Dwa punkty straty do baraży i dwa punkty przewagi nad strefą spadkową. To jedno zdanie najlepiej obrazuje wagę niedzielnej wygranej Skry 2:1 nad Błękitnymi Stargard. – Chwała mojej drużynie, że dowiozła ten wynik. Było sporo chaosu i walki, ale ta determinacja jest siłą tego zespołu – mówił po meczu trener Paweł Ściebura. Gole dla naszej drużyny strzelili Adam Mesjasz i Piotr Nocoń.
O pierwszej połowie można w zasadzie powiedzieć tyle, że się odbyła. Z wartych uwagi sytuacji można odnotować uderzenie głową Kamila Zalewskiego z 17. minuty, po którym piłka w bliskiej odległości minęła bramkę rywali. W doliczonym czasie gry pierwszej odsłony dobrą okazję dla Skry miał jeszcze Piotrek Nocoń oraz dla Błękitnych Wojciech Fadecki. – W pierwszej połowie spokojnie wyczekiwaliśmy rywali – ocenił nasz trener a Adam Topolski wypowiedział się w tym samym tonie: – Na początku badaliśmy przeciwnika.
Druga część meczu jednak całkowicie wynagrodziła kibicom to, że w pierwszej mogli się nieco nudzić. – W drugiej połowie wypuściliśmy naszych najlepszych zawodników i faktycznie pojawiły się duże emocje – dodał szkoleniowiec Błękitnych. Trzeba przyznać, że druga połowa nie mogła się dla nas ułożyć lepiej. W 52. minucie Dominik Sasiak sfaulował wbiegającego w pole karne i wychodzącego na czystą pozycję Daniela Rumina. Sędzia nie miał żadnych wątpliwości, a „jedenastkę” na gola pewnym strzałem w górny środek bramki zamienił Adam Mesjasz.
Stracona bramka podziałała bardzo mobilizująco na gości i zrobiło się naprawdę ciekawe widowisko. W 61. minucie bardzo blisko wyrównania był Fadecki, który jako jedyny w drużynie rywali pamiętał jeszcze piękną historię tej drużyny pisaną w Pucharze Polski sezonu 2014/2015, ale strzelił minimalnie obok słupka. O tym, że niewykorzystane sytuacje się mszczą goście przekonali się w 65. minucie, kiedy to z lewej strony w pole karne wpadł „Nocek” i niczym rasowy snajper nie dał żadnych szans Dominikowi Sasiakowi. Komfortowo w naszej drużynie było jednak tylko przez chwilę, gdyż niespełna dwie minuty później w końcu swego dopiął Fadecki wykorzystując błąd dobrze broniącego w całym meczu Mikołaja Biegańskiego.
Końcówka była niezwykle emocjonująca i nerwowa. Goście próbowali za wszelka cenę doprowadzić do remisu, ale i Skra miała szanse, aby strzelić gola na 3:1 i zamknąć spotkanie. W 81. minucie świetną okazję miał ponownie Fadecki, ale dobrze ustawiony był Biegański. Pięć minut później nasz bramkarz był górą w starciu z Mateuszem Bochnakiem. Dla nas bardzo dobrą okazję miał wprowadzony kilka minut wcześniej Lucjan Zieliński, ale z największym trudem jego strzał odbił golkiper Błękitnych. – Wiedzieliśmy, że czeka nas bardzo trudne spotkanie, bo Błękitni grają piłkę improwizowaną – przyznawał trener Ściebura. – Przegraliśmy mecz, którego nie można przegrać, jest nam przykro, bo to był bezpośredni pojedynek o utrzymanie – mówił wyraźnie zasmucony Adam Topolski. – Zagraliśmy dobre spotkanie, ale za dobrą grę nie dostaje się punktów. Walczyliśmy do końca, ale się nie udało. Teraz każdy mecz będzie starciem o życie – wtórował trenerowi Wojciech Fadecki. – Walka, konsekwencja to nasze DNA. Zawsze dajemy z siebie wszystko. Najważniejsze, ze dowieźliśmy wygraną – cieszył się z kolei Michał Kieca, u którego po niedawnej kontuzji kostki nie ma już śladu.
Wygrana z Błękitnymi i rezultaty innych spotkań sprawiają, że Skra jest tak samo barażów o awans do pierwszej ligi, jak i strefy spadkowej. Końcówka sezonu w drugiej lidze zapowiada się po prostu pasjonująco. Najbliższe spotkanie zagramy za tydzień (11.07, godz. 16.00) na wyjeździe z Olimpią Elbląg.
Skra Częstochowa – Błękitni Stargard 2:1 (0:0)
1-0 Mesjasz 53’ (z karnego)
2-0 Nocoń 65’
2-1 Fadecki 67’
Skra: Biegański, Zalewski, Mesjasz, Nocoń Ż, Brusiło, Rumin (Wolny), Andrzejczak, Napora, Holik Ż, Kieca, Kazimierowicz Ż (Zieliński)
Błękitni: Sasiak Ż, Bednarski (Paczuk Ż), Gawron, Polkowski (Cywiński), Sitkowski, Theus, Fadecki, Kompanicki (Łysiak), Bochnak Ż, Sadowski Ż, Ostrowski
Mariusz Rajek, zdj. Patryk Kowalski