– Trzymamy się ze sobą w szatni, atmosfera jest bardzo dobra. Mimo odejść kilku graczy, DNA naszej drużyny się nie zmieni. Bazujemy na jedności – jeden za drugiego wskoczy w ogień. Widać to chociażby po meczach sparingowych, w których nie tracimy bramek, każdy sobie pomaga. To jest nasz duży atut – mówi Filip Nawrocki, z którym porozmawialiśmy na początku kolejnego tygodnia przygotowań.
Środkowy obrońca Skry podzielił się z nami spostrzeżeniami dotyczącymi postawy i stylu gry zespołu, a także odniósł się do nadchodzącego startu rozgrywek ligowych.
Jak z twojej perspektywy przebiegają przygotowania do rundy wiosennej?
Filip Nawrocki: Na pewno są nieco specyficzne, bo pogoda nam nie pomogła i kilku jednostek na boisku zabrakło. Było za to trochę więcej siłowni. Z perspektywy szkoleniowej, to myślę, że – w porównaniu do tego, z czym spotkałem się w innych klubach – jest mała objętość zajęć, ale jest duża intensywność. Na pewno fajnie, że nad wieloma rzeczami pracujemy w grach.
Pierwsze sparingi pokazały, że nasza drużyna funkcjonuje na boisku w bardzo podobny sposób jak jesienią, grając w sposób atrakcyjny, oparty na dominacji, kontroli nad meczem
Styl się nie zmienia. Wiadomo, w drużynie były pewne roszady, kilku zawodników odeszło, ale na pewno nie będziemy odchodzić od naszego sposobu gry. Takie granie sprawia nam przyjemność. Wyniki pokazują, że to się opłaca. Czujemy oczywiście niedosyt i mamy przeświadczenie, że powinniśmy zebrać jesienią trochę więcej punktów, ale myślę, że w kolejnej rundzie to zaaowocuje na tyle, że będziemy mogli zakręcić się w okolicach strefy barażowej.
Czy myślisz, że możecie jeszcze wiele w tym kontekście poprawić? A jeśli tak, to ewentualnie jakie elementy należy udoskonalić?
Konieczna jest na pewno poprawa skuteczności i zachowań od 20. metra do bramki przeciwnika. Musimy kierować więcej piłek w pole karne i częściej oddawać strzały. Gramy dobrze od tyłu, wychodzimy spod pressingu i czasami załamuje się to bliżej bramki rywala. Na pewno powinniśmy strzelać więcej goli.
Czy jako obrońca czujesz się dobrze w stylu gry, w którym często krótko i bardzo odważnie wyprowadzacie piłkę spod własnej bramki?
Dobrze się w tym czuję. Od najmłodszych lat byłem tego uczony – graliśmy tak w Lechu, a potem w Ruchu było podobnie i też z reguły wszystko opierało się na krótkich podaniach, grze od tyłu. Jest to w moim DNA i cieszę się, że tak gramy. Jestem zadowolony, że tak to wygląda.
Najlepiej świadczą o tym liczby: jesienią byłeś w pierwszej dziesiątce, jeśli chodzi o podania w trzecią tercję. Podobnie zresztą wygląda to, biorąc pod uwagę statystykę odbiorów. Jak ocenisz minioną rundę w swoim wykonaniu?
Na pewno czuję niedosyt, że zagrałem trochę mało minut, bo przytrafiały mi się urazy – nie jakieś poważne, ale wypadłem na kilka meczów. A jeśli chodzi o to, jak grałem, to trudno mi siebie samego ocenić, ale myślę, że wyglądało to bardziej pozytywnie niż negatywnie. Nie jestem jednak w stu procentach zadowolony, chciałbym dołożyć liczby w ofensywie – asystę czy bramkę, bo jako stoper w naszym stylu gram wysoko, bliżej bramki rywala.
Jeśli chodzi o liczby w defensywie, to one biorą się z tego, że gramy pressingiem. W tym, że tak wyglądam pod kątem statystyk, pomagają napastnicy, którzy dobrze pressują, dzięki czemu jest mi potem łatwiej odebrać piłkę.
Rozegrałeś 50 procent możliwych minut, natomiast jeśli spojrzymy na twoje występy, zauważymy, że im dalej w rundę, tym grałeś więcej. To oznacza, że musiałeś się jednak zaadaptować do stylu, drużyny i dopiero po pewnym czasie poczułeś na boisku pełną swobodę?
Na pewno początki były trudne. W sparingach miałem pewne obawy, bo przeciwnicy często “wyjeżdżali”, stwarzali sytuacje. Patrząc na moją jesień, na pewno kluczowe były urazy – po meczu z Sandecją miałem stłuczone żebra, przez co wypadłem na trzy, cztery mecze; miałem również problem z przeywodzicielem. I głównie przez kontuzje straciłem kilka spotkań.
Trener Gerega nie trzyma się żelaznego składu. Korzysta z szerokiej grupy zawodników i każdy dostaje swoje szanse. Czy z twojej perspektywy to jest plus czy jednak minus?
Z perspektywy trenera ważne jest to, żeby jak największą liczbę zawodników trzymać “pod prądem”. Kiedy będzie jedna, żelazna jedenastka, to potem w kluczowych momentach – gdy przydarzą się urazy czy przemęczenie – trudno będzie wiele wymagać od piętnastego czy osiemnastego zawodnika. Ze szkoleniowego punktu widzenia, na pewno rotacje i dawanie szans większej liczbie graczy jest przydatne.
Nie da się jednak tego jednoznacznie sprecyzować. Kiedy byłem w Ruchu, to jedenastka była bardziej żelazna i to również się sprawdzało. Tak naprawdę zawodnik dostosuje się do wszystkiego.
Nasz trener ma wizję, żeby korzystać z większej liczby graczy – to też nam pomaga, bo mamy wymagający styl i trudno w każdym meczu korzystać z tych samych zawodników. Jest u nas intensywność, wysoki pressing, który jest, moim zdaniem, najbardziej wymagającą fazą w piłce.
Jesteś jednym z najbardziej doświadczonych zawodników w zespole. Czy wobec zmian, które zaszły – odeszło kilku ważnych, doświadczonych piłkarzy – czujesz większą odpowiedzialność za zespół?
Tak jak mówisz, odeszło kilku najbardziej doświadczonych zawodników, a teraz tę rolę muszą przejąć najstarsi. W mojej gestii jest to, żeby wziąć trochę odpowiedzialności za drużynę. Wcześniej “Nocek” czy “Messi” byli w szatni kluczowi, mieli ważne zdanie, a obecnie spada to na innych zawodników.
Trzeba trzymać jakiś rygor, żeby nie było tak, że każdy będzie sobie robił co chce, bo to potem też odbija się na boisku. Trzeba wiedzieć, po co się wychodzi na mecz. Ja jestem człowiekiem, który lubi się pośmiać, pożartować, ale jak już wchodzę na plac gry, to chcę dobrze wykonać swoją pracę.
Twoim zdaniem, da się rozróżnić bycie liderem w szatni od bycia liderem na boisku? To jest tożsame?
Nie do końca. Tak naprawdę na boisku przemawia się grą. Jeśli ktoś będzie głośny w szatni, a na placu gry nie będzie dawał jakości, to trudno, żeby drużyna brała takiego zawodnika na poważnie. Moim zdaniem, to musi iść w parze.
Jaka jest największa siła naszej drużyny przed startem rundy wiosennej?
Myślę, że jedność. Trzymamy się ze sobą w szatni, atmosfera jest bardzo dobra. Mimo odejść kilku graczy, DNA naszej drużyny się nie zmieni. Bazujemy na wspomnianej jedności – jeden za drugiego wskoczy w ogień. Widać to chociażby po meczach sparingowych, w których nie tracimy bramek, każdy sobie pomaga. To jest nasz duży atut.
Myślisz, że na bazie tego możecie wiosną zaskoczyć piłkarską Polskę? Stać was na wiele?
Pokazywaliśmy dużo już w rundzie jesiennej – grą, bo może nie mamy tylu punktów, ile byśmy sobie życzyli. Wiosna jest o tyle specyficzna, że boiska w Polsce są ciężkie, to na pewno nie będzie pomagało w realizacji naszego sposobu gry, ale myślę, że z Lorety nikt nie wywiezie punktów. Jeśli będziemy mieć dobre boisko do grania, to jesteśmy w stanie wygrać każde spotkanie. Jestem pełen optymizmu i wierzę, że uda nam się skończyć sezon na wysokim miejscu.
Po twojej przygodzie w Ruchu Chorzów, można powiedzieć, że jesteś specjalistą od awansów. Czy uważasz, że tutaj również będziesz mógł wykazać się swoją specjalnością?
Przychodząc tutaj, taki miałem plan i założenie – żeby Skra awansowała. Myślę, że jest to do wykonania. W Chorzowie zrobiłem dwa awanse z rzędu, a wcześniej – kiedy byłem w Lechu – również uzyskaliśmy promocję z trzeciej do drugiej ligi. Mam więc już na koncie trzy awanse i fajnie byłoby dołożyć kolejny. Jestem pełen wiary, że jesteśmy w stanie to zrobić naszą ekipą.