(4) Ludzie Skry: poznajcie Mateusza Strączyńskiego

W naszym cyklu staramy się wam jak najszerzej uchylić drzwi do naszego klubu i dać poznać osoby, które działają w Skrze. W tym tygodniu czas na rozmowę z osobą, która mówi do was podczas meczów na „Lorecie” – spikerem Mateuszem Strączyńskim. Ta interesująca rozmowa przybliży wam nieco specyfikę tej pracy, dowiecie się czy trudno jest uzyskać certyfikat PZPN, możecie też bliżej poznać prywatne zainteresowania Mateusza. Miłej lektury.

Od dłuższego czasu kibice, którzy uczęszczają na mecze Skry są zaznajomieni z twoim głosem, pełnisz rolę spikera podczas meczów. Pamiętasz jak to się zaczęło?
– Oczywiście! Dokładnie 14 marca 2015 roku. Wtedy to spikerowałem pierwszy mecz na Skrze. To było spotkanie inaugurujące rundę wiosenną, występowaliśmy wtedy w trzeciej lidze, trenerem był Piotr Mrozek. Wygraliśmy 1:0 z Polonią Łaziska Górne, a bramkę zdobył… chyba Piotr Andrzejewski. Pamiętam, że przed pierwszym meczem lekki stresik był, choć ja już od blisko dziesięciu lat pracuję z mikrofonem. Przed przyjściem do Skry blisko współpracowałem z ośrodkiem sportu w Olsztynie, a kibice częstochowskiej piłki mogą kojarzyć mnie z prowadzenia strony Sokoła Olsztyn, która nieskromnie przyznam w latach swojej świetności była jedną z najlepszych stron klubowych w regionie. Do Skry jak dobrze pamiętam trafiłem przez ogłoszenie. Skra szukała spikera, zgłosiłem się i po rozmowach z Piotrem Wierzbickim i Tomaszem Musiałem, prezesi postanowili mi zaufać i mam nadzieję, że decyzji nie żałują. I tak już od pięciu lat można mnie usłyszeć na Lorecie.

Możesz pochwalić się certyfikatem PZPN. Ciężko jest uzyskać uprawnienia spikerskie?
– Posłużę się przykładem Mateusza Szuwary, który razem ze mną zdobywał certyfikat spikera PZPN. To chłopak, który jest niepełnosprawny, jeździ na wózku, a mimo to miał w sobie tyle chęci i samozaparcia, że zorganizował zbiórkę pieniędzy, dostał się na kurs, zdobył uprawnienia i teraz jest drugim spikerem Górnika Łęczna. Jak widać zatem dla chcącego nic trudnego. Jeśli chodzi o sam kurs spikerski, który organizuje Polski Związek Piłki Nożnej, muszę przyznać, że zrobił on na mnie ogromne wrażenie. Możliwość zaczerpnięcia wiedzy i doświadczeń od najlepszych polskich spikerów, w tym spikera reprezentacji, cenionych dziennikarzy, językoznawców, to naprawdę świetna sprawa. Widać, że PZPN w wielu aspektach funkcjonuje jak dobrze naoliwiona machina.

Powiedz, co takiego jest najfajniejsze w tej pracy? Ludzie, którzy pracują z mikrofonem zazwyczaj mają dużą satysfakcję z pracy. W twoim przypadku jest podobnie? Daję ci to dużo frajdy?
– Oj tak, zdecydowanie trzeba to lubić. Ja kończyłem dziennikarstwo, wcześniej pracowałem też w różnych mediach, więc spikerowanie jest dla mnie przede wszystkim pasją i w jakimś stopniu też spełnieniem ambicji. Poza tym atmosfera w klubie, ludzie którzy tutaj pracują, sprawiają, że zawsze z wielką radością przyjeżdżam do klubu.

Spiker podczas meczu powinien być bezstronny, ale pracując w Skrze na pewno w jakimś sensie zżyłeś się z tym klubem. Masz czasami z tym problem podczas spotkań, czy zawsze starasz się powstrzymać emocje?
– Bywa, że spiker czasem jest mylony z komentatorem. Tymczasem spiker musi właśnie być bezstronny, jakiekolwiek komentowanie decyzji sędziego czy boiskowych sytuacji nie wchodzi w grę. Oczywiście po strzelonych golach można dać upust emocjom. Muszę przyznać, że ja zachowuję zimną krew, chyba jeszcze nigdy nie dałem się ponieść emocjom tak by powiedzieć o dwa słowa za dużo przez mikrofon. Choć mecze z Widzewem Łódź czy Ruchem Chorzów, gdzie atmosfera na trybunach też jest gorąca, powodują dodatkowe emocje.

Nie pytam czy interesujesz się piłką nożną, bo to chyba oczywiste, ale może powiesz coś więcej o swoich innych zainteresowaniach?
– Potwierdzam, że sport i piłka nożna są na pierwszym miejscu. Obejrzenie minimum 3-4 meczów w weekend to już obowiązek. Na co dzień pracuję w sklepie z branży komputerowej, doradzam klientom inteligentny wybór, praca jest jednocześnie moją pasją, więc nic co jest związane z nowymi technologiami, sprzętem elektronicznym, nie jest mi obce. Do porannej kawy lubię posłuchać dobry podcast o nowych mediach, grach, filmach czy zjawiskach w kulturze. Dla zainteresowanych polecam podcast Rock&Borys. Poza tym jestem kinomanem, potrafię pożerać seriale Netflixa w zastraszającym tempie.

Nasza drużyna wzmocniła się pięcioma nowymi zawodnikami. Myślisz, że zbliżająca się runda wiosenna może być udana, a ty często będziesz mógł informować kibiców o bramkach dla Skry?
– Muszę przyznać, że „na papierze” przed tą rundą wyglądamy na mocnych i już sparingi pokazują, że możemy z niecierpliwością czekać na wznowienie zmagań w lidze. Na pewno cieszy, że Skrę wzmacniają kolejni zawodnicy związani z naszym regionem czy nawet samą Częstochową. Takie przywiązanie do miasta sprawia, że dużo łatwiej jest się zaaklimatyzować w drużynie. Wierzę i ufam teamowi Pawła Ściebury. To co warto też podkreślić to ciągłość pracy w zespole. Proszę zauważyć, że po trenerze Mrozku drużynę przejął jego asystent Jakub Dziółka, potem z kolei Paweł Ściebura, który był asystentem trenera Dziółki. Uważam, że ta ciągłość pracy i brak nerwowych ruchów to przepis na sukces.

Przed meczem przygotowujesz się do niego w jakiś sposób czy wszystko wychodzi spontanicznie?
– Dobre przygotowanie to podstawa. Zazwyczaj dzień przed meczem staram się poświęcić godzinę lub dwie na zrobienie podstawowych notatek. Aktualna tabela, rozkład meczów, informacje o drużynie gości, takie zapiski warto mieć pod ręką. W dniu meczu pracę rozpoczynam około dwie i pół godziny przed pierwszym gwizdkiem. Sprawdzam nagłośnienie, później razem z kierownikiem ds. bezpieczeństwa, dowódcą ochrony i ewentualnie Policją mamy spotkanie z delegatem meczowym PZPN, gdzie omawiamy przygotowanie klubu do meczu, ewentualne zagrożenia itp. Przed samym meczem, kiedy trybuny zaczynają się zapełniać też działam według harmonogramu, minutowo mam rozpisane wejścia z mikrofonem. W odpowiednim momencie musi też nastąpić prezentacja naszego składu z udziałem Skrzaków, wszystko musi się zazębiać.

Do pierwszego meczu na Lorecie jeszcze trochę czasu. 7 marca gramy z Elaną Toruń. Czekasz już z niecierpliwością na to spotkanie?
– Jasne, ja już się nie mogę doczekać. Przy okazji zapraszam wszystkich kibiców na ten mecz, zagramy w sobotę 7 marca, prawdopodobnie o godzinie 13:30. Mam nadzieję, że będziemy mieli okazję usłyszeć się w tym sezonie na Lorecie wiele razy.

Rozmawiał Mariusz Rajek