Jeśli po bezbramkowym remisie można być w pełni usatysfakcjonowanym z widowiska to takim meczem z pewnością było nasze sobotnie (23.10) starcie z GKS-em Tychy. Szczególnie w pierwszej połowie Skra stworzyła sobie ogrom sytuacji strzeleckich, którymi spokojnie mogłaby obdzielić kilka wcześniejszych spotkań. Niestety nie udało się pokonać Konrada Jałochy, który podobnie jak Mateusz Kos rozgrywał świetny mecz. Punkt na trudnym terenie ma jednak swoją wagę.
Od pierwszych chwil rywalizacji na Stadionie Miejskim w Tychach widać było, że piłkarze Skry chcą sobie powetować ostatnie niepowodzenia z Opola. Nasza drużyna wyszła na wyżej notowanego przeciwnika nad wyraz wysoko i bez wielkiej przesady można stwierdzić, że w pierwszej połowie zdominowała gospodarzy. Zaczęło się już w 3. minucie, kiedy mieliśmy rzut wolny z lewej strony po faulu na Kamilu Lukoszku. Pięć minut później Marcin Stromecki dogrywa świetną piłkę do Mikołaja Kwietniewskiego, ten niestety doskoczył do niej minimalnie nie w tempo, w przeciwnym razie pozostałoby mu posłać futbolówkę do bramki.
W 16. minucie doszło do spięcia pomiędzy Maciejem Mańką a Kamilem Wojtyrą. Ten pierwszy nieładnie faulował, drugi zbyt mocno się zdenerwował. W efekcie obaj obejrzeli po żółtym kartoniku. W 25. minucie wspomniany Wojtyra posyła dobre podanie do „Kwietnia”, ten uderza w środek bramki, ale na tyle lekko, że Konrad Jałocha radzi sobie bez problemów. W większych opałach jest niespełna minutę później, tym razem Piotrek Nocoń uderza mocniej i golkiper tyszan zmuszony jest sparować piłkę do boku.
27. minuta to dla odmiany najlepsza w tej odsłonie okazja dla GKS-u. Po zbiorowym błędzie naszego bloku defensywnego niesamowitą paradą popisuje się Mateusz Kos wyciągając piłkę po silnym strzale z najbliższej odległości. Odpowiedź Skry? Zaledwie dwie minuty później. Niezwykle ofensywnie usposobiony tego dnia Kwietniewski uderza minimalnie obok bramki z piłki sytuacyjnej po kontrataku. Zabrakło tak niewiele, że oczami wyobraźni już można było widzieć piłkę w siatce. „Kwiecień” kolejną doskonałą okazję po dograniu od Lukoszka ma w 33. minucie. Tym razem Jałocha ratuje swoją drużynę fenomenalną interwencją. Pięć minut później przed szansą na premierowe trafienie staje Lukoszek. Decyzję o strzale podejmuje niestety chyba zbyt szybko i w efekcie piłka trafia jedynie w boczną siatkę. Tyszanie na dobrą sprawę odpowiadają dopiero w ostatnich pięciu minutach tej części gry. Kos radzi sobie jednak z obstrzałem swojej bramki. W kontrze jeszcze dwie okazje marnuje Kamil Wojtyra.
Początek drugiej połowy to kolejna wymiana ciosów. Świetne widowisko przy ulicy Edukacji 1 w Tychach trwało w najlepsze, ale z upływem minut przewagę zaczęli zyskiwać gospodarze. W 51. minucie ratuje nas słupek, a „Kosik” ma po chwili jeszcze co najmniej dwie okazje do wykazania się. Tyszanie przycisnęli, teraz to oni zdecydowanie częściej gościli w naszym polu karnym.
Po przetrwaniu kilkunastominutowego naporu udało nam się odzyskać rytm i powrócić do gry cios za cios. To, że w tym meczu nie padały bramki było w bardzo dużym stopniu zasługą obu golkiperów. Kos uratował nas w 67. minucie broniąc z najbliższej odległości uderzenie głową jednego z tyszan. W 73. minucie nasz sztab dał jasny sygnał, że chce walczyć o pełną pulę ofensywną zmianą: Wojtyrę i Stromeckiego zastąpili Maciek Mas oraz Przemek Sajdak. Chwilę później na grę dwójką napastników przeszli również miejscowi. Nic dziwnego, że akcje przenosiły się raz po raz z jednego pola karnego w drugie. Dobry poziom i emocje tego meczu podsumowała ostatnia akcja, kiedy po wrzutce GKS-u z lewej strony uderzeniem przewrotką popisał się Jakub Piątek. Na nasze szczęście w boczną siatkę. – Na szczęście Kuba nie trafił w światło bramki, ale byłem przygotowany na to, żeby to obronić. Staram się cały czas utrzymać wysoki poziom, jestem doświadczonym bramkarzem i wiem po co wychodzę do tej klatki – ocenił tuż po meczu nasz bramkarz, którego spokojnie można nazwać cichym bohaterem spotkania.
Postawę swoich podopiecznych docenił na pomeczowej konferencji trener Jakub Dziółka: – Zostawiliśmy dziś na boisku dużo serca i charakteru. Bardzo staraliśmy się, aby ten mecz wygrać. Było to widać od początku spotkania. Po raz kolejny zabrakło nam najważniejszej rzeczy w piłce nożnej, czyli bramki. Pierwsza połowa pokazała Skrę, która potrafi grać z tak dobrym przeciwnikiem jak równy z równym. Mieliśmy wiele dogodnych sytuacji, ale cały czas musimy pracować nad finalizacją. Jesteśmy tego świadomi i mamy kilka dni, aby to poprawić. Mówienie o tym nic nie da, tylko trening może nam pomóc. Co na to szkoleniowiec ekipy ze Śląska, Artur Derbin? – Nie dobraliśmy się dziś niestety do drużyny z Częstochowy, choć próbowaliśmy ku temu wszelkich rozwiązań. Próbowaliśmy strzałów z dystansu, przedzierać się skrzydłami, finalizować ataki po dośrodkowaniach, po stałych fragmentach, jak i atakiem szybkim. Niestety nie przyniosło to żadnego powodzenia. Byliśmy przygotowani na to, że Skra stosuje skoki pressingowe i to nie było dla nas specjalnym zaskoczeniem. Skra szczególnie w pierwszej połowie potrafiła stworzyć sobie sytuacje. Pozostaje nam przyjąć ten punkt i tyle.
Podsumowując: sytuacjami z tego spotkania można by obdzielić kilka spotkań, a na pewno pięć naszych ostatnich występów. Można tylko żałować, że na transmisję z tego meczu w głównym paśmie nie zdecydował się Polsat Sport, bo była to świetna reklama Fortuna 1 Ligi. Skra dzięki remisowi utrzymała 13. miejsce w tabeli. Za tydzień (29.10) zmierzymy się w Olsztynie ze Stomilem.
GKS Tychy – Skra Częstochowa 0:0
GKS: Jałocha, Paprzycki (Steblecki Ż), Mańka Ż (Połap), Nedić, Piątek Ż, Grzeszczyk, Wołkowicz, Biel (Jaroch), Żytek, Kozina (Janiak), Malec
Skra: Kos, Brusiło, Mesjasz, Krzyżak, Lukoszek (Niedbała), Stromecki (Sajdak), Nocoń (Bronisławski), Szymański Ż, Kwietniewski, Napora, K. Wojtyra Ż (Mas)
Widzów: 1648
Mariusz Rajek, zdj. Natanael Brewczyński, Grzegorz Przygodziński