Pod koniec marca tego roku Skra niespodziewanie zremisowała u siebie bezbramkowo z Bytovią Bytów. Strata dwóch punktów była jednak żadnym problemem w obliczu kontuzji jaka przytrafiła się w tamtym meczu kapitanowi naszej drużyny Adamowi Olejnikowi. Ponad 8 miesięcy temu ani zawodnik, ani nikt w klubie nie zakładał, że okaże się ona aż tak poważna i długotrwała w rehabilitacji. Mamy jednak dobre wieści – Adam wkrótce powinien pojawić się na boisku! O tym, jak i procesie rehabilitacji, wolnym czasie, rodzinie czy przeżywaniu meczów Skry z perspektywy kibica najlepiej opowie jednak już sam zainteresowany.
Od 28 marca, czyli dnia feralnego dla ciebie meczu z Bytovią minęło Adam już prawie 9 miesięcy. W tamtym momencie pewnie w najczarniejszym scenariuszu nie myślałeś, że kontuzja wykluczy cię na aż tak długo? Jakie były diagnozy i rokowania lekarzy?
– Wracając do feralnego momentu, zawsze ma się tą nadzieję, że czarny scenariusz nie spełni się tym razem. Dopóki nie miałem ostatecznej diagnozy liczyłem, że to nic poważnego. Jednak okazało się, że zabieg operacyjny będzie konieczny. Najgorszy jednak jest chyba czas oczekiwania i swego rodzaju niepewność. Znając już diagnozę byłem świadomy jak będzie wyglądał proces rehabilitacji, że niestety nie przyczyni się do mojego szybszego powrotu. Dostałem szereg wskazówek od lekarzy i fizjoterapeutów. Musiałem uzbroić się przede wszystkim w cierpliwość, co nie było łatwe znając mój charakter. Mogę tylko podziękować osobom ze sztabu, które przyczyniają się do coraz to lepszej mojej formy, bo często dla mnie poświęcali swój prywatny czas za co jestem im bardzo wdzięczny. Bez tej pomocy mój powrót na boisko nie byłby optymalny.
Jak obecnie się czujesz? Jak przebiegła rehabilitacja i jakie czynności treningowe możesz już wykonywać?
– Sam proces rehabilitacji myślę, że przebiegał pozytywnie co pokazały również testy motoryczne, które wypadły bardzo dobrze. Z końcem listopada zakończyłem proces leczenia i dostałem zielone światło na treningi z drużyną. Aktualnie chłopaki udali się na zasłużony odpoczynek, ja jeszcze do okresu świątecznego pozostaję w mocnym reżimie treningowym, żeby w styczniu rozpocząć przygotowania pełną parą.
Kontuzji nabawiłeś się tuż przed świętami Wielkanocnymi. Podczas meczu w Chojnicach, właśnie w tym świątecznym okresie drużyna wyszła w specjalnych koszulkach i niezwykle cenną wygraną zadedykowała właśnie tobie. To chyba dobrze oddaje atmosferę Skry, gdzie kolegami się jest nie tylko na boisku?
– Kiedyś już wspominałem, że takie momenty są wzruszające i łza kręci się w oku, że ma się oparcie w drużynie. To bardzo cementuje zespół. To co dzieje się w szatni daje niezwykłą siłę do działania. Zawsze chętniej człowiek wraca do grona osób, z którymi się fajnie pracuje i gdzie ma się wspólny język. Takie chwile jeszcze bardziej wzmacniają fundament drużyny, dają wolę walki. Każdy z drużyny może liczyć na pomoc szatni, co pokazuje ostatni mecz gdzie chłopaki zagrali dla Kamila, który teraz przechodzi przez ten sam proces co ja. Jestem przekonany, że wróci silniejszy, a my mu w tym pomożemy.
Jak sobie radziłeś w tym wolnym czasie? Mecze? Seriale? Na pewno pojawiła się okazja spędzić więcej chwil z rodziną, ale na boisko pewnie ciągnęło?
– Na pewno nie mogę powiedzieć, że ten czas był stracony. Miałem okazję spędzić go z rodziną, widzieć jak rozwija się moja córka, a to bezcenne chwile. Wolnego czasu w przypadku takich kontuzji jest stosunkowo mało, oglądałem poczynań drużyny i przeciwników z ligi, ale z perspektywy kibica jest to trudniejsze niż będąc na boisku. Zdecydowanie towarzyszy mi wtedy więcej emocji, a każdy kto przeżył podobną sytuację, wie o czym mówię. Bierna pomoc drużynie to nie to samo co aktywne uczestnictwo w rozgrywkach.
No własnie, z powodu urazu dalszą część sezonu mogłeś obserwować jako kibic. Jak duże nerwy były z boku patrząc na tą szaloną w naszym wykonaniu końcówkę?
– Jak wspomniałem przed chwilą nerwy i adrenalina to nieodzowny element kibicowania, szczególnie gdy jest się zawodnikiem, który przez jakiś czas jest wykluczony i może tylko oglądać poczynania drużyny z boku. Końcówka w wykonaniu Skry dostarczyła nie lada emocji, ale ja zawsze wierzę, że chłopaki wychodząc na boisko wiedzą o co walczą. Zawsze jako drużyna dajemy z siebie 100 procent. Lubimy zaskakiwać jak już udowodniliśmy nie raz, a ja cały czas wierzyłem, że uda nam się awansować!
Gdzie te emocje, napięcie były największe? W ostatnim ligowym meczu z Garbarnią? Półfinał w Chojnicach czy historyczny finał baraży w Kaliszu?
– Gdyby nie remis z Garbarnią nie byłoby baraży… Gdyby nie potem wygrana z Chojniczanką nie byłoby finału z Kaliszem. Każdy kolejny krok był równie ważny i emocjonujący. Finał z Kaliszem to apogeum jeśli chodzi o poziom wrażeń, ale przy drugim golu na koncie Skry już wiedziałem, że chłopaki nie wypuszczą tego zwycięstwa z rąk. Mimo, że w piłce nie można do ostatniego gwizdka przesądzać o wyniku to jednak w tym przypadku miałem pewność, że witamy właśnie pierwszą ligę.
I tak się stało! Skra po blisko 70 latach wróciła na tak wysoki szczebel rywalizacji, ale śmiało można powiedzieć, że obecne rozgrywki to najlepszy sezon w historii. W Fortuna 1 Lidze, gdzie są naprawdę wielkie firmy radzimy sobie bardzo dobrze. Tak szczerze to spodziewałeś się, że grając tylko na wyjazdach uzbieramy 27 punktów w 20 meczach?
– Sport to jedna wielka niewiadoma. Czasem wychodzisz dobrze przygotowany, a mimo to wynik tego nie odzwierciedla, nieraz drużyna gra gorsze spotkanie a zdobywa trzy punkty. Nigdy nie można z góry założyć jak potoczą się losy i ile punktów się zdobędzie. Skra ma to do siebie, że zawsze wychodzi zmobilizowana i walczy do końca, to jest naszym znakiem rozpoznawczym. Nie boimy się wielkich drużyn, znanych nazwisk. Ostatnio Piotrek Nocoń powiedział w wywiadzie, że do wszystkiego można się przyzwyczaić. Popieram jego słowa, jednak ta telenowela z naszym stadionem nie może trwać wiecznie. Wielki szacun dla chłopaków za to co zrobili w tej rundzie będąc cały czas na walizkach…
Te wyjazdy na pewno są uciążliwe. Jakie jest Adam twoje zdanie na ten temat i czy wierzysz, że wiosną w końcu będzie nam dane zagrać w Częstochowie?
– Kwestia regeneracji odgrywa tutaj kluczową rolę. Granie na wyjeździe nawet w roli gospodarza to nie to samo, co gościć przeciwnika na własnym stadionie. Miejmy nadzieję, że ta sytuacja niedługo ulegnie zmianie i będziemy mogli część spotkań rozgrywać w stałym miejscu – najlepiej oczywiście we własnym mieście.
Z trenerem Jakubem Dziółką znasz się jeszcze z trzeciej ligi. Jesteś naszym kapitanem i wszyscy czekają na twój powrót. Na pewno powalczysz o miejsce w tym mocno zmienionym po tamtym sezonie składzie Skry.
– Owszem, z trenerem Dziółką miałem okazję już pracować na etapie trzeciej ligi. Bardzo go cenię jako trenera, ale i prywatnie. Skłamałbym mówiąc, że nie zależy mi na dołączeniu do wyjściowej jedenastki, ale wiem, że muszę na to zapracować. Każdy z zawodników wkłada dużo zaangażowania i pracy, aby znaleźć się w wyjściowym składzie. Na razie wzmocnię rywalizację w zespole i wierzę, że przyjdzie taki moment że dostanę szansę wskoczyć do wyjściowego składu.
Myślisz, że pomiędzy pierwszą a drugą ligę jest duża różnica pod kątem sportowym?
– Na pewno jest różnica, ponieważ jest wielu zawodników, którzy grali na najwyższym szczeblu. Doświadczenie na centralnym poziomie rozgrywek jest z pewnością atutem drużyny, my jesteśmy beniaminkiem, dopiero uczymy się tej ligi.
Za niewiele ponad miesiąc rozpoczniemy przygotowania do rundy wiosennej, potem sparingi. Jak duże są szanse na to, że do tego czasu będziesz już w pełni do dyspozycji naszego sztabu?
– Tak jak wspominałem wcześniej, wiem ile pracy jeszcze przede mną, mam ustalony indywidualny tok przygotowań i w styczniu będę do dyspozycji sztabu w 100 procentach!
Wchodzimy w okres świąteczno-noworoczny. Czego Adam, poza zdrowiem rzecz jasna mogę ci życzyć na ten rok 2022?
– Najważniejszą rzecz już wymieniłeś. A poza tym, żeby moi trenerzy mentalni – żona i córka (śmiech) byli ze mną szczęśliwi. Powrotu do optymalnej dyspozycji przed kontuzją i dalszego rozwoju na każdej płaszczyźnie, żeby ze Skrą dalej pisać tą niesamowitą historię!
Rozmawiał Mariusz Rajek