(6) Ludzie Skry: poznajcie Tomasza Musiała

Śmiało można powiedzieć, że ze Skrą związany jest od zawsze. Jest wychowankiem naszego klubu, występował jako piłkarz na boisku, później łączył to zajęcie z funkcją trenera, następnie prowadził drużynę z ławki, by wreszcie zostać wiceprezesem ds. piłki młodzieżowej. Piłka w wydaniu najmłodszych, szkolenie, akademia czy organizacja klubu to jego największy konik. Inspiracji stara się szukać w różnych miejscach, kilka pomysłów podpatrzonych podczas stażu w Holandii przeszczepił do Skry. O kim mowa? W tym tygodniu przybliżamy postać Tomasza Musiała.

Wspólnie z wiceprezesem Piotrem Wierzbickim jesteście najdłużej związani ze Skrą. Pan również występował w Skrze jako zawodnik. Zacznijmy właśnie od tych początków.
– Tak, ja jestem w ogóle wychowankiem Skry Częstochowa. Próbowałem sobie to odtworzyć przed naszą rozmową. Mnie do Skry ściągnął trener Marek Pawłowski, obecny trener Ajaksu Częstochowa. Pamiętam, że nabory odbywały się na boisku Włókniarza na Zawodziu, gdzie wówczas mieszkałem. To był jeśli dobrze pamiętam 1986 rok. Było ogłoszenie w szkole, że sekcja piłki nożnej Skry ogłasza nabór dla zawodników. Wtedy poszedłem po raz pierwszy, to był nabór chyba do drużyny trampkarzy. Ta przygoda ze Skrą trwała kilka lat, a potem trener Gothard Kokott ściągnął mnie do Rakowa i tam też kilka ładnych lat spędziłem pod okiem trenerów Kokotta i Dobosza. Dostałem bardzo fajne szlify trenerskie, miałem od kogo się uczyć. Do Skry powróciłem w 1999 roku. Prezes Mariusz Wieczorek zaproponował mi współpracę. Zacząłem od tworzenia grupy młodzieżowej, bo wtedy niewiele w Skrze się działo. Była to grupa, która obecnie jeszcze biega po boiskach, nazwiska takie jak Woldan, Hoffman, Ciszewski. To była bardzo ciekawa ekipa. Zdobywałem wtedy pierwsze doświadczenie trenerskie. Jak dziś na to patrzę, to nie wiadomo kiedy minęło 21 lat jak jestem w Skrze.

Rozumiem, że zamiana stroju piłkarskiego na dres trenerski przeszła dość płynnie?
– Prowadząc ten zespół pod koniec lat 90-tych byłem jeszcze czynnym zawodnikiem, próbowałem to łączyć, ale wiadomo, że jest to dość ciężka rzecz. Grywałem wtedy jeszcze trochę, choć lepiej chyba będzie powiedzieć – bywałem na boisku niż grywałem.

W Skrze obecnie jest pan wiceprezesem ds. piłki młodzieżowej. Skąd pasja właśnie do piłki w tym najmłodszym wydaniu?
– Przeszedłem wszystkie te szczeble w klubie, gdzie pod koniec lat 90-tych w zasadzie nic nie było. Brakowało sprzętu, boiska. Musiałem być trenerem, wychowawcą, czasami „rodzicem”, czasami gospodarzem, często musiałem prać stroje drużyny, organizowałem wyjazdy, więc naraz uczyłem się wielu rzeczy, poznając je w zasadzie od kuchni. Cieszy mnie to, bo stworzyliśmy wspólnie z ludźmi, którzy tu pracują coś z niczego. Coś co nie istniało i było w zasadzie do likwidacji przeistoczyliśmy w fajnie działającą firmę. To mnie bardzo cieszy, a kolejne projekty, które rozwijamy zajmują nam mnóstwo czasu. Jednak efekty, które są dają nam radość i zadowolenie z tego co wspólnie tworzymy.

Jednym z kluczowych projektów Skry jest Akademia. Pamięta pan pierwszy nabór do niej?
– Pierwszym rocznikiem z prawdziwego zdarzenia był 2000. W dwa dni przyszło ponad 80 osób na pierwszy etap selekcji. To był bardzo dobry rocznik i w Częstochowie mieliśmy naprawdę duże sukcesy. Ten rocznik prowadził m. in trener Robert Siuda. Później bardzo konsekwentnie rozwijaliśmy naszą Akademię, a teraz wygląda to już naprawdę bardzo fajnie.

Kolejny projekt to Szkoła Mistrzostwa Sportowego „Nobilito”. To chyba kolejny projekt, który daje dużą satysfakcję?
– Pomysł narodził się cztery lata temu, jak mieliśmy styczność z GTF-em, czyli Grupą Trenerów Futbolu. Rozmawialiśmy wiele nad tym, jak usprawnić szkolenie, jak ułatwić dzieciom i rodzicom profesjonalny trening. Padł pomysł utworzenia szkoły. Ja zwiedziłem też kilka SMS-ów w Polsce, pojechałem zobaczyć jak to wygląda i na bazie tego zbudowaliśmy program tego wszystkiego co teraz funkcjonuje w „Nobilito”. Cały czas ten program zresztą uaktualniamy i projekty, które być może niedługo ujrzą światło dzienne będą jeszcze fajniejsze. Szkoła się rozbudowuje, widzimy efekt pracy tych wszystkich grup, mamy to usystematyzowane. Dzieci mają czas wolny po szkole o 16.30. Coraz więcej rodziców obdarza nas zaufaniem i dzieciaki z różnych rejonów Częstochowy jak i okolicznych miejscowości mogą trenować. Mamy nawet dzieci, które codziennie dojeżdżają do szkoły ponad 100 kilometrów, to pokazuje że projekt idzie w dobrym kierunku.

Dewizą Skry zawsze była gra swoimi wychowankami, ludźmi z Częstochowy. Jak obecnie wygląda scouting w naszym klubie?
– Obecnie trzech trenerów zajmuje się scoutingiem. Nie wygląda to może tak jak w tych największych akademiach, ale staramy się działać na miarę naszych możliwości. Cieszy mnie to, bo tej zimy pozyskaliśmy sześciu zawodników do Szkoły, co jest bardzo ważną rzeczą, bo przekonać kogoś w okresie przejściowym między semestrami naprawdę nie jest łatwo. Cały czas pracujemy, trenerzy Czok, Suszczyk i Pikoń robią bardzo fajną robotę. Mamy kolejnych zawodników, którzy przychodzą. Piszą do nas nawet rodzice dzieci z Ukrainy, którzy chcą się przeprowadzić do Polski, kiedy mogą przyjechać na testy. Mieliśmy pismo rodzica zawodnika, który trenuje w Dynamie Kijów. To tylko pokazuje, że nasi scouci dobrze działają. Zobaczymy jak wypadną kolejne testy, które zaplanowaliśmy na 5-6 kwietnia.

Na chwilę przenieśmy się jeszcze w czasie. Pamięta pan budowę pierwszego trawiastego boiska przy Loretańskiej?
– Minęło już trochę czasu od tamtej budowy, licznik szybko bije. Pamiętam, jak tworzyliśmy to od podstaw. Dużą satysfakcję sprawiało mi jak dosiewaliśmy jakąś trawę, jeździłem za jakąś specjalną agrowłókniną, podlewaliśmy to. Będąc na urlopie zastanawiałem się ile za 2-3 tygodnie tej trawy urośnie. Poznałem działalność klubu naprawdę od podstaw, staramy się dobrze wykorzystać tą wiedzę dalej. To były fajne czasy, bo byliśmy odpowiedzialni za wszystko, mogliśmy dzięki temu zebrać bardzo dużo doświadczenia.

W swoim CV może się też trener Musiał pochwalić stażem zagranicznym, konkretnie w Holandii.
– Byliśmy w NEC Nijmegen, mieliśmy tam spotkania załatwione przez trenera Jacka Moskwę. Pojechaliśmy z grupą kilku trenerów z województwa śląskiego do zespołu, który grał w drugiej lidze holenderskiej i tam mieliśmy z edukatorem holenderskiego związku tygodniowe wykłady, jeśli dobrze pamiętam nazwisko to nazywał się Van Hoppen. Dało nam to bardzo dużo ciekawych informacji, wykłady odbywały się po angielsku. Mogliśmy zwiedzić ich bazy i przyglądać się treningom, rozmawiać z niektórymi trenerami na obiektach NEC Nijmegen czy PSV Eindhoven. Dla nas było to naprawdę ogromne doświadczenie, to był duży przeskok. Zobaczyliśmy inną mentalność prowadzenia zajęć. Był z nami wtedy również obecny trener pierwszego zespołu Paweł Ściebura. Później miałem możliwość jeszcze odbycia stażu w u nas, w ekstraklasowych zespołach, uczyłem się od trenera Fornalika, byłem u trenera Skorży w Legii, dzięki Jackowi Magierze miałem też możliwość podejrzenia pracy trenera Urbana. Mnie zawsze poza stroną stricte treningową interesowała też organizacja klubu, infrastruktura, jak to wszystko funkcjonuje. Na Legii miałem okazję porozmawiać z koordynatorem Akademii panem Mazurkiem, który też bardzo wiele ciekawych kwestii mi wyjaśnił na temat modelu, struktury i filozofii ich Akademii. Zawsze mnie to interesowało, dlatego też teraz trochę więcej czasu spędzam za biurkiem niż na boisku. Niestety, ale wymaga to wszystko poświęcenia czasu w gabinecie.

To co zaobserwował pan w Holandii, Legii czy w innych klubach udało się w jakimś stopniu przenieść do Skry?
– Na pewno zawsze coś można przenieść, z czegoś skorzystać. Dla nas taką kulminacją w zmianie mentalności do pracy to były spotkania z Grupą Trenerów Futbolu. Bardzo dużo się wtedy nauczyliśmy, wspólnie wypracowaliśmy filozofię i model gry. Przerobiliśmy programy szkoleniowe, które teraz funkcjonują. Tak przykładowo z Holandii zaczerpnąłem te bramki, które tutaj widać przez okno (zdjęcie). To jest coś co zobaczyłem na PSV Eindhoven i zaraz po przyjeździe namówiłem prezesa, żeby zainwestować parę złotych właśnie w te bramki. Myślę, że z 6-7 lat na pewno mają i cały czas nam służą.

 

Gdy powstawała Akademia Skry przypuszczał pan, że kiedyś będzie jedną ze 100 najlepszych w Polsce? Mam tu na myśli Złotą Gwiazdkę PZPN jaką otrzymaliśmy.
– Słowo Akademia to jest chyba troszkę na wyrost mimo wszystko w stosunku do nas. Na pewno poprawiliśmy standardy pracy. Cieszę się, że mam dobrą kadrę trenerską, która bardzo solidnie pracuje, natomiast Akademie to mają te największe kluby jak Zagłębie Lubin, Jagiellonia Białystok, Pogoń Szczecin, Legia, Lech. To są kluby, które mogą szczycić się nazwą Akademia. My mamy podmiot, który szkoli młodych ludzi coraz lepiej. Po to pracujemy, żeby mieć coraz lepsze efekty. Myślę, że po tych 20 latach mojej pracy jest to jak na naszą skalę na całkiem fajnym poziomie. Cieszę się, że coraz więcej dzieci i rodziców nam ufa. To są efekty tego co robimy.

Rozmawiamy po pierwszym wiosennym meczu naszych seniorów. Niestety w Polkowicach przegraliśmy, a już w ten weekend czeka nas bardzo ważne spotkanie z Elaną Toruń.
– W takim klubie jak nasz, ta głowa projektu, czyli pierwsza drużyna jest bardzo istotnym elementem, na który wszyscy patrzymy, czy to grupy młodzieżowe, trenerzy, rodzice. Jak jest dobrze to wszyscy w poniedziałek są szczęśliwi, jak jest porażka to początek tygodnia wygląda nieco gorzej. Najważniejsze teraz jest to, aby trener Ściebura odbudował zespół mentalnie, bo doskonale zdaję sobie sprawę, że drużyna bardzo dobrze przepracowała okres dwóch miesięcy przerwy i wyglądają dobrze fizycznie. Poprawić trzeba mental, zapomnieć o pierwszym meczu, wyjść na mecz z Elaną i powalczyć o wygraną. Celem jest utrzymanie drużyny. Ja wierzę, że ten cel jest jak najbardziej do zrealizowania, tylko chłopaki muszą w siebie uwierzyć.

Rozmawiał Mariusz Rajek

.

.