Wygrywamy z Olimpią! 

Nasza ekipa wygrała w sobotnie popołudnie z Olimpią Grudziądz po bramkach Kacpra Noworyty i Piotra Noconia. Co ważne nasi zawodnicy musieli odrabiać straty po tym, jak wynik spotkania otworzył Maciej Mas.  Historia meczów między Skrą Częstochowa a Olimpią Grudziądz nie jest szczególnie długa. Obie drużyny stoczyły między sobą sześć pojedynków, wszystkie na poziomie 2. ligi. Co ciekawe nasi zawodnicy tylko w jednym z tych spotkań zdołali umieścić piłkę w siatce rywali. Na pocieszenie można tylko powiedzieć, że wówczas uczynili to cztery razy. Swoją drogą 4:0 to najczęściej padający wynik w pojedynkach między Skrą a Olimpią – sęk w tym, że częściej w tym stosunku wygrywali dzisiejsi goście, którzy ponadto legitymują się łącznie trzema zwycięstwami. W ubiegłym roku dwukrotnie padł bezbramkowy remis. Bez wątpienia kontynuowanie tej serii nie ucieszyłoby szczególnie naszej ekipy, która robi wszystko, by wydostać się z blasku czerwonej latarni.  Spokojny początek  Obie drużyny od pierwszego gwizdka grały piłką, wymieniając sporą liczbę podań. Nie przynosiło to jednak konkretnych okazji strzeleckich. Najgroźniej w tym fragmencie gry było w 7. minucie, kiedy to Tomasz Kaczmarek przechwycił niedokładne podanie między naszymi piłkarzami i popędził prawą stroną. Na szczęście dla naszej ekipy strzelił niecelnie.  Pierwszy strzał w światło bramki odnotowaliśmy w 15. minucie. Wówczas, po rzucie wolnym dla naszej ekipy za zagranie ręką, Igor Ławrynowicz podał ciętą piłkę do Huberta Sadowskiego, który z szesnastego metra główkując próbował zaskoczyć Kacpra Górskiego.  Po drugiej stronie boiska groźnie zrobiło się mniej więcej pięć minut później, kiedy świetnie przez kolegów wyprowadzony na bardzo dobrą okazję został Szymon Krocz. Ofensywny pomocnik Olimpii próbował zmieścić piłkę przy krótkim słupku, jednak ta sztuka mu się nie udała. W 24. minucie znowu naszą lewą stroną urwał się Kaczmarek, na szczęście ponownie skończyło się na strachu.  Goście przejmują inicjatywę  Były to jednak jasne sygnały, że grudziądzanie zaczynają czuć się coraz pewniej. Nasi piłkarze zostali zepchnięci na własną połowę i trudno było im się z niej wydostać. Udało się to w okolicach 38. minuty. Sadowski podał do Maksymiliana Stangreta, który w polu karnym miał sporą “obstawę” i nie był w stanie czysto uderzyć piłki. A goście robili swoje i chwilę później z piątego metra na bramkę Filipa Kramarza uderzył Kaczmarek, ale było to uderzenie wybitnie niecelne.  Pierwszą połowę zakończyliśmy w miarę pozytywnym akcentem. W doliczonym czasie gry Stangret przechwycił piłkę na czterdziestym metrze i popędził w pole karne. Tam starł się ramię w ramię z jednym z obrońców gości i upadł, jednak arbiter główny, pan Łukasz Ostrowski nie dopatrzył się przewinienia.  Do przerwy zatem na tablicy wyników widniał bezbramkowy remis. Musimy sobie jednak uczciwie powiedzieć, że nie były to szczególnie udane pierwsze trzy kwadranse naszej drużyny.  Jest lepiej, ale…  W drugą połowę weszliśmy zdecydowanie lepiej niż w pierwsze czterdzieści pięć minut. Częściej dostawaliśmy się pod pole karne i dłużej utrzymywaliśmy się przy piłce. Udało się wykreować kilka sytuacji, jednak nie przełożyły się na one na gole. Goście szczelnie wypełniali pole karne i nie zostawiali naszym zawodnikom zbyt wiele przestrzeni. Ponadto nie mieli zamiaru biernie przypatrywać się wydarzeniom na boisku.  We znaki dawał nam się szczególnie dobrze nam znany Maciej Mas, który w 63. minucie pojawił się na murawie. Kilka sekund po zameldowaniu się na boisku wrzucał futbolówkę w pole karne, a po błędzie naszej defensywy przed szansą stanął Kacper Cichoń, jednak przestrzelił.  Chwilę później napastnik Olimpii wyszedł na niemal czystą pozycję po podaniu Kaczmarka, jednak arbiter uniósł chorągiewkę. Nic jednak nie uchroniło nas w 67. minucie, kiedy Mas znalazł się w szesnastce i w pełnym biegu skierował piłkę na długi słupek, otwierając wynik spotkania.  Mieliśmy zatem niecałe pół godziny na odrobienie strat, ale szczerze mówiąc, to goście częściej zapędzali się pod nasze pole karne i kilka razy naprawdę było gorąco, głównie za sprawą aktywnego Kaczmarka.  Z naszej strony przed największą szansą stanął Piotr Nocoń. Kapitan naszej ekipy huknął w 76. minucie, jednakże trafił w poprzeczkę.  Wreszcie dopięliśmy swego w 84. minucie. A konkretnie Kacper Noworyta, który najlepiej odnalazł się w zamieszaniu w szesnastce i umieścił piłkę w siatce.  Dążyliśmy do zdobycia bramki na wagę trzech punktów i sporą aktywność wykazywał Nocoń i… trafił. W doliczonym czasie gry, gwarantując naszej ekipie trzy duże oczka do tabeli.  Betclic 2. liga – 14. kolejka  Skra Częstochowa – Olimpia Grudziądz 2:1 (0:0)  0:1 Maciej Mas (67’), 1:1 Kacper Noworyta (84’), 2:1 Piotr Nocoń (90’+1)  Skra: Kramarz – Lorenc, Estigarribia, Sadowski (75’ Magnuszewski) – Wróbel (46’ Stec), Ławrynowicz, Sobczak (46’ Kaczorowski), Owczarek (63’ Winciersz), Niedbała (75’ Noworyta), Nocoń – Stangret  Olimpia: Górski – Tsiupa, Zbiciak, Kobryń – Sikorski, Cichoń, Sewerzyński, Frelek, Krocz (63’ Mas) – Kaczmarek, Rychert (63’ Bonikowski) 

Pora na zwycięstwo

W sobotę czeka nas kolejne ligowe granie. Na Loretę przyjeżdża ekipa Olimpii Grudziądz. Mecz odbędzie się w sobotę (19 października) o godzinie 16:00.  Z pewnością po nieudanym wyjeździe do Sosnowca mecz z Polonią Bytom wlał w nasze serca odrobinę optymizmu. Postraszyliśmy lidera, który ma już na koncie jedenaście kolejnych zwycięstw i swoją postawą udowodniliśmy, że potrafimy grać w piłkę. I o ile w spotkaniu z Polonią nie musieliśmy, a po prostu mogliśmy, o tyle czekające nas spotkanie z Olimpią Grudziądz ma nieco inny ciężar gatunkowy. Nasz sobotni rywal, to bowiem drużyna, która z pewnością jest w naszym zasięgu, a ponadto nie oszukujmy się – potrzebujemy punktów, by powoli zacząć piąć się w ligowej tabeli.  Chociaż początek sezonu nie był udany, piłkarze z województwa kujawsko-pomorskiego z czasem zaczęli nabierać tempa. Swoistym przełamaniem wydaje się mecz rozgrywany w ramach Pucharu Polski z pierwszoligowym GKS-em Tychy, który Olimpia wygrała 4:2, chociaż dwukrotnie musiała odrabiać straty. Hat-tricka w meczu tym ustrzelił Szymon Krocz, na którego z pewnością nasz sztab szkoleniowy uczulał swoich piłkarzy.  Drugim zawodnikiem, który z pewnością może naprzykrzyć się naszej linii defensywnej jest Tomasz Kaczmarek, autor siedmiu trafień dla Olimpii w bieżących rozgrywkach. Szczególnie udane były dla niego pod tym względem dwa ostatnie mecze, w których trzykrotnie umieścił futbolówkę w siatce.  Mimo wszystko nie powinniśmy do naszego najbliższego rywala podchodzić z nadmiernym respektem. Posiadamy bowiem argumenty, które pozwalają na to, by rywalizować z grudziądzanami jak równy z równym. Między strzelcami bramek nie istnieją duże dysproporcje, co sprawia, że odpowiedzialność za gole nie spada wyłącznie na nasze “dziewiątki”. Oczywiście klubowej liście strzelców przewodzi Maksymilian Stangret (cztery trafienia), jednak po trzy bramki zanotowali Jakub Niedbała i Piotr Nocoń, a po jednym Igor Ławrynowicz i Piotr Owczarek, o którego wspomniane zestawienie powiększyło się w ostatnim czasie.  Nie możemy też zapomnieć, że ważna dla naszych piłkarzy jest drużyna, stąd też choćby piękną asystę w środowym pojedynku z Polonią zanotował Nocoń, wyprowadzając podaniem na niemal czystą pozycję Stangreta.  Jednego możemy być pewni – w sobotę czeka nas niezwykle interesujący pojedynek. Wierzymy, że podopieczni Dariusza Rolaka wrócą na zwycięską ścieżkę, którą kroczyli podczas ostatnich domowych meczów.  Betclic 2. liga – 14. kolejka  Skra Częstochowa – Olimpia Grudziądz  Sobota (19 października), godz. 16:00  Sędziują: Łukasz Ostrowski (sędzia główny, Szczecin), Marcin Sadowski (sędzia asystent), Wojciech Szczurek (sędzia asystent), Maciej Węgrzyk (sędzia techniczny)  Olimpia Grudziądz, historia klubu  30 czerwca 1923 roku powstało w Grudziądzu Towarzystwo Sportowe „Olympia”. Jego działalność opierała się głównie na piłce nożnej, a kadrę tworzyli zawodnicy przejęci z Klubu Sportowego „Powiwój”. Krótko później rozpoczęto budowę stadionu, który zlokalizowany został przy ulicy Parkowej. Oddano go do użytku po upływie zaledwie kilku miesięcy. Jednym z pierwszych spotkań rozegranych na nowym obiekcie było starcie grudziądzan z Pogonią Lwów.  Po II wojnie światowej klub przystąpił do rozgrywek, jednak przez lata dochodził maksymalnie do trzeciego poziomu rozgrywkowego. Wszystko zmieniło się mniej więcej półtorej dekady temu. Wówczas Olimpia po zwycięstwie w rozgrywkach grupy zachodniej II ligi sezonu 2010/2011 znalazła się na zapleczu Ekstraklasy. Utrzymała się tam siedem lat, w sezonie 2014/15 plasując się nawet na czwartej lokacie.  Po rocznej banicji w sezonie 2019/2020 grudziądzanie ponownie rywalizowali na pierwszoligowym froncie, jednak z pewnością nie zaliczą tych rozgrywek do udanych. Nie udało im się utrzymać w gronie pierwszoligowców, a jakby tego było mało rok później ponownie zasmakowali goryczy degradacji i przez dwa lata Olimpia grała w III lidze.  Warto jednak odnotować, że w tym okresie Olimpia odnotowała jeden z największych sukcesów w swojej historii. Dotarła bowiem aż do półfinału Pucharu Polski. Jej pochód, tuż przed bramami Stadionu Narodowego, zatrzymał dopiero Lech Poznań.  Skoro jesteśmy przy pucharowej rywalizacji trzeba przypomnieć także dojście do ćwierćfinału tych rozgrywek w sezonie 2012/13, kiedy to w dwumeczu grudziądzanie musieli uznać wyższość Legii Warszawa.  Olimpia Grudziądz, kadra 2024/25  BRAMKARZE: Paweł Depka, Kacper Górski, Patryk Kukulski  OBROŃCY: Adrian Klimczak, Rafał Kobryń, Filip Koperski, Damian Kostkowski, Igor Maruszak, Filip Rzepka, Ivan Tsyupa, Filip Wójcik, Patryk Zabłoński, Bartosz Zbiciak  POMOCNICY: Kacper Cichoń, Dominik Frelek, Wojciech Góralski, Kacper Jarzec, Szymon Krocz, Oskar Sewerzyński, Oskar Sikorski  NAPASTNICY: Jan Bonikowski, Uri Gomez, Konrad Gutowski, Tomasz Kaczmarek, Maciej Mas, Damian Nowak, Kacper Rychert  SZTAB SZKOLENIOWY: Grzegorz Niciński (I trener), Artur Kosznicki (asystent trenera), Mateusz Kasprowicz (asystent trenera), Daniel Osiecki (trener bramkarzy)

Paweł Kołodziejczyk ponownie zagrał na poziomie centralnym

Paweł Kołodziejczyk w środowym meczu przeciwko Polonii Bytom po raz pierwszy w bieżącym sezonie pojawił się na boisku w barwach pierwszej drużyny Skry Częstochowa. Pomimo, iż od ostatniego meczu na poziomie centralnym minęło pięć miesięcy udowodnił, że nie zapomniał na czym polega gra w piłkę i pozostawił po sobie naprawdę dobre wrażenie. W ostatnim czasie 19-letni Paweł Kołodziejczyk przeżywał dość burzliwy czas. Młody zawodnik został bowiem wprowadzony w błąd i latem podpisał umowę z Avią Świdnik, chociaż zgodnie z zapisami w kontrakcie i faktem, że nasz klub pozostał na poziomie Betclic 2. ligi, powinien zostać w Skrze i w jej barwach przygotowywać się do sezonu. O młodym piłkarzu rozpisywały się media, chociaż zwykle prezentowały tylko jedną stronę medalu. Co warto podkreślenia młody piłkarz sam nie zabierał głosu, cierpliwie czekając na rozwój sytuacji, chociaż bez wątpienia nie była ona dla niego łatwa. Piłkarski Sąd Polubowny przez kilka miesięcy rozpatrywał jego przynależność klubową, by finalnie podjąć decyzję, że umowa parafowana przez Kołodziejczyka w Świdniku jest nieważna i przyznał rację Skrze. Pod koniec września wychowanek naszej Akademii pojawił się na treningach w Częstochowie, niemal z marszu wszedł też do składu rezerw. Wszyscy zdają sobie jednak sprawę z zawodnikiem o jak dużym potencjałem mamy do czynienia, dlatego też wypatrywaliśmy jego powrotu na boiska Betclic 2. ligi. Do tego doszło w środę (16 października) podczas starcia z liderem – Polonią Bytom. Defensywny pomocnik swoim występem udowodnił, że warto na niego stawiać i tylko możemy wyrażać żal, że przez niewłaściwe pokierowanie stracił tak dużo czasu. Warto jednak patrzeć przed siebie i głównie o tym porozmawialiśmy z naszym utalentowanym piłkarzem. Paweł, w środę pojawiłeś się wreszcie na boisku w meczu Betclic 2. ligi. Jak wrażenia? Długo czekałem, żeby ponownie zagrać na tym poziomie. Fajnie, że udało się to w meczu z tak dobrą drużyną, bo Polonia nieprzypadkowo wygrała dziesięć, a po wczorajszym spotkaniu już jedenaście meczów z rzędu. Ogólnie czułem się bardzo dobrze. Chciałem wejść i dać coś od siebie, żeby udało się wywalczyć drużynie remis. Mało brakło, bo nawet w końcówce dośrodkowałem, Sadziu uderzał, ale jego strzał został zablokowany. Myślę, że te kilka minut, to dobry prognostyk przed czekającymi nas spotkaniami. Chociaż w teorii nic się nie zmieniło i jesteś zawodnikiem Skry wszedłeś do zupełnie innej szatni. Jak oceniasz atmosferę w drużynie? Dokładnie, wszedłem do nowej szatni, jest w niej sporo nowych twarzy, chociaż paru chłopaków z zeszłego sezonu zostało i oni pomogli ponownie się zaaklimatyzować. Jest tutaj bardzo fajna i zgrana drużyna, więc ta aklimatyzacja nie była żadnym problemem. Praktycznie po kilku dniach czułem, że jestem u siebie i wszyscy mnie znają. Teraz pozostaje mi tylko pracować i zgrywać się z resztą chłopaków. Od ostatniego meczu ligowego na poziomie centralnym minęło ponad pięć miesięcy. Sporo zawirowań było wokół Twojej osoby, ale patrząc choćby na Twój wczorajszy występ, czy wcześniejsze mecze w drugim zespole, potrafisz chyba się od tego odciąć? Rzeczywiście, kiedy wchodzę na boisko nie ma dla mnie znaczenia, co się dzieje wokół i skupiam się tylko na grze. To nie jest też tak, że ja przez te kilka miesięcy nic nie robiłem, bo cały czas trenowałem. Oczywiście istnieje różnica, kiedy zaczyna się trenować po zajęciach w innym miejscu, natomiast przez te pięć miesięcy nie zapomniałem, jak się gra w piłkę i nieważne z kim, staram się dawać z siebie, ile mogę i grać jak najlepiej. Stawiasz sobie jakieś cele na te kilka najbliższych miesięcy? Chciałbym zgromadzić jak najwięcej minut i przydałyby się jakieś liczby, ale na razie skupiam się na tym, co jest. Pracuję na treningach. Trener dał mi szansę i mam nadzieję, że teraz będzie już tylko z górki.

Postraszyliśmy lidera

Przegraliśmy z Polonią Bytom 1:2 w zaległym meczu 9. kolejki Betclic 2. ligi. Zaczęło się nieźle, bowiem od trafienia Maksymiliana Stangreta, jednak ostatecznie goście odrobili straty z nawiązką i zanotowali jedenaste zwycięstwo z rzędu. Mimo porażki nasi piłkarze zasłużyli na słowa uznania za to, że postraszyli faworyzowanego rywala z Bytomia.  Zaległy mecz pomiędzy naszą ekipą a Polonią Bytom w teorii miał jednego faworyta – gości, którzy dotychczas poza potknięciem na inaugurację zanotowali dziesięć kolejnych zwycięstw.  Z jak silnym zespołem mamy do czynienia widać było od pierwszych minut spotkania. To goście przeważali i dyktowali warunki, a do sytuacji strzeleckich doszedł choćby Kamil Wojtyra czy Lucjan Zieliński, jednak w sfinalizowaniu stworzonych sytuacji przeszkodził bytomianom Filip Kramarz.  Niespodziewany początek  W futbolu nie chodzi jednak o posiadanie piłki czy kreowanie sytuacji strzeleckich, a bramki. Tę natomiast jako pierwsi zdobyli nasi zawodnicy, a konkretnie Maksymilian Stangret, który w 16. minucie spotkania urwał się obrońcom i w pojedynku sam na sam pokonał Axela Holewińskiego.  Po tym jak Skrzacy otworzyli wynik wróciliśmy do dobrze znanego scenariusza. Jedyna różnica polegała na tym, że Polonia prowadziła grę, jednak nie potrafiła wykreować sobie sytuacji strzeleckiej, a to… udało się ponownie piłkarzom Skry. Jakub Stec z lewej strony dośrodkował w kierunku Stangreta, który główką próbował zaskoczyć Holewińskiego. I co prawda futbolówka zatrzepotała w siatce, ale… od zewnętrznej strony.  Uczciwie trzeba jednak przyznać, że gra należała do gości, którzy z czasem ponownie zaczęli dochodzić do kilku sytuacji strzeleckich, jednak w utrzymaniu zera z tyłu duże zasługi miał Filip Kramarz, kilkukrotnie w okolicach trzydziestej minuty zatrzymujący napierające ataki bytomian.  Kiedy wydawało się, że wynik ten zostanie utrzymany do przerwy w polu karnym faulowany został Dominik Konieczny. Arbiter nie miał wątpliwości i wskazał na jedenasty metr. Piłkę na wapnie ustawił sobie Wojtyra, który w pojedynku oko w oko pokonał Filipa Kramarza.  Zmiana stron  Po zmianie stron przewaga Polonii co prawda utrzymywała się, jednak można było odnieść wrażenie, że nasi piłkarze w większym stopniu panują nad tym, co się dzieje na murawie. Nie obyło się bez chwil strachu, bowiem w 48. minucie, po błędzie defensywy w pościgu do piłki zmierzyli się Kramarz z Wojtyrą. Golkiper Skry zderzył się z jednym z najskuteczniejszych zawodników Betclic 2. ligi i przez kilka chwil nie podnosił się z murawy, na szczęście skończyło się na strachu.  Goście wreszcie znaleźli drogę do naszej bramki w 66. minucie. Na listę strzelców wpisał się konkretnie Daniel Ściślak, który precyzyjnym, mocnym uderzeniem skierował futbolówkę do siatki.  Nie minęło kilkadziesiąt sekund, a ponownie byliśmy pod bramką Kramarza, którego głową próbował zaskoczyć Sebastian Steblecki, jednak było to uderzenie, z którym Kramarz poradził sobie bez większych trudności – chociaż musiał zachować czujność.  W ostatnich minutach gra znacznie przyspieszyła, bowiem Skrzacy wykazywali ogromny charakter i robili wszystko, by wyrwać rywalom choćby dwa oczka. Niestety nie udało się, chociaż trzeba przyznać, że druga połowa była o wiele bardziej wyrównana.  Częstochowianie nie mieli zamiaru składać broni i szukali okazji do zdobycia bramki wyrównującej. Co prawda ciężko było im przedrzeć się przez szczelną defensywę Polonii, ale nie ustępowaliśmy. W 82. minucie pojawiła się szansa w postaci stałego fragmentu gry. Dwukrotnie uderzał Igor Ławrynowicz, jednak najpierw trafił w mur, a chwilę później przestrzelił.  Mimo wszystko nasi piłkarze zasłużyli na słowa uznania i brawa za ambicję do ostatnich minut i postraszenie faworyzowanego rywala.  Betclic 2. liga – 9. kolejka (zaległy) Skra Częstochowa – Polonia Bytom 1:2 (1:1)  1:0 Maksymilian Stangret (16’), 1:1 Kamil Wojtyra (45’+2 – karny), 1:2 Daniel Ściślak (66’)  Skra: Kramarz – Lorenc, Estigarribia, Sadowski – Stec (76’ Kołodziejczyk), Wróbel (64’ Ławrynowicz), Kaczorowski, Owczarek, Niedbała (64’ Kroczek), Nocoń (87’ Kaczmarek) – Stangret (64’ Noworyta)  Polonia: Holewiński – Michalski, Piekarski, Konieczny (64’ Szywacz) – Łabojko, Ściślak, Szymusik (64’ Wypart), Zieliński (77’ Stefański), Szumilas (56’ Steblecki), Andrzejczak (77’ Kwiatkowski) – Wojtyra 

Powalczyć o niespodziankę

Wyjątkowo w środę piłkarze Skry powalczą o kolejne punkty w rozgrywkach Betclic 2. ligi. Rywalem naszej ekipy będzie Polonia Bytom. Początek zaległego meczu 9. kolejki o godzinie 16:00. Nie mają szczęścia piłkarze Skry i Polonii. W ubiegłym sezonie zaplanowany na jesień mecz obu drużyn w Bytomiu nie doszedł do skutku w pierwotnym terminie z powodu opadów śniegu. Nie minęło dwanaście miesięcy, a tym razem opady deszczu uniemożliwiły pojedynek obu zespołów na Lorecie. Mamy nadzieję, że w środowe popołudnie nic już nie stanie na przeszkodzie i oba zespoły rozstrzygną między sobą losy 9. kolejki. Od momentu pierwotnego terminu rywalizacji w teorii nic się nie zmieniło. O punkty powalczą drużyny, które znajdują się na przeciwległych biegunach tabeli. Zresztą jej układ może być odrobinę mylący, jeśli chodzi o potencjał naszej drużyny. Pamiętamy bowiem, że piłkarze Skry startowali z ujemnego pułapu (-7). W tym momencie legitymujemy się dorobkiem pięciu oczek, mając na koncie cztery ligowe triumfy. Polonia Bytom w bieżącym sezonie potknęła się tylko raz – na inaugurację. Od tego momentu bytomianie są niepokonani i zanotowali serię dziesięciu zwycięstw z rzędu. Każda passa jednak kiedyś się kończy, a podopieczni Dariusza Rolaka są mocno zmotywowani, by się do tego przyczynić, tym bardziej, że po słabym meczu w Sosnowcu z pewnością chcą zatrzeć po sobie złe wrażenie. Nie wypada nie dodać, że Skra i Polonia, to drużyny, które w tym roku jeszcze nie zremisowały. Na podział punktów z pewnością byśmy się nie obrazili. Warto podkreślić, że w zespole naszego najbliższego rywala zobaczymy parę znajomych twarzy. Na pierwszy plan wysuwa się oczywiście Kamil Wojtyra. Były król strzelców 2. ligi w barwach Skry w tym roku umieścił futbolówkę w siatce już ośmiokrotnie. Oprócz niego trykot w barwach Polonii zakładają Olivier Wypart, Mikołaj Łabojko czy Karol Szymkowiak. Jest też Konrad Andrzejczak oraz Szymon Michalski, a w sztabie szkoleniowym znalazło się miejsce choćby dla Łukasza Ocimka. Miło będzie zatem zobaczyć się po jakimś czasie. A czy te smaczki przełożą się na boisko? Czas pokaże. Betclic 2. liga – 9. kolejka Skra Częstochowa – Polonia Bytom Środa (15 października), godz.: 16:00 Polonia Bytom, historia klubu: Historia Polonii Bytom sięga wczesnych czasów międzywojennych. Klub powstały w styczniu 1920 roku długo jednak nie nacieszył się swoim istnieniem, bowiem zawirowania polityczne i wybuch jednego z powstań śląskich sprawiły, że nieco ponad dwa lata później został zlikwidowany i odrodził się dopiero po II wojnie światowej. Długo można byłoby wymieniać sukcesy, jakie zapisała na swoim koncie bytomska Polonia. Z pewnością do najważniejszych zaliczyć trzeba dwukrotne mistrzostw Polski (1954, 1962), czterokrotne wicemistrzostwo (1952, 1958, 1959, 1961) oraz obecność na najniższym stopniu podium w latach 1966 oraz 1969. Warto podkreślić, że Polonia, to jedyny polski klub, który ma na koncie zwycięstwo w europejskich rozgrywkach. Bytomianie triumfowali bowiem w Pucharze Intertoto, zwanym też Pucharem Rappana, w 1965 roku, kiedy okazali się lepsi od SC Lipsk. Jak widać jednak, największe sukcesy Polonii, to dość odległe czasy. Wpływ na to miał kryzys, jaki dotknął klub na początku drugiej dekady XXI wieku. W pewnym momencie zasłużona dla polskiej piłki Polonia wylądowała w IV lidze. Od tego momentu klub sukcesywnie pnie się w górę. W Bytomiu wierzą, że w tym sezonie ich ulubieńcy wykonają kolejny krok w ligowej hierarchii. Polonia Bytom, kadra: BRAMKARZE: Axel Holewiński, Jakub Rybacki, Karol Szymkowiak OBROŃCY: Michał Bedronka, Dominik Konieczny, Szymon Michalski, Oliwier Miller, Adrian Piekarski, Radosław Seweryś, Remigiusz Szywacz, Olivier Wypart POMOCNICY: Konrad Andrzejczak, Tomasz Gajda, Oliwier Kwiatkowski, Mikołaj Łabojko, Sebastian Steblecki, Patryk Stefański, Wojciech Szumilas, Grzegorz Szymusik, Daniel Ściślak, Piotr Topolewski, Lucjan Zieliński, Filip Żagiel NAPASTNICY: Kamil Siudak, Kamil Wojtyra, Kacper Żabiński SZTAB SZKOLENIOWY: Łukasz Tomczyk (I trener), Łukasz Ocimek (II trener), Dawid Mróz (asystent trenera), Wojciech Mróz (asystent trenera), Mirosław Kuczera (trener bramkarzy), Jerzy Szpernalowski (kierownik drużyny), Szymon Woźniak (fizjoterapeuta), Wiesław Handziuk (fizjoterapeuta), Piotr Szymik (lekarz), Łukasz Juchnik (trener przygotowania motorycznego), Paweł Leksy (analityk)

Komunikat odnośnie stanu zdrowia Miłosza Garstkiewicza

Podczas sobotniego (12.10) meczu naszej drużyny z Zagłębiem Sosnowiec doszło do nieprzyjemnego zdarzenia. Bramkarz Skry, Miłosz Garstkiewicz zderzył się z jednym z rywali i nie był w stanie dokończyć pojedynku, opuszczając boisko na noszach. W ostatnich godzinach przeszedł badania, które mogą napawać nas optymizmem. Nie wykazały one bowiem urazów głowy ani złamań.  W 69. minucie meczu pomiędzy Zagłębiem Sosnowiec a Skrą Częstochowa golkiper naszej ekipy, Miłosz Garstkiewicz, podczas interwencji niefortunnie zderzył się z piłkarzem Zagłębia – Bartoszem Snopczyńskim. Widać było, że najbardziej narażone na uraz w tej sytuacji była głowa oraz bark bramkarza Skry.  Obok naszego zawodnika natychmiast pojawiły się służby medyczne, udzielając mu pierwszej pomocy. 21-latek nie był w stanie wrócić do gry i boisko opuścił na noszach, po czym udał się do szpitala.  Chociaż wszystko wyglądało bardzo niepokojąco możemy z ulgą poinformować, że pierwsze badania wykazały brak urazów głowy oraz brak złamań. W najbliższych dniach Garstkiewicz przejdzie serię dodatkowych badań pozwalających dokładnie określić moment, w którym będzie mógł wrócić na boisko.  Miłosz, trzymaj się i wracaj szybko! 

To nie był nasz dzień

Zagłębie Sosnowiec wygrało 4:1 ze Skrą Częstochowa w meczu 13. kolejki Betclic 2. ligi. Honorowe trafienie dla naszej skipy zanotował Piotr Owczarek. Warto wspomnieć, że ostatnie pół godziny Skrzacy grali w osłabieniu, a jakby tego było mało w 70. minucie straciliśmy Miłosza Garstkiewicza, który doznał kontuzji i opuścił boisko na noszach. Mamy nadzieję, że ze zdrowiem naszego bramkarza wszystko będzie w porządku, bowiem to jest teraz najważniejsze.  W trakcie ligowej premiery Arcelor Mittal Park był dla nas szczęśliwy. Jeszcze w ramach rozgrywek o punkty 1. ligi wygraliśmy 1:0. Co prawda od tego czasu wiele się zmieniło, jedno pozostało jednak constans – Skra zawsze na boisku daje z siebie wszystko. Dlatego też wierzyliśmy, że druga ligowa wizyta na obiekcie Zagłębia zakończy się zwycięstwem Skrzaków.  Dominacja gospodarzy  Tymczasem już w 2. minucie spotkania Szymon Zalewski przeciął podanie między naszymi piłkarzami w okolicach środkowej linii boiska, podprowadził piłkę przez kilkanaście metrów, przerzucił na lewą stronę do Bartosza Snopczyńskiego, który sprytnie wypatrzył wbiegające w bezpośrednie okolice naszej bramki Emanuela Agbora. Na szczęście lot piłki zdołał zmienić wracający Gabriel Estigarribia i napastnik Zagłębia dotknął futbolówki, ale ręką.  W 5. minucie pojedynku po kolejnej stracie w okolicach dwudziestego metra na uderzenie zdecydował się Miłosz Pawlusiński, jednak piłkę zmierzającą w okienko bramki na poprzeczkę zdołał odbić Garstkiewicz.  Były to jasne sygnały, że musimy mieć się na baczności. Podopieczni Dariusza Rolaka zapewne zdawali sobie z tego sprawę, lecz gospodarze nie mieli zamiaru się zatrzymywać. W 7. minucie obok słupka uderzył Joel Valencia, a kilkanaście sekund później Snopczyński sprytną główką trafił w poprzeczkę.  Nasi zawodnicy mieli spore problemy by opuścić własną połowę, a Zagłębie zdominowało pierwsze fragmenty pojedynku, co rusz zapędzając się w okolice szesnastego metra czy to po błędach indywidualnych Skrzaków, czy po dobrze skonstruowanych akcji. Pozostawało wierzyć, że prędzej czy później frustracja z powodu niewykorzystanych sytuacji zacznie odwracać wektor prowadzenia gry w kierunku Skry.  Pierwszy strzał nasi zawodnicy oddali w 19. minucie pojedynku. Maksymilian Stangret wypatrzył wysoko ustawionego Kacpra Siutę i z połowy spróbował go zaskoczyć uderzeniem. Niestety, nie udało się.  Zapomnijmy o tym  Dwie minuty później głową zakończył naszą akcję Oliwier Kucharczyk. I co prawda piłka zatrzepotała w siatce, ale od zewnętrznej strony. Od właściwej zatrzepotała chwilę później i to w bramce strzeżonej przez Garstkiewicza. Na uderzenie niemal z linii szesnastego metra zdecydował się Bartosz Snopczyński i tym samym otworzył wynik spotkania.  Nie minęły dwie minuty, a po podaniu Szymona Zalewskiego – który długo utrzymywał się przy linii bocznej pola karnego – piłkę przyjął sobie na ósmym metrze Andrzej Niewulis i pewnym uderzeniem umieścił ją w bramce, podwyższając prowadzenie sosnowiczan.  Ci nie mieli zamiaru się zatrzymywać, bezlitośnie wykorzystując błędy naszej defensywy. Szczególnie groźnie zrobiło się w 30. minucie, kiedy w bardzo dobrej sytuacji znalazł się nieupilnowany Snopczyński, jednak uderzył wysoko ponad poprzeczką. Chwilę później w polu karnym odnalazł się Stangret, ale jego strzał z dość ostrego kąta i przy asyście obrońcy, zatrzymał golkiper Zagłębia.  Z pewnością ta połowa była do zapomnienia.  Zmiana stron  Pierwsze minuty po zmianie stron upłynęły w miarę spokojnie. I chociaż próbowaliśmy przedostawać się bliżej bramki gospodarzy, to oni stworzyli jako pierwsi groźniejszą sytuację. Mało tego w 52. minucie sosnowiczanie sugerowali w dużym zamieszaniu w naszym polu karnym zagranie ręką jednego z naszych defensorów, jednak arbiter, pan Szymon Rutkowski nie dostrzegł przekroczenia przepisów.  Ewidentnie jednak to gospodarze przejmowali ponownie inicjatywę. W 54. minucie choćby Grzegorz Janiszewski po kolejnym kornerze płaskim strzałem chciał zaskoczyć Garstkiewicza i gdyby nie przytomność naszego bramkarza, mogłoby mu się to udać.  Ostatnie pół godziny w osłabieniu  W 60. minucie czerwoną kartkę obejrzał Oliwier Kucharczyk, który na linii szesnastego metra nieprzepisowo zatrzymał jednego z rywali. Bezpośrednio z rzutu wolnego uderzył Bartosz Boruń, ale znów na wysokości zadania stanął Garstkiewicz. Podobnie jak kilkanaście sekund później, kiedy efektownier wybronił główkę przeciwnika. Na szczęście gol i tak nie zostałby uznany, bowiem arbiter boczny dopatrzył się pozycji spalonej.  Do sporej kontrowersji doszło kilka chwil później. Kiedy w polu karnym padł Agbor i długo nie podnosił się z murawy. Ostatecznie arbiter nie przerwał gry i nie wskazał na jedenasty metr, ale dopiero powtórki mogłyby pokazać czy faktycznie wszystko odbyło się zgodnie z przepisami.  Kontuzja Garstkiewicza  Wszystko to jednak przestawało mieć znaczenie w 69. minucie. Wówczas bowiem Garstkiewicz interweniując zderzył się ze Snopczyńskim. Pomimo interwencji naszego sztabu medycznego bramkarz Skry nie był w stanie kontynuować gry i pięć minut później oklaskiwany przez kibiców opuścił boisko na noszach.  Nie zdążyliśmy się pozbierać z tej sytuacji, a goście za sprawą Snopczyńskiego trafili po raz trzeci.  Jest pierwsze trafienie!  Na szczęście zdołaliśmy odpowiedzieć. Wrzucana z prawej strony piłka długo przelatywała przez pole karne, minęła zawodników, a także Siutę, który źle wyliczył jej lot, aż wreszcie znalazła się w posiadaniu chwilę wcześniej wprowadzonego Piotra Owczarka, który umieścił ją przy bliższym słupku.  Chociaż gospodarze wciąż nacierali szukaliśmy bramki kontaktowej. W 82. minucie faktycznie futbolówka zatrzepotała w siatce za sprawą nieustępliwego Stangreta, jednak sędzia szybko ukrócił naszą radość uniesioną chorągiewką. Zanim usłyszeliśmy końcowy gwizdek gospodarze trafili jeszcze raz. Zagłębie zainkasowało pewne trzy punkty, natomiast my musimy o tym spotkaniu jak najszybciej zapomnieć – oczywiście po wyciągnięciu konkretnych wniosków.  To nie był po prostu nasz dzień. Mamy nadzieję, że wkrótce humory poprawi nam informacja, że ze zdrowiem Miłosza Garstkiewicza wszystko jest w porządku. Bo właśnie to jest w tym momencie najważniejsze.  Betclic 2. liga – 13. kolejka  Zagłębie Sosnowiec – Skra Częstochowa 4:1 (2:0)  1:0 Bartosz Snopczyński (23’), 2:0 Andrzej Niewulis (25’), 3:0 Bartosz Snopczyński (76’), 3:1 Piotr Owczarek (78’), 4:1 Kamil Biliński (90’+8) Zagłębie: Siuta – Janiszewski, Niewulis, Sukhostkyi – Pawlusiński (77’ Uchnast), Zalewski (86’ Duda, 90’+7 Zawojski), Boruń, Mularczyk (86’ Paszczela), Valencia – Agbor, Snopczyński (77’ Biliński)  Skra: Garstkiewicz (74’ Kramarz) – Lorenc, Estigarribia, Kucharczyk – Stec, Ławrynowicz (74’ Wróbel), Sobczak (74’ Owczarek), Kaczorowski, Niedbała (63’ Sadowski), Nocoń (86’ Kroczek) – Stangret