Wisła Puławy po bramce Bartosza Wiktoruka z rzutu karnego wygrała w meczu 27. kolejki Betclic 2. ligi ze Skrą Częstochowa. Nasz zespół od 42. minuty grał w dziesiątkę, a mimo tego w drugiej części drugiej odsłony spotkania zdominował gospodarzy. Niestety było to za mało, by odwrócić losy spotkania.
O wadze rozgrywanego w Wielki Czwartek meczu pomiędzy Wisłą Puławy a Skrą Częstochowa napisano już wszystko, albo jeszcze więcej. Od pierwszego gwizdka obie strony miały jeden cel – dopisanie do swojego dorobku trzech punktów i żadne półśrodki nie wchodziły w grę. Bez zbędnych wstępów przejdźmy więc do tego, co działo się na murawie.
Wbrew oczekiwaniom – a może właśnie zgodnie z nimi – obie strony zaczęły ostrożnie, nie chcąc się zbytnio odsłonić, bowiem pierwsze trafienie mogło ustawić mecz. Chociaż inicjatywę mieli nasi zawodnicy przejmując środek pola, to gorąco pod naszą bramką zrobiło się już w 4. minucie ze stosunkowo bezpiecznej sytuacji. Wystarczył jeden błąd, by piłka trafiła pod nogi ustawionego na czternastym metrze Kacpra Szymanka. Jego strzał trafił w nogi jednego z naszych obrońców.
W 12. minucie spotkania gospodarze popełnili błąd przy wyrzucie z autu na wysokości dwudziestego metra boiska, jednak Wiktor Szywacz nie do końca zrozumiał się z Piotrem Noconiem i musieliśmy wrócić do budowania ataku od środka boiska.
Gra nabiera rumieńców
W okolicach 20. minuty spotkania obie strony miały okazję z niemal odbijających się w lustrze pozycji spróbować rozrysowanych przez sztaby szkoleniowe przed meczem stałych fragmentów gry, ale obie próby zakończyły się bez stworzenia większego zagrożenia.
Nie minęło pięć minut, a po faulu nieopodal linii bocznej boiska faulowany był nasz zawodnik. Jakub Niedbała świetnie dośrodkował w pole karne, gdzie uderzał Kacper Kaczorowski, jednak goście zdołali wybić piłkę na rzut rożny. Po nim goście przeprowadzili kontratak. Bartłomiej Juszczyk pędził przez ponad sześćdziesiąt metrów mając na plecach Pawła Kołodziejczyka i Kaczorowskiego. Pierwszy musiał uważać na kartkę, bowiem kilka chwil wcześniej arbiter ukarał go „żółtkiem”. Napastnik Wisły oddał strzał, ale świetnie zachował się Miłosz Garstkiewicz, broniąc jego próbę.
To tylko napędziło gospodarzy, którzy chwilę później wrzucali piłkę w pole karne z lewej flanki, ale Manuel Ponce nie sięgnął futbolówki. Nie minęło kilkanaście sekund, a tym razem znajdujący się bliżej krótkiego słupka klatką piersiową próbował wepchnąć piłkę do siatki Juszczyk. Po tej akcji arbiter, pan Rafał Szydełko zaprosił piłkarzy na „przerwę nawadniającą”.
Po niej znów do głosu doszli puławianie. Tym razem z naszej prawej strony dośrodkowywał Kacper Szymanek, a zamykający akcję Ponce spudłował. Gospodarze zdecydowanie nabierali wiatru w żagle i musieliśmy szybko zrobić coś, by podmuchy były jak najsłabsze. To jednak się nie udawało i nawet jeśli Wisła nie sprawiała bezpośredniego niebezpieczeństwa, to wywalczała kornery (to z jednej, to z drugiej strony), a po nich zawsze w szesnastce tworzyło się mniejsze lub większe zagrożenie.
Gramy w osłabieniu
Nie da się ukryć, że oddaliśmy Wiśle inicjatywę. Mogło to oczywiście skończyć się wyciągnięciem zawodników prowadzonych przez trenera Macieja Tokarczyka bliżej naszej tercji defensywnej i zrobienie tym samym większej przestrzeni naszym zawodnikom ofensywnym. Niestety nawet jeśli taki był plan, to spalił na panewce, bowiem w 42. minucie spotkania drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę, otrzymał Kołodziejczyk. W naszej ocenie przewinienie naszego młodego defensywnego pomocnika nie kwalifikowało się na tak surową karę, jednak decyzja sędziego była nieodwołalna.
Tuż przed przerwą ponownie docisnęli puławianie, ale dwukrotnie w parterze interwencjami popisał się Garstkiewicz i dzięki temu do przerwy utrzymał się bezbramkowy remis.
Gospodarze wychodzą na prowadzenie
Po zmianie stron zgodnie z najbardziej prawdopodobnym scenariuszem zabarykadowaliśmy się na własnej połowie, czekając na okazję do szybkiego ataku. Niestety w 50. minucie spotkania po tym jak w polu karnym ręką zagrał jeden z piłkarzy Skry arbiter wskazał na wapno. Do piłki podszedł Bartosz Wiktoruk, który po przerwie pojawił się na boisku. I chociaż Garstkiewicz wyczuł intencje strzelca piłka zatrzepotała w siatce.
Biorąc pod uwagę żar lejący się z nieba nasi zawodnicy skupiali się przede wszystkim na odpowiednim dysponowaniu siłami. Chociaż gospodarze posiadali inicjatywę nie przeszkodziło nam w okolicach 65. minuty kilkukrotnie mocno zagrozić Wiśle.
Walczymy!
Najpierw Bruno Garcia z lewej flanki wrzucał piłkę Niedbale, jednak ten nie zdołał uderzyć głową piłki. Utrzymaliśmy się jednak przy futbolówce, która zawędrowała przed pole karne. Sprzed linii szesnastego metra na uderzenie zdecydował się Nocoń, jednak po rykoszecie piłka minęła słupek w niewielkiej odległości. Po wykonaniu kornera leżący już niemal Joao Guilherme uderzył z przewrotki, ale obronił Wróblewski.
Widać było, że Skrzacy wykrzesali z siebie resztki sił, by odwrócić losy spotkania. Piłka nie chciała jednak wpaść do bramki. W pewnym momencie wyglądało tak, jakby to… Wisła grała w niedowadze. Postawiliśmy wszystko na jedną kartę i to gospodarze czekali na okazję do kontrataku.
Zaangażowanie naszych zawodników jest godne docenienia, niestety w końcowym rozrachunku liczą się bramki. Tych więcej zdobyli piłkarze Wisły i to oni zainkasowali trzy punkty.
27. kolejka Betclic 2. ligi
Wisła Puławy – Skra Częstochowa 1:0 (0:0)
1:0 Bartosz Wiktoruk (50’ – karny)
Wisła: Wróblewski – Waliś (46’ Wiktoruk), Lewandowski (69’ Kabaj), Waleńcik – Stromecki, Kargulewicz, Kumoch, Gałązka, Szymanek (90’ Koziej), Ponce (69’ Dziedzic) – Juszczyk (85’ Kwaczreliszwili)
Skra: Garstkiewicz (90’+2 Warszakowski) – Leśniak-Paduch, Estigarribia, Rogala – Kołodziejczyk, Guilherme (77’ Wróbel), Kaczorowski, Wacławek (61’ Owczarek), Niedbała (77’ Wireński), Nocoń – Szywacz (61’ Garcia)