„Byliśmy morderczo konsekwentni”- Maciek Kazimierowicz – VIDEO

W meczu z Gryfem Wejherowo (7-0) szansę występu w podstawowym składzie otrzymał sprowadzony w zimowej przerwie Maciek Kazimierowicz. Czy starcie z nie najlepiej dysponowanym rywalem dało mu szansę pokazania pełni umiejętności, a za tym więcej szans od trenera? Czy w myślach rozważa szanse na występ w barażach o pierwszą ligę? Rozmawialiśmy po meczu:

Strzelanina na „Lorecie”! Skra gromi Gryfa

Jeśli przed meczem z ostatnim w tabeli Gryfem Wejherowo mieliśmy obawy, okazały się one tym razem całkowicie nieuzasadnione. Nasza drużyna urządziła sobie ostry trening strzelecki w starciu z outsiderem wygrywając 7-0 i przesądzając o spadku gości do trzeciej ligi. Klasycznym hat-trickiem popisał się Daniel Rumin, a ponadto na listę strzelców wpisywali się: Adam Mesjasz, Mariusz Holik, Dawid Wolny oraz Rafał Brusiło. Spotkanie toczyło się w potwornym upale, choć jeszcze w godzinach południowych jego rozegranie stało pod dużym znakiem zapytania. Wszytko z powodu ogromnej ulewy jaka w piątek oraz w nocy przeszła nad Częstochową. – Delegat był pełen podziwu dla pracy jaką wykonaliśmy porównując murawę ze zdjęć jakie przesłaliśmy rano do centrali do tej jaką udało nam się przygotować na mecz – mówił po spotkaniu wiceprezes Piotr Wierzbicki. Kiedy już zaczęliśmy grać, początek meczu nie zwiastował pogromu jaki miał się rozegrać. Na pierwszego gola musieliśmy poczekać do 24. minuty, kiedy to po dośrodkowaniu z rzutu wolnego niefrasobliwość obrony gości wykorzystał Adam Mesjasz. Później swoje szanse miał Dawid Wolny, ale do protokołu tuż przed przerwą wpisał się Mariusz Holik. Gol stracony do szatni podłamał mocno wejherowian. W drugiej części spotkania nie byli oni już w stanie podjąć walki z naszą drużyną. W 50. minucie w końcu na listę strzelców mógł wpisać się Wolny wykorzystując bardzo pewnie „jedenastkę” podyktowaną za faul na Dawidzie Niedbale. Pięć minut później zastąpił go Daniel Rumin i dał prawdziwe show. Na pierwsze trafienie musiał poczekać do 64. minuty dobijając piłkę z najbliższej odległości po wcześniejszym dośrodkowaniu Maćka Kazimierowicza. Kolejny do protokołu wpisał się Rafał Brusiło wpychając piłkę do bramki z najbliższej odległości przy biernej postawie defensywy Gryfa. Dzieła zniszczenia dokonał Dawid Wolny w 84. i 88. minucie wykańczając akcję z bliska. Gwoli sprawiedliwości trzeba oddać, że goście zrobili dziś bardzo niewiele, aby zostawić po sobie choć lepsze wrażenie. – Powetowaliśmy sobie mecz w Pruszkowie, wiedzieliśmy, że musimy to spotkanie wygrać. Zrealizowaliśmy wszystkie założenia i jest taki efekt – powiedział po meczu skromnie zdobywca hat-tricka. Po efektownej wygranej Skra awansowała na 9. miejsce w tabeli i wciąż pozostajemy w walce o miejsca 3-6. – Dzisiaj może faktycznie Gryf trochę nie dojechał na mecz, ale w poprzednich meczach napędzili stracha o wiele wyżej notowanym rywalom. Ta wysoka wygrana też o niczym nie świadczy, bo wolałbym wygrać wszystkie pozostałe mecze po 1-0 niż raz tak wysoko. Naszym celem jest pozostanie w tej lidze i to się nie zmienia – ocenił po meczu chłodnym okiem Paweł Ściebura. Już w środę (01.07) rozegrana zostanie 29. seria spotkań. Skra uda się na daleki wyjazd do Bytowa na mecz Bytovią. Początek meczu o godzinie 18.00. Skra Częstochowa – Gryf Wejherowo 7:0 (2:0) 1-0 Mesjasz 24′  – asysta Gołębiowski 2-0 Holik 44′  3-0 Wolny 50′ (z karnego) – asysta Niedbała 4-0 Rumin 64′  – asysta Zieliński 5-0 Brusiło 71′ – asysta Rumin 6-0 Rumin 84′ – asysta Gołębiowski 7-0 Rumin 88′ – asysta Olejnik Skra: Biegański, Napora (54′ Brusiło), Holik, Mesjasz, Gołębiowski – Andrzejczak, Zalewski (63′ Rogala) , Olejnik, Niedbała (63′ Zieliński), – Kazimierowicz – Wolny (55′ Rumin) Gryf: Wika, Jahn, Sikorski, Burkhardt Ż (61′ Sroka), Sławek, Gabor Ż, Pek, Pilarski (35′ Poręba), Godlewski (46′ Baranowski), Nowicki, Przygoda. Mariusz Rajek, zdj. Konrad Zadora

Podolski i Przygodzki dołączyli do pierwszej drużyny

Kadra trenera Pawła Ściebury poszerzyła się o dwóch zawodników. 19-latkowie: obrońca Wiktor Podolski oraz pomocnik Marcel Przygodzki dołączyli do pierwszej drużyny z juniorów na decydującą część sezonu. – Cieszę się, że dostałem szansę i teraz nie pozostaje mi nic innego jak spróbować powalczyć o miejsce w składzie – mówi Wiktor o bardzo piłkarskim nazwisku. Obaj zawodnicy urodzili się w Częstochowie i od wielu lat trenowali w naszym klubie w różnych kategoriach młodzieżowych. – Od małego jestem związany ze Skrą, nigdy nie grałem ani nie trenowałem w żadnym innym klubie – mówi Wiktor Podolski, który nie wyklucza, że może mieć koneksje rodzinne z byłym reprezentantem Niemiec urodzonym w Polsce. – Nie wgłębiałem się mocniej w tę historie, ale mój dziadek pochodził z gór, z terenów dość bliskich Lukasowi i jakby tę sprawę bardziej zbadać, to niewykluczone, że w jakiś sposób jesteśmy spokrewnieni – dodaje nowy obrońca w kadrze trenera Ściebury. Kiedy dowiedział się, że dostanie szansę trenowania z pierwszym zespołem? – Kilka tygodni temu trener Paweł Ściebura zaczął nieco mocniej sygnalizować, że chciałby mnie dołączyć do drużyny. Przed sezonem wystąpiłem w jednym sparingu, w meczu przeciwko Stali Brzeg. Cieszę się, że dostałem szansę i teraz nie pozostaje mi nic innego jak spróbować powalczyć o miejsce w składzie. W meczu z Gryfem jeszcze na pewno nie wystąpię, ale może uda się pod koniec sezonu – kończy Podolski. Obu naszym wychowankom życzymy jak najwięcej sukcesów w poważniej piłce.

O komfort psychiczny – zapowiedź meczu Skra – Gryf

– Bardzo chcieliśmy wygrać w Pruszkowie, ale wskutek naszych błędów jak i błędów na które nie mamy wpływu to się nie udało. Tą sportową złość chcemy przekuć w następnym meczu w dobry wynik i grę – mówił tydzień temu po przegranej ze Zniczem trener Paweł Ściebura. Lepszej okazji do szybkiej rehabilitacji niż starcie z ostatnią drużyną w tabeli chyba być nie może. Co wcale nie znaczy, że sobotni (godz. 17.30) mecz będzie łatwy. Nasza drużyna przekonała się o tym najlepiej w rundzie jesiennej, kiedy to przegraliśmy w Wejherowie 1:2 po dwóch trafieniach Mateusza Majewskiego. Na dość specyficznie położonym obiekcie Gryfa na Wzgórzu Wolności honorowe trafienie z rzutu karnego dla Skry zapisał jedynie Dawid Wolny. Tamta wygrana była jedną z trzech w całym sezonie przez wejherowian. Bilans pozostałych spotkań to 5 remisów i aż 19 porażek. Dorobek zaledwie 14 punktów po 27 kolejkach sprawia, że jeśli goście nie wygrają na „Lorecie”, to w sobotę już nawet matematycznie spadną do trzeciej ligi. Los Gryfa wydaje się być przesądzony. Nasza drużyna ani myśli przedłużać szans piłkarzom z Pomorza i jednym celem w jutrzejszym meczu będą trzy punkty. Nie ma jednak mowy o rozluźnieniu czy zlekceważeniu rywali. – Będzie to na pewno ciężkie spotkanie. Nie ma znaczenia czy gramy z Gryfem czy z Widzewem. Zawsze musimy być bardzo dobrze przygotowani, aby sięgnąć po trzy punkty – mówi napastnik Skry Daniel Rumin. Podobnego zdania jest również nasz trener. – Do każdego meczu podchodzimy na 100 procent. Po meczu w Pruszkowie dodatkową motywacją jest ta sportowa złość – dodaje Paweł Ściebura. Na zawodników z 50-tysięcznego Wejherowa trzeba jednak uważać, bo mimo mizernego dorobku punktowego potrafią powalczyć. W ostatniej serii gier bijący się o awans Górnik Łęczna strzelił im zwycięską bramkę (2:1) dopiero w 89. minucie. Kilka spotkań wcześniej Gryf zabrał również dwa punkty (1:1) solidnej Bytovii Bytów. Najbardziej znanym piłkarzem wejherowskiej jedenastki jest Marcin Burkhardt. Przyszły sezon będzie najprawdopodobniej pierwszym od kampanii 2014/2015 spędzonym przez Gryfa poniżej drugiej ligi. Ta skromna drużyna od wielu sezonów z powodzeniem radziła sobie na tym szczeblu rozgrywek, najlepszy wynik – 9. miejsce notując w rozgrywkach 2017/2018. W sezonie 2011/2012, jeszcze jako III-ligowiec dotarła do ćwierćfinału Pucharu Polski. Mocno wierzymy, że w sobotę to jednak nasza drużyna będzie górą. Wygrywając zapewnimy sobie duży komfort psychiczny przed decydującymi spotkaniami. Rywale w walce o utrzymanie grają w tej serii gier między sobą i jest duża szansa na zwiększenie przewagi nad strefą spadkową. Kibice tym razem nie będą mogli jeszcze oglądać meczu na stadionie przy Loretańskiej, ale tradycyjnie już dla wszystkich przeprowadzimy bezpłatną transmisję wideo na naszym kanale YouTube’a. Początek transmisji o godzinie 17.20. Pierwszy gwizdek 10 minut później.

Amerykański portal o estetyce sportowej zainteresował się Skrą

Nasi piłkarze w sierpniu ubiegłego roku w zwycięskim meczu z Widzewem Łódź (1-0) wystąpili z ogromnym znakiem zapytania na koszulkach. Główny problem, który chcieliśmy wtedy, jak i w kolejnych meczach zakomunikować, a mianowicie pomijanie Skry w miejskich dotacjach został ostatnio zauważony przez Amerykanów z „Uni Watch”. Konkretnie przez autora podpisującego się Paul Lukas, zajmującego się dogłębnie sportową estetyką. „Po raz pierwszy od bardzo dawna obejrzałem mecz polskiej drugiej ligi. Było to starcie Stali Stalowa Wola ze Skrą Częstochowa. Moją uwagę przykuły koszulki drużyny gości, które zamiast reklamy zawierały ogromny znak zapytania” – pisze w pierwszych słowach Lukas. Zaznaczmy w tym miejscu, że portal „Uni Watch” zajmuje się typowo historią oraz znaczeniem strojów w sporcie. Sam autor pisze o sobie, że urodził się w Polsce i mieszkał w kraju nad Wisłą do 13. roku życia. Jak zaznacza, to pomogło mu przewertować kilka polskich stron internetowych i zasięgnąć informacji o co tu chodzi. „Przez ostatnie 10 lat Częstochowa udzielała dotacji swoim drużynom sportowym w zamian za reklamę na strojach sportowców. Jednym z warunków było występowanie na szczeblu centralnym rozgrywek. W Częstochowie korzystają lub korzystały z tego Raków, Włókniarz i AZS. Skra nie mogła z tego korzystać, ponieważ przez ostatnie 60 lat grała na czwartym lub niższych poziomach rozgrywek. Tylko trzy najwyższe poziomy to rywalizacja ogólnokrajowa. Niższe szczeble mogą być dofinansowane w ramach innych konkursów” – tak sytuację opisuje amerykański portal. „Wszystko zmieniło się w 2018 roku, kiedy to Skra wygrała swoją grupę III ligi i awansowała na szczebel centralny. To powinno jej umożliwiać skorzystanie z miejskiej dotacji. W międzyczasie miasto zmieniło jednak zasady, konkretnie szczebel centralny zamieniono „najwyższym szczeblem rywalizacji”. Klub poczuł się oszukany i odrzucony. Nie dało się nie odczuć, że zasady zmienia się tylko po to, aby wykluczyć Skrę z możliwości skorzystania z dotacji. Znak zapytania na koszulkach to sposób na dotarcie do szerszej świadomości z czym mamy do czynienia. Z tego co udało mi się przeczytać, to zespół już drugi sezon występuje ze znakiem zapytania na koszulkach. Tak, może się to wydawać małostkowe, ale kwota dotacji wynosi zaledwie 120 tysięcy zł, podczas gdy roczny budżet klubu wynosi około miliona. Jest to więc duża różnica.” – jak widać Paul Lukas dość szczegółowo zgłębił problem naszego Klubu. „Uni Watch” wspomina też o wywiadach prezesa Skry Artura Szymczyka z zeszłego roku, kiedy to precyzyjnie wyartykułował problem niesprawiedliwego traktowania Skry przez władze Częstochowy. „Najciekawszym aspektem całej historii dla mnie jest to, jak dziwnie wygląda duży, drżący znak zapytania na klatkach piersiowych graczy. Wygląda prawie tak, jakby został naklejony na koszulki w Photoshopie! Jesteśmy tak uwarunkowani, aby postrzegać wolnostojący znak zapytania jako symbol czegoś – zamieszania, ignorancji, wątpliwości, niepewności itp. Trudno jest spojrzeć na tych piłkarzy, nie myśląc, że znak zapytania wysyła jakąś wiadomość o niepokoju. Co za dziwna historia. Czy są jeszcze inne zespoły, które nosiły znaki zapytania?” – znakiem zapytania kończy historię o… znaku zapytania Paul Lukas. Problem, który zasygnalizowaliśmy niemalże rok temu jak widać został zauważony nie tylko przez lokalne media, ale dotarł nawet za Ocean. Wydźwięk całej akcji cieszy, ale nie da się ukryć, że prawdziwą radość odczulibyśmy gdyby na wysłany przez nas światu komunikat odpowiedziały władze miasta. Bez większego wsparcia magistratu trudno będzie nam w dalszej perspektywie utrzymać Skrę na obecnym poziomie sportowym i organizacyjnym. A ostatnie zwycięstwa z Widzewem czy GKS-em Katowice pokazały chyba dobitnie, że Skra również może dać Częstochowie i jej mieszkańcom sporo radości. Link do oryginalnego artykułu: Riddle Me This: Polish Team Wears Giant Question Mark

Kulisy meczu ze Zniczem – VIDEO

Starcie w Pruszkowie zakończyło serię meczów bez porażki naszej drużyny. Tradycyjnie już zapraszamy Was do obejrzenia naszych Kulis, które tym razem rozpoczynają się na kilka godzin przed meczem. Z przegranego meczu też można napisać ciekawą historię:

Porażka po kontrowersjach. W Pruszkowie bez punktów

Doskonała passa naszej drużyny została w niedzielę (21.06) przerwana w Pruszkowie. Skra przegrała ze Zniczem 1:2, ale po meczu więcej będzie się niestety mówić o błędach sędziego Pawła Kukli. – Powinny zostać odgwizdane dla nas dwa ewidentne rzuty karne, a w 15. minucie dodatkowo czerwona kartka dla rywali. Szkoda, że w drugiej lidze nie ma VAR-u – mówił po meczu rozżalony trener Paweł ściebura. Spotkanie od samego początku rozgrywane było w dobrym tempie. Mimo niepodyktowania rzutu karnego, o którym wspomina nasz trener, to Skra wyszła na prowadzenie w 31. minucie. Gospodarze popełnili błąd przed własnym polem karnym, stracili piłkę, którą przejął Adam Olejnik. Ten znalazł w polu karnym Dawida Wolnego, ten przełożył futbolówkę na prawą nogę i mógł zapytać Piotra Misztala, w którą stronę strzelać. Ostatecznie nie dał mu szans uderzeniem w środek bramki. Z ważnych wydarzeń pierwszej połowy trzeba jeszcze odnotować kontuzję Michała Kiecy. W drugiej połowie niestety zdarzyły nam się dwie minuty, które całkowicie wstrząsnęły naszą drużyną. W 59. minucie Znicz wykorzystał chwilową niefrasobliwość naszej defensywy oraz Mateusza Kosa. Piłkę w bramce umieścił doświadczony Dariusz Zjawiński. Nim zdążyliśmy się pozbierać po bramce wyrównującej, na tablicy wyników niestety było już 2:1 dla Pruszkowa. Po kolejnym naszym błędzie prowadzenie znajdującemu się przed meczem w strefie spadkowej Zniczowi dał Patryk Czarnowski. Skra po tych dwóch ciosach długo nie mogła się pozbierać, jednak w końcówce zasłużyła co najmniej na remis. W 85. minucie sędzia nie podyktował dla nas ewidentnego rzutu karnego po zagraniu ręką w polu karnym Marcina Bochenka. W 93. minucie „piłkę meczową” miał jeszcze Mariusz Holik po bardzo dobrym dograniu Radka Gołębiowskiego, ale niestety przeniósł piłkę ponad poprzeczkę. – Przegraliśmy, bo popełniliśmy błędy. Nie mamy jednak wpływu na błędy sędziego, który był dziś niekonsekwentny i nie potrafił utrzymać koncentracji podczas meczu. Teraz tą sportową złość musimy przekuć na mecz Gryfem – dodał wyraźnie zdenerwowany trener Ściebura. Mimo porażki, dzięki wcześniejszym wygranym sytuacja naszej drużyny w tabeli drugiej ligi nadal nie wygląda źle. Nie da się jednak ukryć, że za tydzień (27.06, godz. 17.30) starcie z ostatnim w tabeli Gryfem Wejherowo trzeba rozstrzygnąć na swoją korzyść. Znicz Pruszków – Skra Częstochowa 2:1 (0:1) 0-1 Wolny 31’ 1-1 Zjawiński 59’ 2-1 Czarnowski 61 Znicz: Misztal, Czarnowski (Szymański), Bochenek, Rybak, Pyrka (Kociszewski), Nowicki, Zjawiński, Machalski, Moskalik, Drobnak, Rackiewicz Skra: Kos, Mesjasz, Zalewski (Rogala), Nocoń, Gołębiowski, Napora, Niedbała (Andrzejczak), Wolny (Rumin), Olejnik, Holik, Kieca (Olszewski) Mariusz Rajek, zdj. Konrad Zadora

Jedziemy do Pruszkowa – zapowiedź meczu Znicz – Skra

Tam gdzie kończą się Reguły, zaczyna się Pruszków. Tak zgrabnie wykorzystując położenie geograficzne metaforycznie mówiło się kiedyś o jednej z najgroźniejszych polskich mafii. Tym razem reguły będą jednak bardzo proste. Jeśli Skra wygra w niedzielę ze Zniczem, będzie mogła poczuć duży komfort w tabeli. Jeśli pruszkowianie przegrają kolejny mecz, widmo spadku zajrzy im bardzo głęboko w oczy. W niedzielę (21.06), w samo południe przed nami kolejny mecz o dużą stawkę. Ostatnie mecze są dla Skry i Znicza diametralnie różne. Nasza drużyna w pięciu ostatnich meczach wywalczyła 13 punktów i jest jedną z najlepszych drużyn w kraju po przerwie spowodowanej koronawirusem. Pruszkowianie są totalnie na przeciwległym biegunie – ich dorobek z pięciu ostatnich meczów to zaledwie jeden punkt. Tuż przed pandemią Znicz przegrał nawet z ostatnim w tabeli Gryfem Wejherowo 0:1. Takim samym rezultatem zakończył się ostatni ich mecz z Górnikiem Łęczna. – W drugiej połowie mój zespół opadł z sił. Straciliśmy bramkę w 88. minucie i przegraliśmy mecz. Nie mam zawodników na ławce rezerwowych, wpuszczam chłopaków, którzy w drugiej lidze nie dają sobie rady. Mówiłem już kiedyś, że nasz zespół jest do budowy i do wzmocnienia, a my się nie wzmocniliśmy i teraz to wszystko wychodzi. Mecz ze Skrą jest bardzo ważny, to jest mecz o utrzymanie – w pomeczowej wypowiedzi trenera Piotra Mosóra ciężko znaleźć podwaliny optymizmu. W Skrze jednak nikt nawet nie pomyśli o zlekceważeniu rywala, który jest w kryzysie. – Rozmawialiśmy z chłopakami w szatni o tym, że w Pruszkowie gra się bardzo ciężko. Oni potracili ostatnio sporo punktów, są pod dużym ciśnieniem. My jedziemy jednak po zwycięstwo i jestem dobrej myśli – mówi przed mecze w Pruszkowie Krzysztof Napora. Jakiego meczu w województwie mazowieckim spodziewa się trener Paweł Ściebura? – Od razu po meczu z Resovią zawodnicy odbyli trening regeneracyjny. Najważniejsza kwestia teraz to wytrzymać kondycyjnie. Mecz ze Zniczem na pewno będzie inny od tego z Resovią, bo pruszkowianie preferują zupełnie inny styl gry. To drużyna, która strzela dużo goli, ale też dużo traci – ocenia rywala. Jesienią w Częstochowie to Skra wygrała 2:1 przełamując serię trzech meczów bez wygranej. Dwa gole zdobył wtedy Dawid Wolny, który ostatnio zyskał zaufanie trenera Ściebury, które regularnie wystawia go w podstawowym składzie. – Z Resovią goli nie było, ale mecz wcześniej, w Stalowej Woli udało się strzelić, więc może na kolejnym wyjeździe też się uda? – zastanawia się nasz napastnik. Nie mielibyśmy nic przeciwko temu. Ewentualna wygrana sprawiłaby, że Skra znalazłaby się bardzo blisko strefy barażowej, która po sezonie powalczy o awans do pierwszej ligi. – Na razie o tym nie myślimy, ale ja zawsze staram się stawiać sobie wysokie cele, jeśli będzie faktycznie szansa na baraże, to o nie powalczymy – deklaruje Krzysiek Napora. Ekipa naszych najbliższych rywali w XXI wieku miała trzy sezony kiedy występowała na zapleczu ekstraklasy. Miało to miejsce w sezonach: 2008/2009, 2009/2010 oraz 2016/2017. Teraz bliżej jednak pruszkowianom do bram trzeciej ligi. Spadku oczywiście rywalom nie życzymy, ale mamy nadzieję, że w niedzielę ich konto punktowe się nie powiększy. Początek meczu o godzinie 12.00. Dla kibiców mamy bardzo dobrą informację. Dzięki wspólnym staraniom jako Skra TV przeprowadzimy bezpośrednią transmisję z tego spotkania. Do bezpłatnego oglądania zapraszamy na kanał YouTube’a naszego Klubu.

Remis, który trzeba docenić. Podział punktów z Resovią

Jeśli mecz ma się zakończyć bezbramkowym remisem, to niech będzie podobny do dzisiejszej rywalizacji Skry z Resovią. W tym meczu w zasadzie jedyne czego zabrakło to… goli. Spotkanie toczone było w szybkim tempie, a obu drużynom nie brakowało dobrych okazji. – Mecz mógł się podobać. Zacięte spotkanie jak na drugą ligę z dużą dawką emocji – to zdanie trenera gości Szymona Grabowskiego chyba najlepiej podsumowuje środowe starcie na „Lorecie”. – Ten mecz miał różne fazy i różne oblicza. Z przebiegu całości remis chyba jest sprawiedliwy. W pierwszej połowie to my prowadziliśmy grę, w drugiej ten obraz się zmienił – z trenerem Pawłem Ścieburą również nie sposób się nie zgodzić. Pierwsza odsłona zdecydowanie wypadła na naszą korzyść. W 15. minucie powinno być 1-0 po doskonałym dograniu Krzysztofa Napory do Dawida Wolnego. – Przyznam szczerze, że jak uderzyłem piłkę głową to już byłem pewny, że jest gol, ale bramkarz Resovii świetnie interweniował – mówił nam tuż po spotkaniu napastnik Skry. Kwadrans później bardzo dobrą okazję miał Napora. Z kolei w 35. minucie krok od gola podobnie był Wolny tym razem po bardzo dobrym podaniu od Piotrka Noconia. Rzeszowianie w tej części gry też mieli swoje sytuacje, ale zdecydowanie mniej groźne. W drugiej połowie obraz gry uległ zmianie, co zgodnie przyznawali obaj trenerzy. – Resovia nie pozwoliła nam już zagrać tak ofensywnie – ocenił szkoleniowiec Skry, a trener Grabowski dodał: – W pierwszej połowie mieliśmy ciężkie momenty, ale w drugiej graliśmy tak jak chcieliśmy. I rzeczywiście, liczba sytuacji stworzonych sobie przez ekipę z Podkarpacia w drugich 45 minut naprawdę mogła imponować. Zanotowaliśmy ich co najmniej osiem, a najbliżej trafienia był w 79. minucie Szymon Kaliniec, który posłał piłkę dosłownie centymetry obok bramki Mateusza Kosa. – Ulewa miała wpływ na niektóre niepewne interwencje bramkarzy – dodał po meczu trener Ściebura zapytany o kilka pomyłek obu bramkarzy w tym spotkaniu. Mimo, że to Resovia zdecydowanie dominowała w drugiej połowie, to nasza drużyna miała „piłkę meczową”. W 93. minucie w znakomitej sytuacji po podaniu od Radka Gołębiowskiego znalazł się Nocoń, Marceli Zapytowski obronił jednak jego uderzenie. – Sytuacje były i tego można trochę żałować, ale zagraliśmy na zero z tyłu i to jest z kolei na duży plus – skomentował Wolny, a Krzysiek Napora dodał: – I my i Resovia możemy mieć mały niedosyt, ale remis jest chyba sprawiedliwy. Siłą naszej drużyny jest kolektyw. Jeśli ktoś zagra słabsze spotkanie, to kto inny nadrabia różnicę. – Przyjechaliśmy z planem wygrania, realizowaliśmy go, ale nie wykorzystywaliśmy sytuacji. Z postawy zawodników jestem zadowolony – ocenił na koniec z kolei trener rzeszowian. Zdobyty punkt z Resovią pozwolił naszej drużynie przesunąć się o jedną pozycję w górę tabeli. Z 35 punktami zajmujemy 9. miejsce. Za cztery dni czeka nas kolejne starcie z gatunku tych za „sześć punktów”. W niedzielę (21.06), w samo południe zagramy w Pruszkowie ze Zniczem. Rywale znajdują się w strefie spadkowej i zapewne będą chcieli wygrać za wszelką cenę. Zapowiadają się kolejne spore emocje. Skra Częstochowa – Apklan Resovia Rzeszów 0:0 Skra: Kos, Mesjasz, Zalewski, Nocoń, Gołębiowski, Napora, Niedbała (Andrzejczak), Wolny (Rumin), Olejnik (Kazimierowicz), Holik, Kieca Resovia: Zapytowski, Kubowicz, Wasiluk, Domoń, Świderski (Antkowiak), Kaliniec (Dziubiński), Adamski, Płatek, Krykun (Hajduk), Geniec, Hebel (Feret) Mariusz Rajek, zdj. Patryk Kowalski