ciekawoSKRA #17

Dzisiaj przypomnimy czasy, kiedy Skra nie była Skrą, chociaż wszyscy i tak… tak ją nazywali. A przyczyną całego zamieszania było powstanie Zrzeszeń Sportowych. W powojennych latach przed władzami stało trudne zadanie odbudowy kraju, który wyglądał zupełnie inaczej niż jeszcze kilka lat wcześniej. Utracone Kresy Wschodnie “zrekompensowano” Ziemiami Odzyskanymi, chociaż przez wiele lat ich stan prawny w kontekście polityki globalnej nie wyglądał tak klarownie jak mogłoby się wydawać. Rząd robił wszystko, by obywatele przenosili się na zachodnie krańce nowo powstałego de facto państwa. Część robiła to dobrowolnie, część natomiast przesiedlana była przymusowo. Trafiali do świata, którego wcześniej nie znali. Strzeliste wieże kościołów, całkowicie inne budownictwo, urządzenia, z których część nie potrafiła korzystać, ale również… autochtoni, którzy po wojnie zostali na tych terenach, nierzadko przez jakiś czas mieszkając z nowymi przybyszami. Niemców także przesiedlano, chociaż wśród wielu nowych gospodarzy tych ziem panowało przekonanie i swoisty niepokój, że jeszcze wrócą. Podobnie myśleli wysiedlani stąd siłą lub salwujący się ucieczką tuż przed końcem wojny Niemcy. Oczywiście władze doskonale zdawały sobie sprawę ze skomplikowanej sytuacji społeczno-politycznej, ale nie przeszkadzało to rozgłaszać propagandowych tekstów o odwiecznej polskości nowo uzyskanych terenów. Zresztą rządzący Polską mieli po zakończeniu działań wojennych wiele problemów typowo gospodarczych i związanych z funkcjonowaniem społeczeństwa w nowej rzeczywistości. Przede wszystkim w czasie II wojny światowej zniszczona została niemal połowa dóbr kulturalnych, stracono prawie 40% majątku narodowego, a sama zabudowa mieszkalna Warszawy została zniszczona w… ponad 70%! Nie brakuje więc głosów, że tylko rządy komunistyczne, z mocno scentralizowaną władzą i z wyraźnie wytyczonym planem były w stanie wykonać duży krok ku odbudowie zniszczonego kraju. My nie będziemy zajmować się jednak rozstrzyganiem tego typu sporów, a przedstawimy w jaki sposób władza w zupełnie nieżyciowy sposób podeszła do klubów sportowych. Biuro Polityczne Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w 1949 roku podjęło decyzję o reorganizacji organizacji sportowych. Kluby sportowe jako takie przestały de facto istnieć, a w ich miejsce powołano Zrzeszenia Sportowe. Podzielone zostały na kilka kategorii: sport akademicki (AZS), kluby wojskowe (CWKS), kluby milicyjne (Gwardia), kluby wiejskie (LZS) czy kluby szkolne (Zryw). Oprócz tego powstało zrzeszenia branżowe, takie jak Górnik, Kolejarz, Budowlani, Unia, Stal, Metalowiec, Spójnia, Związkowiec, Włókniarz czy Ogniwo. Każde zrzeszenie odpowiadało danej kategorii przemysłowej, a patronat nad nimi obejmowały zakłady pracy, przedsiębiorstwa i fabryki. Rodziło to spore zamieszanie, bowiem pod nazwą Włókniarz występowały choćby dawne Victoria, Stradom i Częstochowianka! Samo nazewnictwo było mocno… oficjalne. I tak dla przykładu Raków przystąpił do rywalizacji przed sezonem 1951 jako Koło Sportowe Zrzeszenia Stal przy Hucie Częstochowa w Częstochowie. Było też Koło Sportowe Zrzeszenia Stal przy Częstochowskich Zakładach Przemysłu Blacharskiego Elektrodyn w Częstochowie. Można było się pogubić, prawda? Choćby dlatego, chociaż obowiązywały odgórne nazwy zrzeszeń sportowych, używano dawnych nazw. Co ciekawe czyniono tak nie tylko w rozmowach prywatnych, ale także w prasie. Stąd też chociaż Skra przemianowana została na Ogniwo i tak wszyscy używali nazwy, która zdążyła już zakorzenić się wśród mieszkańców Częstochowy, Raków dla przykładu pojawiał się jako Stal-Raków. Co ważne zespoły musiały występować w odgórnie narzuconych strojach, charakterystycznych dla danego zrzeszenia oraz używać emblematów niezwiązanych historycznie z danym klubem. Jako Ogniwo Skra rywalizowała przez cztery sezony. Początkowo w tym czasie Skrzacy rywalizowali na drugim poziomie rozgrywkowym. Warto to podkreślić, bowiem Ogniwa należały do najbiedniejszych zrzeszeń, wspieranych przez koła rzemieślnicze. Mimo wszystko radzili sobie dzielnie. W 1951 roku, po reorganizacji drugoligowych rozgrywek polegającej na utworzeniu czterech grup, przyszło im rywalizować z ekipami z województw katowickiego, opolskiego i wrocławskiego. Łatwo nie było, jednak Skrzacy zdołali utrzymać drugoligowy byt, a duża w tym zasługa Stefana Halkiewicza, który zdobył dwanaście z dwudziestu jeden bramek dla naszej drużyny! Oczywiście apetyty, po piątym miejscu uzyskanym rok wcześniej, były spore, ale rzeczywistość nie sprzyjała wielkim sukcesom. Rok później nie udało się już utrzymać. Chociaż wspomniany już Halkiewicz wznosił się na wyżyny, będąc autorem niemal połowy ze wszystkich bramek Ogniwa/Skry, było to za mało. W tym miejscu warto dodać jako ciekawostkę fakt, że nasi piłkarze po pierwszej części rywalizacji plasowali się w górnej połowie tabeli z dorobkiem ośmiu oczek! Tyle tylko, że ostatni zespół miał ledwie… dwa punkty mniej. A to wszystko oznaczało, że po tym, jak w drugiej części sezonu Skra-Ogniwo zdobyła tylko trzy oczka, na lata – jak się okazało – opuściła szczebel będący zapleczem najwyższej klasy rozgrywkowej. W latach 1953-54 Skrzacy należeli do czołowych drużyn III ligi. Czegoś jednak brakowało do tego, by wrócić do II ligi. Czegoś, czyli punktów… Wspominaliśmy już o tym, że Ogniwa uznawane były – całkiem słusznie – za najbiedniejsze zrzeszenia, w związku z czym, bywały łączone z równie ubogimi Spójniami. Wówczas zmieniano ich nazwy. Tak też stało się ze Skrą-Ogniwem, która przemianowana została na Spartę w grudniu 1954 roku. Nazwa ta nie przetrwała szczególnie długo. W marcu 1955 roku, dwa lata po śmierci Józefa Stalina, zaczęto ponownie zezwalać klubom na używanie dawnych nazw. Skra skorzystała z tego niemal natychmiast i w marcu 1955 ponownie zaczęła grać pod tym szyldem. Występowała wówczas na trzecim poziomie rozgrywkowym, gdzie przyszło jej grać przez nieco ponad dekadę.

ciekawoSKRA #16

Dzisiaj opowiemy Wam historię piłkarza Skry, który otarł się o wyjazd na Igrzyska Olimpijskie do Berlina. Był nim Stanisław Kołodziejczyk. Stanisław Kołodziejczyk należał do grona zawodników, którzy pamiętali pierwsze lata funkcjonowania naszego klubu. W chwili powstania Skry miał dziesięć lat i z pasją śledził losy Skrzaków. Czynnym zawodnikiem został w 1930 roku i szybko stał się ważnym ogniwem drużyny. Na początku naszej opowieści nie można przejść obojętnie obok tego, że okres międzywojenny był trudny dla wielu zespołów. Tak wspomina początek czwartej dekady XX wieku Stanisław Kołodziejczyk na łamach monografii Skry, wydanej w 1981 roku z okazji 55-lecia klubu: – Warunki materialne klubu i drużyny pogarszały się, w szczególności w latach 1930-1934. To, że klub istniał wtedy i przejawiał działalność było rezultatem wielkiego przywiązania zawodników do barw, solidarności robotniczej. Mając to na uwadze z tym większym uznaniem należy traktować fakt, że młody, 20-letni w 1936 roku zawodnik, brany był pod uwagę do gry z orłem na piersi podczas zbliżających się Igrzysk Olimpijskich w Berlinie! Tutaj warto zatrzymać się na dłużej. Sama rywalizacja miała rozpocząć się 1 sierpnia, a decyzja o tym, że Polska weźmie w niej udział zapadła ledwie półtora miesiąca wcześniej! Chociaż kilka okręgów było przeciwko (przede wszystkim mocne Kraków i Lwów) podjęto decyzję, że biało-czerwoni będą uczestniczyć w tym wydarzeniu. Piłkarska centrala w ekspresowym tempie opracowała plan przygotowań do Igrzysk Olimpijskich, co nie przeszkadzało dokonywać “spontanicznych” decyzji, a taką był bez wątpienia pojedynek Polaków z angielską Chelsea, która zgodziła się rozegrać dodatkowy mecz, poza planowanym starciem z Wisłą Kraków. Gwoli formalności dodajmy, że klub z Londynu wygrał 2:0. Najważniejszym etapem przygotowań był oprócz różnego rodzaju test-meczów obóz przedolimpijskim, który trwał dwa tygodnie i rozpoczął się 6 lipca 1936 roku. Był to pierwszy w ten sposób zorganizowany obóz w naszym kraju, który prowadził były piłkarz Arminii Bielefeld i Schalke Kurt Otto (ponoć za miesięczną stawkę w budzącej uznanie wysokości 800 złotych). Wysoki standard zakwaterowania, wykwintne, pełnowartościowe posiłki i wysoki poziom treningów musiały na wszystkich robić ogromne wrażenie. Ale dla młodych, ambitnych piłkarzy to nie była zabawa. Kiedy sportowcy starali się jak najlepiej przygotować do zbliżających się wielkimi krokami Igrzysk, kierownictwo reprezentacji musiało wybrać osiemnastu zawodników, którzy dostąpią zaszczytu gry podczas jeszcze do niedawna najważniejszej imprezy piłkarskiej globu. A ponieważ na szerokiej liście znajdowało się początkowo trzydziestu sześciu piłkarzy (z czasem zmniejszoną ją do dwudziestu pięciu nazwisk) kilku z nich musiało obejść się smakiem. Oddajmy ponownie głos Kołodziejczykowi: – Było to dla mnie ogromne przeżycie, miałem wtedy 20 lat i myśl o tym że zmierzę się z takimi zawodnikami, jak: Kotlarczyk, Matjas, Peterek, Szerfke, Szczepanik, Wodarz, Piątek, Kisieliński, Wilimowski, Gałecki i wielu, wielu innych zatykało mi dech w piersiach. Byłem wtedy jedynym reprezentantem klubu robotniczego i pierwszym częstochowianinem na obozie Olimpijskim. Podczas dwutygodniowego zgrupowania Polacy dwukrotnie mierzyli się z austriackim Wacker oraz węgierskim Phoebusem. Co ciekawe pierwsze starcie z Austriakami, rozgrywane w Katowicach, zostało przerwane na początku drugiej połowy z powodu gradobicia i ulewy, uniemożliwiających piłkarskie zmagania. Ostatecznie Józef Kałuża wybrał osiemnastu piłkarzy, niestety w kadrze zabrakło miejsca dla piłkarza Skry. – Mimo, że na Olimpiadę nie pojechałem, to satysfakcję miałem ogromną – przyznawał po latach Kołodziejczyk. Nic dziwnego szczególnie, że w desygnowanej do boju kadrze zabrakło miejsca również dla… Ernesta Wilimowskiego! Przyczyny tej niezrozumiałej decyzji tak naprawdę nie są znane do dzisiaj, ale przez historyków sportu brane pod uwagę są dwie ewentualności. Pierwsza związana jest z aferą alkoholową i libacją, w której uczestniczył Wilimowski po zdobyciu mistrzostwa kraju, natomiast druga to rzekome zawodowstwo piłkarza (miał dostawać pieniądze za mecze w barwach Ruchu). Co ciekawe podobne argumenty nie wpłynęły na decyzję odnośnie wyjazdu na święto sportu jego klubowych kolegów. Pojawia się więc hipoteza, że za decyzją władz stały niemieckie korzenie piłkarza, który za trzy lata opuści kraj i przez wielu zostanie uznany za zdrajcę. Co prawda w 1936 roku nikt o tym nie mógł wiedzieć, ale trzeba o tym wspomnieć, by zdać sobie sprawę, jak trudne i skomplikowane były losy ludzi, których dotknęły tragiczne lata II wojny światowej i których nie powinniśmy oceniać z naszej perspektywy. Kołodziejczyk, podobnie jak całe pokolenie, najlepsze lata kariery stracił z powodu międzynarodowego konfliktu. Po wojnie wrócił jednak na boisko. Wtedy wszyscy już wiedzieli, że Igrzyska Olimpijskie w Berlinie były farsą. I tutaj kolejny paradoks – były farsą, jednak dzięki nim powstał film, który wyprzedził swoją epokę: “Olympia” Leni Riefenstahl. Tak to już jest. Jednym geniuszom zło niszczy życie, innym pozwala rozbłysnąć. Żródła: Archiwalne wydania „Słowa Częstochowskiego” Monografia Skry Częstochowa, Częstochowa 1981 Rafał Jung, Wymiar polityczny i aspekty organizacyjne udziału polskich piłkarzy na Letnich Igrzyskach Olimpijskich w Berlinie (1936) [w:] Prace Naukowe Akademii Jana Długosza w Częstochowie, t. XVI, nr 1, Częstochowa 2017 Zobacz poprzednią część naszego cyklu:

Żegnaj 2024, witaj 2025…

Rok 2024 zmierza ku końcowi. Dlatego chcemy Wam podziękować za wsparcie, którym nas obdarzacie. Rok 2024 był bez wątpienia trudnym rokiem. Pod względem sportowym znaleźliśmy się na zakręcie i jeszcze kilka miesięcy temu nie wiedzieliśmy, w której lidze zagramy, co wiązało nam ręce w każdym aspekcie funkcjonowania. Ostatecznie otrzymaliśmy zaproszenie do Betclic 2. ligi i pomimo iż do startu ligi pozostawały trzy tygodnie podjęliśmy rękawicę. Wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo, ale po pierwszych miesiącach jesteśmy pewni, że było warto. Kończący się rok był dla nas trudny również – a może przede wszystkim – z tego względu, że nie mogliśmy gościć Was na trybunach. Mało kto zdaje sobie sprawę jak bardzo brakuje nam i naszym piłkarzom Waszego dopingu i obecności. Dlatego z tym większą radością przyjmujemy każdy drobny gest wsparcia, który do nas dociera. Dzięki temu wiemy, że nie jesteśmy sami, a Wy jesteście prawdziwymi kibicami, którzy doskonale zdają sobie sprawę, że w niektórych kwestiach jesteśmy pozbawieni pomocy i zdani na własne siły. Mocno wierzymy, że nadchodzący rok będzie lepszy dla Skry Częstochowa, przygotowującej się pomału do obchodów stulecia istnienia. Wierzymy, że rok 2025 będzie rokiem, w którym zakończą się nękające nas od dłuższego czasu problemy infrastrukturalne i wreszcie zobaczymy się na trybunach. Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!

Wigilia Klubu Seniora Skry Częstochowa 2024

Jak co roku członkowie Klubu Seniora Skry i zaproszeni goście spotykają się na Wigilii. W tym roku odbyła się 20 grudnia w hotelu „Poker”. Wśród zaproszonych gości znaleźli się legendarni piłkarze: Grzegorz Lato, Jan Domarski, Lesław Ćmikiewicz, Jerzy Kraska, utytułowany trener Jerzy Engel i Dariusz Górski, syn Kazimierza. Nasz Klub reprezentowali prezes Artur Szymczyk i manager Aleksandra Kmieć. Po podzieleniu się opłatkiem i złożeniu życzeń świątecznych i noworocznych ustawiono się do wspólnego zdjęcia. Po posiłku odbywały się  wspomnieniowe rozmowy, a znani piłkarze chętnie dzielili się swoimi przeżyciami, rozdawali autografy i nie odmawiali wspólnych zdjęć. 

Przekaż 1,5% podatku naszej Fundacji

Chociaż dopiero przestaliśmy myśleć o Świętach, a swoją uwagę skupiamy na sylwestrowej zabawie warto pamiętać o tym, że już wkrótce rozliczając podatek za mijający rok można wesprzeć dowolną organizację pożytku publicznego. My zachęcamy do wsparcia Fundacji Skry Częstochowa!  Już wkrótce rozliczać będziemy podatek za rok 2024. Warto pamiętać o tym, że 1,5% z naszego rozliczenia można przekazać organizacjom pożytku publicznego. Jedną z nich jest Fundacja Skry Częstochowa.  Pomaga ona dzieciakom realizować ich marzenia. Wspieramy najmłodszych sportowców, bowiem doskonale zdajemy sobie sprawę, że droga do osiągania sukcesów jest trudna i wyboista, a sport, to nie tylko rywalizacja, ale także poczucie odpowiedzialności i wpajanie zasad, które przydadzą się w dorosłym życiu.  Dzięki Waszej pomocy możemy:  – rozwijać bazę dydaktyczną Szkoły Mistrzostwa Sportowego „NOBILITO”  – zatrudniać najlepszych trenerów i wychowawców  – urozmaicać zajęcia dydaktyczne oraz treningi  – organizować wyjazdy sportowe  – zapewniać najlepszy sprzęt niezbędny do rozwoju adeptów piłki nożnej  – pomagać najbardziej potrzebującym podopiecznym Fundacji Skry  Przekaż 1,5% najmłodszym sportowcom!  KRS: 0000270261  Cel: SKRA 6 

Za nami kolejny Świąteczny mecz

W drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia rozegraliśmy kolejny mecz z udziałem byłych, a także obecnych działaczy, trenerów oraz piłkarzy Skry.  Boże Narodzenie bez tradycyjnego Świątecznego Meczu, to nie święta! Dlatego też 26 grudnia o godzinie 11:00 po raz kolejny spotkaliśmy się na Lorecie, by w przyjemnej atmosferze rozegrać mecz między byłymi i obecnymi działaczami, trenerami oraz piłkarzami naszego Klubu.  Głównym punktem programu była sportowa rywalizacja – traktowana rzecz jasna z przymrużeniem oka, więc każdy uczestnik tego wyjątkowego spotkania bawił się wyśmienicie, ale nie zabrakło również okazji do rozmów i wspomnień.  Po tym, jak usłyszeliśmy ostatni gwizdek, spotkaliśmy się na wspólnej kawie i herbacie, przy której nie brakowało okazji do wspomnień, a także rozmów o tym, co przed nami.  Tradycyjny Świąteczny Mecz wypadł tradycyjnie… rewelacyjnie. 

ciekawoSKRA #15

Dzisiaj przenosimy się w czasie do połowy lat 70-tych. Tylko z nami zajrzycie do budynku klubowego ówczesnej Skry-Barbary. Nie będzie cienia przesady w stwierdzeniu, że w połowie lat 70-tych Polska żyła futbolem. Rewelacyjny Mundial, zakończony brązowym medalem kadry Kazimierza Górskiego, sprawił, że każdy młody chłopak chciał być piłkarzem. Droga do wielkich sukcesów nie jest jednak usłana różami, a ci, którzy widzieli tylko szczyt, często tracili zapał po zetknięciu się z rzeczywistością. Tym bardziej, że w tym okresie częstochowski futbol należał raczej do peryferyjnych. Dość powiedzieć, że najlepszy wówczas z częstochowskich klubów grał na trzecim poziomie rozgrywkowym! Nietrudno zgadnąć, że jak na rozwijające się pod każdym względem miasto były to naprawdę mizerne osiągnięcia. Skupiając się jednak na naszej Skrze trzeba przyznać, że miała sporo problemów finansowo-organizacyjnych i to właśnie im przypisywać należy marazm, w jaki popadała, nie mając – w przeciwieństwie do innych klubów – wsparcia w zakładzie patronackim. Klubowi patronowała Częstochowska Fabryka Urządzeń Mechanicznych, która powstała na początku lat 60-tych z połączenia dwóch innych zakładów, a jej warsztaty znajdowały się na ulicy Waszyngtona. Po prawdzie jednak park maszynowy był przestarzały i CzFUM nie nadążała za szybkim rozwojem technologicznym, średnio odnajdując się na rynku i nie realizując zakładanych celów. Nic więc dziwnego, że przekładało się to na pomoc klubowi, pomoc mocno ograniczoną. Dlatego też częstochowska prasa z radością odniosła się do mającego miejsce w lutym 1974 roku połączenia Skry z Barbarą Częstochowa. Witając z zadowoleniem ten sportowy mariaż, który pozwoli zapewne lepiej niż dotychczas zrealizować ambitne plany obu klubów chcemy podkreślić jeszcze jedno. Zarówno w Zakładzie Energetycznym oraz Częstochowskiej Fabryce Urządzeń Mechanicznych, które patronują Skrze jak i Częstochowskich Zakładach Materiałów Ogniotrwałych opiekujących się Barbarą, sprawy sportu i kultury fizycznej zawsze znajdowały przychylny klimat. Rzecz jednak w tym, aby obecnie, przy zjednoczeniu wysiłków obu klubów, dyrekcje wspomnianych przedsiębiorstw, organizacje partyjne i związkowe w jeszcze większym stopniu okazały zrozumienie dla wszystkich problemów przyszłego MRKS Skra-Barbara, a ambicje sportowców i działaczy stały się równocześnie ambicjami załóg patronujących zakładów – pisała “Gazeta Częstochowska”. Początkowo (przez pierwsze pół roku) klub rywalizował na dwóch poziomach, ale już w sezonie 1974/75 Skrzacy przeszli jak burza najpierw rundę jesienną (nie przegrywając meczu), a później pieczętując sukces postawą podczas spotkań rewanżowych. Mecze domowe podopieczni Jerzego Orłowskiego grali przy ulicy Kościelnej (dzisiaj Loretańska), bowiem obiekt przy ulicy Grunwaldzkiej, znajdujący się w bezpośrednim sąsiedztwie parków jasnogórskich, przechodził renowację płyty głównej. Stąd też domem Skry stał się stadion Barbary, wybudowany ledwie dekadę wcześniej. Nie można zapominać, że w czasach, kiedy nie było internetu to właśnie w siedzibie klubu kibice szukali informacji na temat wyników ostatnich meczów, sprawdzali tabelę czy zapoznawali się z ogłoszeniami, w których przypominano o naborze do klubu młodych zawodników, podawano terminy zebrań zarządu czy informowano o datach rozegrania najbliższych pojedynków. To w siedzibie klubu można było spotkać trenerów, dyrektorów bądź samych zawodników i zadać nurtujące pytanie związane choćby z taktyką zastosowaną w poprzednim meczu. A gdy natknęło się na gospodarza klubu, naprawiającego buty, zszywającego piłki czy dbającego o sprzęt, z którego korzystają zawodnicy, zawsze uraczył rozmówcę ciekawą historią czy zakulisową anegdotką, która potem zaczynała żyć w mieście swoim życiem. Zapraszamy do budynku klubowego Skry z połowy lat 70-tych!

Wesołych Świąt!

Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia życzymy Wam przede wszystkim zdrowia i spokoju ducha. Niech ten czas, spędzony w gronie najbliższych, pozwoli zatrzymać się na chwilę w biegu i złapać wyjątkowe momenty przy świątecznym stole. Zdrowych i wesołych Świąt Bożego Narodzenia!

ciekawoSKRA #14

Ze Skry w wielki świat… i z powrotem – tak określić można losy kilku zawodników, którzy rozpoczynali swoją przygodę z futbolem w barwach Skry, skąd “wyfrunęli” nie tylko do największych klubów w kraju, ale nawet za granicę. Część z nich wróciła do naszego klubu, gdzie zakończyła swoją przygodę z profesjonalnym sportem. Chociaż Skra nie należała nigdy do klubów topowych wychowała wielu piłkarzy, którzy posmakowali wielkiego futbolu. Od zawsze bowiem praca z młodzieżą była podstawowym wyznacznikiem funkcjonowania naszego klubu. Dlatego też możemy dzisiaj opowiedzieć Wam o kilku piłkarzach, którzy zaczynali swoją przygodę z futbolem właśnie w Skrze, skąd zawędrowali na piłkarskie szczyty. Ich historie są niezwykle ciekawe, ale dzisiaj przedstawimy je w telegraficznym skrócie. Jednym z piłkarzy, którzy przetarli ścieżkę do najwyższej klasy rozgrywkowej był Celestyn Dzięciołowski. Ze Skrą związany praktycznie od momentu reaktywacji klubu po wojennej zawierusze należał do wyróżniających się postaci drużyny, która awansowała do grona szesnastu najlepszych ekip w kraju. W sezonach 1948-49 zagrał 17-krotnie w barwach Legii Warszawa, mierząc się z takimi markami jak Ruch Chorzów, Polonia Bytom, Garbarnia Kraków, Cracovia Kraków czy Warta Poznań. Krótko po Dzięciołowskim do klubu ze stolicy dołączył Zdzisław Łyscarz (nazwisko zapisywano również jako Łyszczarz). Zanim jednak do tego doszło należał – podobnie jak jego nieco starszy kolega – do współautorów powojennego sukcesu Skry, która dotarła do 1/8 Mistrzostw Polski, gdzie przegrała z Tęczą Kielce 3:5. Utrzymać 21-letniego utalentowanego pomocnika nie było łatwo. Najpierw trafił więc do czołowej drużyny drugiego poziomu rozgrywkowego – Lublinianki Lublin (de facto również klubu wówczas wojskowego), a stamtąd przeniósł się do pierwszoligowej Legii Warszawa. Zadebiutował 4 kwietnia 1949 roku w wyjazdowym starciu z Polonią Bytom i miał swój udział w efektownym zwycięstwie swojej nowej drużyny 3:0. Był to pierwszy z dwudziestu czterech meczów tego piłkarza w barwach stołecznego klubu. Co ciekawe również z Polonią Bytom zagrał swój ostatni mecz w barwach Legii (21.10.1951). Warto też podkreślić, że Dzięciołowski oraz Łyszczarz grali w warszawskim klubie, kiedy przechodził spore zmiany – na przełomie lat 40-tych i 50-tych oficjalnie jego patronem zostało Ludowe Wojsko Polskie, a w nazwie pojawił się człon “Centralny” przez co klub oficjalnie określano jako CWKS Legia. Zawirowania administracyjne nie sprzyjały sukcesom, toteż “Legioniści” głównie walczyli o utrzymanie w lidze. Kiedy w połowie lat 50-tych warszawianie osiągali pierwsze sukcesy obaj wychowankowie naszego klubu byli już z powrotem w III-ligowej Skrze. Łyszczarz zakończył karierę po sezonie ‘58, natomiast Dzięciołowski grał niemal do czterdziestki i korki zawiesił na haku dopiero pięć lat później. O ile Dzięciołowski i Łyszczarz długo w Legii miejsca nie zagrzali stosunkowo szybko wracając do swojego rodzimego klubu, inaczej ma się przypadek Jerzego Orłowskiego. Z Legią sięgnął po mistrzostwo Polski oraz Puchar Polski, trykot “Wojskowych” zakładając 112 razy. 8 sierpnia 1954 roku zapracował nawet na występ w reprezentacji Polski. Zagrał bowiem w zremisowanym 2:2 meczu z Bułgarią. Ostatnie lata wyczynowego grania spędził “Pod kasztanami”, a było to w sezonach 1958-59, kiedy Skra dzielnie walczyła o wygrzebanie się z trzeciego poziomu rozgrywkowego. Już wtedy zajmował się szkoleniem, a po nieudanych “barażach” eliminacyjnych do II ligi na krótko przeniósł się do sąsiada zza miedzy – Rakowa, gdzie objął funkcję trenera. Na początku lat 60-tych wrócił do Skry, w której spełniał się jako trener przez kilkanaście lat. Był to jednak dla naszego klubu trudny czas. Nie pomagały nam także reformy. Przez jedną z nich w połowie lat 60-tych zostaliśmy zdegradowani… dwie klasy niżej. Mniej więcej w tym okresie na boiskach zaczął pojawiać się Romuald Chojnacki. Nastoletni napastnik wykazywał ogromną smykałkę do futbolu i już w wieku osiemnastu lat trafił do Polonii Bytom. Nikt nie wiedział jeszcze, że najlepsze lata „Polonistów” są już za nimi, co nie przeszkodziło naszemu wychowankowi zdobyć choćby brązowy medal Mistrzostw Polski za sezon 1968/69. Po zagraniu 103 meczów i 14 bramek nastąpiła pora na zmiany. Zwrócił na siebie uwagę Ruchu Chorzów, z którym sięgnął po mistrzostwo Polski i dotarł do ćwierćfinału Pucharu Europy, eliminując w sezonie 1974/75 duńskie Hvidovre i tureckie Fenerbahce Stambuł. Pochód chorzowian z częstochowianinem w składzie przerwało dopiero francuskie AS Saint-Etienne, wygrywając w dwumeczu 4:3. Rok później musiały mu towarzyszyć skrajne emocje, bowiem z jednej strony drużyna Ruchu zakończyła swój udział w rozgrywkach na wcześniejszym etapie, z drugiej Chojnacki zaznaczył swoją obecność na arenie międzynarodowej, trafiając w starciu z fińskim Kuopion Palloseura. To nie był zresztą jedyny międzynarodowy akcent. Chojnacki dał się poznać również jako reprezentant Polski. O tym jak blisko był udziału w wielkiej międzynarodowej imprezie świadczy fakt, że tuż przed Mundialem Anno Domini 1974 zadebiutował w kadrze narodowej. 17 kwietnia 1974 roku zastąpił w 67. minucie Jana Domarskiego w meczu z Belgią. Nie był to jedyny jego występ z orłem na piersi. 31 października tego samego roku zagrał pełne 90 minut w starciu z Kanadą. Więcej w kadrze już nie zagrał, ale w kraju należał do wyróżniających się piłkarzy. Trzecim przystankiem po opuszczeniu Częstochowy był Poznań, a konkretnie Lech, z którym również osiągał sukcesy. W wieku 31 lat trafił do Francji. Najpierw zasilił Angouleme CFC, grające wówczas na drugim poziomie rozgrywkowym, jednak dekadę wcześniej rywalizujące w Pucharze Miast Targowych, a po dwóch latach przeniósł się do Cherbourga, z którym awansował na trzeci poziom rozgrywkowy, by zakończyć karierę po sezonie 1988/89.