jest mój plan na najbliższy czas. Nauka, nauka i jeszcze raz nauka! Wracając do podziału ról to każdy z nas w sztabie ma swoje zadania, które musi wykonywać rzetelnie. W sztabie bardzo dużo rozmawiamy i każdy z nas przedstawia swoje koncepcje, natomiast to Paweł podejmuje na końcu decyzje. W trakcie meczu wiadomo, że bardzo dużo się dzieje, natomiast co da się zauważyć, to nasze spostrzeżenia w trakcie meczu najczęściej są bardzo zbliżone. Na to pytanie pewnie nie do końca zręcznie będzie ci odpowiedzieć, ale czy chciałbyś kiedyś zostać pierwszym trenerem Skry? Wyznaczyłeś sobie jakieś cele, ramy czasowe? – Mam plan na siebie jako trenera, ale nie chcę o nim teraz mówić. Na dzień dzisiejszy najważniejszy jest dla mnie rozwój prywatny i Skra. Nie myślałem w ogóle o tym, żeby zostać pierwszym trenerem Skry, bo byłoby to bardzo nie w porządku wobec Pawła i sztabu. Ja i tak jestem bardzoCzytaj więcej

„Cały czas żyję Skrą” – wspominamy z Łukaszem Pietrasińskim

Łukasz Pietrasiński niemalże przez całą swoją przygodę z piłką związany był z naszym klubem. Reprezentował barwy Skry w latach 2007-2014. Kilka dni temu były napastnik (08.04) świętował swoje 36. urodziny. Dołączając się do życzeń chcieliśmy przypomnieć nieco kibicom tego zawodnika, a on sam podzielił się kilkoma pamiątkami z tamtych czasów – wycinkami z gazet, zdjęciami czy biletem. – Ze Skrą mam stały kontakt, byłem nawet w Polkowicach, a na co dzień gram w lidze zakładowej w barwach „Michasia”. Tam prawie wszyscy grali wcześniej w Skrze – relacjonuje Łukasz. Początki Pietrasińskiego w Skrze sięgają końcówki minionego wieku. – Z klubem byłem związany tak naprawdę od 1999 roku. To były ciężkie czasy, ale jakoś musieliśmy dawać sobie radę, Potem pojawił się w Skrze prezes Artur Szymczyk, jak dobrze pamiętam to w 2006 albo 2007 roku, byliśmy wtedy w A klasie. Awansowaliśmy do okręgówki, w której przez cały sezon przegraliśmy tylko jedno spotkanie. W Kłobucku 4:1 pokonał nas Znicz, a trzy bramki strzelił nam Jacek Rokosa. Po tamtym sezonie trafił do nas, już w czwartej lidze. Z sezonu po awansie najbardziej pamiętam inauguracyjny mecz na Powstańców przegrany 1:4. W piątek kończyliśmy przygotowywać stadion, a w sobotę graliśmy mecz – wspomina nasz były snajper. Choć obecnie w piłkę Łukasz gra jedynie rekreacyjnie w drużynie „Michasia”, to cały czas żywo interesuje się wszystkim tym, co dzieje się przy Loretańskiej. – Jeśli tylko mogę, to ciągle jestem na Skrze. Starałem się nie opuszczać nawet sparingów, byłem na meczu w Polkowicach i ostatnim, który udało się w tym roku rozegrać z Elaną Toruń. W związku epidemią koronawirusa, teraz mam wolne w pracy, ale staram się utrzymywać jakąś sylwetkę poprzez wspólne bieganie z córką – dodaje. Czy wierzy jeszcze w powrót na ligowe boiska w obecnym sezonie? – Chciałbym, aby rozgrywki udało się dokończyć. Boisko powinno zadecydować o awansach i spadkach. W meczach, które nam zostały Skra powinna się utrzymać. Wierzę w chłopaków, bo robią kawał dobrej roboty. Myślę, że nawet w meczach wyjazdowych nasze szanse nie byłyby stracone – kończy Łukasz Pietrasiński. A teraz czas na trochę wspomnień w obrazkach. Na początek drużyna Skry, która występowała kilkanaście lat temu w A klasie: Górny rząd od lewej: Pietrasiński, Hoffman, Walczak, Nabiałek, Skoczek, Siembieda Środkowy rząd od lewej:, Gała, Kaczmarzyk , Wisniewski, P. Woldan, Włodarczyk, Szecówka, Antoniak, Grzybowski Dolny rząd od lewej: Smykla, P. Juszczyk, M. Juszczyk, Szczerbak, Lis A to już drużyna Skry w lidze okręgowej: Górny rząd od lewej: Wierzbicki (asystent trenera), Grzybowski, Krasnodębski, Bik, M. Woldan, Nalepa, Ryś, Nabiałek Środkowy rząd od lewej:, Musiał (pierwszy trener), Antoniak, Pusty, Franc, P. Woldan, Oziębała, Rados, Rokosa, Siembieda (kierownik drużyny), Dubiński (trener bramkarzy) Dolny rząd od lewej: Pietrasiński, Caban, Hoffman, Musiał.Lis, Korbel, Marczyk Na tym poziomie nasza drużyna radziła sobie nad wyraz dobrze: Tutaj z kolei Skra już z boisk IV-ligowych: Górny rząd od lewej: Rokosa, Tanzyna, M. Woldan, P. Woldan, Mrożek, Skoczek, Oziębała, Gliński, Dubiński (trener bramkarzy) Środkowy rząd od lewej: Wierzbicki (asystent trenera), Osiński (fizjoterapeuta), Hoffman, Rys, Rados, Bik, Krasnodębski, Nalepa, Stefański, Siembieda (kierownik drużyny), Musiał (pierwszy trener) Dolny rząd od lewej: Marczyk, Musiał, Gerega, Pietrasiński, Lis, Grzybowski, Hudek, Korbel. … i bilet z jednego z wyjazdowych spotkań na tym szczeblu rozgrywkowym:

Zobacz bilety z meczów Skry

Coraz bardziej tęskniąc i oczekując na powrót ligowych meczów, z nostalgią powrócić możemy do tych rozegranych w ostatnich sezonach. A dziś chcemy powrócić za pomocą pamiątek, które dla niejednego fana są prawdziwymi relikwiami – biletów czy proporczyków. Część swoich zbiorów za pomocą zdjęć udostępnił nam wierny kibic Skry, Norbert Zadora. Zapraszamy do oglądania. Solą kibicowskiego życia są oczywiście mecze wyjazdowe. Od wejściówek na te spotkania zatem zaczynamy: … a tak wyglądały bilety na spotkania Skry przy Loretańskiej: Rzut okiem na karnety… Tutaj możecie zobaczyć prawdziwą perełkę – pamiątkową odznakę, która uhonorowała nasz awans do drugiej ligi: Na koniec kilka proporczyków z sezonu 2018/2019, kiedy byliśmy beniaminkiem szczebla centralnego. Gościliśmy na „Lorecie” naprawdę uznane w Polsce marki:

„Ze Skrą do końca naszych dni!” – rozmawiamy z naszymi kibicami

Może nie jest ich zbyt wielu, ale nie o bicie rekordów liczbowych tu chodzi. Skra ma swoich wiernych kibiców, którzy nie są tylko regularnymi bywalcami stadionu przy Loretańskiej, ale podróżują za drużyną również na mecze wyjazdowe. Nie reprezentują grupy ultras, nazwanie ich chuliganami byłoby dopiero groteskowo śmieszne. Są jedynymi w swoim rodzaju „piknikami”, swoją grupę nazwali nawet „Piknikową Ferajną”. Rodzinna atmosfera? U nich to nie slogan, a stan faktyczny. Norbert i Konrad Zadorowie są żywym przykładem kibicowskiej pasji przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Dlaczego właśnie Skra? Jak to wszystko się zaczęło? Norbert (44 lata): – Skra zawsze była obecna w moim domu, dziadek kibicował Skrze, jak byłem mały zabierał mnie „ Pod Kasztany„ – na Grunwaldzką. Sąsiadem moim był Mariusz „Mania” Gaborski, bramkarz Skry. Potem jak już zacząłem pracować, przez 15 lat pracowałem z byłymi piłkarzami Skry Mirkiem Tyrasem czy Zbyszkiem Chojnowskim. Dlaczego Skra? Ja bym zapytał, a dlaczego nie? Skra ma swój klimat, zawsze miała! Pamiętam jako łebek mecze na Grunwaldzkiej w III lidze, to był początek lat 80-tych, mnóstwo ludzi na stadionie, po meczu całe rzesze ciągnące przez Park Jasnogórski. Wielka ekscytacja starszych panów, kolegów dziadka, Skra wygrywa, emocje udzielają się małemu dziecku jakim byłem. Zadowolenie i pełna radość przez długi czas i ta duma – wygrali Nasi! Konrad (19 lat): – Skra dlatego, że pierwszy raz na Skrę wybrałem się 2012 roku i jako 11-letni chłopiec wkraczałem w piłkę nożną. Skra grała na wyjeździe z Przyszłością Rogów, byłem wtedy na wakacjach w pobliskim Bluszczowie i poszliśmy na mecz, bo nasz znajomy powiedział, że drużyna od nas gra w mieścinie obok. Mimo niekorzystnego wyniku czułem wielką przyjemność z tego, że mogę oglądać na żywo piłkarzy reprezentujących moje miasto, tym bardziej na wyjeździe. Świetnie uczucie, które do dziś przypominam sobie oczami wyobraźni. Pamiętacie swój „pierwszy raz” na Skrze? Norbert: – Nie pamiętam dokładnie, ale może rok 1981 lub 1982. Potem czasami jakiś mecz, później lata przerwy. Potem bodajże rok 2012, byliśmy u znajomych w Bluszczowie w miejscowości obok mecz Przyszłość Rogów – Skra, a więc idziemy z Konradem, spotykam kumpla z lat młodości, mieszkaliśmy w tym samym bloku – Przemek Dubiński trener bramkarzy Skry. Gadka szmatka i tak zaczyna się moja, że tak powiem „nowożytna” historia i przygoda ze Skrą. Konrad: – Pierwszy raz na Skrze to mecz Pucharu Polski, wcześniej byłem tylko na jednorazowym wyjeździe o którym wspominałem, lecz pamiętałem nadal o Skrze razem z moim tatą. Dostaliśmy bilety na mecz z Motorem Lublin i uznaliśmy, że idziemy na 100 procent. Nie byliśmy zawiedzeni ani trochę, Skra zagrała świetne spotkanie i wygrała 1-0. Ten mecz chyba nas przekonał, że Skra to „nasz” klub i tu jest nasze miejsce. Atmosfera kibicowska z powodu samych pikników podbiła nasze serca, czuliśmy się na trybunach jak rodzina już na pierwszym spotkaniu, kiedy poznaliśmy paru członków Klubu Seniora. Był taki mecz, który szczególnie zapadł w Waszą pamięć? Norbert: – Tak, to historia najnowsza Skry. Sezon 2017/18, ostatnia kolejka, gramy o awans do II ligi z BKS-em Stalą Bielsko – Biała. Wygrywamy 3:1, ale awans jeszcze niepewny, bo swój mecz gra Ślęza, która siedzi nam na ogonie. Za chwilę dowiadujemy się, że we Wrocławiu remis, mamy awans! Na Lorecie euforia i szaleństwo, tych emocji nie zapomnę do końca życia. Wiesz, twoja drużyna robi historyczny awans, po ponad 60 latach wraca do II ligi, a Ty jesteś na tym właśnie meczu, jesteś świadkiem jak Nasi zaczynają pisać historię Skry od nowa. Konrad: – Oj długo wymieniać, wiele było meczów, które zapadają w pamięć. Choćby Polonia Głubczyce została w pamięci nie z powodów sportowych, lecz przez koszmarną pogodę, która utrudniała nam dojazd na stadion. Piast Żmigród zapadł w pamięć przez wygraną Skry aż 6-0 na własnym boisku. Mimo wszystko zdecydowanym numerem jeden jest mecz Skry z BKS-em Stalą Bielsko-Biała, kiedy to wróciliśmy do II ligi. Nie wiem jak słowami opisać to co wtedy się działo. Piłkarze pytający kibiców: „Jaki wynik?”, „Jak Ślęza?”. Po tym wszystkim wbiegnięcie na murawę i łzy radości w oczach, że na naszych oczach spełnił się sen każdego kibica Skry. Aby to zrozumieć, trzeba było to przeżyć od podstaw, czyli od początku tego historycznego i jakże dramatycznego sezonu. Jeździcie za Skrą na mecze wyjazdowe. Jak na Was reagują na innych stadionach? Zarówno od strony organizacyjnej jak również kibicowskiej? Doszło kiedyś do jakiejś „spiny”? Norbert: – Jeździmy jak najbardziej, od kilku lat jeździmy w kilka osób, pierwsze wyjazdy z naszymi kochanymi seniorami z Klubu Seniora KS Skra Częstochowa, liczyły po 3-4 osoby, ale jesteśmy z drużyną. Gdy nadszedł rok 2018 razem z Konradem stworzyliśmy „Piknikową Ferajnę”. Ja wymyśliłem nazwę, Konrad zrobił projekt flagi, pomysł zrealizował nam Bartek Błach. Mamy swoja piknikową ekipę, do której dołączyło kilka osób z Klubu Seniora i kilku ojców naszych zawodników z różnych grup wiekowych. Jest również z nami ojciec Adriana Błaszkiewicza. Tak zaczynamy piknikowe wyjazdy. Na innych stadionach przyjmują nas raczej jako egzotyczny folklor, sama nazwa „Piknikowa Ferajna” mówi wszystko, ale zawsze jest pełna kulturka, nie ma żadnej spiny. Zresztą wyobraź sobie, że jakaś konkret ekipa ultras ma spinę do pikników, gdzie najmłodszy ma lat 20 a najstarszy jest po 70-tce… No proszę Cię, jacy ultrasi robiliby sobie obciach? Najlepszy wyjazd pod względem liczebnym to ten na Widzew do Łodzi, gdzie pojechał nas cały autokar – pikniki, rodziny piłkarzy. Najzabawniejszy do Rybnika, bo poczuliśmy się za sprawą policji jak jakaś mega ekipa (śmiech). Zajeżdżamy, bach do klatki, no to we czterech dopingujemy, a jak! Klaszczemy, śpiewamy, szaliki w ruch, na płocie flaga. Po meczu trzymają nas w klatce, mundurowi prowadzą nas na parking, na parkingu oznakowany radiowóz i bus z przyciemnianymi szybami, w busie antyterroryści, my w śmiech oni też. Wsiadamy w samochód, oni „bomby” w górę, gwizdki i eskortują nas parę kilometrów za Rybnik. Konrad: – Spin nie uświadczyliśmy nigdy, bardziej budzimy zainteresowanie kibiców gospodarzy, jesteśmy ewenementem na skalę ogólnopolską, że nie chuligani, nie ultrasi, a pikniki jeżdżą w grupie na mecze wspierać swoją drużynę. Nigdy nie zaczynamy pierwsi potyczek słownych, nigdy nie mamy złych intencji wobec kibiców gospodarzy. Jesteśmy wobec każdego neutralni, nie mamy wrogów, aCzytaj więcej