Bartłomiej Babiarz dołączył do naszego klubu w letnim oknie transferowym i szybko wpasował się w szeregi zespołu. Jest jednym z najbardziej doświadczonych zawodników drużyny, który ma za sobą sobą długą i udaną karierę na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w Polsce.
Przede wszystkim jednak Bartłomiej Babiarz jest ciekawym człowiekiem, który ma dużo do powiedzenia na różne tematy. Zapraszamy zatem na rozmowę ze środkowym pomocnikiem Skry Częstochowa!
Masz za sobą pierwsze pół roku w Skrze Częstochowa. Jak oceniasz ten czas i jak się tutaj czujesz?
Bartłomiej Babiarz: – W drużynie czuję się bardzo dobrze. Troszeczkę musiałem przyzwyczaić się do tego, że codziennie z chłopakami dojeżdżamy na treningi, pokonujemy dłuższą trasę, ale nie jest to jakiś większy problem. Jestem trochę niezadowolony z naszych wyników, bo wszyscy wiemy, że stać nas na więcej, ale dobrze przepracowaliśmy zimowy okres i wierzę, że na wiosnę będzie dużo lepiej.
W trakcie tych przygotowań prezentujesz się bardzo dobrze, potrafisz uspokoić grę zespołu, regulować tempo. Czy w związku z tym czujesz, że jesteś już w optymalnej dyspozycji przed startem rundy wiosennej?
Jest takie piłkarskie powiedzenie: jeśli ktoś czuje, że ma formę, to ma problem. My przygotowujemy się do tego, żeby trafić z formą na pierwszy mecz i chcemy, aby ona utrzymywała się do końca rozgrywek. Podczas meczów kontrolnych jest chyba zauważalna różnica, jeśli chodzi o to jak gramy, już nawet abstrahując od wyników dwóch ostatnich meczów. Kto był na meczach z Polonią Bytom czy z Odrą Opole to wie, jak wyglądał przebieg tych spotkań. W lidze musimy zagrać uważniej w defensywie i wtedy będzie naprawdę dobrze.
Mam wrażenie, że w meczach kontrolnych jesteś jednym z mentalnych liderów zespołu: potrafisz krzyknąć, podpowiedzieć, jeszcze bardziej zmotywować młodych zawodników. Czy czujesz, że jesteś dla nich kimś w rodzaju drogowskazu?
Myślę, że każdy ma swoją rolę na boisku – i to nie jest zależne ani od wieku, ani od stażu, ani klubów, w których grali poszczególni zawodnicy. Skoro mi w grze nie przeszkadza to, żeby pomóc innym na boisku, zareagować czy kogoś pobudzić i zmotywować, to staram się to robić jak najczęściej. Natomiast to jest niezależne od tego, czy jestem na boisku czy nie. Tak jak powiedziałem, każdy ma swoją rolę w szatni – ja swoją znam i staram się ją wypełniać najlepiej jak potrafię. Wierzę, że to się przełoży na mecze ligowe.
Czy fakt, że jesteś zawodnikiem bardzo doświadczonym, który grał w wielu miejscach, pomoże Ci w trudnych momentach związanych z walką o utrzymanie?
Ja bym rozbił tę walkę o utrzymanie na poszczególne mecze. Jeżeli skoncentrujemy się na każdym meczu i w każdym poszczególnym spotkaniu będziemy walczyli o zwycięstwo, to w ogólnym rozrachunku się utrzymamy. Natomiast jeśli będziemy grali ogólnie o utrzymanie, to wtedy będzie problem. Dlatego ja bym podchodził do tego w ten sposób, żeby jak najlepiej przygotować się do konkretnego meczu i w każdym ligowym spotkaniu punktować, a wtedy o rezultat jestem spokojny.
Wiemy jak wygląda nasza sytuacja w tabeli, nie jest ona idealna, ale nie jest też tak, że mamy na swoim koncie jedynie kilka punktów. Od pierwszego spotkania musimy pokazać, o co będziemy grali.
Czy czujesz się piłkarzem spełnionym? Czytałem jeden z wywiadów z Tobą, w którym powiedziałeś, że w wieku dwudziestu lat usłyszałeś, iż „nigdy nie zagrasz w ekstraklasie”. Te słowa brzmią nieco absurdalnie z perspektywy czasu.
Usłyszałem to jakieś czternaście lat temu, kiedy piłka wyglądała troszeczkę inaczej. W większości polskich klubów było wówczas założenie, że na mojej pozycji zawodnik musi mieć najlepiej dwa metry i potrafić wybić piłkę głową jak najdalej się da. Jak pokazała moja ścieżka, można było grać w ekstraklasie mimo skromniejszych warunków fizycznych. Musiałem czymś nadrabiać. Wiedziałem, że muszę się wyróżniać swoją zadziornością i bieganiem. Pomogło mi również to, że miałem trochę szczęścia – do ekstraklasy trafiłem poprzez fakt, że Ruch miał zakaz transferowy, a ja miałem z tym klubem ważny kontrakt. Ale to, że zacząłem grać w Ruchu, zależało już tylko ode mnie.
Czy jestem spełniony? Z perspektywy czasu można powiedzieć, że sporo udało się osiągnąć, ale jeżeli rozbije się to na mniejsze czynniki, to kilka razy mogłem podjąć lepszą decyzję odnośnie klubu czy już tak ogólnie: podczas meczów czy różnych rozgrywek. Przyjmuję jednak życie takim jakim jest i nie oglądam się za siebie, więc cieszę się, że udało mi się pewne rzeczy osiągnąć. Natomiast czuję się na tyle dobrze fizycznie, że myślę, iż nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa.
Poprzez dobrą postawę na boiskach ekstraklasy zapracowałeś także na transfer do ligi greckiej. Jak wspominasz ten okres – nie mówię tylko o rzeczach dotyczących stricte boiska, ale czy w ogóle było to dla Ciebie dobre doświadczenie?
To był taki moment w kariery, w którym mogłem rozważyć zagraniczne oferty. Gdy byłem młodszym zawodnikiem miałem ofertę z Emiratów Arabskich, ale wspólnie zdecydowaliśmy, że jest za wcześnie. Przed transferem miałem ofertę z Turcji, Austrii i właśnie z Grecji. Pod kątem życia, a także możliwości gry, Grecja była najlepszym możliwym wyborem. Był to beniaminek. Z perspektywy czasu sprawy potoczyły się inaczej, ale wówczas miałem świadomość, że jest duża szansa na grę i klub mnie bardzo chce. Dodatkowy aspekt to zamieszkanie w Atenach – to było dla nas w ogóle poza konkurencją, jeżeli mówimy o miejscu do życia.
Niestety, grecka piłka jest dość szalona i mogę tu opowiadać wiele rzeczy, ale to trzeba po prostu przeżyć. Jeżeli w ciągu trzech miesięcy mam trzech czy czterech trenerów, to jest dość specyficzne i jak to często bywa w Grecji – cierpią na tym zawodnicy, którzy są z zagranicy. Tak było również w moim przypadku i zdecydowałem się na powrót do Polski.
Zachwycił Cię ten grecki klimat, luz, sposób życia?
Do dzisiaj mamy tam znajomych i w każdym możliwym czasie urlopowym udajemy się tam wraz z żoną i córką. Nie ukrywam, że gdyby tylko pojawiła się jakaś okazja, to na pewno byśmy na stałe wyjechali do Grecji – do Aten szczególnie. Jest to nasze miejsce na ziemi i możemy tam jeździć bez końca. Poznaliśmy to miejsce od mniej turystycznej strony. Otwartość tych ludzi, to w jaki sposób żyją – część Polaków pewnie odczuła to jeżdżąc na wczasy, ale dla mnie Grecja to nie tylko wyspy, tylko przede wszystkim ląd, Ateny – to jest to, co nam się podoba najbardziej. Zobaczymy jak potoczy się życie, może kiedyś uda się wyjechać.
Słyszałem, że w ogóle bardzo lubisz podróżować. To jest Twoja poza piłkarska pasja?
Tak, bardzo dużo podróżujemy, jeżeli tylko jest to możliwe. Wraz z żoną i dwójką przyjaciół wybieramy nie tylko typowo turystyczne i popularne kierunki. Moje urlopy są z góry planowane, oni dostosowują się pode mnie i jak tylko zbliża się ten czas, to organizujemy sobie na własną rękę loty, wyjazdy i staramy się zwiedzić jak najwięcej.
Jakie masz plany wyjazdowe na najbliższy czas?
Planów zawsze jest bardzo dużo. Jak widzimy się na naszych spotkaniach przed wyjazdem, zawsze jest tak, że najpierw palcem zwiedzimy Europę, potem cały świat, analizujemy, a koniec końców jest na przykład tak jak ostatnio: moja żona obudziła się rano, włączyła National Geographic i znalazła miejsce, o którym kompletnie byśmy nie pomyśleli. Wsiedliśmy w samolot i polecieliśmy.
Domyślam się, że w związku z tym, że uzyskałeś już licencję UEFA A, po karierze planujesz nie tylko w dalszym ciągu odkrywać świat, ale możesz wiązać swoją przyszłość z piłką nożną.
Prowadzę prywatnie dwa swoje projekty, jeden z nich jest związany z piłką nożną. Mam takie założenie, że dopóki gram w piłkę, to chcę zrobić wszystkie możliwe do uzyskania pod kątem czasu uprawnienia. Jako czynny piłkarz nie jestem w stanie zrobić już wyższych uprawnień – UEFA A jest najwyższym, bo na UEFA PRO trzeba mieć już staż, doświadczenie i dostać się na kurs poprzez egzamin. Mam również licencjat na wyższej uczelni. Staram się rozwijać na tyle, na ile mogę, żeby – kiedy przyjdzie moment, w którym skończę grać – mieć jak najwięcej opcji do wyboru, co robić dalej.
Czy to sprawia, że obecnie na piłkę patrzysz w bardziej analityczny sposób i starasz się wyciągać więcej z treningu nie tylko jako piłkarz, ale być może jako przyszły trener?
Przede wszystkim pomogło mi to dużo więcej rzeczy zrozumieć. Wiadomo, że każdy z zawodników chce grać. Ja, kiedy nie gram, najpierw analizuję sobie, co zrobiłem źle i co mogłem wykonać lepiej, a potem z perspektywy trenera staram się przemyśleć, czy zrobiłbym podobnie. Nie ukrywam, że rzadko, ale czasami zdarzało się, że kiedy trener nie tłumaczył swojej decyzji – bo nie musi się tłumaczyć zawodnikom – byłem w stanie zrozumieć z jakiego powodu nie gram, pomimo tego, że wyglądam dobrze.
Myślę, że gdyby piłkarze byli uświadamiani wcześniej pod kątem rzeczy, które szkoleniowcy chcą od nich wydobyć, rozumieliby więcej. Dla mnie jest to już dużo prostsze, bo przeszedłem jakąś podstawową ścieżkę. Coś się dzieje w PZPN-ie, bo widzę, że pod kątem szkolenia następują pewne zmiany, ale myślę, że różnica będzie widoczna dopiero w najbliższych, powiedzmy, pięciu – dziesięciu latach.
Wspominałeś również o swoich projektach. Chciałbym zapytać o jeden z nich – Sport Maniaki. Opowiesz nam o tym coś więcej?
Razem z moim przyjacielem prowadzimy szkółkę piłkarską doszkalającą zawodników, są to zajęcia indywidualne. Uznaliśmy, że przychodzący do nas chłopcy i dziewczynki – najmłodsi w wieku 10 lat – średnio wyglądają w ogólnorozwoju, koordynacji. W związku z tym stwierdziliśmy, że w tym aspekcie może być pole do poprawy i pomocy dzieciom. Zdecydowaliśmy się zatem zapoczątkować nowy projekt – Sport Maniaki. Są to zajęcia nie tylko dla piłkarzy. Prowadzimy je dla dzieci w wieku pięciu do dziesięciu lat, które przychodzą do nas na – w cudzysłowie – WF.
Staramy się uczyć dzieci reguł, zasad i w jaki sposób można uprawiać dany sport. Zaczęliśmy od podstawowych: piłka nożna, siatkówka, koszykówka, ostatnio piłka ręczna. Staramy się uczyć podstaw dotyczących różnych dyscyplin, bo być może któreś z tych dzieci polubi dany sport i po naszych zajęciach pomyśli nad tym, żeby zapisać się na treningi w klubie czy w szkole. Od listopada mamy grupkę dziesięciorga dzieci, które do nas przychodzą i prowadzimy dla nich takie zajęcia. Myślę, że jest tutaj duża przestrzeń do wykorzystania. Gdy patrzę na treningi u dzieci – i nie chcę tutaj nikogo obrażać czy krytykować – dochodzę do wniosku, że kiedyś ich podstawowe umiejętności były dużo wyższe. Przewrót w przód, rzeczy związane z koordynacją – totalne podstawy.
Chcemy promować nasze zajęcia poprzez ruch, sport, zabawę. Latem prowadzimy je na świeżym powietrzu, teraz pracujemy w hali. Serdecznie zapraszamy wszystkie chętne dzieci, a także rodziców, bo ich również czasami motywujemy, żeby z nami poćwiczyli. Myślę, że w przyszłości będziemy chcieli rozszerzyć nasze działania, ale jak ktoś kręci się obok naszych mediów społecznościowych – na które zapraszam – będzie widział, w jaki sposób będziemy to rozwijać.
W nawiązaniu do idei Twojego projektu: czy uważasz, że istotne jest, by kandydat na piłkarza w młodości uprawiał również inne sporty? Ciekawie mówił o tym chociażby Robert Lewandowski, który wspominał, że bardzo dużo dobrego przyniosło mu to, że jego rodzice byli nauczycieli WF-u i dzięki temu uprawiał każdy sport. W efekcie jest dużo lepiej skoordynowany i jego pamięć ruchowa na boisku nie jest ograniczona.
Ja jestem jak najbardziej za tym. Myślę, że problem leży na zajęciach WF-u w szkole. Często się słyszy, że w klasach młodszych prowadzą je panie wychowawczynie, które niekoniecznie mają do tego uprawnienia. Oczywiście to nie jest ich wina, bo one pracują na to, żeby dać dzieciom podstawową wiedzę. Są jednak wyspecjalizowani nauczyciele, którzy powinni prowadzić WF-y. Niestety nasze szkolnictwo nie wygląda tak jak powinno. Jestem za tym, żeby dziecko uprawiało wszystkie sporty, jakie są tylko możliwe.
Ćwicząc jedynie piłkę nożną od piątego czy szóstego roku życia, według mnie, zamykamy się w jakimś schemacie ruchowym i trudno jest wprowadzić nowy, skoro cały czas pracujemy w taki sam sposób. Nie mówię, że jeżeli ktoś tak trenuje, to nigdy nie zostanie piłkarzem, bo jest wiele różnych czynników, które decydują. Natomiast uważam, że dziecko powinno się przede wszystkim bawić. Bawić sportem, a nie chodzić na trening, bo „muszę iść na trening”. To dziecko musi chcieć, bawić się – czy to jest piłka nożna, siatkówka czy pływanie.
Czasami rozmawiamy o tym z trenerami – jak ja byłem w szkole 20 czy 25 lat temu, to był normalny WF. Jak byłem starszy, to pojawiał się przeskok przez kozła, przewroty, dużo gimnastyki. Trzeba było to zaliczyć, bo znajdowało się w programie. Teraz z tym jest różnie, to niestety widać i podejrzewam, że trenerzy z różnych dyscyplin również odczuwają taki problem. Nawet jak byłem w juniorach, co jakiś czas graliśmy z drużyną dziewczyn w piłkę ręczną – przegrywaliśmy sromotnie, ale trenerzy chcieli, żebyśmy jak najwięcej grali. Jak były zawody w koszykówkę, to wysyłało się klasę sportową z piłki nożnej. Były biegi, przełaje – szła drużyna z piłki nożnej.
Myślę, że pomimo tego, iż tylko dwie czy trzy osoby z mojego rocznika doszły gdzieś dalej, to każdy z chłopaków był na jakimś poziomie koordynacyjnym, ruchowym. Myślę, że to powinien być cel – że jako dorosła osoba jestem w stanie uprawiać amatorsko praktycznie każdy sport.
Zdecydowanie, trudno się nie zgodzić. Na koniec chciałbym Ci życzyć wszystkiego najlepszego z okazji urodzin i zapytać, czego byś sam sobie życzył?
Na pewno zdrowia, bo we wcześniejszych dwóch, trzech latach było z tym różnie. Jeżeli to dopisuje, jestem w stanie pokazać swoją wartość na boisku i pomóc drużynie, a to jest dla mnie najważniejsze. Sobie i całemu środowisku Skry bardzo mocno życzę utrzymania. Chciałbym, żebyśmy w czerwcu usiedli i powiedzieli, że zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy i dzięki temu zostajemy na przyszły sezon w pierwszej lidze.