Skra Częstochowa przegrała w Kaliszu z tamtejszym KKS-em 0:1. Trzeba jednak powiedzieć, że mecz ten mógł zakończyć się zupełnie innym rezultaty. Skrzacy pokazali ogromny charakter i gdyby mieli odrobinę więcej szczęścia z Kalisza z pewnością nie wróciliby z pustymi rękami.
Jeszcze niedawno wydawało się, że w Kaliszu zakończył się pewien etap w historii naszego klubu, tymczasem los sprawił, że po dokładnie dwóch miesiącach od ostatniego meczu sezonu 2023/24 wróciliśmy do Kalisza, by ponownie walczyć o punkty w Betclic 2. lidze. Tak się jakoś złożyło, że w ubiegłym sezonie dwukrotnie między zainteresowanymi zespołami padł rezultat 4:1. Jesienią na naszą korzyść, wiosną na korzyść kaliszan. Ot, taka ciekawostka, która przed pierwszym gwizdkiem nie miała większego znaczenia.
Trzeba przyznać, że ostatnie dni są w naszym klubie bardzo intensywne. Tuż przed weekendem “sypnęło” umowami i do meczu z KKS-em przystępowaliśmy w zupełnie innym zestawieniu personalnym niż do premierowej potyczki w Łodzi.
Dobry początek
Zmiany były widoczne gołym okiem i pierwsze minuty nie należały do rywali, ale dla naszej ekipy. Gospodarze zostali zepchnięci do głębokiej defensywy, a pierwszą próbę strzału podjął Kamil Sobczak. Goście spróbowali odpowiedzieć kilka minut później, ale uderzenie Bartłomieja Putno nie mogło zaskoczyć Bartosza Warszakowskiego. Chwilę później byliśmy już w szesnastce rywali. Na murawę padł Kacper Noworyta, jednak arbiter uznał, że nie ma mowy o rzucie karnym.
W 10. minucie po bardzo dobrze rozegranej akcji, krótkimi podaniami dostaliśmy się pod pole karne, a tam na okazję czyhał Piotr Nocoń, jednak po strzale naszego kapitana piłkę złapał dobrze ustawiony Maksymilian Ciołek. Jak to miało kilka minut wcześniej po naszym strzale goście próbowali się odgryźć i naprawdę znaleźli się w doskonałej sytuacji, ale nie udało im się znaleźć drogi do bramki.
Otwarcie wyniku
Gospodarze poczynali sobie coraz śmielej i niestety w 19. minucie spotkania dopięli swego, a autorem trafienia został Mikołaj Chaciński. Zdobyty gol podziałał motywująco na gospodarzy, którzy próbowali szybko podwyższyć, jednak dzięki dobrej postawie naszego bloku obronnego im się to nie udało. Natomiast Skrzacy po krótkiej chwili stagnacji odzyskali animusz, zmuszając kaliszan do błędów we własnym polu karnym. Jeśli mówimy o tym fragmencie gry, to szkoda świetnego podania Igora Ławrynowicza w kierunku wbiegającego w stronę bramki Jakuba Steca. Zabrakło naprawdę niewiele, by nasz pomocnik do niego dopadł, a wtedy mogło być różnie. Podobna sytuacja miała miejsce w 34. minucie, kiedy prostopadłe podanie do Kacpra Noworyty posłał tym razem Stec, jednak gospodarze zdołali je przeciąć.
Nie udawało się z bliska, więc spróbowaliśmy z daleka. A konkretnie Stec, który strzałem sprzed pola karnego sprawdził formę Ciołka.
Próby odwrócenia wyniku
Do przerwy wynik pojedynku nie uległ zmianie, jednak patrząc na postawę naszej ekipy mogliśmy mieć nadzieję na odwrócenie losów pojedynku. Już w 48. minucie pojawiła się ku temu okazja. W polu karnym główkował Oliwier Kucharczyk, ale znów na posterunki znajdował się Ciołek. Dodatkowo podczas uderzenia nasz młody zawodnik ucierpiał i potrzebna była krótka przerwa w grze.
Po tej sytuacji KKS zaczął grać czujniej i przeniósł ciężar gry na naszą połowę, jednak nie wynikała z tego żadna groźniejsza sytuacja. A nawet jeśli kaliszanie oddawali strzał (jak w 57. minucie Krzysztof Toporkiewicz) na wysokości zadania stawał Warszakowski.
W 60. minucie spotkania po rzucie wolnym, wykonywanym przez Mateusza Winciersza w doskonałej sytuacji znalazł się Stec. Pomimo bardzo bliskiej odległości od bramki trudno było mu jednak oddać strzał ze względu na obecność kilku obrońców KKS-u. Chociaż ostatecznie piłka wyleciała poza linię końcową nie oznaczało to końca zagrożenia, bowiem po rozegraniu kornera z dystansu uderzył Igor Ławrynowicz. Niestety futbolówka uderzyła w jednego z naszych piłkarzy.
Poczuliśmy ewidentnie wiatr w żaglach i nieustannie próbowaliśmy doprowadzić do wyrównania. W 66. minucie świetną dwójkową akcję rozegrali Mateusz Kaczmarek z Kamilem Sobczakiem, ale znów zabrakło niewiele, by zmusić do interwencji golkipera ekipy prowadzonej przez Marcina Woźniaka.
Zepchnięci gospodarze
Trzeba jasno powiedzieć, że w drugiej połowie to my byliśmy zespołem lepszym, a im bliżej końcowego gwizdka, tym większe problemy z opuszczeniem własnej połowy mieli gospodarze. Swoich szans szukali w kontratakach – jak choćby w 77. minucie, kiedy uciekał z piłką Marcel Szymański, ale jego śladem nie poszli koledzy i nim znaleźli się na wysokości pola karnego nasi zawodnicy zdążyli uformować szyki, czym zażegnali niebezpieczeństwo… i wrócili do ofensywy.
W 81. minucie próbę strzału w pełnym biegu podjął Piotr Nocoń, a dosłownie dwie minuty później na uderzenie z dystansu zdecydował się Mateusz Kaczmarek, jednakże po rykoszecie piłka przeleciała nad poprzeczką.
Musieliśmy jednak cały czas mieć się na baczności. W 86. minucie w doskonałej sytuacji znalazł się Bartłomiej Putno, próbując zmieścić piłkę między Bartoszem Warszakowskim a obramowaniem bramki, ale nasz młody golkiper świetnie zareagował.
Nieuznany gol
W 88. minucie przez chwilę podskoczyliśmy z radości, bowiem Piotr Owczarek, który nieco ponad kwadrans wcześniej pojawił się na murawie, umieścił piłkę w siatce. Ostatecznie arbiter zgasił naszą radość uznając, że piłkarz Skry znajdował się na pozycji spalonej.
Niestety, chociaż ostatnie minuty przypominały w wykonaniu KKS-u “obronę Częstochowy” (sic!) wynik nie uległ zmianie i trzy punkty zostały w Kaliszu. Z pewnością możemy czuć niedosyt, ale po ostatnim gwizdku mamy pewność, że z czasem będzie już tylko lepiej.
KKS 1925 Kalisz – Skra Częstochowa 1:0 (1:0)
1:0 Mikołaj Chaciński (19’)
KKS: Ciołek – Gawlik, J. Staszak, Smoliński – Kusiński, Kieliba, W. Staszak (42’ Cierpka) – Maroszek (42’ Toporkiewicz), Głaz, Putno, Chaciński (57’ Szymański, 81’ Andruszko)
Skra: Warszakowski – Kucharczyk (83’ Leśniak-Paduch), Sadowski, Magnuszewski – Stec, Ławrynowicz, Winciersz (71’ Owczarek), Sobczak, Wróbel (‘46 Kaczmarek), Nocoń – Noworyta (71’ Niedbała)