Mikołaj Kwietniewski przyszedł do naszego klubu latem tego roku i szybko odnalazł się w drużynie, w każdym spotkaniu prezentując znamiona dużej klasy. Z młodym, ofensywnym pomocnikiem porozmawialiśmy o jego występach w barwach Skry, przygodzie w Fulham, pobycie w Legii, a także o kilku innych, ciekawych kwestiach. Zapraszamy do lektury.
Mikołaj, w jakim miejscu swojej kariery obecnie się znajdujesz? Czujesz, że to wszystko ruszyło do przodu? Złapałeś regularność i trzeba przyznać, że wyróżniasz się na boiskach 1. ligi.
Mikołaj Kwietniewski: Uważam, że znajduję się w tym miejscu, w którym powinienem być. Tak jak powiedziałeś: złapałem regularność, dobrze czuję się na boisku. Z różnych miejsc dochodzą mnie słuchy, że tak rzeczywiście jest, co potwierdza moją dyspozycję. Czuję, że moje występy idą w dobrą stronę i każdy jeden mecz jest dobry albo lepszy niż poprzedni. To na pewno dla mnie jest pozytywne i budujące.
Jedyne, do czego ktoś może się przyczepić, to chyba Twoje liczby: bramki, asysty. Myślisz, że to przyjdzie z czasem?
Myślę, że – tak jak powiedziałeś – ktoś może się do tego przyczepić, ale pierwszą osobą, która też się do tego przyczepia jestem ja. Jestem tego świadomy, bardzo dużo od siebie wymagam i staram się zawsze dawać z siebie maksimum tego, co mam w każdym meczu. Na razie te cyferki są znikome, można powiedzieć, że w ogóle ich nie ma. W poprzednim meczu był karny zrobiony na mnie i gdyby Kamil wykorzystał „jedenastkę”, to już miałbym tę asystę. Ale oczywiście to nie jest tak, że ja mam pretensje do Kamila, bo takie sytuacje są naturalne. Trafił pierwszego karnego, więc nie ma to większego znaczenia. Dochodzę do sytuacji w poszczególnych meczach, z Tychami miałem sześć strzałów. Piłka zacznie w końcu wpadać do bramki.
Myślę, że bardzo dobrze korzystasz ze swoich atutów: dynamiki, gry jeden na jeden.
Tak. Myślę, że zacząłem podejmować lepsze decyzje na boisku. W momencie, kiedy mam miejsce, to staram się je wykorzystywać i podejmuje pojedynki jeden na jeden. A kiedy jest ciasno, to staram się grać szybciej piłką i wychodzić z tych przestrzeni, żebyśmy korzystali z tego jako drużyna.
Jesteś w klubie już od kilku miesięcy, więc można pokusić się o pierwsze wnioski i przemyślenia dotyczące tego, jak się czujesz zarówno w zespole, jak i w mieście, bo jednak wcześniej przez długi okres mieszkałeś w Warszawie i wielkim Londynie?
W mieście odnajduje się dobrze. Nie ma tutaj czegoś, czego mi brakuje. Wiadomo, że Częstochowa to nie Londyn czy Warszawa, ale tutaj też jest kilka ciekawych miejsc, w których można coś zjeść czy fajnie spędzić czas. Ponadto mam dwie godziny do rodzinnego miasta, co na pewno jest kolejnym plusem. Jeśli chodzi o klub, to w kwestiach organizacyjnych wiadomo, że nie jest to zespół z zaplecza Premier League, Fulham czy Legia Warszawa, ale wiem, że ludzie, którzy są tutaj dają z siebie bardzo dużo i chcą pomóc nam we wszystkim, co się tutaj dzieje. Każdego dnia, tygodnia bardzo nam pewne rzeczy ułatwiają. To też jest pozytywne, że dają z siebie tyle, ile mogą z siebie dać. Na pewno w kwestii meczów, granie u siebie byłoby dla nas dużym atutem i myślę, że skoro na wyjeździe zdobyliśmy tyle punktów, to w spotkaniach u siebie mogłoby to wyglądać jeszcze lepiej.
Trafiłeś do Legii kilka lat temu z angielskiego Fulham. Były wobec Ciebie dosyć duże oczekiwania, w związku z tym, że byłeś uznawany na bardzo duży talent, o którym wiele osób ze środowiska słyszało. Zarazem jednak byłeś bardzo młodym zawodnikiem. Byłeś wówczas na to gotowy?
Tak jak powiedziałeś, byłem młodym chłopakiem i w Legii wiązano ze mną nadzieje, ponieważ bardzo dużo we mnie widzieli. To z jednej strony może być bardzo budujące, ale z drugiej młody zawodnik musi umieć sobie z tym poradzić. Ja może nie powiem, że sobie nie poradziłem, jednak pojawiły się pewne kwestie, na które nie miałem wpływu. Na przykład zaraz po przyjściu do Legii zerwałem więzadła. Miałem siedem miesięcy przerwy. Po kontuzji ACL zbliżały się Młodzieżowe Mistrzostwa Świata.
Znalazłeś się w szerokiej, pięćdziesięcioosobowej kadrze na ten turniej.
Tak, byłem w kontakcie z trenerem Magierą, który powiedział, że muszę iść do klubu, w którym będę grał regularnie i wtedy będzie mnie brał pod uwagę. Po kontuzji zdecydowałem się więc na ruch do 1. ligi, do Bytovii.
Byłem tam od lutego do czerwca, gdzie wbijałem się w rytm meczowy, dochodziłem do siebie po urazie. Przydarzały mi się wówczas drobne kontuzje, miałem problem z przywodzicielem, co na pewno nie pomagało mi w złapaniu regularności, pewności siebie i odbudowaniu się po tak ciężkim urazie. Te małe kontuzje mi bardzo przeszkadzały. Z perspektywy czasu uważam, że wypożyczenie do Bytowa nie było dobrą decyzją. Po takiej kontuzji mogłem na spokojnie zostać w klubie z Łazienkowskiej, odbudować się i wrócić do formy.
Gdy wróciłem do Legii, pojechałem na dwa obozy, podczas których nawiązywałem do swojej dobrej dyspozycji, zacząłem się czuć naprawdę ekstra i myślę, że w Warszawie też to widzieli. Legia zastanawiała się, czy kolejne wypożyczenie to na pewno będzie dobry ruch. Trener Vuković powiedział mi, żebym trochę poczekał. Dla mnie to też jednak był sygnał, że pomimo tego, iż dobrze wyglądam, oni mają trochę inne priorytety w postaci zawodników, których ściągają za ogromne pieniądze. Można powiedzieć, że trochę zabrakło mi cierpliwości. Chciałem pokazać się już na poziomie ekstraklasy i niekoniecznie dla mnie musiała to być Legia. Wisła Płock była dobrym wyborem.
O braku cierpliwości wspominałeś w jednym z wywiadów. Współpracowałeś też z trenerem mentalnym, Pawłem Frelikiem. Czujesz się w tym momencie – powiedzmy – o kilkanaście procent bardziej gotowy na duże granie?
Myślę, że tak. Jeżeli chodzi o moją głowę, to uważam, że jestem w bardzo dobrym miejscu. To na pewno jest pochodna tych wszystkich rzeczy, które się wydarzyły i spowodowały, że jestem w tym miejscu, w którym jestem, i tym kim jestem teraz. Sądzę, że moim dużym atutem, tutaj w Skrze i na boiskach 1. ligi, jest mój charakter i psychika.
A jak oceniasz z perspektywy czasu transfer do Fulham? Jest wielu zwolenników tezy, która mówi, ze lepiej najpierw się pokazać w Polsce, a potem wyjechać. Z drugiej strony przykład Twojego kolegi z byłej drużyny, Ryana Sessegnona, który trafił do Tottenhamu za 30 milionów, pokazuje, że można się przebić.
Myślę, że wyjazd to była dobra decyzja. Gdybym miał ją podejmować jeszcze raz, zrobiłbym to samo. Tylko w późniejszym okresie dokonywałbym innych wyborów. Zostałbym jeszcze przez jakiś okres w Anglii. Miałem ostatnie pół roku kontraktu w Fulham i myślę, że klub chciałby ze mną przedłużyć umowę. Przykład Ryana doskonale pokazuje, że można się przebić. Byliśmy kolegami z szatni i razem graliśmy we wszystkich młodzieżowych drużynach. On w końcu trafił do pierwszego składu, dostał szansę i ją wykorzystał. Nie pamiętam dokładnie, ile bramek strzelił w pierwszym sezonie, ale jako lewy obrońca potrafił zdobyć dwucyfrową liczbę goli. Obronił się swoją postawą na boisku.
Tak więc wszystko da się zrobić, jednak muszę przyznać, że czasami na pewno jest łatwiej trafić do dużej piłki poprzez mniejsze kluby, takie jak w Polsce. Czasami trzeba przejść przez trochę niższy poziom, żeby wskoczyć na ten większy. Myślę, że każdy zawodnik ma swoją ścieżkę, którą sam musi odnaleźć. I albo się wybije, albo pójdzie w drugą stronę.
Rozegrałeś mnóstwo spotkań w reprezentacjach młodzieżowych. Jak wspominasz ten okres?
Na pewno bardzo pozytywnie. Pamiętam, jak były pierwsze powołania do rocznika u – 15. Nie otrzymałem wówczas powołania i można powiedzieć, że mocno to przeżyłem, bo popłakałem się z tego powodu. Ale później byłem już powoływany na każdą kadrę od u – 15 do u – 19, więc tego grania było dużo.
Grając w reprezentacji u – 20 wystąpiłeś w spotkaniu przeciwko Anglii. Zmieniłeś w przerwie Przemysława Płachetę, który kilka dni temu zadebiutował w Premier League i strzeliłeś ważnego gola. Grał w tym meczu też między innymi McNail z Burnley czy Reece James, który robi furorę w Chelsea. Bramkę zdobył również Jakub Moder. Czy przykłady przeciwników czy kolegów z zespołu, którzy dotknęli najwyższego pułapu i grają w najlepszej lidze świata, dodatkowo Cię motywują i pokazują, że przy odpowiedniej pracy i odrobinie szczęścia można to osiągnąć?
Jestem realistą, ale uważam, że można osiągnąć wszystko. Jest to na pewno pozytywny bodziec. Ale widzisz, to też można odebrać na dwa sposoby. Dla jednego może to być motywacja do ciężkiej pracy i przykład, że można tam trafić. A drugi, na przykład trochę słabszy psychicznie zawodnik może podejść do tego odwrotnie, myśląc sobie: ja tam byłem, oni tam byli, a teraz gdzie ja jestem? Ja uważam, że jest to osiągalne. Wierzę głęboko w siebie, w swoje umiejętności i w to, że mogę wskoczyć na ten bardzo wysoki poziom. I tego się trzymam. To mnie napędza każdego dnia do tego, by wyjść na trening i dać z siebie maksa, a potem w trakcie meczu robić to samo. I gdy widzę, że grałem dobrze, to jest dla mnie nagroda i motywacja do dawania z siebie jeszcze więcej.
Kiedyś, po meczu młodzieżówki z Serbią podszedł do Ciebie Adam Nawałka. Co Ci wówczas powiedział ówczesny selekcjoner reprezentacji?
Pochwalił mnie za strzelenie bramki, powiedział, że dałem dobrą zmianę. Jako młody chłopak może do końca nie zdawałem sobie sprawy, kto do mnie podszedł, ale po kilku latach chyba mogę powiedzieć, że to były fajne, budujące słowa i przyjemny moment dla mnie.
Na koniec, w odniesieniu do tego, co dzieje się obecnie, mam pytanie, jakie stawiasz sobie w tym sezonie cele? Mam na myśli zarówno aspekt indywidualny, jak i drużynowy.
Jeżeli chodzi o mnie, to mam swoje cele dotyczące liczb, ale powiem Ci o nich, dopiero jak uda się je spełnić. Chcę zawsze dawać z siebie sto procent na treningu i na meczu, żeby to było widoczne. Chciałbym zostawiać ślad po sobie i sprawić, by ludzie mogli powiedzieć – tak jak ty to zauważyłeś – że się wyróżniam na poziomie 1. ligi i zaliczam dobre występy. To jest mój cel i do tego dążę.
Jeżeli chodzi o drużynę, to myślę, że przed sezonem wiele osób nas nie doceniało. Pojawiały się jakieś stwierdzenia, że jesteśmy zespołem, który będzie rozdawać punkty. Przed sezonem utrzymanie bralibyśmy w ciemno. Teraz jesteśmy po 14. kolejkach, plasujemy się na 11. miejscu i mamy zaległy mecz do rozegrania. Posiadamy przewagę sześciu punktów nad strefą spadkową i tak naprawdę tylko siedmiu do miejsc barażowych. Wiele osób może się teraz śmiać słysząc o barażach i mówić, o czym my rozmawiamy, ale takie są fakty i liczby. Mamy tę zaległą kolejkę i tak naprawdę zaraz się może okazać, że mamy bliżej do play – offów niż do strefy spadkowej. Ja nie mówię, że będziemy ekipą, która będzie biła się, żeby wejść do ekstraklasy. Chodzi mi o to, że przed sezonem niektórzy nas nie docenili, a teraz my dostarczamy coś ekstra i na pewno jest to dla nas mega budujące. Powinniśmy być z tego zadowoleni. I oczywiście nie nie zrobiliśmy jeszcze tego, co oczekujemy, bo głównym celem pozostaje utrzymanie, ale jeśli mielibyśmy pograć o wyższą lokatę, to dlaczego nie? Myślę, że zapracowaliśmy na szacunek i utarliśmy nosa kilku drużynom.
Rozmawiał Daniel Flak