Nasi piłkarze w sierpniu ubiegłego roku w zwycięskim meczu z Widzewem Łódź (1-0) wystąpili z ogromnym znakiem zapytania na koszulkach. Główny problem, który chcieliśmy wtedy, jak i w kolejnych meczach zakomunikować, a mianowicie pomijanie Skry w miejskich dotacjach został ostatnio zauważony przez Amerykanów z „Uni Watch”. Konkretnie przez autora podpisującego się Paul Lukas, zajmującego się dogłębnie sportową estetyką.
„Po raz pierwszy od bardzo dawna obejrzałem mecz polskiej drugiej ligi. Było to starcie Stali Stalowa Wola ze Skrą Częstochowa. Moją uwagę przykuły koszulki drużyny gości, które zamiast reklamy zawierały ogromny znak zapytania” – pisze w pierwszych słowach Lukas. Zaznaczmy w tym miejscu, że portal „Uni Watch” zajmuje się typowo historią oraz znaczeniem strojów w sporcie. Sam autor pisze o sobie, że urodził się w Polsce i mieszkał w kraju nad Wisłą do 13. roku życia. Jak zaznacza, to pomogło mu przewertować kilka polskich stron internetowych i zasięgnąć informacji o co tu chodzi. „Przez ostatnie 10 lat Częstochowa udzielała dotacji swoim drużynom sportowym w zamian za reklamę na strojach sportowców. Jednym z warunków było występowanie na szczeblu centralnym rozgrywek. W Częstochowie korzystają lub korzystały z tego Raków, Włókniarz i AZS. Skra nie mogła z tego korzystać, ponieważ przez ostatnie 60 lat grała na czwartym lub niższych poziomach rozgrywek. Tylko trzy najwyższe poziomy to rywalizacja ogólnokrajowa. Niższe szczeble mogą być dofinansowane w ramach innych konkursów” – tak sytuację opisuje amerykański portal.
„Wszystko zmieniło się w 2018 roku, kiedy to Skra wygrała swoją grupę III ligi i awansowała na szczebel centralny. To powinno jej umożliwiać skorzystanie z miejskiej dotacji. W międzyczasie miasto zmieniło jednak zasady, konkretnie szczebel centralny zamieniono „najwyższym szczeblem rywalizacji”. Klub poczuł się oszukany i odrzucony. Nie dało się nie odczuć, że zasady zmienia się tylko po to, aby wykluczyć Skrę z możliwości skorzystania z dotacji. Znak zapytania na koszulkach to sposób na dotarcie do szerszej świadomości z czym mamy do czynienia. Z tego co udało mi się przeczytać, to zespół już drugi sezon występuje ze znakiem zapytania na koszulkach. Tak, może się to wydawać małostkowe, ale kwota dotacji wynosi zaledwie 120 tysięcy zł, podczas gdy roczny budżet klubu wynosi około miliona. Jest to więc duża różnica.” – jak widać Paul Lukas dość szczegółowo zgłębił problem naszego Klubu.
„Uni Watch” wspomina też o wywiadach prezesa Skry Artura Szymczyka z zeszłego roku, kiedy to precyzyjnie wyartykułował problem niesprawiedliwego traktowania Skry przez władze Częstochowy. „Najciekawszym aspektem całej historii dla mnie jest to, jak dziwnie wygląda duży, drżący znak zapytania na klatkach piersiowych graczy. Wygląda prawie tak, jakby został naklejony na koszulki w Photoshopie! Jesteśmy tak uwarunkowani, aby postrzegać wolnostojący znak zapytania jako symbol czegoś – zamieszania, ignorancji, wątpliwości, niepewności itp. Trudno jest spojrzeć na tych piłkarzy, nie myśląc, że znak zapytania wysyła jakąś wiadomość o niepokoju. Co za dziwna historia. Czy są jeszcze inne zespoły, które nosiły znaki zapytania?” – znakiem zapytania kończy historię o… znaku zapytania Paul Lukas.
Problem, który zasygnalizowaliśmy niemalże rok temu jak widać został zauważony nie tylko przez lokalne media, ale dotarł nawet za Ocean. Wydźwięk całej akcji cieszy, ale nie da się ukryć, że prawdziwą radość odczulibyśmy gdyby na wysłany przez nas światu komunikat odpowiedziały władze miasta. Bez większego wsparcia magistratu trudno będzie nam w dalszej perspektywie utrzymać Skrę na obecnym poziomie sportowym i organizacyjnym. A ostatnie zwycięstwa z Widzewem czy GKS-em Katowice pokazały chyba dobitnie, że Skra również może dać Częstochowie i jej mieszkańcom sporo radości.
Link do oryginalnego artykułu: