W ostatnich dniach 2020 roku chcemy przypomnieć zawodników, którzy jeszcze niedawno grali w barwach Skry, a obecnie reprezentują barwy innych klubów. Na początek Mateusz Bondarenko – obrońca warszawskiej Legii, który zimą ubiegłego roku przeniósł się do Stomilu Olsztyn, a obecnie reprezentuje barwy GKS-u Jastrzębie.
Mateusz, jak ci minął świąteczny czas? W rodzinnym gronie, czy udało się gdzieś wyjechać, odpocząć choć na kilka dni?
– Świąteczny czas minął mi bardzo dobrze. Rzadko kiedy mam okazję na dłużej wrócić do domu ze względu na to, że terminarz meczów jest co roku napięty. Jest to jedyna dłuższa przerwa, kiedy na spokojnie mogę z najbliższymi posiedzieć, porozmawiać i pobyć z nimi dłużej. Byłem przed świętami kilka dni w Warszawie, ponieważ cały czas studiuję, a przy okazji spotkałem się z moimi kolegami, którzy grają w Legii bądź już za granicą.
Ze Skry przeniosłeś się do Olsztyna. Zdaniem wielu Mazury to jedna z najładniejszych części Polski. Zgadzasz się z tą opinią? Jak ci tam było?
– Tak to prawda. Ja szczerze mówiąc zawsze byłem obojętny co do takich kwestii związanych z krajobrazem, nie zwracałem na to większej uwagi. Odkąd jednak wyjechałem do Olsztyna to naprawdę uświadomiłem sobie, że to nie są wymysły. Tam po prostu jest pięknie! Podczas kwarantanny narodowej mieliśmy treningi w różnych miejscach, ze względu na zamknięte stadiony, więc jeszcze bardziej wtedy mogłem zobaczyć wszystkie zakamarki tego miasta. Mieliśmy treningi na plażach, w lasach, nad jeziorami, to była duża przyjemność!
A od piłkarskiej strony? Jaka atmosfera panowała w szatni Stomilu?
– Muszę przyznać, że atmosfera była bardzo dobra. Jeżeli chodzi o wejście do szatni znałem już kilku zawodników z młodzieżowej reprezentacji Polski, więc było łatwiej. W Skrze było inaczej, nie znałem nikogo, a jak odchodziłem to ciężko mi było tak po prostu pomyśleć, że już do tej szatni jutro nie przyjdę. Nie ma więc na to recepty, lecz uważam że, czy zarówno Skra, Olsztyn lub Jastrzębie są to bardzo podobne do siebie szatnie ze względu na to, że cały trzon tworzą osoby, które są bardzo mocno związane z tymi klubami. Postawą na boisku i poza nim trzeba sobie zasłużyć, aby do tego trzonu dołączyć.
Wspomniałeś o Jastrzębiu. Z Mazur przeniosłeś się na drugi koniec Polski, właśnie do GKS-u Jastrzębie. To jest miejsce, w którym chciałbyś zakotwiczyć na dłużej? Jaki wpływ na to miała osoba trenera Pawła Ściebury?
– Rodzice śmiali się, że jestem jak cyrkowiec – z jednej strony Polski na drugą i że mieszkam cały czas z walizką w samochodzie (śmiech). Nikt nie wie jakie scenariusze pisze piłkarskie życie. Każdy zawodnik ma swoje ambicje i aby się rozwijać oraz pokonywać następne szczeble trzeba podejmować decyzje, które są nie zawsze łatwe. Mimo, że dostałem propozycję zostania w Stomilu na następny sezon, to uważałem i czułem, że krok do Jastrzębia będzie dla mnie jeszcze lepszą decyzją. Osoba trenera Ściebury, nie będę ukrywał – miała duży wpływ na to. Trener przedstawił mi jak to wszystko wygląda w zespole, jaki ma plan. Znałem podejście do treningu i pracy trenera, widziałem jaki progres zrobiłem w Skrze, więc decyzję o tym, że chcę grać w Jastrzębiu podjąłem dość szybko. Cele moje sięgają jeszcze wyżej, będę więc robił wszystko, aby je realizować.
Przy świątecznym stole był czas na tematy piłkarskie? Składaliście sobie życzenia z obecnymi i byłymi kolegami z boiska? Czego najczęściej sobie życzycie?
– Tak, u nas piłka jest wszechobecna. Mój brat aktualnie gra w piłkę w futsalowej drużynie Widzewa Łódź, tata także grał w piłkę, a teraz po każdym meczu robi mi analizę (śmiech). Muszę przyznać, że moja rodzina jest bardzo zainteresowana sportem, wszyscy tym żyją. Od siostry, przez mamę po babcię. Każdy mecz oglądają, a babcia zna lepiej terminarz i wyniki meczów ode mnie.
Od twojego czasu w Skrze minęło już trochę czasu, ale zawsze dość dobrze wypowiadałeś się o czasie spędzonym przy Loretańskiej. Nic się nie zmieniło s tej kwestii? Czego życzyłbyś kibicom Skry?
– Tak, mam cały czas kontakt z zawodnikami Skry. Jak tylko gramy mecz w innym terminie niż Skra to oglądam Skrę, bardzo lubię oglądać mecze jak widzę, że grają moi znajomi, z którymi grałem jeszcze niedawno. Z Rafką Brusiło raz w tygodniu obowiązkowo jest telefon podsumowujący mecze ligowe. Nic się nie zmieniło i nie zmieni, bo to jest duża lekcja dla młodych zawodników. Część osób w Skrze pracuje rano, a po południu ma trening. Mimo, że jest tam sztuczna trawa, to pamiętam, że na treningach aż paliła się od zaangażowania. To pokazuje jacy tam są zawodnicy i jakie mają podejście do piłki. Życzę kibicom wiele powodów do radości, żeby mogli w końcu w większym gronie wejść na stadion, bo zawsze byli tym 12-stym zawodnikiem na stadionie przy Loretańskiej. W tym trudnym czasie wszystkim życzę również przede wszystkim dużo zdrowia!
Rozmawiał Mariusz Rajek