Hubert Sadowski niedawno zasilił szeregi Skry Częstochowa. Zdążył też wystąpić w meczu ligowym. Miało to miejsce w Kaliszu, gdzie udowodnił, że będzie należał do filarów naszej drużyny. A skoro tak, to pora na krótką rozmowę.
Mówi się, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Dla Ciebie będzie to trzeci pobyt w naszym klubie, więc zadajesz kłam temu twierdzeniu…
To prawda. Dlatego może ten drugi powrót do Skry nie był dla mnie najbardziej udany, ale wierzę, że teraz wszystko pójdzie zgodnie z planem i będę mógł pomagać drużynie na boisku.
Wracasz do Skry, z którą kilka lat temu awansowałeś do 1. ligi. Czy to jest jedno z Twoich najlepszych wspomnień piłkarskich?
Tak, zdecydowanie. Bardzo dobrze wspominam tamten okres. Duża radość i wiele pięknych wspomnień związanych z tamtym okresem zwieńczonym awansem do 1. ligi.
Chociaż Stomil opuścił szeregi drugoligowców Ty chyba możesz uznać ten sezon pod kątem indywidualnym za udany…
Zdrowie mi dopisywało i miałem możliwość rozegrania sporej ilości minut na boisku. Żałuję bardzo, że nie udało się utrzymać 2. ligi w Olsztynie, bo to klub, który powinien grać minimum na tym poziomie. Będę śledził poczynania tego zespołu i wierzę, że cały klub stanie na wysokości zadania i jeszcze da dużo radości mieszkańcom Olsztyna.
Z tego co wiem Twoja dziewczyna też gra w piłkę, więc chyba żyjesz tym sportem 24 godziny na dobę?
To prawda, że Olga też gra w piłkę i faktycznie żyję tym wszystkim, bo też mocno przeżywam jej mecze, ale kiedy już jesteśmy razem, staram się ograniczać tematy sportowe, żeby ten czas spędzić z nią w inny sposób i trochę odetchnąć od piłki nożnej. Wiem, że nie zawsze mi się to udaje, ale staram się (śmiech).
Z jakimi celami przystępujesz do tego sezonu?
Na pewno celem podstawowym będzie utrzymanie, w co mocno wierzę i te pierwsze dni utwierdziły mnie w tym, że drużyna ma potencjał i jesteśmy w stanie rywalizować z każdym w tej lidze. O celach osobistych nie chcę mówić głośno.
Dziękuję i powodzenia!