Ze Skry w wielki świat… i z powrotem – tak określić można losy kilku zawodników, którzy rozpoczynali swoją przygodę z futbolem w barwach Skry, skąd “wyfrunęli” nie tylko do największych klubów w kraju, ale nawet za granicę. Część z nich wróciła do naszego klubu, gdzie zakończyła swoją przygodę z profesjonalnym sportem.
Chociaż Skra nie należała nigdy do klubów topowych wychowała wielu piłkarzy, którzy posmakowali wielkiego futbolu. Od zawsze bowiem praca z młodzieżą była podstawowym wyznacznikiem funkcjonowania naszego klubu. Dlatego też możemy dzisiaj opowiedzieć Wam o kilku piłkarzach, którzy zaczynali swoją przygodę z futbolem właśnie w Skrze, skąd zawędrowali na piłkarskie szczyty. Ich historie są niezwykle ciekawe, ale dzisiaj przedstawimy je w telegraficznym skrócie.
Jednym z piłkarzy, którzy przetarli ścieżkę do najwyższej klasy rozgrywkowej był Celestyn Dzięciołowski. Ze Skrą związany praktycznie od momentu reaktywacji klubu po wojennej zawierusze należał do wyróżniających się postaci drużyny, która awansowała do grona szesnastu najlepszych ekip w kraju.
W sezonach 1948-49 zagrał 17-krotnie w barwach Legii Warszawa, mierząc się z takimi markami jak Ruch Chorzów, Polonia Bytom, Garbarnia Kraków, Cracovia Kraków czy Warta Poznań.
Krótko po Dzięciołowskim do klubu ze stolicy dołączył Zdzisław Łyscarz (nazwisko zapisywano również jako Łyszczarz). Zanim jednak do tego doszło należał – podobnie jak jego nieco starszy kolega – do współautorów powojennego sukcesu Skry, która dotarła do 1/8 Mistrzostw Polski, gdzie przegrała z Tęczą Kielce 3:5.
Utrzymać 21-letniego utalentowanego pomocnika nie było łatwo. Najpierw trafił więc do czołowej drużyny drugiego poziomu rozgrywkowego – Lublinianki Lublin (de facto również klubu wówczas wojskowego), a stamtąd przeniósł się do pierwszoligowej Legii Warszawa.
Zadebiutował 4 kwietnia 1949 roku w wyjazdowym starciu z Polonią Bytom i miał swój udział w efektownym zwycięstwie swojej nowej drużyny 3:0. Był to pierwszy z dwudziestu czterech meczów tego piłkarza w barwach stołecznego klubu. Co ciekawe również z Polonią Bytom zagrał swój ostatni mecz w barwach Legii (21.10.1951).
Warto też podkreślić, że Dzięciołowski oraz Łyszczarz grali w warszawskim klubie, kiedy przechodził spore zmiany – na przełomie lat 40-tych i 50-tych oficjalnie jego patronem zostało Ludowe Wojsko Polskie, a w nazwie pojawił się człon “Centralny” przez co klub oficjalnie określano jako CWKS Legia. Zawirowania administracyjne nie sprzyjały sukcesom, toteż “Legioniści” głównie walczyli o utrzymanie w lidze. Kiedy w połowie lat 50-tych warszawianie osiągali pierwsze sukcesy obaj wychowankowie naszego klubu byli już z powrotem w III-ligowej Skrze. Łyszczarz zakończył karierę po sezonie ‘58, natomiast Dzięciołowski grał niemal do czterdziestki i korki zawiesił na haku dopiero pięć lat później.
O ile Dzięciołowski i Łyszczarz długo w Legii miejsca nie zagrzali stosunkowo szybko wracając do swojego rodzimego klubu, inaczej ma się przypadek Jerzego Orłowskiego. Z Legią sięgnął po mistrzostwo Polski oraz Puchar Polski, trykot “Wojskowych” zakładając 112 razy.
8 sierpnia 1954 roku zapracował nawet na występ w reprezentacji Polski. Zagrał bowiem w zremisowanym 2:2 meczu z Bułgarią.
Ostatnie lata wyczynowego grania spędził “Pod kasztanami”, a było to w sezonach 1958-59, kiedy Skra dzielnie walczyła o wygrzebanie się z trzeciego poziomu rozgrywkowego. Już wtedy zajmował się szkoleniem, a po nieudanych “barażach” eliminacyjnych do II ligi na krótko przeniósł się do sąsiada zza miedzy – Rakowa, gdzie objął funkcję trenera. Na początku lat 60-tych wrócił do Skry, w której spełniał się jako trener przez kilkanaście lat. Był to jednak dla naszego klubu trudny czas. Nie pomagały nam także reformy. Przez jedną z nich w połowie lat 60-tych zostaliśmy zdegradowani… dwie klasy niżej.
Mniej więcej w tym okresie na boiskach zaczął pojawiać się Romuald Chojnacki. Nastoletni napastnik wykazywał ogromną smykałkę do futbolu i już w wieku osiemnastu lat trafił do Polonii Bytom. Nikt nie wiedział jeszcze, że najlepsze lata „Polonistów” są już za nimi, co nie przeszkodziło naszemu wychowankowi zdobyć choćby brązowy medal Mistrzostw Polski za sezon 1968/69.
Po zagraniu 103 meczów i 14 bramek nastąpiła pora na zmiany. Zwrócił na siebie uwagę Ruchu Chorzów, z którym sięgnął po mistrzostwo Polski i dotarł do ćwierćfinału Pucharu Europy, eliminując w sezonie 1974/75 duńskie Hvidovre i tureckie Fenerbahce Stambuł. Pochód chorzowian z częstochowianinem w składzie przerwało dopiero francuskie AS Saint-Etienne, wygrywając w dwumeczu 4:3.
Rok później musiały mu towarzyszyć skrajne emocje, bowiem z jednej strony drużyna Ruchu zakończyła swój udział w rozgrywkach na wcześniejszym etapie, z drugiej Chojnacki zaznaczył swoją obecność na arenie międzynarodowej, trafiając w starciu z fińskim Kuopion Palloseura.
To nie był zresztą jedyny międzynarodowy akcent. Chojnacki dał się poznać również jako reprezentant Polski. O tym jak blisko był udziału w wielkiej międzynarodowej imprezie świadczy fakt, że tuż przed Mundialem Anno Domini 1974 zadebiutował w kadrze narodowej. 17 kwietnia 1974 roku zastąpił w 67. minucie Jana Domarskiego w meczu z Belgią. Nie był to jedyny jego występ z orłem na piersi. 31 października tego samego roku zagrał pełne 90 minut w starciu z Kanadą.
Więcej w kadrze już nie zagrał, ale w kraju należał do wyróżniających się piłkarzy. Trzecim przystankiem po opuszczeniu Częstochowy był Poznań, a konkretnie Lech, z którym również osiągał sukcesy.
W wieku 31 lat trafił do Francji. Najpierw zasilił Angouleme CFC, grające wówczas na drugim poziomie rozgrywkowym, jednak dekadę wcześniej rywalizujące w Pucharze Miast Targowych, a po dwóch latach przeniósł się do Cherbourga, z którym awansował na trzeci poziom rozgrywkowy, by zakończyć karierę po sezonie 1988/89.