W ostatnich dniach sprawdziliśmy co w czasie pandemii koronawirusa słychać u naszych piłkarzy, a teraz czas na rozmowę z trenerem Pawłem Ścieburą. Co zrobić z przymusową przerwą? Na ile da się trenować we własnym domu? Czy wciąż jest nadzieja na dokończenie obecnych rozgrywek i jak piłka nożna może wyglądać po tej przerwie? Zapraszamy do lektury.
Panie trenerze, jak pan sobie radzi z tą sytuacją? Jak można wykorzystać ten nieplanowany „czas wolny”?
– Sytuacja jest dla nas trudna i nietypowa, ale musimy sobie z nią jakoś radzić. Można nadrobić czas, którego na co dzień przy naszym tempie pracy nie ma i poświęcić go dla najbliższych. Oni w trakcie sezonu odczuwają to najbardziej. Poza tym można coś zrobić w domu czy wokół niego, pomajsterkować.
Na ile da się pracować zdalnie w pana profesji? Tego czasu wolnego pewnie i tak trochę zostaje – jakieś książki, filmy w tym czasie? Jak wypełnia trener czas?
– Zdalna praca ma inną specyfikę, szczególnie dla zawodów, w których pracuje się na co dzień z drugim człowiekiem i wymaga to nawiązywania relacji i kontaktu bezpośredniego. Nie jest to łatwe, w naszym przypadku, ale niestety nie mamy wyjścia i wpływu na zaistniałą sytuację. Pozostały czas wolny wykorzystuję do nadrabiania zaległości książkowych i filmowych, piszę również pracę dyplomową na Kurs UEFA Pro, a także oglądam mecze drużyn z których można coś wyciągnąć dla siebie.
Zawodnicy dostali rozpiski do indywidualnych treningów, ale na pewno nie zastąpi to normalnych zajęć. Jakie ćwiczenia można wykonać we własnym domu, aby podtrzymać formę?
– Tak, zawodnicy dostają rozpiski biegowe na każdy tydzień z góry, nie ukrywam że nie sądziłem iż ta przerwa będzie tak długa, ale gdyby pojawiła się opcja wznowienia rozgrywek jestem przekonany, że będziemy gotowi, bardzo dobrze przepracowaliśmy okres przygotowawczy i teraz zawodnicy więcej niż sumiennie podchodzą do swoich obowiązków związanych z realizowaniem treningów indywidualnych. Ćwiczenia w domu to jedynie formy ćwiczeń siłowych z oporem własnego ciała, które zresztą też otrzymali od trenera Rokosy, lub z niewielką ilością sprzętu takiego jak fitballe, hantle czy TRX. Nie każdy może sobie pozwolić, aby mieć w domu siłownie. Pozostaje jeszcze oczywiście trening indywidualny z piłką.
Zagraliśmy tylko dwie kolejki na wiosnę i koronawirus niestety zastopował rozgrywki. Myśli trener, że uda się je w tym sezonie jeszcze wznowić?
– Szczerze mówiąc na początku liczyłem że do treningów powrócimy jeszcze przed Świętami Wielkiej Nocy, natomiast na bieżąco obserwując sytuację i jej rozwój, biorąc pod uwagę nasze zdrowie i bezpieczeństwo naszych rodzin, powrót do rozgrywek może być bardzo trudny wręcz nierealny. Ale jak pokazują dotychczasowe doniesienia sytuacja jest dynamiczna i ciągle się zmienia, nie jesteśmy w stanie przewidzieć jak się potoczy. Miejmy nadzieję że w dobrym kierunku i będzie nam dane dokończyć rozgrywki.
Jeśli w bardzo optymistycznym wariancie zapadłyby decyzje, że od połowy maja będzie znów można grać w piłkę i kontynuujemy sezon, to ile czasu zawodnicy potrzebowaliby na przygotowania, aby być w optymalnej formie? Czy to jest w ogóle możliwe?
– Przyjmuje się, że bardzo widoczne spadki w poziomie wytrenowania są zauważalne po upływie trzech tygodni w momencie zaprzestania treningu. Na chwilę obecną więc nie ma jeszcze jakiejś paniki, natomiast jeśli przerwa potrwa 6-8 tygodni to powrót z marszu do rytmu meczowego co trzy dni będzie po prostu niebezpieczny dla zdrowia zawodników i kontuzjogenny. Ich organizmy nie będą do tego zaadoptowane. Na pewno największym mankamentem będzie czucie piłki, zespołu i rzeczy z tym związanych – głównie taktycznych. Z drugiej strony jeśli zapadnie taka decyzja, że będziemy grać to trzeba będzie podjąć wówczas rękawice i walczyć, to nasza praca i tyle.
Wygrana z Elaną pozwoliła nam się przesunąć na 15. miejsce, ale niestety dalej jest to strefa spadkowa. Jeśli sezonu nie uda się wznowić to jakie pana zdaniem powinny być decyzje PZPN? Mówi się o rozszerzeniu lig, tak aby drużyny nie spadły a liderom tabel umożliwiłoby to jednocześnie awans. To dobre rozwiązanie w tej sytuacji?
– Szkoda, że już po tym meczu nie udało się wyskoczyć z tej strefy, ale jakie rozwiązanie nie zostanie podjęte będziemy musieli je zaakceptować, bez względu czy będzie ono dla nas korzystne czy nie, nie mamy na to wpływu. Dla mnie osobiście najwięcej do stracenia mają te kluby, które na chwilę obecną są w czerwonej strefie pod każdym względem. Każda decyzja oznaczająca dla nich spadek będzie krzywdząca. Oczywiste jest, że chcielibyśmy się w tej lidze utrzymać jak każdy kto na chwilę obecną jest w strefie spadkowej z realnymi szansami na pozostanie w lidze. Decyzje jakie zapadną i tak zależą od włodarzy klubów, PZPN i nam pozostaje tylko czekać na te rozstrzygnięcia.
Czy trenera zdaniem piłka po tej pandemii będzie wyglądać już inaczej? Mówi się, że niektóre kluby mogą popaść w olbrzymie problemy finansowe. Jak się odnaleźć w nowej rzeczywistości?
– Piłka w samej istocie gry się nie zmieni. Natomiast zmienią się realia w jakich będą musieli funkcjonować piłkarze, trenerzy i kluby. Mam tu na myśli realia finansowe, ponieważ obecnie piłka jest jedną z gałęzi gospodarki i siłą rzeczy też mocno ucierpi, poczynając od największych jak Real, Barcelona, a kończąc na małych klubach jak nasz. Bez cięcia kosztów związanych z organizacją klubów i wynagrodzeń wiele klubów upadnie. Na pewno będzie to dla nas bardzo trudny czas.
Zdalnie rozmawiał Mariusz Rajek