Rafał Brusiło o świadomości, rozwoju i swojej piłkarskiej ewolucji

Podczas pierwszego dnia zgrupowania w Busku Zdroju dłużej porozmawialiśmy z jednym z kluczowych zawodników naszej drużyny, Rafałem Brusiło. Doświadczony zawodnik odniósł się do wielu ciekawych kwestii. Zapraszamy serdecznie!

Jesteśmy na obozie w Busku Zdroju. Jak wrażenia, jeżeli chodzi o warunki, a także pierwsze treningi?


Rafał Brusiło: – Przede wszystkim to fajna sprawa, że pojechaliśmy na obóz przed drugim sezonem w pierwszej lidze. Warunki, które zastaliśmy są na bardzo fajnym poziomie. Dopiero zaczynamy to zgrupowanie, ale już widać, że hotel ma bardzo fajne warunki – począwszy od pokojów, posiłków, odnowy biologicznej. Jesteśmy po pierwszym treningu na boisku. Murawa jest w w bardzo dobrym stanie. Zgrupowanie będzie na fajnym poziomie i to, co sobie założyliśmy, zrealizujemy w stu procentach, bo mamy do tego możliwości.

Od początku przygotowań trenujesz już z pełnym obciążeniem, więc chciałbym zapytać jak Twoje zdrowie? Ostatnie pół roku miałeś jednak mocno pechowe.

Tak, zgadza się. Miałem złamanego palca w stopie. Po powrocie pojawiły się kolejne problemy ze stopą, z rozcięgnem podeszwowym. Dużą część poprzedniej rundy – jak nie całą – poświęciłem na leczenie (nie licząc tych dwóch meczów, które rozegrałem po powrocie). Jestem dobrej myśli. Trenuje z pełnym obciążeniem. Wiadomo, że prewencja po tym urazie na pewno będzie musiała być u mnie na wysokim poziomie – przed każdym treningiem i meczem będę musiał wykonywać pewne rzeczy. Nastawiam się na to, że uporam się z problemami zdrowotnymi i będę mógł skupić się na nadchodzącym sezonie.

Skoro już nawiązałem do poprzedniego półrocza, pozostańmy jeszcze chwilę przy minionej kampanii. Biorąc pod uwagę fakt, że mieliśmy bardzo dobrą jesień i jednak nieco gorszą wiosnę, myślisz, że mogliśmy wyciągnąć z poprzedniego sezonu jeszcze więcej?

Po pierwsze, premierowy sezon w pierwszej lidze dla Skry był historyczny, po drugie, dla środowiska piłkarskiego był – może nie szokiem – ale na pewno dużym tąpnięciem, że jednak mały klub, ambitny, z fajnie dobranymi ludźmi, może zrobić dobry wynik. Stąpałbym więc twardo po ziemi. Wiadomo, każdy powie, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Po pierwszej rundzie mieliśmy 27 punktów i bodajże trzy „oczka” straty do miejsc barażowych, ale historia wielu piłkarskich sezonów pokazuje, że wiosna zawsze jest cięższa. Jest mniej meczów, każda drużyna gra już o swoje wyznaczane cele, więc zdawaliśmy sobie sprawę, że ta druga runda na pewno będzie trudniejsza. I tak rzeczywiście było. Chwała chłopakom, trenerom, bo zrealizowaliśmy nasz cel i uzbieraliśmy odpowiednią liczbę punktów.

Przed nami drugi sezon – też się tak utarło, że on jest cięższy dla beniaminka. Uważam też, że liga będzie jeszcze ciekawsza, będą bardzo fajne, historyczne drużyny, dobre pod kątem kibicowskim. Liga będzie bardzo wyrównana, więc tym bardziej cieszy, że dosyć szybko skompletowaliśmy kadrę i w bardzo dobrych warunkach możemy przygotować się do sezonu.

Mam wrażenie, że jesienią nasza gra była nieco bardziej pragmatyczna, defensywna. Wiosną postawiliśmy na nieco wyższe podejście i bardziej ofensywny styl gry. Jaką Skrę będziemy oglądać w nadchodzącym sezonie?

Uważam, że to jest naturalny proces dotyczący drużyny, która robi awans na wyższy poziom rozgrywkowy. Wielu z nas wcześniej nie grało na poziomie zaplecza ekstraklasy, więc dla każdego było to coś nowego. Ktoś powie, że piłka, bramki, boisko – wszystko jest takie samo. Ale jednak wiadomo, że zmienia się jakość, intensywność meczów, więc pierwsza runda jest nastawiona na ten przysłowiowy pragmatyzm, czyli punktowanie za wszelką cenę. Im więcej zapunktujesz w rundzie jesiennej, tym lepiej możesz pracować i udoskonalać pewne rzeczy w zimowym okresie przygotowawczym.

Uważam, że u nas ten proces przebiegał wzorcowo. Jesienią zapunktowaliśmy bardzo przyzwoicie – złożyła się na to bardzo fajna praca sztabu szkoleniowego nad rozwojem, bo o to chodzi w piłce – żeby rozwijać drużynę w różnych aspektach. Poszliśmy do przodu też w ofensywie, wiosną zaczęliśmy strzelać więcej bramek. Coś za coś – zaczęliśmy też je tracić, ale wynika to także z kontuzji. W linii obrony było dużo perturbacji, trener musiał rotować piłkarzami i brakowało stabilizacji. Ale myślę, że to jest naturalne.

Jestem przekonany, że trenerzy też wyciągnęli swoje wnioski, wypośrodkują to wszystko i nie będziemy drużyną, na którą każdy przeciwnik przyjedzie z nastawieniem, że będzie musiał radzić sobie z przysłowiową obroną Częstochowy. Postaramy się zaskoczyć in plus, naprawdę ładnie grając i próbując budować akcje od tyłu. Patrząc po transferach, których dokonaliśmy, myślę, że będziemy mieć ku temu fajne możliwości. Uważam więc, że z pewnością Skra będzie wyglądała dobrze w nadchodzącym sezonie.

Osiągnęliśmy dobry wynik, w dużej mierze grając młodymi chłopakami. Ty jesteś już jednym z najbardziej doświadczonych graczy w zespole. Czujesz się już drogowskazem dla tych młodych zawodników? Graczem, który może wyznaczyć im pewien kierunek?

Może nie powinienem mówić w ten sposób jak Ty powiedziałeś, bo fajnie to ująłeś – a ja jestem najstarszym graczem w całym zespole (śmiech). Takie są fakty, z tym się nie dyskutuje. Specyfika Skry Częstochowa jest taka, że szatnia powinna być złożona zarówno z piłkarzy doświadczonych – nie mówię tutaj o graczach 30 plus, bo 25 – letni zawodnik też może być doświadczony, jak i z młodych.

Wiąże się to z wieloma aspektami widocznymi w naszym klubie. Jest to super trampolina dla młodych piłkarzy, którzy wiedzą, iż trafiają do naszej szatni nie – tak jak ja to mówię – do przysłowiowego pieska, że będą mieli wszystko podane pod nosek. Nie chcę, żeby to źle zabrzmiało, ale to jest klub, w którym musisz sobie wszystko wywalczyć, zapracować na to. W pewnych rzeczach ten klub nauczy Cię pokory, sprowadzi na ziemię, ale pokaże też sporo rzeczy, których być może młodzi piłkarze dotychczas nie widzieli. Mogą zrobić taki progres, o którym wcześniej by nawet nie pomyśleli. Kiedy są odpowiedzialni za zwykłe, luźne rzeczy, za które w innych klubach nie odpowiadali, rozwiną się szybciej poprzez samodyscyplinę

Często mówię młodym piłkarzom, że w Skrze mogą dostać taki prawdziwy przyspieszony kurs i uważam, że to jest dla nich dobre. Zresztą nie tylko ja, bo jest nas gros piłkarzy, którzy są starsi. Na pewno staramy się pomagać młodym piłkarzom, podpowiadać; nie ganić, bo błędy zdarzają się każdemu – i starszym, i młodszym. Ale z racji doświadczenia na pewno chcemy pomagać tym młodym piłkarzom, żeby później oni pomagali całej drużynie.

W porównaniu do czasów, w których zaczynałeś grać w piłkę na poważnym poziomie, świadomość młodych piłkarzy się zmieniła? Poszła do przodu?

Zdecydowanie się zmieniła. Zmieniło się podejście do zawodu. Począwszy od odżywiania, suplementacji, odnowy biologicznej. Także czasów, które nadeszły i pokazują, ze wielu polskich piłkarzy gra w dobrych klubach europejskich. W moich czasach, gdy byłem młody, sensacją było jak Andrzej Niedzielan został wytransferowany do NEC Nijmegen. Teraz nawet nie wiem, czy ten klub gra w Eredivisie. Mirek Szymkowiak szedł do Trabzonsporu i to było duże wydarzenie. Teraz rozmawiamy o piłkarzach pokroju Roberta Lewandowskiego czy Jana Bednarka. Piłkarzach, którzy grają w Premier League, Serie A czy w innych topowych europejskich ligach, więc to też pokazuje młodym zawodnikom, jakie są możliwości ustawienia swojego życia. To są przykłady, które świadczą o tym, że jak dobrze pokieruje się karierą, w odpowiednim kierunku, to naprawdę można wylądować w fajnym klubie i czerpać z tego super profity.

Jeśli rozmawiamy o świadomości, prowadzeniu się – wiem, że nigdy nie miałeś z tym problemu – zakładasz sobie jakiś moment, wiek, do którego ewentualnie chcesz grać na poważnym poziomie?

Zawsze się z tego śmiałem i teraz też jest to dość popularne – to jest tylko pesel. Tylko liczby. Pokazuje to Robert Lewandowski, Cristiano Ronaldo, także Zlatan Ibrahimović, który jest już w ogóle fenomenem – ma 41 lat i właśnie zdobył mistrzostwo w Milanie. Ale tak jak mówimy, poprzez świadomość piłkarzy, rozwój technologiczny, granica się przesunęła. Kiedyś 32 – letni piłkarz był futbolowym emerytem. Teraz Luka Modrić, zawodnik w wieku 36 lat przebiega czternaście kilometrów z dogrywką w meczu Mistrzostw Europy i wygląda tak, że aż przecierasz oczy ze zdumienia. To też pokazują określone przykłady w europejskich klubach.

Za mną pierwsza kontuzja, przez którą miałem tak długi rozbrat z piłką. Zawsze uważałem, że póki zdrowie mi będzie pozwalało, będę grał. Dopiero kiedy te – jak to się mówi – młode synki będą mi odjeżdżały i będę czuł różnicę w poziomie treningowym, będzie trzeba zejść ze sceny. Trudno mi zakładać teraz jakieś długoterminowe cele, ale myślę, że dwa, trzy lata jeszcze spokojnie pogram. Sądzę, że przy uporaniu się z drobnymi rzeczami, które mi doskwierają, nie będzie z tym problemu.

Myślę, że przy Twoim podejściu to jest minimum, jakie pograsz na fajnym poziomie. Natomiast chciałbym jeszcze przejść do Twojej małej ewolucji jako piłkarza. Przez całą karierę grałeś na boku defensywy, na prawej obronie. W tym momencie występujesz jako jeden z trzech środkowych obrońców, na pozycji pól – lewego stopera. Czy czujesz się już naturalnie w tym środowisku boiskowym? Mam na myśli nawet fakt, że musisz funkcjonować na lewej stronie, a jednak jesteś prawonożny.

Przychodząc do Odry Opole, byłem – i to przez całe życie – skrzydłowym. Może nie powiem, że miałem smykałkę do strzelania, ale zdobywałem sporo bramek – czy to w czwartej, czy w trzeciej lidze. Różne historie, właśnie w Odrze Opole, zwłaszcza dotyczące kontuzji piłkarzy na bokach defensywy, spowodowały, że pewnego razu trener przestawił mnie na tę pozycję w obronie. Na tyle dobrze się w niej zaadaptowałem i na tyle duży progres robiłem, że w tym poważnym graniu, na szczeblu centralnym, zostałem już na boku obrony.

W poprzednim sezonie, po meczu z Chrobrym Głogów w rundzie jesiennej, trener zmienił system i ustawił mnie na pozycji pół – lewego stopera. Uznał, że nie będę miał problemów z dostosowaniem się. Wiadomo, jest to spora zmiana: nawet kwestia warunków fizycznych. Nie powiem, że jestem niski, ale też nie jestem mega wysokim piłkarzem o potężnych gabarytach jak typowy stoper. Przechodząc na tę pozycję, musiałem się dostosować, zmienić pewne rzeczy. Z pewnością trener, stawiając mnie na środku defensywy, widział coś, czym mogę zaskoczyć. Być może wyprowadzenie piłki. Być może nawet fakt, że grając na pozycji pół – lewego stopera nie mam wiodącej nogi od strony linii bocznej, ale prawą nogę od środka, więc w niektórych meczach mogę nieco inaczej rozgrywać piłkę – bardziej szukać gry przez środek.

Nie zmienia to jednak faktu, że w pewnych momentach też jest to problem – w wyższym pressingu, gdzie człowiek ma krótszy czas na reakcję i musi użyć słabszej nogi. Ale tak jak mówię, z racji tego, że się na tej pozycji trenuje, gra, można się zaadoptować i myślę, że nie sprawia mi to większego problemu.

Nie ciągnie Cię do przodu?

Powiem tak. W poprzednim sezonie, właśnie po meczu z Chrobrym, gdy zostałem przestawiony na nową pozycję, miałem takie ciągotki. Nawet na Widzewie, kiedy przegrywaliśmy już 0:2 i rywal trochę się cofnął ze względu na wynik, dwa razy zrobiłem obieg Łukaszowi Winiarczykowi z racji tego, że czułem się dobrze fizycznie i myślałem: trzeba coś zrobić do przodu, po co mam tutaj stać? Lepiej pomóc koledze wyżej z piłką, stworzyć opcję do podania czy rozwiązania sytuacji.

Skala zmęczenia też się zmieniła, bo jednak na bokach obrony biegania było nieco więcej. Siłą rzeczy, czasami po podaniu chcesz biec dalej do przodu, a tutaj… spokojnie, musisz trzymać pozycję, bardziej pracować w lewo, w prawo. I raczej dłuższych wypadów na tej pozycji trzeba unikać.

Ale tak jak wspominałem, zaadaptowałem się już, potrafię się przyhamować, więc jest dobrze (śmiech).

Widać to było w spotkaniu z GieKSą, bo rzeczywiście mocno pilnowałeś swojej pozycji. To był Twój pierwszy mecz od dłuższego czasu. Czy czujesz już grę? Jak się czujesz także od strony fizycznej?

To jest bardzo dobre pytanie, ponieważ ktoś może powiedzieć: przecież to doświadczony piłkarz. Ale pewnych rzeczy się nie oszuka. Tak jak mówiłem wcześniej, póki co, był to mój najdłuższy rozbrat z piłką, z treningiem. Była to kontuzja stopy, więc nie mogłem robić wielu rzeczy. Mogłem jeździć na rowerze, chodzić na siłownię, pływać, ale jednak naturalna forma dla piłkarza – bieg – ma swoją specyfikę i jeśli nie możesz biegać, to tego się nie oszuka.

Więc zdaje sobie sprawę, że potrzebne mi było wejście w trening z drużyną. Bardzo się cieszę, że jesteśmy na obozie i tych jednostek jest sporo, bo po prostu wiem, że muszę te treningi wykorzystać do maksimum, aby wrócić na właściwe tory. I żeby moje samopoczucie fizyczne, a także mentalne, było dobre, abym z czystą głową mógł rywalizować na wysokim poziomie.

Jak piłkarz ma długotrwałą kontuzję, to w pewnym momencie zakalkuluje, w innej sytuacji nie poczuje przestrzeni. Ktoś powie: robisz to całe życie. Tak, ale pewnych rzeczy nie oszukasz. Na wszystko potrzeba czasu, adaptacji, więc ja liczę się z tym, że muszę bardzo dobrze wykorzystać ten okres i zamierzam to zrobić.

Odnosząc się już na koniec do nadchodzących rozgrywek: na co nas realnie stać w tym sezonie?

Na pewno na to, co zakładamy sobie od początku, czyli utrzymanie się w lidze, punktując i budując stabilizację naszego klubu na tym poziomie rozgrywkowym. Nie oszukujmy się, pierwsza liga to była nowość dla piłkarzy, sztabu, ale także dla działaczy i całego klubu. Działajmy powoli, stopniowo, żeby za fajnym wynikiem sportowym, szła także organizacja.

Chciałbym po prostu w dalszym ciągu walczyć o spokojne utrzymanie, żeby nie było nerwówki, która – oczywiście – może wystąpić, bo nie wiemy, co się stanie. Ale grajmy z meczu na mecz o punkty i zróbmy tak, żeby Skra w pierwszej lidze już się zaadaptowała i stała się pierwszoligowym wyjadaczem, a nie kopciuszkiem, który stąpa po cienkiej linie. Krok po kroku budujmy więc stabilizację na zapleczu ekstraklasy.

Copy link
Powered by Social Snap