Tuż przed Świętami odbyliśmy dłuższą rozmowę z trenerem naszego zespołu, Jakubem Dziółką. Porozmawialiśmy o obecnej sytuacji klubu i krótko podsumowaliśmy minioną rundę. Szkoleniowiec Skry Częstochowa odniósł się także do swojej pracy w Cracovii oraz „GieKSie” Katowice.
Panie Trenerze, 12 miejsce z dorobkiem 27 punktów to wynik powyżej oczekiwań?
Trener, Jakub Dziółka: Wiele razy mówiłem, że przed startem sezonu pewnie ten wynik byśmy przyjęli. Jednak wiemy też, że mieliśmy możliwość zdobycia większej ilości punktów. Oczywiście w wielu spotkaniach mieliśmy szczęście, mogliśmy przegrać, ale niektóre mecze, których ostatecznie nie wygraliśmy, mogliśmy zakończyć zwycięsko. Tak jak wiele razy powtarzałem, uważam, że osiągnęliśmy przyzwoity wynik.
Zaczęliśmy sezon, grając dość defensywnie. Uczyliśmy się tych rozgrywek. Jednak z czasem zdecydowanie częściej potrafiliśmy kontrolować spotkania z piłką przy nodze. Nawet statystyka pokazująca liczbę odbiorów na połowie przeciwnika wskazuje na to, że nasz zespół bardzo się rozwinął. Czy Trener dostrzega progres i pozytywną zmianę w funkcjonowaniu drużyny?
Od początku plan był taki, że na pewno nie możemy grać bardzo otwartej piłki i stale grać w ataku pozycyjnym. Chcieliśmy być skuteczni i efektywni w naszej grze, żeby zdobyć jak najwięcej punktów. Tak sobie założyłem, przedstawiłem ten plan sztabowi i taki właśnie mieliśmy styl na przestrzeni całej rundy. Oczywiście, w miarę upływu czasu, zdobywania kolejnych punktów, czuliśmy się zdecydowanie lepiej i pewniej, grając z piłką przy nodze. Ta seria pięciu meczów w trakcie której regularnie zdobywaliśmy punkty, z pewnością nam w tym pomogła.
Aczkolwiek patrząc na statystyki, trzeba zwrócić uwagę na fakt, że mecze, w których mieliśmy wyższe posiadanie piłki od przeciwnika, ostatecznie przegrywaliśmy. Wszystkie. I to na pewno są aspekty, które musimy poprawić. Musimy być jeszcze bardziej kreatywni na połowie przeciwnika, utrzymując się przy piłce nie dla samego utrzymywania, tylko dla tworzenia sytuacji. Samo posiadanie piłki nam nic nie da. Jeśli zdobędziemy bramkę po dwóch podaniach – nie mam z tym problemu. Jeśli to zrobimy po dziesięciu podaniach – podobnie. Ale oczywiście gol po tych dziesięciu podaniach wymaga wyższej jakości gry, lepszego prowadzenia piłki, podania, przyjęcia i dośrodkowania. W związku z tym wiemy, nad czym mamy pracować.
Długo zastanawiał się Pan nad przyjęciem propozycji Skry przed sezonem?
Daliśmy sobie z prezesem pewien czas, ponieważ gdy zaczęły się rozmowy, pracowałem jeszcze w Cracovii. Trudno powiedzieć, czy to był długi okres. Spotkaliśmy się jakiś czas przed końcem poprzedniego sezonu i generalnie szybko się dogadaliśmy. Od razu dość pozytywnie rozpatrzyłem tę propozycję, lecz wiadomo, że wciąż pracowałem w Krakowie i musiałem tam do końca wykonać swoją pracę. To było normalne.
Jakby miałby Trener porównać Skrę, którą prowadził kilka lat temu do tej, do której przychodzi, to wiele się zmieniło? Ten klub jest już na innym poziomie? Mam na myśli całą otoczkę, a także struktury.
Tak, oczywiście. Myślę, że nie mamy tutaj czego porównywać. Jeśli mam zacząć od rzeczy sportowych, to sztab jest przede wszystkim dużo bardziej liczny i łatwiej nam się pracuje. Wtedy były tylko trzy osoby. Jacek Moskwa pełnił równocześnie funkcję trenera bramkarzy i kierownika zespołu. Paweł Ściebura miał jeszcze grupę młodzieżową i pracował w szkole, dlatego tych obowiązków mieliśmy bardzo dużo. Teraz, dzięki temu, że nasz sztab liczy wiele osób, widzimy efekty w pracy zespołu. Drobne rzeczy, detale nie umykają, ponieważ par oczu, które patrzą na boisko, jest zdecydowanie więcej.
Drugą rzeczą, o której chciałem powiedzieć, jest fakt, że pracownicy klubu też spełniają swoje role i wymogi 1. ligi. Tak naprawdę jedynym minusem jest to, że nie możemy grać w Częstochowie.
Czy kiedy kilka lat temu prowadził Trener takich zawodników jak np. Piotr Nocoń, Dawid Niedbała czy Krzysztof Napora, to sądził Pan, że oni wejdą na tak wysoki poziom i będą potrafili się wyróżniać na szczeblu 1. ligi?
Powiem szczerze, przychodząc tutaj po pewnym czasie, powiedziałem zawodnikom, że trudno było mi wcześniej przewidzieć, gdzie będzie sufit Skry. I oni z każdym rokiem, z każdym sezonem, podnosili ten sufit wyżej sobie i klubowi. Myślę, że to jest dobra lekcja dla młodych zawodników, która dowodzi, że w każdym wieku można się rozwinąć jako piłkarz i być zdeterminowanym. Myślę, że Piotrek, Dawid, Krzysiek i inni piłkarze, którzy byli tutaj wcześniej, są dużo bardziej dojrzali , świadomi swojego organizmu i tego, co będzie na boisku. Aczkolwiek każdy z nich musiał wejść w tę 1. ligę.
Wcześniej pracował Pan w Cracovii. W związku z tym, chciałbym zapytać, jak układała się Pana współpraca z Michał Probierzem? I czy praca ze szkoleniowcem, który dużo osiągnął w polskiej piłce, sprawiła, że nabrał Trener jeszcze większego doświadczenia?
Ja myślę, że pracowanie na różnych szczeblach to jest olbrzymia wartość, w szczególności dla szkoleniowców z niewielkim stażem w pracy trenerskiej. To było półtora roku, gdzie byłem bezpośrednio przy sztabie pierwszego zespołu. Finał Pucharu Polski, Superpucharu Polski, gra w europejskich pucharach z Malmoe, organizacja tego wszystkiego – ja myślę, że to są rzeczy ważne dla trenera. Udało mi się to zobaczyć, być tam w środku i jako członek sztabu przygotowywać zespół. Trener Probierz ma olbrzymie doświadczenie w lidze, duże w pucharach. Dla mnie to były same plusy.
Oczywiście nie zawsze nasze spotkania były zwycięskie. Chociaż wygraliśmy Puchar Polski i Superpuchar, to zdarzały się również porażki. Ale ja myślę, że to była dla mnie ważna lekcja, ponieważ zawsze zadawałem sobie pytanie: co robić i jak reagować w sytuacji, kiedy zespołowi nie idzie? Uważam, że kiedy zespół jest w kryzysie, to pojawia się najtrudniejsza rola dla trenera, który musi sprawić, by zespół wygrał mecz albo zremisował, wyszedł z tego kryzysu. I to są na pewno cenne rzeczy, które udało mi się zobaczyć u trenera Probierza. Jest w tym naprawdę dobry, już nie wymieniając innych jego pozytywnych cech.
Zachowując wszelkie proporcje i pamiętając o tym, że Cracovia jest wielkim klubem, trzeba przyznać, że sposób budowania drużyny z Krakowa jest zupełnym przeciwieństwem wizji, która funkcjonuje w Skrze. Wiele mówi się o tym, że w Cracovii jest bardzo duża liczba obcokrajowców. W szatni krakowskiego zespołu jest wiele języków. W Skrze są w tym momencie sami Polacy. Czy Trener uważa, że zawodnik musi być dobry, a jego narodowość nie ma większego znaczenia, czy jednak łatwiej buduje się drużynę w oparciu o większą ilość Polaków?
Ekstraklasa ma inne wymagania. To jest najwyższy poziom w kraju. I myślę, że my – jako trenerzy w Polsce – nie wyprodukowaliśmy tak dużej liczby piłkarzy, żeby tylko oni grali na poziomie ekstraklasy. Mam nadzieję, że przyjdzie taki okres i będziemy szkolić coraz lepiej. Już to robimy, lecz potrzeba czasu, by akademie wypuszczały coraz lepszych piłkarzy. Ten rynek musi być na pewno uzupełniany o piłkarzy zagranicznych. Także myślę, że żeby nasza liga była mocna, piłkarze z zagranicy muszą tu funkcjonować. To jest też kwestia trenera, który musi umieć wyciągnąć maksa ze swojego zespołu i sprawić, żeby ta drużyna dobrze grała. Nie uważam, że Cracovia miała tylko obcokrajowców, którzy źle grali w piłkę. Byli tam bardzo dobrzy piłkarze, reprezentanci krajów i klub miał sukcesy. Zarówno polscy, jak i zagraniczni piłkarze dobrze pracowali. Także myślę, że to jest tylko stereotyp mocno przyklejony do Cracovii.
Chciałbym jeszcze zapytać o etap, w trakcie którego Trener dostał szansę pracy jako pierwszy szkoleniowiec w GKS – ie Katowice. To były cztery mecze, wśród których była między innymi zwycięska batalia z Pogonią Szczecin w Pucharze Polski. Wyniki jasno wskazywały na to, że można było Panu zaufać na dłużej. Czy czuł Trener pewnego rodzaju żal, że nie dostał takiej prawdziwej, pełnej szansy?
My też, jako sztab, czuliśmy, że idzie to w dobrym kierunku. I pewnie, gdyby pierwszy trener pojawił się po tygodniu naszej wspólnej pracy, to odczucie byłoby inne. Natomiast trwało to pełny okres, na który dostałem warunkowe prowadzenie zespołu, czyli cztery mecze. Rzeczywiście nasze wyniki były coraz lepsze, zespół na to dobrze reagował i my to widzieliśmy od środka. Z perspektywy czasu nie czuję żalu, inne były plany władz klubu. I trzeba było to zaakceptować.
A czy Trener w trakcie swojej kariery piłkarskiej już miał nieco bardziej analityczne myślenie na temat boiska? Czy już wtedy myślał Pan o pracy szkoleniowej w przyszłości?
Nie, bo – powiem szczerze – kiedy grałem w piłkę były inne czasy i myślę, że nieliczni piłkarze mieli wówczas takie cechy. Zacząłem się w to wkręcać wtedy, kiedy pierwszy raz wiedziałem, że będę prowadził trening i przygotowywałem środki treningowe, oglądałem mecze. Wcześniej oglądałem spotkania jako kibic i piłkarz.
Wracając do obecnej sytuacji naszej drużyny, chciałbym zapytać, czy widzi trener w zespole młodych zawodników, którzy w niedalekiej przyszłości mogliby przebić się do pierwszego składu?
Myślę, że oni mają szeroką drogę, otwartą do tego, żeby tak było. To w głównej mierze od nich będzie zależało, w jakim miejscu skończy się ich wcześniejszy sufit. My – jako klub i sztab – pomagamy im analizami czy treningiem – indywidualnym, zespołowym, grupowym, w tym, żeby oni byli lepszymi piłkarzami. Na pewno oni swoją szansę gry dostaną. Przed nami okres przygotowawczy, czas sparingów, więc jak najbardziej Ci zawodnicy będą przez nas wykorzystywani. I nikt im nie przeszkodzi w tym, by w przyszłości byli ważnymi ogniwami zespołu.
A czy uważa Trener, że tę drużynę trzeba wzmocnić czy bardziej przyda nam się jakieś uzupełnienie kadry? Nawiązuję chociażby do kontuzji Kamila Wojtyry, z którego przez dłuższy czas nie będzie mógł Pan skorzystać.
Z racji tego, że nasz budżet nie jest wysoki, nasze transfery muszą być wzmocnieniami, a nie uzupełnieniem. Także jeśli dokonamy transferów, to na pewno chcemy, żeby to były wzmocnienia w postaci osób gotowych do rywalizacji na pozycjach, a nie żeby to byli piłkarze, którzy mają zacząć funkcjonować w zespole dopiero za kilka miesięcy.
Czego Trener życzy sobie w kontekście nadchodzącej rundy?
Dwóch rzeczy. Żebyśmy mogli grać w Częstochowie i żeby piłkarze byli zdrowi, ponieważ myślę, że to są dwa aspekty, które sprawią, że będziemy dużo bardziej mogli cieszyć się z gry w 1. lidze i będziemy mogli pokazać siebie kibicom. Myślę, że tego nam brakuje. Ten przysłowiowy „dwunasty zawodnik” nigdy nie mógł nam pomóc i – nie ukrywam – odczuwaliśmy to w trakcie meczów wyjazdowych, gdzie doping był prowadzony pod naszych przeciwników i ten „dwunasty zawodnik” zawsze wspierał naszych rywali.
Rozmawiał Daniel Flak