Dwa zabójcze ciosy tuż przed końcem pierwszej połowy przesądziły o wygranej faworyzowanej Korony Kielce nad naszą drużyną w inauguracji Fortuna 1 Ligi. Patrząc jednak obiektywnie z perspektywy całego meczu, zaprezentowaliśmy się na Suzuki Arenie z naprawdę dobrej strony, a w drugiej połowie tylko fenomenalnej postawie bramkarza Konrada Forenca kielczanie zawdzięczają zachowanie czystego konta.
Jeśli na stadionie w Kielcach byli kibice Skry, którzy w 44. minucie opuścili trybuny udając się na przykład do punktów gastronomicznych, mogli być w naprawdę dobrych nastrojach. Wracając na swoje miejsca mogli przeżyć jednak ogromny szok. Próbująca grać otwartą piłkę Skra przez 44 minuty radziła sobie naprawdę nieźle. Tuż przed zejściem do szatni gospodarze wyprowadzili jednak dwa ciosy, po których trudno było się podnieść. Zaczęło się od niepotrzebnego faulu Marcina Stromeckiego przed polem karnym. Do takiej piłki nie mógł podejść nikt inny, jak Jacek Kiełb. Z jego silnym i precyzyjnym uderzeniem Nikodem Sujecki jeszcze sobie poradził, ale wobec dobitki Marcina Szpakowskiego z najbliższej odległości był bezradny. Nie minęły dwie minuty, a Koroniarze świętowali kolejnego gola. Jakub Łukowski wpadł w pole karne z prawej strony i posłał piłkę w długi róg. Pozostawało mieć nadzieję, że te dwa trafienia nie załamią naszego morale.
Wcześniej? Było bardzo obiecująco. Oczywiście Korona prowadziła grę i co jakiś czas stwarzała zagrożenie w naszym polu karnym, ale Skra nie postanowiła się temu biernie przyglądać. W 17. minucie „Nocek” przymierzył z wolnego nad poprzeczką. 8 minut później Piotrek posłał bardzo dobre podanie do Dawida Niedbały, ale „Dejwol” pocelował niestety za wysoko. Gospodarze poważnie zagrozili naszej bramce w 21. minucie. W 29. minucie sam na sam z Sujeckim znalazł się Łukowski, ale uderzył w boczną siatkę. Skra kiedy tylko mogła odgryzała się kontrami, które przy większym zdecydowaniu w ostatniej fazie akcji mogły bardzo poważnie zagrozić Konradowi Forencowi. Było to przyjemne dla oka widowisko, w którym nie murowaliśmy bramki.
Po przerwie Korona mogła podwyższyć prowadzenie, ale jedynie do 60. minuty. Później to Skra przejęła inicjatywę i byliśmy naprawdę blisko zdobycia bramki kontaktowej. W 67. minucie Dawid Niedbała zdecydował się na „centrostrzał” sprzed pola karnego, który nie skończył się golem tylko dzięki ofiarnej interwencji Forenca. Bramkarz Korony ratował swój zespół później jeszcze kilkukrotnie. Jak choćby w 69. minucie, gdy sam na sam był z nim Szymon Szymański. Trzy minuty później wprowadzony w drugiej części gry wychowanek kieleckiego klubu – Mikołaj Kwietniewski zagrał do Łukasza Winiarczyka, ten dośrodkował na głowę Niedbały, ten precyzyjnie uderzył w światło bramki, ale na naszej drodze znów stanął Forenc.
Gospodarze wyraźnie spuścili z tonu, oddając nam sporo przestrzeni. W 81. minucie Stromecki dośrodkował z rzutu wolnego na głową Mariusza Holika i po raz kolejny tylko kapitalnej interwencji bramkarza Koroniarze zawdzięczali czyste konto. – Dwie minuty spowodowały, że straciliśmy dwie bramki. Zwłaszcza ta druga boli, bo po złym wyprowadzeniu piłki po wznowieniu, można byto tego uniknąć. W przerwie dokonaliśmy korekt i ostatecznie mojemu zespołowi należą się gratulacje – przyznał po meczu trener Jakub Dziółka. Teraz przed Skrą kilka dni przerwy. W niedzielę (08.08) zagramy w Łodzi z ŁKS-em, który na inaugurację zremisował dziś w Tychach 1:1 z GKS-em.
Korona Kielce – Skra Częstochowa 2:0 (2:0)
1-0 Marcin Szpakowski 44’
2-0 Jakub Łukowski 45+1’
Korona: Forenc, Malarczyk, Podgórski Ż (Petrović), Łukowski (Danek), Kiełb (Nojszewski), Koj, Sierpina Ż, Szpakowski, Szymusik, Oliveira, Frączczak
Skra: Sujecki, Brusiło, Winiarczyk, Holik Ż, Krzyżak Ż, Nocoń, Napora Ż (Kwietniewski), Stromecki, Niedbała, Szymański, Mas (K. Wojtyra)
Mariusz Rajek, zdj. Natanael Brewczyński