Śmiało można powiedzieć, że ze Skrą związany jest od zawsze. Jest wychowankiem naszego klubu, występował jako piłkarz na boisku, później łączył to zajęcie z funkcją trenera, następnie prowadził drużynę z ławki, by wreszcie zostać wiceprezesem ds. piłki młodzieżowej. Piłka w wydaniu najmłodszych, szkolenie, akademia czy organizacja klubu to jego największy konik. Inspiracji stara się szukać w różnych miejscach, kilka pomysłów podpatrzonych podczas stażu w Holandii przeszczepił do Skry. O kim mowa? W tym tygodniu przybliżamy postać Tomasza Musiała. Wspólnie z wiceprezesem Piotrem Wierzbickim jesteście najdłużej związani ze Skrą. Pan również występował w Skrze jako zawodnik. Zacznijmy właśnie od tych początków. – Tak, ja jestem w ogóle wychowankiem Skry Częstochowa. Próbowałem sobie to odtworzyć przed naszą rozmową. Mnie do Skry ściągnął trener Marek Pawłowski, obecny trener Ajaksu Częstochowa. Pamiętam, że nabory odbywały się na boisku Włókniarza na Zawodziu, gdzie wówczas mieszkałem. To był jeśli dobrze pamiętam 1986 rok. Było ogłoszenie w szkole, że sekcja piłki nożnej Skry ogłasza nabór dla zawodników. Wtedy poszedłem po raz pierwszy, to był nabór chyba do drużyny trampkarzy. Ta przygoda ze Skrą trwała kilka lat, a potem trener Gothard Kokott ściągnął mnie do Rakowa i tam też kilka ładnych lat spędziłem pod okiem trenerów Kokotta i Dobosza. Dostałem bardzo fajne szlify trenerskie, miałem od kogo się uczyć. Do Skry powróciłem w 1999 roku. Prezes Mariusz Wieczorek zaproponował mi współpracę. Zacząłem od tworzenia grupy młodzieżowej, bo wtedy niewiele w Skrze się działo. Była to grupa, która obecnie jeszcze biega po boiskach, nazwiska takie jak Woldan, Hoffman, Ciszewski. To była bardzo ciekawa ekipa. Zdobywałem wtedy pierwsze doświadczenie trenerskie. Jak dziś na to patrzę, to nie wiadomo kiedy minęło 21 lat jak jestem w Skrze. Rozumiem, że zamiana stroju piłkarskiego na dres trenerski przeszła dość płynnie? – Prowadząc ten zespół pod koniec lat 90-tych byłem jeszcze czynnym zawodnikiem, próbowałem to łączyć, ale wiadomo, że jest to dość ciężka rzecz. Grywałem wtedy jeszcze trochę, choć lepiej chyba będzie powiedzieć – bywałem na boisku niż grywałem. W Skrze obecnie jest pan wiceprezesem ds. piłki młodzieżowej. Skąd pasja właśnie do piłki w tym najmłodszym wydaniu? – Przeszedłem wszystkie te szczeble w klubie, gdzie pod koniec lat 90-tych w zasadzie nic nie było. Brakowało sprzętu, boiska. Musiałem być trenerem, wychowawcą, czasami „rodzicem”, czasami gospodarzem, często musiałem prać stroje drużyny, organizowałem wyjazdy, więc naraz uczyłem się wielu rzeczy, poznając je w zasadzie od kuchni. Cieszy mnie to, bo stworzyliśmy wspólnie z ludźmi, którzy tu pracują coś z niczego. Coś co nie istniało i było w zasadzie do likwidacji przeistoczyliśmy w fajnie działającą firmę. To mnie bardzo cieszy, a kolejne projekty, które rozwijamy zajmują nam mnóstwo czasu. Jednak efekty, które są dają nam radość i zadowolenie z tego co wspólnie tworzymy. Jednym z kluczowych projektów Skry jest Akademia. Pamięta pan pierwszy nabór do niej? – Pierwszym rocznikiem z prawdziwego zdarzenia był 2000. W dwa dni przyszło ponad 80 osób na pierwszy etap selekcji. To był bardzo dobry rocznik i w Częstochowie mieliśmy naprawdę duże sukcesy. Ten rocznik prowadził m. in trener Robert Siuda. Później bardzo konsekwentnie rozwijaliśmy naszą Akademię, a teraz wygląda to już naprawdę bardzo fajnie. Kolejny projekt to Szkoła Mistrzostwa Sportowego „Nobilito”. To chyba kolejny projekt, który daje dużą satysfakcję? – Pomysł narodził się cztery lata temu, jak mieliśmy styczność z GTF-em, czyli Grupą Trenerów Futbolu. Rozmawialiśmy wiele nad tym, jak usprawnić szkolenie, jak ułatwić dzieciom i rodzicom profesjonalny trening. Padł pomysł utworzenia szkoły. Ja zwiedziłem też kilka SMS-ów w Polsce, pojechałem zobaczyć jak to wygląda i na bazie tego zbudowaliśmy program tego wszystkiego co teraz funkcjonuje w „Nobilito”. Cały czas ten program zresztą uaktualniamy i projekty, które być może niedługo ujrzą światło dzienne będą jeszcze fajniejsze. Szkoła się rozbudowuje, widzimy efekt pracy tych wszystkich grup, mamy to usystematyzowane. Dzieci mają czas wolny po szkole o 16.30. Coraz więcej rodziców obdarza nas zaufaniem i dzieciaki z różnych rejonów Częstochowy jak i okolicznych miejscowości mogą trenować. Mamy nawet dzieci, które codziennie dojeżdżają do szkoły ponad 100 kilometrów, to pokazuje że projekt idzie w dobrym kierunku. Dewizą Skry zawsze była gra swoimi wychowankami, ludźmi z Częstochowy. Jak obecnie wygląda scouting w naszym klubie? – Obecnie trzech trenerów zajmuje się scoutingiem. Nie wygląda to może tak jak w tych największych akademiach, ale staramy się działać na miarę naszych możliwości. Cieszy mnie to, bo tej zimy pozyskaliśmy sześciu zawodników do Szkoły, co jest bardzo ważną rzeczą, bo przekonać kogoś w okresie przejściowym między semestrami naprawdę nie jest łatwo. Cały czas pracujemy, trenerzy Czok, Suszczyk i Pikoń robią bardzo fajną robotę. Mamy kolejnych zawodników, którzy przychodzą. Piszą do nas nawet rodzice dzieci z Ukrainy, którzy chcą się przeprowadzić do Polski, kiedy mogą przyjechać na testy. Mieliśmy pismo rodzica zawodnika, który trenuje w Dynamie Kijów. To tylko pokazuje, że nasi scouci dobrze działają. Zobaczymy jak wypadną kolejne testy, które zaplanowaliśmy na 5-6 kwietnia. Na chwilę przenieśmy się jeszcze w czasie. Pamięta pan budowę pierwszego trawiastego boiska przy Loretańskiej? – Minęło już trochę czasu od tamtej budowy, licznik szybko bije. Pamiętam, jak tworzyliśmy to od podstaw. Dużą satysfakcję sprawiało mi jak dosiewaliśmy jakąś trawę, jeździłem za jakąś specjalną agrowłókniną, podlewaliśmy to. Będąc na urlopie zastanawiałem się ile za 2-3 tygodnie tej trawy urośnie. Poznałem działalność klubu naprawdę od podstaw, staramy się dobrze wykorzystać tą wiedzę dalej. To były fajne czasy, bo byliśmy odpowiedzialni za wszystko, mogliśmy dzięki temu zebrać bardzo dużo doświadczenia. W swoim CV może się też trener Musiał pochwalić stażem zagranicznym, konkretnie w Holandii. – Byliśmy w NEC Nijmegen, mieliśmy tam spotkania załatwione przez trenera Jacka Moskwę. Pojechaliśmy z grupą kilku trenerów z województwa śląskiego do zespołu, który grał w drugiej lidze holenderskiej i tam mieliśmy z edukatorem holenderskiego związku tygodniowe wykłady, jeśli dobrze pamiętam nazwisko to nazywał się Van Hoppen. Dało nam to bardzo dużo ciekawych informacji, wykłady odbywały się po angielsku. Mogliśmy zwiedzić ich bazy i przyglądać się treningom, rozmawiać z niektórymi trenerami na obiektach NEC Nijmegen czy PSV Eindhoven. Dla nas było to naprawdę ogromne doświadczenie, to był duży przeskok. Zobaczyliśmy inną mentalność prowadzenia zajęć. Był z nami wtedy również obecny trener pierwszego zespołuCzytaj więcej
Kategoria: Klub
(5) Ludzie Skry: poznajcie Piotra Wierzbickiego
Choć nie urodził się w Częstochowie, to ze Skrą jest związany najdłużej z wszystkich obecnych działaczy i pracowników. Zaczynał jako junior na boisku i wkręcił się tak bardzo, że od wielu lat pełni funkcję wiceprezesa. 14 lat temu wspólnie z Arturem Szymczykiem i Tomaszem Musiałem podjęli decyzję, że zaczną pisać nową kartę naszego klubu. Przeszedł ze Skrą drogę od A klasy do drugiej ligi. Który awans zapamiętał najbardziej? Czy przed laty marzył o szczeblu centralnym? Jak przeżywa dzień meczowy? W cyklu „Ludzie Skry” możecie poznać dziś bliżej wiceprezesa Piotra Wierzbickiego. Może nie wszyscy wiedzą, ale wiceprezes Piotr Wierzbicki jest najdłużej związaną ze Skrą osobą pośród wszystkich, którzy obecnie tworzą klub z ulicy Loretańskiej. Początki sięgają kariery zawodniczej. Jak to wszystko się zaczęło? – Chyba spokojnie można powiedzieć, że jestem dzieckiem Skry i faktycznie chyba jestem związany z klubem najdłużej razem z Tomkiem Musiałem. Ja do klubu trafiłem w 1989 roku, kiedy to przyszedłem na pierwszy trening drużyny juniorów do trenera Chojnackiego. Miałem wtedy 14 lat. Dlaczego tak późno? Bo do 1984 mieszkałem w Szczecinie, moim pierwszym klubem była Stocznia Szczecin. Rodzice przeprowadzili się do Częstochowy, mieszkaliśmy na Tysiącleciu i tam praktycznie nie było żadnego klubu. Skra była pod Jasną Górą, Raków na drugim końcu miasta, które słabo znałem. Wybrałem Skrę, bo namówili mnie do tego koledzy z osiedla. W lidze zadebiutowałem w meczu z Pasjonatem Dankowice. To było w czwartej lidze, jeśli dobrze pamiętam w 1993 roku, w klasie maturalnej. To były trudne czasy dla klubu, drużyna została wycofana z rozgrywek. Ja zostałem wypożyczony na pół roku do Kiedrzyna, potem wróciłem do Skry już w klasie okręgowej. Z braku pieniędzy i organizacji poziom sportowy cały czas się obniżał. Nie mieliśmy swojego boiska, graliśmy przy Dąbrowskiego. W pewnym momencie groził nam nawet spadek do B klasy. Pamiętam taki przegrany mecz z Kamykiem, w którym popełniłem duży błąd, zagrałem głową do bramkarza i go przelobowałem. Przegraliśmy mecz o utrzymanie, ale jakaś drużyna się wycofała i nie spadliśmy. Później stałem się członkiem zarządu Skry zastępując Leszka Małagowskiego. Prezesem był wtedy Mariusz Wieczorek. Zacząłem się wtedy uczyć organizacji klubu. Powstawał wówczas zalążek ciekawej inicjatywy, ale do 2006 roku nic nie drgnęło. Była to taka egzystencja. Śmiało można chyba powiedzieć, że 2006 był takim przełomowym rokiem dla Skry? – Tak, wtedy było naprawdę kiepsko. Pojechałem wtedy do Artura Szymczyka z firmy „Michaś”, którego poznałem, bo zgłosił się wcześniej do nas, aby jego drużyna zakładowa rozgrywała u nas mecze. W klubie nie było już na nic pieniędzy. Graliśmy już wtedy przy Loretańskiej. Mieliśmy wtedy tylko melaminę, która była zalążkiem szatni, w której można było po meczu się wykąpać. Groziło nam wycofanie z A klasy, a mieliśmy fajny rocznik zawodników 1988-1989, z którego byli m.in. Mateusz i Przemek Woldanowie. Szkoda było wtedy to wszystko stracić. Poprosiłem Artura o wsparcie w zamian za stanowisko prezesa, on się zgodził i zaczęliśmy budowanie klubu na nowych zasadach. Z Arturem minęliśmy się też w Skrze na boisku, bo jak ja zaczynałem trenować w 1990 roku, to on akurat kończył. Od 2007 roku rozpoczęliśmy lot wznoszący i fajniejsze czasy dla Skry. Przez te wszystkie lata trochę tych awansów było. Od A klasy aż do drugiej ligi. Jakie to były emocje w tych punktach kulminacyjnych, w decydujących meczach? – Bardzo dobrze pamiętam sezon w klasie okręgowej. Z A klasy awansowaliśmy jako drużyna, która nie przegrała meczu. Mieliśmy wtedy młodą drużynę, wrócili do nas z SMS-u Bielsko-Biała Woldan i Ryś. Byliśmy pierwszym klubem w regionie, który przeszedł na płaskie ustawienie 4-4-2. Okręgówkę w tym systemie też wygraliśmy bez przegranego meczu. Na pierwszy mecz jechaliśmy do Boronowa i już w 7. minucie Maciej Szczerba dostał czerwoną kartkę. Jako beniaminek w pierwszym meczu grając w dziesiątkę przez niemal całe spotkanie wygraliśmy 3:0. W drugim meczu graliśmy z Lotem Konopiska uważanym wtedy za jedną z najlepszych drużyn w tej lidze, w której nota bene czołowym strzelcem był Sebastian Rajek… … To nie rodzina (śmiech) – Był to naprawdę niezły piłkarz jak na tą ligę. Mieli mocny skład, a my wygraliśmy ten mecz 4:1. Nasza drużyna świetnie wtedy grała i zrobiliśmy kolejny awans. Po awansie do czwartej ligi zrobiliśmy pierwszy wielki transfer. Postanowiliśmy ściągnąć Remigiusza Hudka, przyjechał negocjować kontrakt na nasz obiekt przy Loretańskiej. Były już na nim ławeczki, płot pomalowany na biało, piłko chwyty, ale szatnie nadal były w melaminach. Ten chłopak przyjechał, zamknęliśmy się w tej melaminie i zaczęliśmy rozmawiać o poważnym kontrakcie (śmiech). To był nasz pierwszy poważny transfer, ale trafił do nas wtedy również obecny zawodnik Widzewa Łódź Daniel Tanżyna. Wypożyczyliśmy go wtedy na rundę wiosenną z Odry Wodzisław, ale z czwartej ligi nie udało nam się awansować już tak szybko, mimo że mieliśmy takie plany. Awansowaliśmy sezon później i w pierwszym sezonie w trzeciej lidze zajęliśmy drugie miejsce w tabeli. Wracając do takich pamiętnych meczów to na pewno przypomina mi się mecz jeszcze z okręgówki z MLKS Woźniki. To była bardzo mocna ekipa, która wszystko wygrywała. Po bardzo emocjonującym meczu wygraliśmy tam 3:2. Po raz pierwszy pojechaliśmy wtedy swoim oklejonym autokarem, z nowym kompletem wyjściowych koszulek. Dla nas były to wtedy duże nowości. clip z meczu MLKS Woźniki – Skra (20.05.2009) – ZOBACZ Zostańmy jeszcze chwilę przy awansach skupiając się na tym ostatnim z 2018 roku do drugiej ligi. – Tego awansu trudno nie pamiętać, to były olbrzymie emocje. Nasłuchiwaliśmy wyniku z Polkowic, gdzie grała Ślęza Wrocław. Jako Radio FON, w którym działasz przeprowadzaliście wtedy bardzo fajną transmisję wideo z tego meczu, była świetna realizacja z kilku kamer. To wszystko było bardzo emocjonujące. Jak już się dowiedzieliśmy, że mamy awans to feta trwała długo. To było ukoronowanie pracy naszego zarządu po 12 latach. Mało kto z nas przed laty się spodziewał, że dojdziemy tak wysoko i będziemy wśród 52 najlepszych klubów w Polsce. Doszliśmy do tego praktycznie od zera, jedynie własnymi chęciami. Przy stosunkowo niskim budżecie wykonaliśmy kawał dobrej roboty. Mamy w Częstochowie wielu działaczy, którzy robią fajne wyniki. Częstochowa może sportem stać, ale bez większego wsparcia magistratu ciężko to będzie zrobić. Potencjał ludzki natomiast jest ogromny. Jak w 2006 obecnyCzytaj więcej
VI Spotkanie Loży Biznesowej Skra Business Lounge
Gościnne progi Ristorante Club Allegro przy ulicy Czartoryskiego w Częstochowie były miejscem spotkania VI Otwartego Spotkania Loży Biznesowej Skra Business Lounge. Blisko 100 przedsiębiorców, zarówno tych już zrzeszonych wokół naszego projektu, jak i zupełnie nowych miało kolejną okazję do zjedzenia wspólnego lunchu i nawiązania kontaktów biznesowych. To właśnie możliwość rozwoju własnego biznesu jest najważniejszym aspektem tej działalności. Przypomnijmy, że Lożę Skry od innych tego typu projektów wyróżnia to, że szczególny nacisk kładziemy na jakość indywidualnej relacji. Klub dba o to, by wśród członków nie tworzyć wewnętrznej konkurencji. Oczywiście wszystkie kontakty i kooperacje w klubie piłkarskim nie mogłyby istnieć bez piłki nożnej. Tutaj Skra dla swoich członków przygotowała wiele ciekawych propozycji, z których najbardziej atrakcyjną w najbliższym czasie wydaje się być wspólny wyjazd na mecz z Widzewem Łódź (14.03). Możliwość obejrzenia ligowego meczu Skry w komfortowym skyboksie, na jednym z najnowocześniejszych polskich stadionów, w obecności kilkunastu tysięcy kibiców to z pewnością nie lada gratka. Sądząc po wstępnym zainteresowaniu, liczba chętnych może przerosnąć możliwości wydzielonej loży, zatem jak powiedział prowadzący spotkanie Bartosz Błach: „kto pierwszy, ten lepszy”. Klub będzie kontynuował również wspólne oglądanie przy Loretańskiej meczów reprezentacji Polski. Stale rosnące zainteresowanie firm i przedsiębiorców naszym projektem niezwykle cieszy i motywuje do dalszego rozwoju. W najbliższym czasie można się spodziewać kolejnych nowych pomysłów i niespodzianek dla naszych członków.
(4) Ludzie Skry: poznajcie Mateusza Strączyńskiego
W naszym cyklu staramy się wam jak najszerzej uchylić drzwi do naszego klubu i dać poznać osoby, które działają w Skrze. W tym tygodniu czas na rozmowę z osobą, która mówi do was podczas meczów na „Lorecie” – spikerem Mateuszem Strączyńskim. Ta interesująca rozmowa przybliży wam nieco specyfikę tej pracy, dowiecie się czy trudno jest uzyskać certyfikat PZPN, możecie też bliżej poznać prywatne zainteresowania Mateusza. Miłej lektury. Od dłuższego czasu kibice, którzy uczęszczają na mecze Skry są zaznajomieni z twoim głosem, pełnisz rolę spikera podczas meczów. Pamiętasz jak to się zaczęło? – Oczywiście! Dokładnie 14 marca 2015 roku. Wtedy to spikerowałem pierwszy mecz na Skrze. To było spotkanie inaugurujące rundę wiosenną, występowaliśmy wtedy w trzeciej lidze, trenerem był Piotr Mrozek. Wygraliśmy 1:0 z Polonią Łaziska Górne, a bramkę zdobył… chyba Piotr Andrzejewski. Pamiętam, że przed pierwszym meczem lekki stresik był, choć ja już od blisko dziesięciu lat pracuję z mikrofonem. Przed przyjściem do Skry blisko współpracowałem z ośrodkiem sportu w Olsztynie, a kibice częstochowskiej piłki mogą kojarzyć mnie z prowadzenia strony Sokoła Olsztyn, która nieskromnie przyznam w latach swojej świetności była jedną z najlepszych stron klubowych w regionie. Do Skry jak dobrze pamiętam trafiłem przez ogłoszenie. Skra szukała spikera, zgłosiłem się i po rozmowach z Piotrem Wierzbickim i Tomaszem Musiałem, prezesi postanowili mi zaufać i mam nadzieję, że decyzji nie żałują. I tak już od pięciu lat można mnie usłyszeć na Lorecie. Możesz pochwalić się certyfikatem PZPN. Ciężko jest uzyskać uprawnienia spikerskie? – Posłużę się przykładem Mateusza Szuwary, który razem ze mną zdobywał certyfikat spikera PZPN. To chłopak, który jest niepełnosprawny, jeździ na wózku, a mimo to miał w sobie tyle chęci i samozaparcia, że zorganizował zbiórkę pieniędzy, dostał się na kurs, zdobył uprawnienia i teraz jest drugim spikerem Górnika Łęczna. Jak widać zatem dla chcącego nic trudnego. Jeśli chodzi o sam kurs spikerski, który organizuje Polski Związek Piłki Nożnej, muszę przyznać, że zrobił on na mnie ogromne wrażenie. Możliwość zaczerpnięcia wiedzy i doświadczeń od najlepszych polskich spikerów, w tym spikera reprezentacji, cenionych dziennikarzy, językoznawców, to naprawdę świetna sprawa. Widać, że PZPN w wielu aspektach funkcjonuje jak dobrze naoliwiona machina. Powiedz, co takiego jest najfajniejsze w tej pracy? Ludzie, którzy pracują z mikrofonem zazwyczaj mają dużą satysfakcję z pracy. W twoim przypadku jest podobnie? Daję ci to dużo frajdy? – Oj tak, zdecydowanie trzeba to lubić. Ja kończyłem dziennikarstwo, wcześniej pracowałem też w różnych mediach, więc spikerowanie jest dla mnie przede wszystkim pasją i w jakimś stopniu też spełnieniem ambicji. Poza tym atmosfera w klubie, ludzie którzy tutaj pracują, sprawiają, że zawsze z wielką radością przyjeżdżam do klubu. Spiker podczas meczu powinien być bezstronny, ale pracując w Skrze na pewno w jakimś sensie zżyłeś się z tym klubem. Masz czasami z tym problem podczas spotkań, czy zawsze starasz się powstrzymać emocje? – Bywa, że spiker czasem jest mylony z komentatorem. Tymczasem spiker musi właśnie być bezstronny, jakiekolwiek komentowanie decyzji sędziego czy boiskowych sytuacji nie wchodzi w grę. Oczywiście po strzelonych golach można dać upust emocjom. Muszę przyznać, że ja zachowuję zimną krew, chyba jeszcze nigdy nie dałem się ponieść emocjom tak by powiedzieć o dwa słowa za dużo przez mikrofon. Choć mecze z Widzewem Łódź czy Ruchem Chorzów, gdzie atmosfera na trybunach też jest gorąca, powodują dodatkowe emocje. Nie pytam czy interesujesz się piłką nożną, bo to chyba oczywiste, ale może powiesz coś więcej o swoich innych zainteresowaniach? – Potwierdzam, że sport i piłka nożna są na pierwszym miejscu. Obejrzenie minimum 3-4 meczów w weekend to już obowiązek. Na co dzień pracuję w sklepie z branży komputerowej, doradzam klientom inteligentny wybór, praca jest jednocześnie moją pasją, więc nic co jest związane z nowymi technologiami, sprzętem elektronicznym, nie jest mi obce. Do porannej kawy lubię posłuchać dobry podcast o nowych mediach, grach, filmach czy zjawiskach w kulturze. Dla zainteresowanych polecam podcast Rock&Borys. Poza tym jestem kinomanem, potrafię pożerać seriale Netflixa w zastraszającym tempie. Nasza drużyna wzmocniła się pięcioma nowymi zawodnikami. Myślisz, że zbliżająca się runda wiosenna może być udana, a ty często będziesz mógł informować kibiców o bramkach dla Skry? – Muszę przyznać, że „na papierze” przed tą rundą wyglądamy na mocnych i już sparingi pokazują, że możemy z niecierpliwością czekać na wznowienie zmagań w lidze. Na pewno cieszy, że Skrę wzmacniają kolejni zawodnicy związani z naszym regionem czy nawet samą Częstochową. Takie przywiązanie do miasta sprawia, że dużo łatwiej jest się zaaklimatyzować w drużynie. Wierzę i ufam teamowi Pawła Ściebury. To co warto też podkreślić to ciągłość pracy w zespole. Proszę zauważyć, że po trenerze Mrozku drużynę przejął jego asystent Jakub Dziółka, potem z kolei Paweł Ściebura, który był asystentem trenera Dziółki. Uważam, że ta ciągłość pracy i brak nerwowych ruchów to przepis na sukces. Przed meczem przygotowujesz się do niego w jakiś sposób czy wszystko wychodzi spontanicznie? – Dobre przygotowanie to podstawa. Zazwyczaj dzień przed meczem staram się poświęcić godzinę lub dwie na zrobienie podstawowych notatek. Aktualna tabela, rozkład meczów, informacje o drużynie gości, takie zapiski warto mieć pod ręką. W dniu meczu pracę rozpoczynam około dwie i pół godziny przed pierwszym gwizdkiem. Sprawdzam nagłośnienie, później razem z kierownikiem ds. bezpieczeństwa, dowódcą ochrony i ewentualnie Policją mamy spotkanie z delegatem meczowym PZPN, gdzie omawiamy przygotowanie klubu do meczu, ewentualne zagrożenia itp. Przed samym meczem, kiedy trybuny zaczynają się zapełniać też działam według harmonogramu, minutowo mam rozpisane wejścia z mikrofonem. W odpowiednim momencie musi też nastąpić prezentacja naszego składu z udziałem Skrzaków, wszystko musi się zazębiać. Do pierwszego meczu na Lorecie jeszcze trochę czasu. 7 marca gramy z Elaną Toruń. Czekasz już z niecierpliwością na to spotkanie? – Jasne, ja już się nie mogę doczekać. Przy okazji zapraszam wszystkich kibiców na ten mecz, zagramy w sobotę 7 marca, prawdopodobnie o godzinie 13:30. Mam nadzieję, że będziemy mieli okazję usłyszeć się w tym sezonie na Lorecie wiele razy. Rozmawiał Mariusz Rajek
Działacze i trenerzy Skry odznaczeni na Gali 100-lecia Śląskiego Związku Piłki Nożnej
Prezes Artur Szymczyk, wiceprezesi Piotr Wierzbicki oraz Tomasz musiał, a także trenerzy Paweł Ściebura i Robert Siuda zostali odznaczeni podczas uroczystej Gali 100-lecia Śląskiego Związku Piłki Nożnej, która miała miejsce w minioną sobotę (01.02) w gościnnych progach hotelu Arche. Jubileusz był okazją do spotkania prezesów, działaczy oraz samorządowców, którzy tworzyli i tworzą częstochowską piłkę nożną. Wydarzenie uświetnił występ 3-krotnej mistrzyni świata we freestyle footballu Kaliny Matusiak oraz częstochowskiej piosenkarki Any Andrzejewskiej. Jednym z zaproszonych gości był trener reprezentacji U-20 Jacek Magiera, który wygłosił do zebranych krótkie przemówienie. – Częstochowa to jest mój dom. Częstochowa to miejsce gdzie nauczyłem się wszystkiego zanim pojechałem w świat i osiągałem sukcesy – powiedział szkoleniowiec, który często podkreśla ważną rolę naszego klubu dla rozwoju polskiej piłki. – Ziemia Częstochowska dała śląskiej piłce trenerów: Gotharda Kokotta, Zbigniewa Dobosza, Włodzimierza Seifryda – założyciela, prezesa i trenera Gola Częstochowa oraz zawodników: Jerzego Brzęczka, Jakuba Błaszczykowskiego, Jacka Magierę i Agnieszkę Winczo oraz działaczy Jana Bzowego i Artura Szymczyka – wyliczył ze sceny prezes Śląskiego Związku Piłki Nożnej Henryk Kula. Po wystąpieniach oraz projekcji kilku filmów przyszedł czas na odznaczenia. Niezwykle nam miło, że wyróżnienie specjalne – Przyjaciela Śląskiej Piłki otrzymał prezes naszego klubu Artur Szymczyk. To wyróżnienie dla działaczy, którzy w sposób szczególny przyczynili się do rozwoju piłki nożnej na Śląsku. Główne zasługi sternika Skry to: finansowe i organizacyjne wspieranie naszego klubu, który przeszedł drogą od A klasy do drugiej ligi, a także wspieranie szkolenia dzieci i młodzieży w szkole Mistrzostwa Sportowego Nobilito, turniejów dziecięcych i młodzieżowych Śląskiego Związku Piłki Nożnej czy działania marketingowe, w wyniku których Śląski Związek otrzymał dofinansowanie w kwocie 320 tysięcy zł. Kapituła przyznała również 11 (2 złote, 5 srebrnych oraz 4 brązowe) Odznak Honorowych Śląskiego Związku Piłki Nożnej, z czego aż cztery stały się udziałem naszego klubu. Złote Odznaczenie otrzymał Tomasz Musiał, wiceprezes ds. piłki młodzieżowej. Srebrna Odznaka została przyznana Robertowi Siudzie, trenerowi koordynatorowi grup młodzieżowych, a Brązowe Odznaki przypadły trenerowi pierwszego zespołu Pawłowi Ścieburze oraz wiceprezesowi Piotrowi Wierzbickiemu. Wyróżniono także sponsorów, wśród nich firmę „Michaś”, która z naszym klubem związana jest od lat. Wszystkim odznaczonym podziękował prezes Śl. ZPN Henryk Kula. Cieszymy się bardzo i jesteśmy dumni z tak wielu wyróżnień. Utwierdza nas to w przekonaniu, że praca którą wykonujemy ma sens i motywuje do dalszych pozytywnych działań w różnych obszarach piłki nożnej. zdj. Waldemar Deska
(3) Ludzie Skry: poznajcie Arka Reka
W minionym tygodniu przybliżyliśmy sylwetkę „pana z kamerą”, dziś czas na „pana z aparatem”. Arkadiusz Rek, bo o nim mowa od wielu lat robi zdjęcia nie tylko przy Loretańskiej, ale również na meczach wyjazdowych naszej drużyny. Jak sam mówi o sobie, całe życie żyje sportem i to jego największa pasja. W Skrze zadebiutował już w latach 80-tych jako… piłkarz. Poznajmy nieco bardziej tego bardzo sympatycznego człowieka. Człowieka zżytego ze Skrą. Można cię Arek chyba śmiało nazwać fotografem klubowym Skry. Niemalże na każdym meczu robisz zdjęcia. Jak ta przygoda się zaczęła? – Jak to się zaczęło? Czekaj, niech sobie przypomnę… Przyszedłem w sumie trochę przypadkowo na mecz Skry jeszcze w A klasie. Skra grała wtedy na tym boisku co teraz, ale miało ono jeszcze naturalną trawę. To był ostatni mecz sezonu, Skra miała wtedy już pewny awans do okręgówki. Możliwe, że był to w ogóle ostatni mecz Skry na tym obiekcie przed renowacją. Przyszedłem na mecz, bo mój kolega z lat studenckich, Tomek Musiał był trenerem Skry i zaprosił mnie na mecz. Wziąłem z sobą aparat i porobiłem kilka zdjęć z tego meczu. Podszedł wtedy do mnie Piotr Wierzbicki i zapytał czy nie chciałbym się zająć robieniem zdjęć dla Skry? Uznałem, że czemu nie i tak się zaczęła ta przygoda. Później klub miał przeprowadzkę na obiekt przy Powstańców. Kolejne sezony i awanse uwieczniałem już na zdjęciach. Jeździłem wtedy praktycznie na wszystkie mecze, bo wszystkie były blisko. Mieliśmy taką ekipę, z którą podążaliśmy co tydzień za Skrą. Fajne czasy. Rozumiem, że przygoda z aparatem, z robieniem zdjęć zaczęła się nieco wcześniej. – Poważniejszy kontakt z aparatem cyfrowym mam od 2007 roku. Jestem ze sportem trochę też związany zawodowo, więc zawsze w tym kierunku mnie ciągnęło. Przed Skrą robiłem głównie zdjęcia na siatkówce. Jeździłem na poważne imprezy, jak choćby mistrzostwa Europy. Lubiłem to po prostu robić. Na co dzień jestem nauczycielem wychowania fizycznego w jednym z częstochowskich liceów. Jak byłem młody, to całe moje życie kręciło się wokół sportu. Prywatnie lubię też dużo jeździć na rowerze. Kiedyś trenowałem też siatkówkę w AZS-ie. Miałem nawet epizod w Skrze Częstochowa jako piłkarz. Trwało to chyba tylko dwa miesiące. To były stare czasy, jeszcze w latach 80-tych. Ciekawa historia! Opowiadaj. – Wybijałem się sportowo w podstawówce i nauczyciele mówili mi: idź się zapisz do jakiegoś klubu. Mój wychowawca był nauczycielem WF-u i zawsze po wywiadówkach mówił moim rodzicom: „Arek musi iść do Sienkiewicza, do klasy sportowej!” Wracając do Skry, poszedłem z kolegą na zajęcia piłkarskie, zdążyliśmy się nawet zapisać do sekcji, dostaliśmy legitymacje. To były jednak ciężkie czasy dla Skry, często treningi się nie odbywały i się trochę zniechęciliśmy. Później zapisałem się na siatkówkę do AZS-u, gdzie miałem najbliżej, bo mieszkałem 100 metrów od hali Polonia. Powróćmy jeszcze do zdjęć. Przed meczem rysujesz sobie w głowie jakiś plan, na przykład że dziś chcę się skupić na tym zawodniku, albo że będziesz robił zdjęcia z jednej konkretnej perspektywy? – Raczej oddaję się w wir tego co się dzieje na boisku. Czasami zdarzy się, że coś sobie założę, na przykład tak jak mówisz konkretnego zawodnika. Wtedy poświęcam mu więcej uwagi. To jest jednak sport. Gdybym chciał zrobić zdjęcia tylko jednemu zawodnikowi to mógłbym odpuścić cały mecz i skupić się tylko na nim, ale to nie byłoby chyba do końca fajne. Jest różnica pomiędzy robieniem zdjęć na siatkówce a piłce nożnej? – Przyznam szczerze, że ja ze Skrą jestem już tak zżyty emocjonalnie, że czasami widzę sam po sobie, że coś zawalę przy zdjęciach. Mógłbym to zrobić chłodnym okiem, ale zwyczajnie ponoszą mnie emocje w czasie meczu. Widzę, że młodzi mają czasami podobnie, wpadają w euforię po golu, cieszą się zamiast robić zdjęcia. Runda wiosenna coraz bliżej. Będziemy spotykać się nie tylko na domowych meczach, ale również tych wyjazdowych? – Na pewno chcę być w Łodzi na Widzewie. Jeśli tylko czas mi pozwoli to będę chciał być również na pozostałych meczach. Mam nadzieję, że będą to zdjęcia po zwycięskich meczach Skry, które później będą cieszyć naszych kibiców. Rozmawiał Mariusz Rajek
(2) Ludzie Skry: poznajcie Jacka Litwińskiego
Stali bywalcy stadionu przy Loretańskiej z pewnością kojarzą „pana z kamerą”. Jacek Litwiński od lat rejestruje wszystkie mecze naszej drużyny pod kątem szkoleniowym. Zaczynał jeszcze w czwartej lidze i co naturalne przez te wszystkie lata zżył się ze Skrą. To właśnie jego postać przybliżymy tym razem nieco bliżej w naszym cyklu rozmów: „Ludzie Skry”. Odkąd sięgam pamięcią, rejestruje pan mecze Skry dla sztabu szkoleniowego. Kiedy to wszystko się zaczęło? – Moja przygoda z nagrywaniem meczów rozpoczęła się już na początku lat 90-tych. Rejestrowałem wtedy mecze Rakowa w drugiej lidze, jeszcze przed awansem do ekstraklasy. Później cztery sezony w najwyższej lidze i jeszcze drugą ligę po spadku. Przestałem po spadku do trzeciej ligi, miałem kilka lat przerwy. Po latach, pewnego dnia zadzwonił do mnie Piotr Bański z pytaniem czy nie powróciłbym do nagrywania meczów. Jeśli dobrze pamiętam to było w roku 2009, nagrywałem do roku 2011 dla trenera Leszka Ojrzyńskiego. Później już trafiłem do Skry, ponownie zresztą z polecenia Piotrka. Zacząłem od derbów Częstochowy na Stradomiu jeszcze w czwartej lidze. Tak wyglądał mój pierwszy dzień współpracy ze Skrą. To był ten sezon kiedy nie wygraliśmy ligi, ale wskutek połączenia z Orłem Babienica awansowaliśmy do trzeciej. Ta współpraca ze Skrą trwa nieprzerwanie od tamtego momentu. Mam nadzieję, że będzie trwać jak najdłużej, bo lubię to zajęcie. Robię to już tyle lat, że wiem już mniej więcej czego życzą sobie trenerzy. W Skrze nagrywałem dla trenera Wojtasza, Janka Wosia, Piotrka Mrozka, Dziółki, teraz dla Pawła Ściebury. Te wymagania trenerów na przestrzeni lat się zmieniają? – Raczej wygląda to podobnie. Oczywiście trenerzy mogą mieć indywidualne wytyczne na poszczególny mecz. Jak podglądam też inne ekipy, które nagrywają mecze na serwer PZPN-u to widzę, że operują zbliżeniami, pokazują niektóre sytuacje z bliska. Ja mam zadanie pokazać jak największą ilość boiska w jednym ujęciu. Chodzi o to aby pokazać pozycje zawodników czy sposób poruszania się. Zdarzało mi się też dostać zadanie sfilmowania konkretnego zawodnika. Jak ktoś patrzał na to z boku to mógł się zdziwić, bo akcja toczyła się na drugiej części boiska, a ja trzymałem kadr tylko na jednym piłkarzu. Dzięki temu zajęciu obejrzałem na żywo mnóstwo meczów, odwiedziłem ogrom stadionów. Na pewno wykonując to zajęcie dużo się podróżuje. Czasami jeździłem też podglądać rywali. Wyjazdy to na pewno nieodzowna część tego zajęcia. Jakaś eskapada szczególnie utkwiła w pamięci, zdarzały się ciekawe przygody? – Pamiętam taką sytuację jak jechaliśmy na mecz do Pawłowic i nagle okazało się, że nie ma autokaru. Musieliśmy pojechać samochodami osobowymi. Zawodnicy zmieścili się w cztery auta, a ja z trenerami pojechaliśmy piątym. Cała sytuacja już na zakończenie była dość wesoła. Pamiętam też taki sparing z Zagłębiem Sosnowiec w styczniu. Dla operatorów kamer było przygotowane takie specjalne rusztowanie z desek, niezbyt stabilne. Problem polegał na tym, że termometry wskazywały -15 stopni, a my nie mogliśmy się za bardzo ruszać, żeby stamtąd nie spaść. W drugiej połowie myślałem, że przyjdzie mi się poddać i przerwać nagrywanie, ale jakimś cudem wytrwałem do końca. Okres zimowy dla nas zawsze jest najgorszy, bo warunki niestety nie sprzyjają długotrwałemu przebywaniu na dworze. Obecnie stadiony w drugiej lidze wyglądają naprawdę dobrze, warunki nie są złe. W niższych ligach trzeba było zabierać z sobą parasol czy pelerynę, aby być przygotowanym na wszystkie warunki. Po tylu latach to nagrywanie chyba nie jest już tylko pracą, a zajęciem bez którego trudno funkcjonować. Czym dziś dla Jacka Litwińskiego jest Skra? – Na pewno mocno identyfikuję się ze Skrą. Jeśli wykonuje się dla kogoś określone zadanie, to po jakimś czasie człowiek jest z tym bardzo zżyty, z klubem, z ludźmi którzy w nim są. Z trenerem Ścieburą znamy się już naprawdę długo, bo wcześniej był asystentem trenera Dziółki. Po dłuższym czasie ta współpraca jest coraz lepsza, łatwiej określić co kto od kogo oczekuje. Porozmawiajmy chwilę o aspekcie sportowym. Jakiej rundy wiosennej możemy się spodziewać? O to utrzymanie może być dużo trudniej niż w poprzednim sezonie? – Łatwo na pewno nie będzie. Życzyłbym sobie oczywiście, abyśmy się utrzymali. Wydaje się na ten moment, że do utrzymania trzeba będzie mieć nieco więcej punktów niż ostatnio. Liga jest bardziej spłaszczona. Jesienią też uciekło nam trochę punktów, jak choćby w Toruniu z Elaną, u nas mecz ze Stalówką. W Łęcznej też prowadziliśmy do 83. minuty grając naprawdę dobry mecz. Nawet jeden z prezesów Górnika był pod wrażeniem naszej gry. Rezerwy Lecha przeciwko nam wypuściły siedmiu zawodników z ekstraklasy, przegraliśmy wtedy 0:2 to spotkanie we Wronkach. Wierzę jednak, że wiosną my też sprawimy kilka niespodzianek na plus punktując z silniejszymi drużynami. Pierwsze dwa mecze na wiosnę będą niesłychanie ważne, musimy w nich powalczyć o co najmniej cztery punkty. Kogo zatem typujemy do spadku? Gryf i Legionovia są już w bardzo trudnym położeniu, ale oprócz nich pozostają jeszcze dwa miejsca… – Jestem ciekaw jak rozstrzygnie się sprawa z Pogonią Siedlce, bo tam kilku zawodników zostało zawieszonych za doping. Jest to dalej niejasne, bo jeśli zawodnicy byli zawieszeni od konkretnego dnia, to mecze powinny być zweryfikowane jako walkowery. My tam przegraliśmy i weryfikacja tego wyniku mogłaby dużo pozmieniać w tabeli. Przede wszystkim punkty trzeba jednak wywalczyć na boisku, bo na takie rozstrzygnięcia nie ma co liczyć w sporcie. Rozmawiał Mariusz Rajek
(1) Ludzie Skry: poznajcie Olę Kmieć
W oczekiwaniu na wznowienie wiosennej rundy rozgrywek, postanowiliśmy przestawić wam nieco bliżej ludzi związanych ze Skrą. Tym razem nie piłkarzy czy trenerów, a osoby które często pozostają w cieniu, a ich udział i zaangażowanie w nasz klub jest często nie mniejsze niż na boisku. Kiedy 14 stycznia 2016 roku rozpoczęła pracę w sekretariacie przy Loretańskiej nie lubiła nawet piłki nożnej. Dziś, kiedy mijają jej cztery lata w Skrze przyznaje, że to coś zdecydowanie więcej niż praca. Formalnie prowadzi nasz sekretariat, ale funkcji i zadań ma dużo więcej. Poznajcie Olę Kmieć. Ola, jesteś w Skrze już cztery lata, nawet z dokładnością co do dnia. Jak to się stało, że kobieta chciała pracować w klubie piłkarskim? Skąd taki pomysł? – Tak, dokładnie dziś (14.01) mijają cztery lata odkąd przekroczyłam próg Skry. To nie jest do końca tak, że chciałam pracować w klubie piłkarskim. Chyba nie skłamię jeśli powiem, że piłka nożna była mi totalnie obca. Czysty przypadek sprawił, że znalazłam się tu gdzie teraz jestem. Jednak z perspektywy czasu mogę śmiało powiedzieć, że nie żałuję, że trafiłam właśnie do Skry. Na początku był duży szok? Szybko polubiłaś to miejsce? Polubiłaś piłkę nożną? – Początki nie były takie kolorowe jak by się wydawało. Przez pierwsze dni odliczałam tylko, aż wybije godzina 17.00 i ucieknę do domu. Ciężko było mi się odnaleźć w tej pracy, zupełnie nowy świat, który jak wspomniałam wcześniej był mi zupełnie obcy. Dałam sobie czas i teraz wiem, że to była jedna z lepszych decyzji jaką w życiu podjęłam. Jak wygląda Ola twój dzień pracy w klubie w największym skrócie? Da się zaplanować pewne rzeczy, czy większość wychodzi „w praniu”? – Można powiedzieć, że żaden dzień nie wygląda tak samo. Każdy dzień jest inny, oczywiście są pewne czynności, które się powtarzają. Obecnie praca W klubie zdefiniowana jest poprzez rozgrywki drugiej ligi mężczyzn i kobiet, z racji tego wszelkie działania obejmujemy w ujęciu tygodniowym bądź miesięcznym, codziennie realizujemy inne fragmenty tych działań. Kto cię choć trochę zna, wie że jesteś bardzo zaangażowana w projekty Skry. To tylko praca, czy naprawdę jest w tym klubie coś takiego, że jest to czymś więcej? – Miło słyszeć, jeśli ktoś widzi moje zaangażowanie w ten Klub. Słowa Konfucjusza – „Wybierz pracę, którą kochasz, a nie będziesz musiał pracować nawet przez jeden dzień w swoim życiu”, myślę że w pełni oddadzą mój stosunek do Skry. Chyba już dawno mam za sobą czas kiedy to była praca, teraz mogę śmiało powiedzieć, że jest to pasja i wielka miłość. Przede wszystkim to zasługa ludzi z którymi pracuję, to oni tworzą Ten klub i atmosferę dzięki której chce się tu być. Praca w klubie sportowym nie jest od 8 do 16. Czasem trzeba coś zrobić w niedzielę po południu. Nie przeszkadza ci to, czy już w pełni się przyzwyczaiłaś? – Inaczej już chyba nie potrafię funkcjonować, każdy dzień bez Skry jest jakiś taki pusty (śmiech). Emocjonujesz się meczami Skry? A może nie tylko Skry, lubisz czasem pooglądać piłkę w telewizji? – Lubię oglądać piłkę w telewizji ale tylko jeśli jest transmisja Skry. A tak poważnie to bardzo przeżywam mecze Skry, gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że tak będę się emocjonować piłką nożną, to wybuchłabym śmiechem. Pamiętam sytuacje, która miała miejsce gdy awansowaliśmy do drugiej Ligi, kiedy cały Klub i kibice szaleli ze szczęścia na murawie, ja stałam na balkonie i płakałam, oczywiście ze szczęścia. Chyba to definiuje to jak bardzo żyje tym co się tutaj dzieje. Do rundy wiosennej jeszcze trochę czasu. Przyznawałaś, że nie lubisz tego czasu, zdecydowanie wolisz jak są mecze, emocje i ciągle się coś dzieje. Nie możesz się doczekać walki o punkty? – Tak, zdecydowanie nie lubię tego „martwego” okresu na Skrze. mimo, że w Klubie raczej się nie nudzimy i cały czas jest mnóstwo pracy to jednak w tej przerwie brakuje nam tych emocji meczowych. Ja już odliczam dni do rundy wiosennej. Tak czysto od strony piłkarskiej myślisz, że uda się Skrze utrzymać w drugiej lidze? Wiosna zapowiada się jeszcze ciężej niż w poprzednim sezonie jak byliśmy beniaminkiem. – Jestem chyba ostatnią osobą, która mogłaby stracić wiarę w to, że nasi panowie dadzą sobie radę. Wielokrotnie pokazywali ducha walki i jestem pewna, że i tym razem staną na wysokości zadania i w lipcu znów będziemy grali z naszywką 2 Ligi. Czego mogę ci życzyć na koniec poza dalszą współpracą? Kolejnych czterech lat na „Lorecie”, czy może jeszcze więcej? – Przede wszystkim realizacji wszystkich planów klubowych założonych na najbliższe lata, ponieważ nic nie daje mi takiej satysfakcji jak obserwowanie rozwoju Skry. Co przyniesie czas tego nie wiem. Mam nadzieje, że te 4 lata to dopiero początek tej wspaniałej przygody. Rozmawiał Mariusz Rajek
Szczęścia i sukcesów w nowym 2020 roku !
Spełnienia wszystkiego co sobie zaplanowaliście, sukcesów na arenie zawodowej i w życiu prywatnym oraz mnóstwa sportowych pozytywnych emocji w 2020 roku życzy Zarząd, pracownicy i zawodnicy KS Skra Częstochowa S.A. ! .
Jaki był 2019, jaki będzie 2020? Podsumowujemy rok
To już dziś. Pożegnamy rok 2019 i z nowymi planami, marzeniami powitamy Nowy Rok – 2020. Nim to się jednak stanie w telegraficznym skrócie przypomnijmy najważniejsze wydarzenia mijającego roku w naszym klubie. – Podsumowując rok 2019 w Skrze oparłbym się na trzech wydarzeniach. Pewnym utrzymaniu naszych zawodników w drugiej lidze, awansie dziewczyn na ten poziom oraz otrzymaniu Złotej Gwiazdki PZPN – mówi prezes Skry Artur Szymczyk. – Jako beniaminek daliśmy radę – cieszy się sternik naszego klubu. Nie ma się czemu zresztą dziwić. Skazywana na pożarcie, skreślana po sześciu z rzędu porażkach poprzedniej jesieni Skra pokazała wielki charakter i koniec końców pewnie utrzymała się na poziomie centralnym. Osiągnięcie zasługuje na tym większe uznanie, ze nasz klub dysponował najniższym budżetem w lidze. 11. miejsce w tabeli beniaminka to duży sukces trenera Pawła Ściebury, który sukcesywnie pracuje na swoje nazwisko w tym fachu. Z obecnego sezonu z pewnością zapamiętamy 25 sierpnia i wygraną 1-0 przy Loretańskiej nad słynnym Widzewem Łódź. Ten triumf odbił się szerokim echem w ogólnopolskich mediach. Rok 2019 Skra kończy w strefie spadkowej, ale z bardzo niewielką stratą do miejsc bezpiecznych. Wiosna w wykonaniu naszych seniorów bez cienia przesady zapowiada się pasjonująco. Projekt Skry Ladies jest bardzo młody, ale drużyna dowodzona przez mieszany duet Marta Mika – Patryk Mrugacz już może mówić o sukcesach. W pierwszym roku działalności nasze dziewczyny pewnie awansowały do drugiej ligi i spisują się w niej lepiej niż dobrze. – To był bardzo udany rok w wykonaniu damskiego futbolu w Skrze. Awans, następnie świetna postawa drużyny w rozgrywkach ligowych oraz Pucharu Polski sprawiła nam wiele radości. Wielkie słowa uznania dla zespołu, bo dziewczyny wykonały fantastyczną pracę. Równolegle rozwija się projekt Akademii Skry Ladies, utworzyliśmy zespoły młodzieżowe, drużyna U-15 z powodzeniem rywalizuje na szczeblu wojewódzkim, a nasze dwie zawodniczki Nikola Młynek oraz Zosia Dubiel zostały powołane na Zimową Akademię Młodych Orłów. To bardzo cieszy i daje ogrom motywacji. Celem drużyny seniorskiej na nadchodzący rok jest oczywiście utrzymanie się w gronie drugoligowców. Mamy również szerokie plany związane z działalnością Akademii – podsumowuje trener Mrugacz. Jedno jest pewne, po bardzo udanym roku dla Ladies, nowy 2020 zapowiada się jeszcze ciekawiej. Trzeci z najważniejszych punktów sezonu przypadł pod koniec listopada. Wtedy to Polski Związek Piłki Nożnej przyznał złote, srebrne oraz brązowe Gwiazdki dla najlepszych szkółek piłkarskich w kraju. Nasz klub otrzymał najwyższe, złote wyróżnienie. Skra znalazła się w gronie 18-stu najlepszych w województwie śląskim oraz 117 w Polsce klubów szkolących młodzież. – Kryteriów, które trzeba było spełnić na Złotą Gwiazdkę było naprawdę dużo. Trzeba posiadać zespół składający się z minimum 10 zawodników w każdej kategorii wiekowej, czyli od D do G (skrzata). Nasze zespoły w większości liczą powyżej 16-stu osób, także samych trenerów jest w naszym klubie sporo. Ponadto szkółka musi mieć ujednolicone stroje, klubowego lekarza, dostęp do odpowiedniej ilości boisk, sprzętu sportowego, bramek, piłek. Jedna piłka musi przypadać na jednego uczestnika treningu. Klub musi organizować w ciągu roku jeden lub dwa turnieje ogólnopolskie – wylicza Tomasz Musiał, wiceprezes ds. piłki młodzieżowej w naszym klubie. Podsumowując to, co nam się w tym roku udało, nie sposób nie wspomnieć jeszcze o rozwoju naszej Szkoły Mistrzostwa Sportowego „Nobilito”, która od września poszerzyła ofertę edukacyjno-sportową otwierając Liceum Ogólnokształcące Mistrzostwa Sportowego dla rocznika 2003 – trzyletnie oraz dla rocznika 2004 – czteroletnie. Szkoła spełnia wszelkie wymogi zgodnie z kryteriami kształcenia stawianymi przez Ministerstwo Edukacji Narodowej i posiada uprawnienia szkoły publicznej. Siedzibą naszej szkoły jest budynek znajdujący się przy ulicy Okólnej 31/39 w Częstochowie. To tam niedawno młodzież miała okazję spotkać się z trenerem reprezentacji U-20 Jackiem Magierą. A czego życzylibyśmy sobie na Nowy Rok? – Przede wszystkim chcielibyśmy, aby to nie był gorszy rok niż miniony. Chcemy się oczywiście utrzymać na szczeblu centralnym, ale nie wiemy czy otrzymamy licencję na drugą ligę, ponieważ problem stanowi stan naszej nawierzchni, która już od dłuższego czasu kwalifikuje się do wymiany. W miejskim budżecie na razie nie zapisano środków na to zadanie. Brak wsparcia z miasta powoduje, że bardzo ciężko jest również spiąć budżet na ten poziom rozgrywek. Mamy jednak nadzieję, że to co tutaj robimy zostanie w końcu zauważone i docenione – z nadzieję na lepsze, ale i nutką niepokoju kończy prezes Artur Szymczyk. Naszym kibicom życzymy w 2020 wszelkiej pomyślności i realizacji planów. A wspólnie ze Skrą wielu piłkarskich emocji!