W miniony weekend rozegrana została ostatnia kolejka w częstochowskiej klasie okręgowej. To najlepszy moment, aby porozmawiać nieco dłużej o naszej drugiej drużynie z jej trenerem Tomaszem Szymczakiem. Skra II posiadając bardzo młody skład spisała się naprawdę dobrze. 41 punktów w 17 meczach, 13 zwycięstw i tylko dwie porażki to wyniki, które naprawdę muszą cieszyć. Czy wiosną mamy szansę powalczyć o awans do czwartej ligi?
Runda jesienna za nami. Drużyna rezerw Skry złożona z młodych zawodników, którzy jeszcze w poprzednim sezonie występowali rozgrywkach juniorskich A1, na boiskach częstochowskiej okręgówki odniosła 13 zwycięstw, 2 razy zremisowała i 2 mecze przegrały. Bez żadnej przesady możemy chyba stwierdzić, że to świetny wynik?
– Myślę, że tak. Patrząc na to z perspektywy, że w tej lidze mieli zagrać właśnie młodzi chłopcy z roczników 2003 i 2004, czyli juniorzy naszego klubu to można uznać ten wynik za bardzo udany. Wiem jednak, że z perspektywy szatni jest lekkie rozgoryczenie, bo apetyt rośnie w miarę jedzenia i chłopcy liczyli na jeszcze więcej. Mam tu na myśli mecz z Victorią. Muszą się jednak uczyć, że nie zawsze będzie się wszystko układało tak jakby chcieli.
Mecz Victorią rozegrany całkiem niedawno był meczem rundy w naszej okręgówce. Ta porażka 0:1 była chyba jedynym meczem, gdzie trafiliśmy na rywala mocniejszego od nas. Victoria była faktycznie lepsza w tym meczu i jest głównym kandydatem do awansu?
– Trzeba się z tym chyba zgodzić. Warto też zaznaczyć, że jak gramy u siebie z różnymi przeciwnikami to znamy swoje boisko, dobrze się na nim czujemy i potrafimy zdominować przeciwnika. Jak jedziemy na wyjazdy to bywa różnie, zdarzają się nierówne boiska. Rywale zazwyczaj mają też przewagę fizyczną przez co do pewnego momentu w meczach miewamy problemy. Z biegiem czasu jednak wychodzimy zwycięsko, natomiast mecz z Victorią pokazał, że ten zespół jest bardziej wyrafinowany. Mają w swoich szeregach 3-4 doświadczonych zawodników i to ci piłkarze zadecydowali tak naprawdę, że Victoria była w meczu od nas lepsza. Na ich korzyść działało też to, że ich młodzi zawodnicy ograli się w poprzednim sezonie w A klasie. Tam też grali już z seniorami i tutaj na pewno mieli przewagę nad naszymi zawodnikami.
Victoria nie ukrywała przed sezonem, że interesuje ich tylko awans do czwartej ligi. My z określeniem celu chcieliśmy zaczekać przynajmniej do końca pierwszej rundy. Teraz możemy już chyba zacząć o nim mówić i nie da się ukryć patrząc w tabelę, że na wiosnę nasi zawodnicy powinni powalczyć o zepsucie planów drużynie z Krakowskiej. Zgadza się trener?
– Jak najbardziej będziemy chcieli powalczyć, to są tylko cztery punkty straty. Do każdego meczu przygotujemy się jak najlepiej i będziemy chcieli wygrywać tak jak to miało miejsce jesienią. Trzeba też sobie jednak jasno powiedzieć, że Victoria wzmocniła się takimi zawodnikami, że to ona pozostanie głównym faworytem do awansu. Nasi młodzi gracze zrobią jednak wszystko, aby te plany rywalom pokrzyżować. Na pewno nikt nie odpuści.
Pomiędzy częstochowską okręgówką a czwartą ligą śląską jest niestety jednak spora przepaść. Najlepiej to widać na przykładzie drużyn z naszego regionu, które po awansie zazwyczaj mają duże problemy i szybko spadają. Patrząc na razie tylko teoretycznie, byłby to bardzo duży przeskok sportowy dla naszych rezerw, gdyby awansować się jednak udało?
– Moim zdaniem przeskok byłby spory. Obecnie w okręgówce zazwyczaj chcieliśmy narzucić rywalom nasz styl gry, często graliśmy w ataku pozycyjnym. Każda minuta działa na naszą korzyść, bo jesteśmy bardzo dobrze przygotowani wytrzymałościowo. Rywale po przerwie zazwyczaj nie biegali już z taką siłą i energią jak na początku. Dzięki tej przewadze zdobywaliśmy dużo bramek. Natomiast grając już na poziomie IV-ligowym to ta młoda drużyna miałaby pewnie trochę problemów, co nie zmienia faktu, że byłoby to dla tych zawodników najlepsze miejsce do dalszego rozwoju. Przydałoby się wówczas dołączyć 2-3 zawodników, którzy by ich poprowadzili. Taka mieszanka młodości z doświadczeniem byłaby najlepsza. Wtedy moglibyśmy fajnie pograć na poziomie czwartej ligi.
Wynik naszych rezerw tym bardziej musi budzić uznanie, że praktycznie nie korzystał pan z zawodników pierwszej drużyny. A czy patrząc w drugą stronę, widzi trener w swojej drużynie kandydatów do gry w pierwszym zespole Skry już wiosną?
– Wydaje mi się, że jest na to jeszcze za wcześnie. Dlatego za wcześnie, ponieważ moim zdaniem kiedy by tam trafili to nie tylko po to, żeby zadebiutować, zagrać kilka minut, ale być branym na poważnie. Jeśli ktoś trafi do pierwszej ligi to powinien posiadać już umiejętności na ten poziom rozgrywek. Wydaje mi się, że na ten moment nie mamy jeszcze takiego chłopaka w rezerwach. Taki przeskok z pewnością byłby bardzo duży. W przyszłym sezonie myślę, że o kilku zawodnikach będzie można już pomyśleć.
Wspominał trener, że rywalom czasami w drugich połowach zaczynało brakować sił. Uciekali się wtedy czasem do brzydkich fauli. Do tego dochodziła różna jakość boisk na wyjazdach. To był duży problem dla naszych młodych zawodników?
– Może nie nazwałbym tego problemem. Z piłki juniorskiej do seniorskiej jest jednak duży przeskok. Nawet grając z juniorami w seniorach w okręgówce sporo drużyn chciało grać z nami na tzw. „huki”. Starali się nas czasami przestraszyć, ale widać, że z każdym meczem uczyliśmy się tego cwaniactwa i wyrafinowania. Kiedy musieliśmy faulować to faulowaliśmy. W ostatnim meczu w Woźnikach rywale mieli nawet sporo pretensji, że za dużo ich faulujemy. To były faule, które możemy nazwać potrzebnymi, piłkarskimi po prostu. Trzy miesiące na boiskach okręgówki spowodowały to, czego chcieliśmy, czyli nauczenia się walki fizycznej.
W przerwie zimowej możemy spodziewać się jakichś zmian kadrowych w naszych rezerwach? Może jakiś zawodnik z drużyn rywali wpadł trenerowi w oko?
– Jest kilku takich zawodników, to są również młodzi zawodnicy, którzy nie mają jeszcze 18-stu lat. Grają póki co w swoich gminach, zobaczymy też jak to wszystko się potoczy. Zima to też nie jest najlepszy okres do transferów, nie każdy chce się wtedy przeprowadzać. Ci młodzi chłopcy chodzą do określonych szkół i nie zawsze chcą się zbyt szybko wyrwać ze swojego środowiska, w którym na co dzień funkcjonują. Młodzi ludzie dziś często nie chcą wyrywać się z miejsca, gdzie jest im na ten moment dobrze. Nie chcą o siebie w jakiś sposób zawalczyć. Ja powtarzam to też moim chłopakom, że to jak blisko są poziomu centralnego obecnie to już w przyszłości mogą nigdy nie być. To jest dla nich najlepsze półtora roku, żeby zaistnieć. Jeśli teraz się dobrze pokażą i zostaną zauważeni to będzie przepustka do ich kariery. Powinni zrobić wszystko, aby się wyróżnić i powalczyć o pierwszą drużynę Skry. Nikt nie da im takiej szansy jak własny klub, którego są wychowankami.
Czy któryś mecz mijającej rundy szczególnie utkwił trenerowi w pamięci?
– Myślę, że takim meczem było spotkanie w Krzepicach. Mieliśmy tam sporą przewagę w posiadaniu piłki. Zawodnicy Liswarty ustawili się dość nisko, wyprowadzili kilka kontrataków, do tego doszedł stały fragment gry i przegrywaliśmy już 1:3. Od 60. minuty mecz nabierał jednak coraz szybszego tempa, oni mieli coraz mniej sił i w ostatnich fragmentach wygraliśmy to spotkanie 4:3. Po meczu widziałem w moich zawodnikach niesamowitą radość. Byliśmy słabsi fizycznie, graliśmy z niezłą drużyną i pokazaliśmy wielki charakter. Ten mecz to był taki punkt zwrotny, po którym zawodnicy jeszcze mocniej uwierzyli w siebie. To im pokazało, że jeśli dobrze się pracuje przez cały tydzień to potem daje to efekty.
Rozmawiał Mariusz Rajek