„Ze Skrą do końca naszych dni!” – rozmawiamy z naszymi kibicami

Może nie jest ich zbyt wielu, ale nie o bicie rekordów liczbowych tu chodzi. Skra ma swoich wiernych kibiców, którzy nie są tylko regularnymi bywalcami stadionu przy Loretańskiej, ale podróżują za drużyną również na mecze wyjazdowe. Nie reprezentują grupy ultras, nazwanie ich chuliganami byłoby dopiero groteskowo śmieszne. Są jedynymi w swoim rodzaju „piknikami”, swoją grupę nazwali nawet „Piknikową Ferajną”. Rodzinna atmosfera? U nich to nie slogan, a stan faktyczny. Norbert i Konrad Zadorowie są żywym przykładem kibicowskiej pasji przekazywanej z pokolenia na pokolenie.

Dlaczego właśnie Skra? Jak to wszystko się zaczęło?

Norbert (44 lata): – Skra zawsze była obecna w moim domu, dziadek kibicował Skrze, jak byłem mały zabierał mnie „ Pod Kasztany„ – na Grunwaldzką. Sąsiadem moim był Mariusz „Mania” Gaborski, bramkarz Skry. Potem jak już zacząłem pracować, przez 15 lat pracowałem z byłymi piłkarzami Skry Mirkiem Tyrasem czy Zbyszkiem Chojnowskim. Dlaczego Skra? Ja bym zapytał, a dlaczego nie? Skra ma swój klimat, zawsze miała! Pamiętam jako łebek mecze na Grunwaldzkiej w III lidze, to był początek lat 80-tych, mnóstwo ludzi na stadionie, po meczu całe rzesze ciągnące przez Park Jasnogórski. Wielka ekscytacja starszych panów, kolegów dziadka, Skra wygrywa, emocje udzielają się małemu dziecku jakim byłem. Zadowolenie i pełna radość przez długi czas i ta duma – wygrali Nasi!

Konrad (19 lat): – Skra dlatego, że pierwszy raz na Skrę wybrałem się 2012 roku i jako 11-letni chłopiec wkraczałem w piłkę nożną. Skra grała na wyjeździe z Przyszłością Rogów, byłem wtedy na wakacjach w pobliskim Bluszczowie i poszliśmy na mecz, bo nasz znajomy powiedział, że drużyna od nas gra w mieścinie obok. Mimo niekorzystnego wyniku czułem wielką przyjemność z tego, że mogę oglądać na żywo piłkarzy reprezentujących moje miasto, tym bardziej na wyjeździe. Świetnie uczucie, które do dziś przypominam sobie oczami wyobraźni.

Pamiętacie swój „pierwszy raz” na Skrze?

Norbert: – Nie pamiętam dokładnie, ale może rok 1981 lub 1982. Potem czasami jakiś mecz, później lata przerwy. Potem bodajże rok 2012, byliśmy u znajomych w Bluszczowie w miejscowości obok mecz Przyszłość Rogów – Skra, a więc idziemy z Konradem, spotykam kumpla z lat młodości, mieszkaliśmy w tym samym bloku – Przemek Dubiński trener bramkarzy Skry. Gadka szmatka i tak zaczyna się moja, że tak powiem „nowożytna” historia i przygoda ze Skrą.

Konrad: – Pierwszy raz na Skrze to mecz Pucharu Polski, wcześniej byłem tylko na jednorazowym wyjeździe o którym wspominałem, lecz pamiętałem nadal o Skrze razem z moim tatą. Dostaliśmy bilety na mecz z Motorem Lublin i uznaliśmy, że idziemy na 100 procent. Nie byliśmy zawiedzeni ani trochę, Skra zagrała świetne spotkanie i wygrała 1-0. Ten mecz chyba nas przekonał, że Skra to „nasz” klub i tu jest nasze miejsce. Atmosfera kibicowska z powodu samych pikników podbiła nasze serca, czuliśmy się na trybunach jak rodzina już na pierwszym spotkaniu, kiedy poznaliśmy paru członków Klubu Seniora.

Był taki mecz, który szczególnie zapadł w Waszą pamięć?

Norbert: – Tak, to historia najnowsza Skry. Sezon 2017/18, ostatnia kolejka, gramy o awans do II ligi z BKS-em Stalą Bielsko – Biała. Wygrywamy 3:1, ale awans jeszcze niepewny, bo swój mecz gra Ślęza, która siedzi nam na ogonie. Za chwilę dowiadujemy się, że we Wrocławiu remis, mamy awans! Na Lorecie euforia i szaleństwo, tych emocji nie zapomnę do końca życia. Wiesz, twoja drużyna robi historyczny awans, po ponad 60 latach wraca do II ligi, a Ty jesteś na tym właśnie meczu, jesteś świadkiem jak Nasi zaczynają pisać historię Skry od nowa.

Konrad: – Oj długo wymieniać, wiele było meczów, które zapadają w pamięć. Choćby Polonia Głubczyce została w pamięci nie z powodów sportowych, lecz przez koszmarną pogodę, która utrudniała nam dojazd na stadion. Piast Żmigród zapadł w pamięć przez wygraną Skry aż 6-0 na własnym boisku. Mimo wszystko zdecydowanym numerem jeden jest mecz Skry z BKS-em Stalą Bielsko-Biała, kiedy to wróciliśmy do II ligi. Nie wiem jak słowami opisać to co wtedy się działo. Piłkarze pytający kibiców: „Jaki wynik?”, „Jak Ślęza?”. Po tym wszystkim wbiegnięcie na murawę i łzy radości w oczach, że na naszych oczach spełnił się sen każdego kibica Skry. Aby to zrozumieć, trzeba było to przeżyć od podstaw, czyli od początku tego historycznego i jakże dramatycznego sezonu.

Jeździcie za Skrą na mecze wyjazdowe. Jak na Was reagują na innych stadionach? Zarówno od strony organizacyjnej jak również kibicowskiej? Doszło kiedyś do jakiejś „spiny”?

Norbert: – Jeździmy jak najbardziej, od kilku lat jeździmy w kilka osób, pierwsze wyjazdy z naszymi kochanymi seniorami z Klubu Seniora KS Skra Częstochowa, liczyły po 3-4 osoby, ale jesteśmy z drużyną. Gdy nadszedł rok 2018 razem z Konradem stworzyliśmy „Piknikową Ferajnę”. Ja wymyśliłem nazwę, Konrad zrobił projekt flagi, pomysł zrealizował nam Bartek Błach. Mamy swoja piknikową ekipę, do której dołączyło kilka osób z Klubu Seniora i kilku ojców naszych zawodników z różnych grup wiekowych. Jest również z nami ojciec Adriana Błaszkiewicza. Tak zaczynamy piknikowe wyjazdy. Na innych stadionach przyjmują nas raczej jako egzotyczny folklor, sama nazwa „Piknikowa Ferajna” mówi wszystko, ale zawsze jest pełna kulturka, nie ma żadnej spiny. Zresztą wyobraź sobie, że jakaś konkret ekipa ultras ma spinę do pikników, gdzie najmłodszy ma lat 20 a najstarszy jest po 70-tce… No proszę Cię, jacy ultrasi robiliby sobie obciach? Najlepszy wyjazd pod względem liczebnym to ten na Widzew do Łodzi, gdzie pojechał nas cały autokar – pikniki, rodziny piłkarzy. Najzabawniejszy do Rybnika, bo poczuliśmy się za sprawą policji jak jakaś mega ekipa (śmiech). Zajeżdżamy, bach do klatki, no to we czterech dopingujemy, a jak! Klaszczemy, śpiewamy, szaliki w ruch, na płocie flaga. Po meczu trzymają nas w klatce, mundurowi prowadzą nas na parking, na parkingu oznakowany radiowóz i bus z przyciemnianymi szybami, w busie antyterroryści, my w śmiech oni też. Wsiadamy w samochód, oni „bomby” w górę, gwizdki i eskortują nas parę kilometrów za Rybnik.

Konrad: – Spin nie uświadczyliśmy nigdy, bardziej budzimy zainteresowanie kibiców gospodarzy, jesteśmy ewenementem na skalę ogólnopolską, że nie chuligani, nie ultrasi, a pikniki jeżdżą w grupie na mecze wspierać swoją drużynę. Nigdy nie zaczynamy pierwsi potyczek słownych, nigdy nie mamy złych intencji wobec kibiców gospodarzy. Jesteśmy wobec każdego neutralni, nie mamy wrogów, a każdy miły wobec nas kibic jest naszym przyjacielem. Najzwyczajniej w świecie jeździmy wspierać swoich i przy okazji spędzić miło czas oglądając sport który łączy nas wszystkich.

A macie takie obawy, że kiedyś jacyś kibice będą chcieli Wam na przykład „skroić flagę”?

Norbert: – No co Ty? Ty tak na poważnie o to pytasz? Obaw nie ma, gdzie nie pojedziemy to od razu widać, że pikniki. My dla ekip ultras jesteśmy z innego świata – kosmici. Nadajemy kompletnie na innych falach, oni są ludźmi zasad, swoich zasad. My pikniki nie wpisujemy się w te ramy. Jesteśmy dla nich egzotycznym folklorem, nieszkodliwym zupełnie. Nie, nie mamy o to obaw.

Konrad: – Raczej unikamy takiego myślenia. Wątpliwe, żeby świat kibicowski odpuścił ekipie, która zaatakowałaby pikników, a tym bardziej niepełnosprawnych jak choćby mój tata.

Co wyróżnia Skrę na tle innych klubów i czemu warto jej kibicować?

Norbert: – Co wyróżnia Skrę? Wszystko! Skra od lat ma ten kameralny klimat. Generalnie jest nas tak mało, że prawie każdy zna każdego, jak to mówię to ci najwierniejsi z wiernych od lat są na meczach, wspierają drużynę na wyjazdach i jest w porządku. Czemu warto kibicować? Bo to kawał historii częstochowskiej piłki, kiedyś pierwszy Klub w mieście! Dziś w cieniu ekstraklasowego Rakowa, ale czy w II lidze czy niżej to Nasz ukochany Klub i będziemy z nim do końca naszych dni.

Konrad: – Piknikowa atmosfera, lokalny patriotyzm Klubu polegający na promowaniu piłkarzy z regionu. Chodząc na Skrę, czuję się jakby ten klub był nierozłączną częścią mojego życia jako rodowitego mieszkańca Częstochowy. Jestem dumny, że to Skra jest moim Klubem i na niej się wychowałem jako kibic piłki nożnej.

Rozmawiał zdalnie Mariusz Rajek, zdjęcia: ze zbiorów Norberta i Konrada

* Konrad od tego roku jeszcze mocniej związany jest ze Skrą. Stał się częścią zespołu redakcyjnego mediów klubowych Skry