„Zmiana pozycji kilka lat temu dała mi pewien impuls, otworzyła możliwości. Gdyby nie to, pewnie nie byłbym w tym miejscu” – rozmowa z Kamilem Wojtyrą

Po transferze do Skry Częstochowa, Kamil Wojtyra przebojem wdarł się na drugoligowe boiska i niemal z marszu stał się jednym z najważniejszych zawodników naszego zespołu. W obecnym sezonie, mimo kłopotów ze zdrowiem, strzelił dwa gole i wiele wskazuje, że to dopiero początek. Z naszym napastnikiem porozmawialiśmy o studiach, grze w niższych ligach i historycznym, minionym sezonie. Nie zabrakło także tematów dotyczących aktualnej sytuacji naszej drużyny.  

Kamil, na początku chciałbym zapytać: jak zdrowie? Wszak o ile w minionym sezonie unikałeś kontuzji, to w obecnym trochę kłopotów zdrowotnych Ci się przytrafiło.

Kamil Wojtrya: Zgadza się. Myślę, że początek tej rundy jest, w moim przypadku, trochę do zapomnienia. Dosyć długo borykałem się z kontuzją. Gdy wróciłem na mecz z Widzewem, który był dla mnie pierwszym spotkaniem w wyjściowej jedenastce, to akurat dwa dni później okazało się, że naciągnąłem delikatnie łydkę, co wykluczyło mnie z rywalizacji z Lechem. Także zgodzę się, że początek tego sezonu, patrząc pod kątem mojego zdrowia, nie był do końca udany. Ale mam nadzieję, że jest już wszystko dobrze i oby tak zostało.

Wiem, że bardzo świadomie podchodzisz do kwestii odżywiania. Studiujesz dietetykę, prawda?

Tak, dokładnie. Można powiedzieć, że aktualnie jestem już na końcu tej drogi. Zamierzam w niedługim czasie obronić pracę magisterską właśnie na kierunku dietetyki. Także myślę, że jest to temat, który każdemu kto gra w piłkę, jest bardzo przydatny. Racjonalne żywienie na pewno pomaga również na boisku.

A jak podchodzisz do swojej diety? Wyliczasz sobie każdą kalorię czy jesteś zdania, że zdrowa dieta to jest styl życia i można jeść tak naprawdę wszystko, tylko w odpowiednich proporcjach?

Bardzo długo liczyłem kalorie. Teraz już robię to intuicyjnie. Wiadomo, są dni, kiedy potrzeba więcej kalorii, są także dni, kiedy treningi są lżejsze i tych kalorii potrzebujemy mniej. Myślę, że po mojej przygodzie z liczeniem teraz potrafię sobie już to wszystko w miarę, na oko zbilansować.

Od dawna podchodzisz w taki sposób do kwestii odżywiania, traktowania swojego ciała jako narzędzia pracy? Kiedy to się zaczęło, jeśli chodzi o tak profesjonalne podejście?

Myślę, że taki przełom w moim życiu nastąpił gdzieś w wieku osiemnastu lat, podczas gdy wcześniej, można powiedzieć, zupełnie się tym nie interesowałem i nie przywiązywałem do tego uwagi. Teraz uważam, że było to dużym błędem, bo na pewno mogłoby mi to wcześniej pomóc wejść na wyższy poziom. Zainteresowanie się tym tematem skusiło mnie także do tego, by zacząć studiować dietetykę po szkole średniej. Jak widać, udało mi się ukończyć licencjat i mam nadzieję, że tak samo będzie z magisterką.

A kiedy patrzysz na swoich kolegów z szatni, z boiska, to widzisz, że świadomość korzyści płynących ze zdrowego odżywiania się zwiększa?

Myślę, że w naszej szatni świadomość w tej kwestii jest duża. Wiadomo, tak jak było w moim przypadku, najmniejsza jest u młodszych kolegów, natomiast jeśli patrzymy ogólnie – to wszystko stoi u nas na wysokim poziomie.

Zaczęliśmy od tego, że za Tobą dość trudny początek sezonu. Jednak kiedy już pojawiałeś się na boisku, grałeś naprawdę dobrze. Masz na swoim koncie dwa gole. I w związku z powyższym chciałbym zapytać, jak duża jest różnica pomiędzy 2. ligą a Fortuna 1. Ligą?

Na pewno jest bardzo znacząca. Jest duży przeskok jakościowy, jeśli chodzi o piłkarzy. Wiadomo, to jest zaplecze ekstraklasy, więc myślę, że każdy, kto występuje w tej lidze ma aspiracje, by grać w najwyższej klasie rozgrywkowej. W 1. lidze są naprawdę fajne stadiony, poukładane kluby z aspiracjami, by grać szczebel wyżej. Cała otoczka tej ligi jest na lepszym poziomie. Mecze każdej kolejki są przecież w Polsacie Sport.

Nie masz wrażenia, że największa różnica dotyczy kwestii taktycznych? Że jednak spotkania w I lidze czasami są mniej atrakcyjne, jeśli chodzi o emocje, natomiast zdecydowanie więcej jest ekip dobrze poukładanych?

Na pewno tak jest. Wynika to może również z tego, że poziom jest naprawdę bardzo wyrównany i w zasadzie każdy może wygrać z każdym. Dlatego wyniki często oscylują w granicach 1:0, 1:1. Z pewnością taktyka jest aspektem, do którego należy przywiązywać olbrzymią uwagę.

Czy kiedy kilka lat temu przechodziłeś z Rakowa Częstochowa do Znicza Kłobuck, to wyobrażałeś sobie, że jeszcze wrócisz na wysoki poziom i to wszystko ułoży się dla Ciebie w tak pozytywny sposób?

Powiem szczerze, że w tamtym momencie trudno było mi myśleć, że sprawy nabiorą takiego obrotu w aż tak dużym stopniu. Na pewno po udanych sezonach – mimo że mówimy o niższych ligach – po strzeleniu dosyć dużej ilości goli, chciałem spróbować jeszcze gdzieś wyżej. Udało się na szczeblu centralnym podpisać kontrakt w Skrze. I cieszę się, że – tak myślę – niespodziewanie awansowaliśmy z drugiej do pierwszej ligi. I teraz musimy bardzo się starać, żeby to wszystko utrzymać. Pokazać, że poprzedni sezon nie był przypadkiem. Są tutaj, w klubie, naprawdę świetni ludzie i myślę, że stać nas na to, żeby na stałe zagościć w pierwszej lidze.

Myślisz, że kluczem do rozwoju twojej kariery była zmiana pozycji? W drużynach juniorskich, a później w pierwszej drużynie Rakowa, występowałeś na pozycji wahadłowego, a czasami nawet środkowego obrońcy.

Tak, zdarzały się mecze, w których grałem w trójce jako jeden z bocznych stoperów. Głównie jednak występowałem na wahadle czy w innym ustawieniu – również na boku pomocy. Myślę, że zmiana pozycji po przejściu z Rakowa do niższej ligi, do Znicza Kłobuck, dała mi pewien impuls, otworzyła nowe drogi i możliwości. Cieszę się, że tak się stało. Gdyby nie to, pewnie nie byłbym w tym miejscu, w którym jestem teraz.

Chciałbym, żebyśmy jeszcze chwilę porozmawiali o poprzednim, wyjątkowym sezonie. Czy wówczas kiedy na wiosnę pojawił się delikatny kryzys, było dużo spotkań, w których nie wygrywaliśmy, dalej wierzyliście w awans do Fortuna 1. Ligi?

Myślę, że tak. W szatni nie pojawiło się zwątpienie, że nie zagramy w barażach, ponieważ po dobrym starcie rundy wiosennej – to właśnie baraże były naszym celem. Pewnie po cichu niektórzy myśleli o awansie bezpośrednim po sezonie zasadniczym, ale myślę, że nie było to w naszym zasięgu. Na szczęście, mimo słabszej serii, która się nam przytrafiła, udało nam się uzyskać miejsce barażowe. Być może gdyby nie słabsza seria, podczas której nie udało nam się wygrać bodaj dziewięciu czy dziesięciu meczów, udałoby nam się uzyskać awans bezpośredni. 

W związku z tym odniosę się do spotkania, w którym wywalczyliśmy wspomniane baraże. Kiedy w meczu z Garbarnią strzelałeś karnego na 4:4, to odnosiłem wrażenie, że nie miałeś świadomości, iż jest to wynik, który gwarantuje nam awans do spotkań barażowych.

Dokładnie! Wiadomość, że remis daje nam baraże, na boisku mi umknęła. Później, po meczu dowiedziałem się, że w zasadzie wszyscy koledzy wiedzieli, także trenerzy na ławce, tylko nie ja. Może to i lepiej, bo ta presja przed strzeleniem karnego byłaby większa. (śmiech) Ale na szczęście udało się strzelić, i ten remis dał nam udział w barażach.

Widziałem po Tobie wielki spokój podczas wykonywania wspomnianego karnego. Czy ty na boisku potrafisz się wyłączyć, odciąć od całej reszty i być w swoim świecie? Czasami mam wrażenie, że masz wyłączony układ nerwowy. Nawet sam fakt, że nie wiedziałeś, jaką wagę miał gol, o którym rozmawiamy, dużo o tym mówi.

Na pewno na każdym meczu jest adrenalina, emocje i myślę, że ważne, by starać się to opanować i pokazać swoje umiejętności z chłodną głową. Uważam, że kiedy jesteśmy zestresowani, pod dużym prądem, nie jesteśmy w stanie pokazać pełni swoich umiejętności i tego, na co nas stać. Myślę, że często jest tak, że emocje biorą górę i trzeba starać się nad tym panować. Sądzę, że mimo wszystko, chłodną głową, opanowaniem, wygrywa się spotkania.

Właśnie dlatego wydaje mi się, że strona mentalna jest Twoim olbrzymim atutem. Zostając jeszcze chwilę przy ostatnim sezonie zapytam, czy ten barażowy tydzień był dla Ciebie najbardziej szalonym okresem w Twoim piłkarskim życiu?

Zdecydowanie tak! To, co osiągnęliśmy w poprzednim sezonie ze Skrą było dla mnie bardzo dużym osiągnięciem drużynowym. Wcześniej też udało mi się awansować z Rakowem z drugiej do pierwszej ligi, ale wówczas grałem jedynie epizody i mój udział w tym sukcesie był bardzo znikomy. Myślę, że w przypadku poprzedniego sezonu mój udział był już dosyć duży. Zagrałem w większości meczów, opuściłem tylko jeden – z GieKSą Katowice z powodu nadmiaru żółtych kartek. Dlatego myślę, że to był zdecydowanie najbardziej ekscytujący tydzień w mojej dotychczasowej przygodzie z piłką.

Później, latem, nasza drużyna bardzo się zmieniła. Przyszło wielu nowych zawodników, kilku piłkarzy odeszło. Czy na dzień dzisiejszy uważasz, że nasza drużyna jest już skonsolidowana i zgrana? Wszak pewne automatyzmy trzeba było wypracować na nowo.

Spodziewaliśmy się, że po awansie nasza drużyna się zmieni, ponieważ wielu chłopaków było wypożyczonych z klubów macierzystych. Wrócili do siebie, a w ich miejsce przyszli nowi zawodnicy, którzy bardzo podnieśli jakość zespołu. Naprawdę, na treningach jakość jest bardzo wysoka, trzeba się starać i nawet na chwilę nie można odpuścić. Jest tutaj dwudziestu – kilku zawodników i każdy z nich może grać w pierwszym składzie. Swoją wartość musimy pokazywać na każdym treningu. Trzeba udowadniać, że chce się grać.

Stawiasz sobie jakieś indywidualne cele na ten sezon?

Raczej nie, nigdy nie stawiałem sobie takich celów. Teraz jest tak samo. Chcę po prostu w każdym meczu zaprezentować się z jak najlepszej strony. Pomagać drużynie w punktowaniu, wygrywaniu. A na indywidualne rozliczenia przyjdzie czas na koniec rundy lub sezonu.

W takim razie życzę Ci zdrowia, które jest Ci bardzo potrzebne, i jak największej liczby bramek w bieżącym sezonie. Dziękuje za rozmowę.

                                                                                                                                                                   Rozmawiał Daniel Flak