Chociaż dopiero za kilkanaście dni skończy 27 lat, Dawida Niedbałę śmiało można nazwać żywą legendą Skry. Z naszym klubem związany jest praktycznie od początku przygody z piłką, jego udziałem było aż 5 awansów naszego klubu! Początek sezonu w Fortuna 1 Lidze miał niezwykle udany, obecnie dostaje nieco mniej szans na grę, ale to nadal ważny zawodnik w talii trenera Jakuba Dziółki. I przede wszystkim bardzo pozytywny człowiek. Zapraszamy do rozmowy z „Dejwolem”.
Od jakiegoś czasu zostałeś Dawid jokerem w talii trenera Dziółki, który zazwyczaj wpuszcza cie w drugiej połowie. Pewnie wolałbyś zaczynać jednak mecze od pierwszych minut?
– Jasne, że wolałbym każdy mecz zaczynać od początku, drugą część rundy jednak w większości zaczynałem na ławce. Dla mnie zawsze dobro drużyny było ważniejsze niż swoje własne, dlatego mimo wewnętrznego niezadowolenia, z każdych zdobytych punktów bardzo się cieszyłem. Nie pozostaje mi nic innego jak ciężko pracować i przekonać trenera, żeby znowu na mnie stawiał.
Wejście w Fortuna 1 Ligę miałeś naprawdę mocne. Nie dość, że przeważnie byłeś zawodnikiem podstawowej jedenastki, to zbierałeś dobre recenzje za grę i walkę. Działała jeszcze ta adrenalina po awansie?
– To prawda, sam po sobie odczuwałem, że jestem w formie. Myślę że działa, może nie czuć już tak dużej ekscytacji tą ligą, ale sytuacja w której obecnie jest Skra i to z czym musi się mierzyć, powoduje że każdy mecz staje się walką o lepsze jutro.
Życie sportowe toczy się bardzo szybko, ale wracasz jeszcze czasami do tych pięknych chwil z baraży? Bramka w Kaliszu cały czas jest przed oczami?
– Wiadomo, były to piękne chwile, może jedne z najpiękniejszych w moim życiu, ale jesteśmy teraz w innym miejscu, z innymi celami i założeniami. Na tę chwilę nie wracam już do tego co było, a skupiam się na tym co jest i co będzie. Myślę, że na wspominki będzie jeszcze czas na piłkarskiej emeryturze.
Za nami dopiero jedna runda, a zdążyliśmy już zwiedzić wszystkie stadiony na zapleczu ekstraklasy. Który zrobił na Tobie największe wrażenie?
– Na pewno było takich kilka: Gdynia,Tychy czy Kielce mają piękne nowoczesne obiekty, na których gra to czysta przyjemność. Stadiony w Łodzi również, chociaż na jednym z nich mieliśmy okazję grać jeszcze w drugiej lidze.
A patrząc tylko pod kątem sportowym, który mecz tego sezonu najbardziej zapadł Ci w pamięci?
– Dla mnie osobiście na pewno pierwszy mecz z Koroną Kielce. Inauguracja na tym poziomie rozgrywkowym, poprzedzona dwoma wspaniałymi awansami, to było spełnienie marzeń. Jeżeli chodzi o aspekt drużynowy myślę, że wygrana z Arką była takim impulsem, że jesteśmy w stanie walczyć z każdym w tej lidze.
Jak ty jako osoba, którą chyba bez wielkiej przesady możemy nazwać żywą ikoną Skry reagujesz na to, że musimy ciągle grać na wyjazdach? Bardzo brakuje „Lorety”?
– Z tą ikoną to bym nie przesadzał (śmiech). Nie ukrywam, że trochę się cieszę końcem rundy i wolnym. Nasze podróże z każdym następnym wyjazdem stawały się coraz cięższe i bardziej uciążliwe. Myślę jednak, że na tę chwile stawiliśmy czoła wyzwaniu. Na pewno mamy teraz czas, aby naładować baterie.
Kiedyś o tym już rozmawialiśmy, ale przypomnij Dawid ile awansów zaliczyłeś ze Skrą patrząc tylko na piłkę seniorską? To chyba ewenement na skalę całej Polski, jak nie Europy?
– Pierwszą przygodę i pierwsze treningi z drużyną seniorów zaczynałem już w A Klasie, więc jeśli dobrze liczę to przeżyłem tutaj 5 awansów. Czy to ewenement nie mam pojęcia. Nigdy nie ukrywałem tego jak dużo znaczy dla mnie ten klub. Poznałem tutaj fantastycznych ludzi, którzy albo dalej tutaj pracują, są blisko klubu, albo skończyli swoją przygodę ze Skrą. Myślę, że to wszystko urodziło się po prostu samo na przestrzeni lat.
Ciężko się przestawić na grę w pierwszej lidze? Tego miejsca jest zdecydowanie mniej na boisku?
– Myślę, że jako drużyna już dawno się przestawiliśmy, jeśli jednak chodzi o różnice między pierwszą a drugą ligą, największej bym upatrywał w szybkości i tempie gry. Dochodzi do tego aspekt organizacji i potężnego zaplecza jakim dysponuje tutaj chyba każda drużyna.
Tak szczerze: przed sezonem uwierzyłbyś, że uzbieramy w 20 meczach 27 punktów tylko na wyjazdach?
– Wierzyć na pewno w to wierzyłem, tak jak i każdy z zawodników, bo myślę, że bez tego by na się nie udało. Przed sezonem oczywiście brałbym taką ilość punktów w ciemno, ale to jeszcze nie koniec naszej pracy. Przed nami bardzo trudna i wymagająca runda wiosenna.
Granie w Polsce na ten rok powoli się kończy? Czego życzysz sobie na ten świąteczny czas?
– Życzę sobie naładowania baterii i resetu głowy, który bardzo jest mi potrzebny. Mam na to jednak sporo czasu i mam nadzieję, że ja osobiście, jak i cała Skra z hukiem wejdziemy w Nowy Rok!
Rozmawiał Mariusz Rajek