Stali bywalcy stadionu przy Loretańskiej z pewnością kojarzą “pana z kamerą”. Jacek Litwiński od lat rejestruje wszystkie mecze naszej drużyny pod kątem szkoleniowym. Zaczynał jeszcze w czwartej lidze i co naturalne przez te wszystkie lata zżył się ze Skrą. To właśnie jego postać przybliżymy tym razem nieco bliżej w naszym cyklu rozmów: “Ludzie Skry”.
Odkąd sięgam pamięcią, rejestruje pan mecze Skry dla sztabu szkoleniowego. Kiedy to wszystko się zaczęło?
– Moja przygoda z nagrywaniem meczów rozpoczęła się już na początku lat 90-tych. Rejestrowałem wtedy mecze Rakowa w drugiej lidze, jeszcze przed awansem do ekstraklasy. Później cztery sezony w najwyższej lidze i jeszcze drugą ligę po spadku. Przestałem po spadku do trzeciej ligi, miałem kilka lat przerwy. Po latach, pewnego dnia zadzwonił do mnie Piotr Bański z pytaniem czy nie powróciłbym do nagrywania meczów. Jeśli dobrze pamiętam to było w roku 2009, nagrywałem do roku 2011 dla trenera Leszka Ojrzyńskiego. Później już trafiłem do Skry, ponownie zresztą z polecenia Piotrka. Zacząłem od derbów Częstochowy na Stradomiu jeszcze w czwartej lidze. Tak wyglądał mój pierwszy dzień współpracy ze Skrą. To był ten sezon kiedy nie wygraliśmy ligi, ale wskutek połączenia z Orłem Babienica awansowaliśmy do trzeciej. Ta współpraca ze Skrą trwa nieprzerwanie od tamtego momentu. Mam nadzieję, że będzie trwać jak najdłużej, bo lubię to zajęcie. Robię to już tyle lat, że wiem już mniej więcej czego życzą sobie trenerzy. W Skrze nagrywałem dla trenera Wojtasza, Janka Wosia, Piotrka Mrozka, Dziółki, teraz dla Pawła Ściebury.
Te wymagania trenerów na przestrzeni lat się zmieniają?
– Raczej wygląda to podobnie. Oczywiście trenerzy mogą mieć indywidualne wytyczne na poszczególny mecz. Jak podglądam też inne ekipy, które nagrywają mecze na serwer PZPN-u to widzę, że operują zbliżeniami, pokazują niektóre sytuacje z bliska. Ja mam zadanie pokazać jak największą ilość boiska w jednym ujęciu. Chodzi o to aby pokazać pozycje zawodników czy sposób poruszania się. Zdarzało mi się też dostać zadanie sfilmowania konkretnego zawodnika. Jak ktoś patrzał na to z boku to mógł się zdziwić, bo akcja toczyła się na drugiej części boiska, a ja trzymałem kadr tylko na jednym piłkarzu. Dzięki temu zajęciu obejrzałem na żywo mnóstwo meczów, odwiedziłem ogrom stadionów. Na pewno wykonując to zajęcie dużo się podróżuje. Czasami jeździłem też podglądać rywali.
Wyjazdy to na pewno nieodzowna część tego zajęcia. Jakaś eskapada szczególnie utkwiła w pamięci, zdarzały się ciekawe przygody?
– Pamiętam taką sytuację jak jechaliśmy na mecz do Pawłowic i nagle okazało się, że nie ma autokaru. Musieliśmy pojechać samochodami osobowymi. Zawodnicy zmieścili się w cztery auta, a ja z trenerami pojechaliśmy piątym. Cała sytuacja już na zakończenie była dość wesoła. Pamiętam też taki sparing z Zagłębiem Sosnowiec w styczniu. Dla operatorów kamer było przygotowane takie specjalne rusztowanie z desek, niezbyt stabilne. Problem polegał na tym, że termometry wskazywały -15 stopni, a my nie mogliśmy się za bardzo ruszać, żeby stamtąd nie spaść. W drugiej połowie myślałem, że przyjdzie mi się poddać i przerwać nagrywanie, ale jakimś cudem wytrwałem do końca. Okres zimowy dla nas zawsze jest najgorszy, bo warunki niestety nie sprzyjają długotrwałemu przebywaniu na dworze. Obecnie stadiony w drugiej lidze wyglądają naprawdę dobrze, warunki nie są złe. W niższych ligach trzeba było zabierać z sobą parasol czy pelerynę, aby być przygotowanym na wszystkie warunki.
Po tylu latach to nagrywanie chyba nie jest już tylko pracą, a zajęciem bez którego trudno funkcjonować. Czym dziś dla Jacka Litwińskiego jest Skra?
– Na pewno mocno identyfikuję się ze Skrą. Jeśli wykonuje się dla kogoś określone zadanie, to po jakimś czasie człowiek jest z tym bardzo zżyty, z klubem, z ludźmi którzy w nim są. Z trenerem Ścieburą znamy się już naprawdę długo, bo wcześniej był asystentem trenera Dziółki. Po dłuższym czasie ta współpraca jest coraz lepsza, łatwiej określić co kto od kogo oczekuje.
Porozmawiajmy chwilę o aspekcie sportowym. Jakiej rundy wiosennej możemy się spodziewać? O to utrzymanie może być dużo trudniej niż w poprzednim sezonie?
– Łatwo na pewno nie będzie. Życzyłbym sobie oczywiście, abyśmy się utrzymali. Wydaje się na ten moment, że do utrzymania trzeba będzie mieć nieco więcej punktów niż ostatnio. Liga jest bardziej spłaszczona. Jesienią też uciekło nam trochę punktów, jak choćby w Toruniu z Elaną, u nas mecz ze Stalówką. W Łęcznej też prowadziliśmy do 83. minuty grając naprawdę dobry mecz. Nawet jeden z prezesów Górnika był pod wrażeniem naszej gry. Rezerwy Lecha przeciwko nam wypuściły siedmiu zawodników z ekstraklasy, przegraliśmy wtedy 0:2 to spotkanie we Wronkach. Wierzę jednak, że wiosną my też sprawimy kilka niespodzianek na plus punktując z silniejszymi drużynami. Pierwsze dwa mecze na wiosnę będą niesłychanie ważne, musimy w nich powalczyć o co najmniej cztery punkty.
Kogo zatem typujemy do spadku? Gryf i Legionovia są już w bardzo trudnym położeniu, ale oprócz nich pozostają jeszcze dwa miejsca…
– Jestem ciekaw jak rozstrzygnie się sprawa z Pogonią Siedlce, bo tam kilku zawodników zostało zawieszonych za doping. Jest to dalej niejasne, bo jeśli zawodnicy byli zawieszeni od konkretnego dnia, to mecze powinny być zweryfikowane jako walkowery. My tam przegraliśmy i weryfikacja tego wyniku mogłaby dużo pozmieniać w tabeli. Przede wszystkim punkty trzeba jednak wywalczyć na boisku, bo na takie rozstrzygnięcia nie ma co liczyć w sporcie.
Rozmawiał Mariusz Rajek